Uratował go SMS

Uratował go SMS

Przepraszam, że zawracam ci głowę, ale chcę popełnić samobójstwo – napisał student ze Słubic do nieznanej dziewczyny

Sylwię Klonowską, 26-letnią mieszkankę 11-tysięcznego Koronowa pod Bydgoszczą, obudził w nocy brzęczyk telefonu komórkowego. Spojrzała na zegarek. Była 1.20, więc nie podniosła słuchawki. Ale wkrótce komórka rozdzwoniła się po raz drugi.
– Skąd jesteś? – zapytał jakiś chłopak.
– Z Koronowa – odpowiedziała zaskoczona.
– A gdzie to jest? – chciał wiedzieć nocny rozmówca. A wtedy ona skończyła rozmowę, bo pomyślała, że ktoś sobie stroi głupie żarty.
Gdy próbowała ponownie zasnąć, usłyszała znów sygnał z komórki. Tym razem to był SMS: „Mam 23 lata. Wybrałem twój telefon losowo. Po prostu wystukałem na klawiaturze swoją datę urodzenia. Przepraszam, że zawracam ci tym głowę, ale chcę popełnić samobójstwo. Nie mam jeszcze napisanego listu pożegnalnego. Bo wszystko robię na ostatnią chwilę. Ale wiem, jak chcę odejść”.
Sylwia Klonowska: – Nie wiedziałam, jak potraktować to wyznanie. Pewnie to jakiś ponury żart chłopaka, który nie może spać – myślałam. Ale za chwilę pytałam samą siebie: – A jeśli to prawda?!

Dlaczego?

Wykasowała zaskakujący SMS, ale długo nie mogła usnąć. A nazajutrz ciągle myślała o samobójcy z telefonu i nie potrafiła skupić się na pracy w Koronowskim Miejsko-Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej. W końcu około godziny 11 zadzwoniła do chłopaka, żeby zapytać: – Dlaczego chcesz to zrobić?
Ale wtedy on już nie chciał rozmawiać. Krótko poinformował, że wszystko już jest zaplanowane i żadne rozmowy tego nie zmienią. Po czym odłożył słuchawkę. Jednak wkrótce napisał, że wybrał śmierć przez powieszenie.
Coś było takiego w jego SMS-ach i wcześniej w jego głosie, że mu uwierzyła. Zawierzyła instynktowi pracownika socjalnego, choć dopiero od 10 miesięcy pracuje w pomocy społecznej. Pobiegła na pobliski komisariat policji. – Sprawdźcie to – poprosiła. Na policyjnym zegarze dochodziła godzina 12.00.

Coś w głosie

38-letni sierżant sztabowy Ryszard Siekierski, policjant z 18-letnim doświadczeniem, wysłuchał młodej kobiety cierpliwie, ale nie uwierzył w samobójcze zamiary dzwoniącego. – Pomyślałem, że to szczeniacki wybryk. I uznałem, że w tej sytuacji problemem dla mnie jest raczej Sylwia Klonowska. Bo widziałem, że była przejęta. A nie chciałem, żeby poczuła się zlekceważona – wspomina. Żeby ją uspokoić, zadzwonił do rzekomego samobójcy.
Chłopak odebrał telefon, ale nie chciał rozmawiać. Potwierdził tylko, że chce się powiesić. Miał spokojny głos i coś takiego w tym głosie… Sierżant Siekierski: – Pomyślałem, że to jednak nie są żarty…
I odtąd policjant zaczął dzwonić co kilka minut. Raz, drugi, trzeci, czwarty… W końcu chłopak odebrał. – Jest pan uparty, więc porozmawiamy. Ale nie teraz. Proszę podać numer telefonu, a ja dam panu strzałkę – taki sygnał – kiedy pan może zadzwonić – zadecydował chłopak i przerwał połączenie.
Właśnie wtedy w Koronowie zaczęło się wielkie namierzanie samobójcy. – Nie ukrywam, że byłem sceptyczny. Zwłaszcza gdy się zorientowałem, że to telefon z Heyah, a więc bezabonamentowy – nie kryje szef Siekierskiego, komendant Sławomir Grzegorczyk. Ale wspierał podwładnego, którego ceni właśnie za umiejętność rozmowy z ludźmi. Jeśli ktoś może wyciągnąć od samobójcy jego nazwisko i adres, to tylko Siekierski! Niech próbuje. Może zdoła mu pomóc.
Wkrótce samobójca próbował skontaktować się ponownie z Sylwią Klonowską. Dzwonił kilka razy. Ale ona bała się odebrać. W końcu zaczął wysyłać SMS-y. Klonowska: – Napisał mi: „to, że poszłaś na policję, nic nie da. Ale to dobre dla spokoju sumienia. Dlatego rozumiem twój krok”. W ostatnim SMS-ie zapytał mnie o imię.
To wszystko zdenerwowało ją jeszcze bardziej. Zaczęła się zastanawiać, czy nie lepiej było posłuchać mamy i męża, którzy radzili machnąć ręką na wszystko i nie zawracać głowy policji.

Szukanie igły

Gdy chłopak puścił obiecaną „strzałkę” do sierżanta Siekierskiego, w komisariacie już wiedzieli, że dzwoni ze Słubic w Lubuskiem. Ale Słubice to nie wioseczka, tylko 25-tysięczne miasto, więc bez bardziej szczegółowych informacji dotarcie do samobójcy przypominałoby szukanie igły w stogu siana. Dlatego sierżant zaparzył sobie kawę, trochę trzęsącymi się z emocji palcami wykręcił numer i rozpoczął chyba najtrudniejszą w swoim życiu rozmowę. Rozmowę nerwową, wielokrotnie przerywaną przez zdesperowanego chłopaka.
– Dyskutowałem z nim o wszystkim. Nawet o polityce i przyszłości. Szybko przeszliśmy na ty – wspomina Siekierski. – Łukasz powiedział, że tylko z dwoma osobami w życiu rozmawiało mu się tak dobrze. Ze mną i z jakimś menelem, który zaczepił go, żeby wyżebrać papierosa…
Mówił, że ma 23 lata. Jest studentem. I nie lubi swoich studiów. Czuje się ciężarem dla rodziny i nie widzi sensu dalszego życia. Chętnie też opisywał szczegóły planowanego zabójstwa. Że rodzice pojechali na zabieg, a siostrę wysłał do sklepu po prezent. Opisał pokój, w którym siedzi, i sznur, na którym zawiśnie. Ale nie chciał zdradzić ani adresu, ani imienia i nazwiska.
– Daj sobie pomóc przez specjalistę. Nie zostawiaj mnie z tym problemem – naciskał Siekierski.
– Przykro mi. Nic nie da się zrobić – odpowiedział Łukasz.
O godz. 16.00 Sylwia Klonowska dostała ze Słubic pustego SMS-a. I nie mogła się opędzić od najczarniejszych myśli.

Kilometr od tragedii

40 minut później, w kolejnej rozmowie sierżant usłyszał:
– Właśnie piję ostatnie piwo. Jeśli zadzwonisz za siedem minut, będziesz obecny przy tym.
– Daj mi 15 minut, bo mam teraz dużo roboty – próbował przeciągać zdenerwowany do granic Siekierski.
– Dobrze, dam ci 12 minut. Ale już nic i tak nie zmienisz. Dlatego mogę ci już powiedzieć wszystko – odpowiedział słubiczanin spokojnie. I podał swoje nazwisko oraz dokładny adres. Sierżant spojrzał na zegarek. Była 17:05.
Za pół minuty wszystkie dane mieli już policjanci w Słubicach.
– Okazało się, że Łukasz mieszka niecały kilometr od naszej komendy. W starej kamienicy. Dwóch policjantów, którzy stali najbliżej dyżurnego, błyskawicznie pojechało pod wskazany adres. Bali się, że nie zdążą. Bo wyważanie drzwi przecież zabiera trochę czasu – wspomina dramatyczne chwile Jarosław Chojnacki, rzecznik prasowy słubickiej Powiatowej Komendy Policji.
Siekierski zadzwonił do Słubic o 17.17. Łukasz nie odebrał już telefonu.
Kilkanaście, a może kilkadziesiąt sekund później, gdy słubiccy policjanci przycisnęli dzwonek u drzwi samobójcy, z mieszkania natychmiast wybiegła dziewczyna – siostra Łukasza – i z płaczem błagała o pomoc. Weszła do mieszkania chwilę wcześniej i zdążyła ściągnąć na podłogę wiszącego na sznurze brata.
– Policjanci przecięli sznur ciągle mocno zaciśnięty na szyi studenta. Rozpoczęli akcję reanimacyjną i wezwali pogotowie, które zawiozło nieprzytomnego samobójcę do szpitala – relacjonuje Chojnacki.
Siekierski na wieść, że Łukasz żyje, zapalił papierosa. Pierwszego od dwóch miesięcy. Dopiero wtedy zauważył, jak bardzo trzęsą mu się ręce. – Emocje długo nie chciały puścić. Nie mogłem zasnąć do 3 rano – wspomina sierżant.

Nigdy więcej!

Komendant Grzegorczyk z Koronowa jest dumny z Siekierskiego: – Po pierwsze, nie zlekceważył sprawy. A przecież mógł machnąć ręką. Niestety, mamy bardzo dużo lewych telefonicznych zgłoszeń. Ludzie dzwonią, najczęściej po pijaku, i opowiadają niestworzone historie. Po drugie, potrafił rozmawiać, nawiązać kontakt. Zdobył zaufanie desperata. Właśnie taki człowiek jak Ryszard powinien siedzieć w każdej policyjnej dyżurce! – podkreśla komendant i nie ma wątpliwości, że to efekt kilkunastoletniej pracy sierżanta w charakterze dzielnicowego. To właśnie w terenie nauczył się trudnej sztuki rozmawiania z ludźmi.
38-letni policjant może nawet dostanie nagrodę. Podinspektor Grzegorczyk wystąpił już z odpowiednim wnioskiem.
U przełożonych zapunktowała również Klonowska. – Cieszę się, bo o pracownikach pomocy społecznej zwykle się mówi, że są zimni, bezwzględni i nieczuli. A zachowanie Sylwii najlepiej pokazuje, że nie brakuje w naszych szeregach wrażliwych i odpowiednio reagujących ludzi – mówi Dariusz Karwat, kierownik MGOPS w Koronowie. I on myśli o nagrodzie dla swojej pracownicy.
Ale Sylwii Klonowskiej nie cieszy chyba perspektywa nagrody: – Wspaniale, że Łukasz żyje. Bo to najważniejsze. Ale pragnęłabym o tym wszystkim jak najszybciej zapomnieć. I nie chciałabym już otrzymać od niego żadnego telefonu. Bo to były okropne chwile. Dlatego wkrótce zmienię numer telefonu – zapowiada.
– Mam nadzieję, że już nigdy więcej nie będę musiał prowadzić takich rozmów – wtóruje kobiecie sierżant Siekierski. – I nie życzę tego nikomu…

PS Imię studenta ze Słubic zostało zmienione


Dlaczego zadzwonił
Prof. Roman Ossowski, dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy: – To, co się zdarzyło w Słubicach, to klasyczny, podręcznikowy przykład próby samobójstwa. Jego SMS-y i telefony były dramatycznym komunikatem do społeczeństwa, rodziny i najbliższych: „Ja do nikogo nie przynależę. Jestem samotny. I nie chcę tak dalej”. Niestety, bez wątpienia zawiedli go bliscy ludzie. Po prostu chłopak nie otrzymał wsparcia w chwili ekstremalnego napięcia psychicznego. I sięgnął po sznur.
A w takich sytuacjach niewiele trzeba, żeby nie doszło do tragedii. Wystarczy słuchać. Wykazać zainteresowanie. Nawet nie trzeba radzić. Taki nieskomplikowany, ale długotrwały kontakt pozwala zdesperowanej osobie złagodzić napięcie. I porzucić samobójcze zamiary. Dlatego tak ważne są telefony zaufania, zwane czasami telefonami nadziei.
W przypadku studenta ze Słubic – jak sądzę – nie obejdzie się bez leczenia farmakologicznego i terapii psychologicznej. Po prawidłowym leczeniu i naprawie jego relacji z najbliższymi chłopak może już nigdy nie targnąć się na własne życie. Bardzo ważne jest teraz, żeby nie robić wokół niego sensacji i nie pomagać mu na każdym kroku. On potrzebuje spokoju i pomocy specjalistów. Musi sam się uporać ze swoimi problemami w przyjaznym otoczeniu najbliższych.

 

Wydanie: 2006, 43/2006

Kategorie: Reportaż

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy