Upiory lustracji

Upiory lustracji

W październiku 1999 r. Sąd Lustracyjny odrzucił oskarżenie Rzecznika Interesu Publicznego i uznał, że Wiesław Chrzanowski nie był tajnym współpracownikiem SB.

Dowody, które Rzecznik przedstawił, a raczej ich brak, zadecydowały. Były marszałek Sejmu, dziś senator RP, został oczyszczony z zarzutów.

W wyroku sądu był element sprawiedliwości dziejowej, Wiesław Chrzanowski, jak mało kto, doświadczył zła od PRL-u i, jak mało kto, zasłużył się opozycji demokratycznej. W czasach „Solidarności” wiele miesięcy spędził w celi śmierci. Gdy odzyskał wolność szykanowano go w inny sposób – utrudniając pracę w zawodne, spychając na margines. UB a polem SB „czuwały” nad nim przez całe dorosłe życie. W  czasach „Solidarności” był jednym z autorów statutu związku, czołowym doradcą.

Jeden z niekwestionowanych autorytetów opozycji demokratycznej, ojciec duchowy całej rzeszy polityków – dzisiejszych posłów, ministrów, wpływowych dziennikarzy, nie doczekał lekkich czasów w III RP. W 1992 r. na swej liście umieścił go Antoni Macierewicz. Później w kampanię opluwania Chrzanowskiego zaangażowała się „Gazeta Polska”. Wreszcie, po przyjęciu ustawy lustracyjnej, atak na dzisiejszego senatora prowadził zastępca Rzecznika Interesu Publicznego – Krzysztof Kauba.

Pierwszy atak Kauby został w październiku przez Sąd Lustracyjny odparty. Ale gdy ogłaszano niewinność senatora, zastępca Rzecznika Interesu Publicznego już zapowiadał, że od wyroku złoży odwołanie. I złożył. W ubiegłym tygodniu, podczas jawnej rozprawy sądu II instancji, zarzuty Kauby, dowody, na podstawie których opierał swoje oskarżenie, mogli poznać także dziennikarze. Te dowody były od dawna znane i czytelnikom biografii byłego marszałka Sejmu – trzy razy spotkał się w kawiarni z oficerem SB, w ramach prowadzonych przez SB tzw. rozmów ostrzegawczych. Wtedy, dla Chrzanowskiego, były memento – oto jesteśmy, czuwamy, obserwujemy. Dla Rzecznika interesu były oznaką współpracy.

Sąd po raz drugi oczyścił Wiesława Chrzanowskiego. Kauba zapowiedział, że od wyroku złoży kasację…

I w tych „dowodach”, i w tym uporze Kauby jest coś głęboko chorego. Człowiek przez całe dorosłe życie prześladowany jest oskarżany przez kogoś, kto PRL przeszedł bez szwanku, a pazury wyrosły mu dopiero po roku 1989. „Przerażające, że to, co się nie udało SB, realizuje dziś rzecznik, który mieni się Rzecznikiem interesu Publicznego” skomentował to, w pełnym emocji wstawieniu mecenas Tadeusz de Virion, obrońca Wiesława Chrzanowskiego, i trudno tu o lepszą diagnozę. Ale też trudno przypuszczać, by słowa te otrzeźwiły lustratorów, tak chętnie szafujących oskarżeniami. Ich dzisiejsze wojny to odprysk sporu o PRL, sporu o przyzwoitość. Sędziowie Kauba i Nizieński i cała gromada im podobnych, łącznie z Marianem Krzaklewskim, w czasach PRL-u swą wrogość do ustroju wykrzykiwali późną nocą w poduszkę. Teraz chcą przekonać siebie i świat, że to oni byli tymi lepszymi, bo ci lepsi splamili się ”współpracą”. Nie bacząc, że opluwanie uczciwych ludzi na podstawie takich argumentów, kompromituje ich i zawodowo, i moralnie.

„Nie mam do niego żalu. Wykonuje swoją pracę” – to słowa Wiesława Chrzanowskiego, pytanego po rozprawie, co sądzi o swoim oskarżycielu. Jest w tych stawach bolesna logika. Są ludzie od takich brudnych zadań. I wypełniają swoją rolę. Nawet z zapałem. I w PRL-u, i w III RP. Ale to nie znaczy. że trzeba uznawać ich zaraz za moralne autorytety.

Wydanie: 11/2000, 2000

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy