Uzdrowiciele czy zabójcy

Ciężko chory człowiek sprzeda mieszkanie, zapożyczy się w banku, wyda ostatni grosz, byle tylko wyzdrowieć. Na ludzkim nieszczęściu żerują szarlatani

Różnorakie mieszanki ziołowe z Bliskiego i Dalekiego Wschodu, kurkuma, złoto gór Kaukazu, witamina B17 z pestek moreli polecana jako „alternatywny sposób leczenia chorób nowotworowych” to tylko ułamek rzekomo uzdrawiających specyfików, którymi handluje się w internecie bez żadnych ograniczeń i kontroli. Wystarczy złożyć zamówienie i zapłacić. Przesyłkę dowiezie na miejsce kurier. Jeśli komuś nie odpowiadają ziółka, może wypróbować sproszkowaną hubę, zafundować sobie koloidalne złoto czy nanosrebro, zastrzyki z jemioły w brzuch, lewatywę z kawy albo przejść na dietę dr. Gersona, o której można przeczytać, że jest sześciokrotnie skuteczniejsza od operacji chirurgicznej, chemio- i radioterapii. – Syn jednej z pacjentek, cierpiącej na raka odbytnicy z przerzutami do wątroby, z dumą mówił mi, najwyraźniej oczekując pochwały z mojej strony, że zafundował matce złoto koloidalne. Po 1000 zł za ampułkę – mówi dr Maciej Pysz, ordynator Oddziału Radioterapii Beskidzkiego Centrum Onkologii w Bielsku-Białej.
Jak to możliwe, że przy tak potężnym arsenale specyfików, które rzekomo są w stanie zdziałać cuda, co roku z powodu nowotworów umiera w Polsce ponad 90 tys. osób? Odpowiedź jest prosta: żaden nie leczy raka.

Uzdrowiciel za kratkami

W czerwcu 2010 r. warszawski sąd okręgowy skazał na siedem lat więzienia 52-letniego Zygmunta B., z zawodu budowlańca, który oszukał co najmniej 50 osób, sprzedając im preparat ze sfermentowanych soków warzywnych i ziół jako lek na raka. Wmawiał ludziom, że ich wyleczy, jeśli przerwą terapię onkologiczną i przejdą trzymiesięczną kurację produkowanym przez niego specyfikiem. W trakcie procesu nie potrafił jednak dowieść jego skuteczności. Nie potwierdzili jej również powołani na jego wniosek świadkowie. Część pokrzywdzonych nie doczekała nawet pierwszej rozprawy.
Oszust podawał się za biochemika lub biologa. Zapewniał chorych, że jego uzdrawiające środki produkowane są zgodnie z procedurami naukowymi. Jak się jednak okazało, wytwarzano je w wynajętej hali, z mieszanki jemioły, czosnku, huby, nagietka, owoców bzu, liści orzecha włoskiego, kłącza tataraku, bratka, łopianu, żywokostu i wężownika. Policjanci zabezpieczyli ponad
1,7 tys. butli podejrzanej mikstury, na sprzedaży której znachor zarobił w ciągu siedmiu lat ponad 2 mln zł. W sądzie tłumaczył, że chciał tylko pomóc chorym…
Zygmunt B. miał niebywały dar przekonywania. Wielu chorych posłuchało go i przerwało terapię przeciwnowotworową, łudząc się, że jego mikstura ich uleczy. Zygmunt B. wmówił im, że chemioterapia jest szkodliwa i oszukańcza, że tylko jego kuracja gwarantuje stuprocentowe wyleczenie. Kłamał, że wyleczył dziennikarza TVN Kamila Durczoka i nieżyjącego już Jacka Kaczmarskiego, barda „Solidarności”. Żeby być bardziej wiarygodnym, kazał się zwracać do siebie: „Panie profesorze”. Nie można było dostać się do niego wprost z ulicy, przyjmował tylko osoby z polecenia. Zalecał im kurację, która kosztowała majątek. Za dzienną dawkę bezwartościowego płynu kazał sobie płacić ok. 700 zł. Łatwo wyliczyć, ile kosztowała cała kuracja.
Rodzina jednej z jego pacjentek, młodej kobiety chorej na raka jajnika, sprzedała mieszkanie, żeby zdobyć pieniądze na produkowane przez niego ampułki. – Pacjentka piła je w trakcie chemioterapii. Miała bardzo poważne powikłania, ale nie chciała nawet słyszeć o ich odstawieniu. Próbowałam przekonać i ją, i jej męża, żeby tego nie robiła. Nie chcieli mnie słuchać. Byli na mnie obrażeni. Zwłaszcza on. Oskarżał mnie, że próbuję im odebrać ostatnią nadzieję, którą dał im ten człowiek – wspomina Mariola Kosowicz, psychoonkolożka i psychoterapeutka z Centrum Onkologii w Warszawie, która była świadkiem w procesie Zygmunta B.
Po śmierci żony mężczyzna zmienił zdanie i zdecydował się zeznawać w sądzie przeciwko bezwzględnemu oszustowi. Bezwzględnemu i bezczelnemu, bo nie wahał się wlać swojego cudownego eliksiru do ust umierającemu 29-latkowi. Tak go omamił obietnicami, że młody człowiek zrezygnował z leczenia w Centrum Onkologii. A kiedy zmarł, wyłudzacz przyszedł na pogrzeb z ogromnym wieńcem.
– Pamiętam, jak żona tego młodego mężczyzny mówiła mi, że nie ma już pieniędzy, ale jeszcze się zapożyczy, żeby kupić następną porcję ampułek. Mieli maleńkie dziecko… – wzdycha Mariola Kosowicz, która odwiedzała 29-latka w domu.

Kryminał za opóźnianie leczenia

Magda Prokopowicz, pomysłodawczyni i założycielka fundacji Rak’n’Roll Wygraj Życie!, od kilku lat dzielnie walczy z chorobą nowotworową. Bardzo dobrze pamięta dzień, kiedy została u niej wykryta. Była przerażona. Myślała o rodzicach, którzy umarli na raka… Potrzebowała wsparcia psychicznego, rozmowy, kilku słów otuchy, tymczasem od lekarzy usłyszała tylko suchą diagnozę: rak piersi. – Powinnam wtedy trafić do psychoonkologa – mówi.
Problem w tym, że zamiast do psychoonkologa, do którego nikt jej nie skierował, trafiła do… gabinetu medycyny naturalnej. Poleciła jej go koleżanka, tak jak ona chora na raka piersi. Na dzień dobry dostała w nim to, czego nie dali jej lekarze – pocieszenie. Dlatego przychodziła do gabinetu niemal codziennie przez osiem miesięcy, płacąc za każdą wizytę 80 zł. Nikt nie szczędził czasu na rozmowę, wciąż słyszała zapewnienia, że zostanie wyleczona. Nie protestowała więc, kiedy po masażach drewnianymi kołkami miała sine stopy. Ponoć był to namacalny dowód, że choroba z niej wychodzi. W szybkim zdrowieniu miały jej pomóc także chińskie leki, za które pobierano dodatkowe pieniądze.
– Mam całą torbę tych leków, żaden nie ma atestu. Przydadzą się jako dowód w sprawie, którą wniosę do prokuratury, jak tylko uporam się z kolejnym nawrotem choroby – zapowiada Magda Prokopowicz.
Według niej za mamienie chorych na raka obietnicą stuprocentowego wyleczenia i zniechęcanie ich do chemioterapii powinien grozić kryminał. – Nawet onkolodzy nie mówią nigdy, że wyleczą kogoś w stu procentach – dodaje. I apeluje do chorych, żeby nie przerywali terapii przeciwnowotworowej i nie marnowali cennego czasu na medycynę niekonwencjonalną, bo ona nie tylko nie pomaga, ale może zaszkodzić. Na pytanie, czy ośmiomiesięczna „kuracja” w gabinecie medycyny naturalnej mogła mieć jakiś wpływ na wyniki jej leczenia i nawroty choroby, Magda Prokopowicz nie jest w stanie jednoznacznie odpowiedzieć. Nie ma jednak wątpliwości, że to leczenie opóźniła i spowolniła.

Strzeżcie się pseudoleków!

Na adres mejlowy warszawskiego Klubu Kobiet po Mastektomii „Amazonki” co rusz przychodzi jakaś oferta czy zaproszenie na spotkanie z dystrybutorem środków wspomagających walkę z rakiem. – Nawet nie odpowiadamy na nie. Od początku istnienia organizacji przyjęłyśmy zasadę, że współpracujemy tylko z lekarzami medycyny konwencjonalnej – zastrzega w rozmowie z „Przeglądem” Elżbieta Kozik, szefowa warszawskich amazonek.
Zawsze znajdą się jednak osoby, które uwierzą w magiczną moc vilcacory, amigdaliny czy innego specyfiku. Zwłaszcza jeśli zostaną namówione do jego zakupu w szpitalu onkologicznym. Doskonale zdają sobie z tego sprawę naciągacze i oszuści, którzy wtapiają się w tłum pacjentów czekających przed gabinetem lekarza. Są bardzo rozmowni, chętnie opowiadają o zwycięskiej walce z chorobą, po czym proponują sprzedaż środka, dzięki któremu rzekomo udało im się z niej wyzwolić. Lekarze z regionalnego ośrodka onkologicznego działającego w strukturze Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. Kopernika w Łodzi dwa lata temu wypowiedzieli im wojnę. Nie mogli już dłużej patrzeć, jak wyłudzają od chorych pieniądze, wykorzystując ich dramatyczną sytuację. Naciągacze powoływali się przy tym na opinie lekarzy i nieistniejące badania naukowe. W ośrodku zawisły plakaty informujące, że onkolodzy nigdy nie zalecali preparatów, które są nieskuteczne, a często wręcz szkodliwe. „Wszystkie leki, których skuteczność została sprawdzona, otrzymacie Państwo w naszym szpitalu lub na stosowną receptę”, zapewniają lekarze. Ich akcja przyniosła efekty – na szpitalnych korytarzach coraz rzadziej widuje się dystrybutorów pseudoleków. – Być może to zasługa mediów, które piętnują takie przypadki – zastanawia się dr Janusz Sobotkowski z oddziału brachyterapii regionalnego ośrodka onkologicznego.

Śmiertelna dawka nafty

Szefująca Polskiemu Towarzystwu Pediatrii prof. Alicja Chybicka, kierownik Katedry i Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej Akademii Medycznej we Wrocławiu, od 36 lat zajmuje się leczeniem dzieci chorych na nowotwory. Wie, do czego mogą się posunąć zrozpaczeni rodzice. Szukają pomocy u bioenergoterapeuty, wydają majątek na zioła, które bardzo często nie tylko nie leczą, lecz także mogą wchodzić w szkodliwe interakcje z cytostatykami.
Pani profesor do dziś pamięta chłopca chorego na chłoniaka ziarniczego, choć od jego śmierci minęło już tyle lat. – Udało nam się wyprowadzić go z kryzysu. Mimo to zmarł. Ale nie z powodu nowotworu, tylko niewydolności nerek, bo jakiś znachor przekonał rodziców, żeby dawali mu do picia naftę – wspomina.
Innego pacjenta rodzice zabrali ze szpitala, żeby go leczyć metodami niekonwencjonalnymi. Kiedy opuszczał klinikę, miał zaatakowane węzły chłonne na szyi. Po pewnym czasie wrócił – z ziarnicą rozsianą. To, że żyje, zawdzięcza lekarzom i medycynie, która potrafi coraz lepiej radzić sobie z nowotworami. Skuteczność leczenia w tym typie nowotworu sięga 90%.
Za każdym razem, kiedy prof. Chybicka spotyka się z rodzicami pacjentów, apeluje do nich, że jeśli już muszą stosować jakieś niesprawdzone metody, niech informują o tym lekarza. I niech nie korzystają z nich w czasie leczenia chemią, bo może dojść do ciężkich powikłań. – Nieraz trzymałam w ręku ulotki jakichś specyfików nazywanych cudownymi lekami. Za każdym razem powtarzam rodzicom, że szkoda na coś takiego pieniędzy. Przecież gdyby to była taka genialna metoda, to cały świat już by o niej mówił, a my, lekarze, stosowalibyśmy ją w pierwszej kolejności – tłumaczy. – Trzeba być naiwnym, żeby uwierzyć, że koncerny farmaceutyczne prowadzące setki badań klinicznych przeoczą jakąś wartościową substancję, która może im dać gigantyczne dochody. Wszystkie leki o pochodzeniu biologicznym są bardzo skrzętnie badane – wtóruje jej prof. Jerzy Hołowiecki z Centrum Onkologii w Gliwicach, specjalizujący się w leczeniu nowotworów krwi i przeszczepach szpiku.

Oszustwa w białych rękawiczkach

Niektórzy pacjenci prof. Hołowieckiego, mimo że często udawało się u nich uzyskać remisję metodami konwencjonalnymi i choroba nowotworowa przez jakiś czas nie postępowała, również szukali pomocy u hochsztaplerów. Ci posługiwali się na ogół bardziej wyrafinowanymi metodami „leczenia”. Niektórzy byli nawet lekarzami z wykształcenia, co uwiarygodniało ich w oczach chorych. Przed laty w jednym z zagranicznych ośrodków oferowano terapię polegającą rzekomo na hodowli własnych komórek pacjenta, które po pewnej modyfikacji miały zwalczać komórki nowotworowe. Wielu ludzi dało się nabrać, mało kto był w stanie się zorientować, że to oszustwo. – Stosujący tę metodę lekarz powoływał się na fakty naukowe. Manipulował nimi, by stać się jeszcze bardziej wiarygodnym – mówi prof. Hołowiecki.
W USA były pracownik naukowy założył klinikę, w której „leczył” białaczki limfoblastyczne za pomocą przeciwciała monoklonalnego anty-CD19. Takie przeciwciało rzeczywiście istnieje, tyle że nigdy nie przeszło pełnego cyklu badań klinicznych i do dziś nie zostało wprowadzone do praktyki klinicznej. Właściciel ośrodka również powoływał się na badania naukowe, które interpretował po swojemu i tworzył na ich podstawie własną ideologię. Na wszelki wypadek podawał chorym również duże dawki cytostatyków, zabezpieczając się w ten sposób przed ewentualnymi roszczeniami finansowymi. – Znałem pacjentów, i to bardzo dobrze wykształconych, którzy skorzystali z tej oferty i zapłacili za kurację 40 tys. dol. – mówi prof. Hołowiecki.

Leczenie przez leżenie

Kazimierz Piotrowicz, twórca i właściciel Międzynarodowego Instytutu Zdrowia „Piokal” w Gliwicach, z zawodu mechanik, najpierw wymyślił wkładki biotermiczne do butów. Po nieudanym starcie w wyborach prezydenckich w 1995 r. zajął się bardziej dochodowym biznesem. Opracował bezinwazyjną terapię regulacji komunikacji komórkowych, opartą na leżeniu w specjalnym łóżku, zwanym bioenergotermodynamicznym. Miała ona leczyć z prawie wszystkich chorób, także nowotworowych. Jedna sesja kosztowała 1,5–2,5 tys. zł. Klientów kaperował m.in. w śląskich szpitalach. Nie wiadomo, ilu chorych dało się nabrać na jego łóżko. Zaufała mu nawet Opolska Kasa Chorych, która pokryła koszty leczenia jednego z pacjentów.
Przez wiele lat z Piotrowiczem bezskutecznie walczyła Śląska Izba Lekarska. Doniosła na niego do prokuratury, zarzucając mu, że oszukuje ludzi i leczy, mimo że nie ma do tego żadnych uprawnień. Postępowanie jednak umorzono, bo prokuratorzy nie doszukali się w jego działalności znamion przestępstwa. Przed oblicze Temidy trafił za poniżenie i narażenie na utratę zaufania lekarzy. Nazywał ich „gwardią pretorianów”, „szczwanymi lisami” i „szalonymi medykami dokonującymi na ludziach różnych doświadczeń”, „zgraną paczką, która jak potężne tornado wysysa pieniądze”, natomiast samorząd lekarski porównał do mafii opanowanej przez gangsterów. Dostał za to rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, musiał zapłacić grzywnę w wysokości 10 tys. zł i pokryć koszty procesu.

Bez gwarancji na wyzdrowienie

Mimo ogromnych postępów w medycynie nie udało się jeszcze wynaleźć panaceum na wszystkie nowotwory. Nadal sieją spustoszenie i budzą postrach na całym świecie. Według prognoz w 2025 r. zachoruje na nie 27 mln ludzi (w Polsce 176 tys.).
– Nie mamy na razie sposobu na zahamowanie wzrostu zachorowań na raka – przyznaje prof. Witold Zatoński, kierownik Zakładu Epidemiologii i Prewencji Nowotworów Centrum Onkologii w Warszawie. – Ale wiemy, jak obniżyć liczbę zgonów z jego powodu – dodaje.
Tajemnica sukcesu tkwi w jak najwcześniejszym rozpoznaniu wroga i jak najszybszym zniszczeniu go za pomocą odpowiedniej broni. – Im wcześniej pacjent zgłosi się do lekarza, tym większe są szanse na wyleczenie – przekonują onkolodzy i jako jeden z przykładów podają raka piersi. Obecnie kobieta, u której wykrywa się guz nowotworowy poniżej 1 cm, ma ponad 90% szans na przeżycie 20 lat. – Nie mamy stuprocentowych wyleczeń, ale postęp w onkologii jest tak duży, że uzyskujemy coraz lepsze wyniki – podkreśla dr Janusz Sobotkowski.
Elżbieta Kozik nie ma żadnych wątpliwości, że poziom leczenia nowotworów w Polsce nie odbiega od sytuacji w Europie Zachodniej. Dlatego radzi, żeby zaufać lekarzom. – Jeśli mamy jakieś wątpliwości, możemy je skonsultować z kimś innym albo zmienić lekarza, ale nie wolno rezygnować z leczenia – przestrzega.
Niestety, wielu chorych rezygnuje i skazuje się na śmierć. Nie tak dawno panią Elżbietę odwiedziła dobrze wykształcona i inteligentna dziewczyna. Przyszła z mężem. Przyznała się, że chodzi do znachora, który obiecał jej, że uwolni ją od raka. Zrobił jej na ciele ranę i kazał do niej przykładać czosnek, żeby z organizmu „wyszły wszystkie toksyny”. – Namawiałam ją, żeby wróciła do normalnego leczenia. Gdybym miała pewność, że medycyna konwencjonalna nie jest już w stanie jej pomóc, może mogłabym ją zrozumieć. Ale ona przerwała leczenie onkologiczne, żeby poddać się jakiejś pseudokuracji – mówi szefowa warszawskiego klubu amazonek.
– Pamiętam młodą dziewczynę z przerzutem mięsaka do płuca. Nie zgodziła się na wycięcie tego przerzutu i poszła do znachora, bo dawał gwarancję wyleczenia. Kilka miesięcy później wróciła na oddział, była umierająca – wspomina dr Maciej Pysz, ordynator Oddziału Radioterapii Beskidzkiego Centrum Onkologii w Bielsku-Białej.
Podobne historie zdarzają się również w innych szpitalach. Jedna z pacjentek Regionalnego Ośrodka Onkologicznego w Łodzi zgłosiła się na biopsję cienkoigłową. W jej piersi wykryto niewielki guzek. Lekarze zaproponowali operację, ale odmówiła. Wolała się leczyć niekonwencjonalnie. Kiedy wróciła do szpitala po kilku miesiącach, guz był już mocno rozrośnięty, a na piersi wytworzyło się owrzodzenie.
– Znachor tłumaczył jej, że to dobry objaw, bo guzek ropieje i się oczyszcza – wspomina dr Janusz Sobotkowski. Tymczasem guz był już nieoperacyjny. Kobieta wkrótce zmarła.

Bo dają nadzieję

Jak to możliwe, że w XXI w. ludzie nadal wierzą w gusła, czarownice i znachorów? W jaki sposób wytłumaczyć to, że dają się omamić pustymi obietnicami szarlatanów? Co takiego dzieje się w ich głowach, że bezgranicznie ufają oszustom, którzy za ciężkie pieniądze sprzedają im złudzenia?
Według prof. Hołowieckiego, chory człowiek, słysząc od lekarza, że już nic się nie da zrobić, szuka kogoś, kto da mu nadzieję.
– Próbuje walczyć. Chce jeszcze coś zrobić, żeby żyć – tłumaczy profesor. Dziwi go jednak, że osoby inteligentne i bardzo dobrze wykształcone, również lekarze, akceptują alternatywne metody.
– Lęk przed śmiercią zniekształca percepcję – tłumaczy Mariola Kosowicz. – Będąc na granicy życia i śmierci, inaczej postrzega się świat. Widzi się to, co chce się widzieć – nadzieję na życie. Nawet jeżeli jest to fałszywe i niebezpieczne.

Pomóc nie musi, a zaszkodzić może – rozmowa z dr Jarosławem Woroniem

Dr Jarosław Woroń, specjalista farmakologii klinicznej pracuje w Uniwersyteckim Ośrodku Monitorowania i Badania Niepożądanych Działań Leków przy Zakładzie Farmakologii Klinicznej Katedry Farmakologii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz na Oddziale Klinicznym Leczenia Bólu, Opieki Paliatywnej i Farmakologii Klinicznej Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.

 Dlaczego stosowanie ziół i różnych specyfików, którymi handluje się na bazarach i w internecie, jest takie niebezpieczne?
Ponieważ monitorowaniem bezpieczeństwa objęte są tylko oficjalnie zarejestrowane produkty lecznicze. Tymczasem pacjenci stosują bardzo często środki niewiadomego pochodzenia i o nieznanym składzie, np. zioła, na opakowaniu których jest podana tylko jedna informacja: pić trzy razy dziennie łyżkę. Po wypiciu takich ziół pojawiają się różnego typu działania niepożądane, od wysypki skórnej, nudności i wymiotów po znacznie bardziej poważne, ze śmiercią włącznie. Pamiętam taki przypadek. W 2009 r. zmarła kobieta, która wypiła ziółka zalecone jej przez znachora. Z przekazu rodziny wiem, że już w trakcie picia zaczęła się dusić, a zanim przyjechało pogotowie, nie żyła.
W trakcie leczenia onkologicznego, a zwłaszcza chemio- i radioterapii, występują różne powikłania. Lekarze je znają i wiedzą, jak sobie z nimi radzić. Gorzej, jeśli nałożą się na nie efekty tzw. działań pozamedycznych, które bardzo często potęgują działania niepożądane. Zdarza się, że podczas chemioterapii pacjenci przyjmują różne preparaty działające przeciwrodnikowo, zawierające m.in. selen, duże dawki witaminy C i E. W wielu przypadkach obniżają one skuteczność terapeutyczną chemioterapii.
 Co pan myśli, kiedy dowiaduje się, że na rynku znów pojawiły się jakieś cudowne leki na raka?
Myślę, że doszliśmy dzisiaj do miejsca, w którym szanse dla chorych na raka są związane tylko z medycyną opartą na faktach. Zapewniam panią, że gdyby udało się przeprowadzić kontrolowane badania z użyciem tych różnych ziół, preparatów, urynoterapii i innych metod oraz udowodnić ich skuteczność, to w każdej szanującej się klinice byłyby one dostępne dla pacjentów. Oczywiście nie chodzi o to, żeby potępiać wszystko w czambuł, bo znane są pojedyncze przypadki pacjentów, którzy wyjechali na kurację ziołową do Chin i wrócili stamtąd z remisją choroby. Niestety, najczęściej, kiedy stosowane są preparaty tzw. medycyny komplementarnej, obowiązuje zasada: pomóc nie musi, zaszkodzić może. A to oznacza, że pacjent, który decyduje się na takie metody, musi się liczyć z wystąpieniem różnych powikłań. Jeśli coś nie zostało przebadane i nie jest znany profil bezpieczeństwa, trudno nawet mówić o zarządzaniu ryzykiem. Gdy stosuje się chemioterapię, wiadomo, jakie mogą być powikłania, i tym ryzykiem się zarządza – poprzez odpowiednie podawanie leku, niegenerowanie zbyt wysokiej dawki pojedynczej, wprowadzanie odpowiednich odstępów między poszczególnymi dawkami, stosowanie czynników wzrostu dla układu krwiotwórczego, jeśli został uszkodzony przez cytostatyki. W zakresie medycyny komplementarnej takiej wiedzy nie mamy.
Zajmując się bezpieczeństwem stosowania leków, widziałem bardzo dużo powikłań związanych z bezkrytycznym stosowaniem preparatów pochodzących od zielarzy, znachorów i bioenergoterapeutów.
 Wiele osób twierdzi, że preparaty ziołowe są bezpieczne i zdrowe, więc można je stosować bez ograniczeń. Tymczasem często słyszałam od lekarzy, że niektóre mogą przyspieszać rozwój choroby nowotworowej.
Wiele preparatów może modyfikować funkcje układu immunologicznego lub hormonalnego i zmieniać charakterystykę choroby. Pacjentom trafiającym na oddział leczenia bólu i opieki paliatywnej w Krakowie bardzo często odradzamy stosowanie niektórych preparatów ziołowych, np. zawierających żeń-szeń, dziurawiec czy macierzankę. Widzimy bowiem, że w wyniku ich wpływu na farmakokinetykę leków, np. przeciwbólowych, może się zmieniać skuteczność terapii. W wielu krajach preparaty z dziurawca zostały z powrotem wprowadzone na receptę, ponieważ mogą powodować istotne zmiany polegające na zwiększaniu metabolizmu preparatów aktywnie metabolizowanych w wątrobie. Nie wolno nam również zapominać, że niektóre preparaty wykazują wraz z prowadzoną chemioterapią synergizm niekorzystnego działania na różne narządy. Interakcji leków cytostatycznych, suplementów diety i witamin poświęcono całe książki. Mnóstwa rzeczy jeszcze nie wiemy, dlatego jeśli coś nie jest konieczne, odradzamy to pacjentowi, ponieważ nie wiemy, jakie mogą być konsekwencje. Mamy za mało danych, byśmy mogli z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że to można bezpiecznie stosować, a tamto nie.
 Czy to prawda, że chorzy na raka nie powinni pić soku grejpfrutowego?
To prawda. Raczej odradza się picie soków cytrusowych i soku żurawinowego, ponieważ zawarte w nich bioflawonoidy mogą modyfikować działanie niektórych izoenzymów cytochromu p450, który może brać udział w metabolizmie niektórych leków przeciwnowotworowych. Z tych samych względów lepiej nie zażywać suplementów diety zawierających bioflawonoidy. Podsumowując, im mniej modyfikuje się chemioterapię, zażywając różne dodatkowe preparaty, tym lepiej, bo nigdy do końca nie wiemy, jakie mogą być tego konsekwencje.


Obłudne zastrzeżenia
Żeby uniknąć odpowiedzialności, na stronach internetowych propagujących „cudowne” leki zamieszcza się tego typu ostrzeżenia: „Informacje dostępne na tej stronie mają charakter wyłącznie edukacyjny i nie mają na celu diagnozowania lub leczenia w sensie medycznym. Za wykorzystanie informacji zawartych na tej stronie do celów innych niż edukacja nie ponosimy żadnej odpowiedzialności”.


Leczeniem zajmują się wyłącznie lekarze

Dr Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej

Na co dzień wszyscy, zarówno lekarze, jak i ich pacjenci, spotykają się z różnego rodzaju metodami, które mają pomóc w poprawie stanu zdrowia. Od wieków ludzie wierzą w różnorodne terapie i środki, po zażyciu których poczują się lepiej, w seanse i rozmowy mające wpływ na ich samopoczucie. Nikomu tej wiary nie można zabronić. Należy jednak być bardzo ostrożnym, kiedy mówimy o leczeniu. Leczeniem zajmują się wyłącznie lekarze. Kiedy mówimy o medycynie, mówimy o lekarzach i medycynie konwencjonalnej. Lekarzom nie wolno współpracować z osobami zajmującymi się leczeniem, ale nieposiadającymi do tego uprawnień. Jeżeli to robią – łamią zapisy Kodeksu Etyki Lekarskiej. Lekarzowi nie wolno się posługiwać metodami uznanymi przez naukę za szkodliwe, bezwartościowe lub niezweryfikowanymi naukowo. Nie mówię, że lekarz nie ma wyboru. Albo wybiera wykonywanie zawodu zgodnie z posiadaną wiedzą medyczną, albo zrzeka się tytułu lekarza i wybiera drogę propagowania metod niezweryfikowanych naukowo. Łączenie jednego i drugiego jest niemożliwe.


Trio oszustów za kratkami

Trzy lata temu w Niemczech zatrzymano oszustów, którzy sprzedali 150 umierającym na raka rosyjski dodatek do żywności Galavit. Preparat ten został dopuszczony w Rosji pod koniec lat 90. Nie przeszedł badań klinicznych, które potwierdziłyby jego właściwości lecznicze. Mimo to jeden z zatrzymanych, biznesmen, postanowił na nim zarobić. Zainwestował pieniądze w otwarcie specjalnego oddziału szpitalnego w pobliżu Kassel, gdzie za kurację pobierano od chorych 8,5 tys. euro! Jako organizator tego szalbierczego biznesu spędzi za kratkami siedem lat. Dwaj wspólnicy – lekarz i dziennikarz – posiedzą krócej. Lekarz dostał pięć lat i osiem miesięcy za to, że faszerował chorych „tajemniczym odkryciem rosyjskich naukowców”, dziennikarzowi zasądzono trzy lata za kłamliwe artykuły na temat rewelacyjnych wyników leczenia.

 

Wydanie: 11/2011, 2011

Kategorie: Zdrowie

Komentarze

  1. alkoholizm
    alkoholizm 31 maja, 2011, 23:30

    W naszym kraju takie rzeczy dzieją się codziennie. Zajmuję się leczeniem osób uzależnionych. Po wpisaniu w Google: leczenie alkoholizmu, ukazuje się kilkanaście reklam pseudo – ośrodków terapeutycznych. I tylko jeden działa legalnie. Właściciele pozostałych rzekomych klinik, ośrodków itd. świetnie zdają sobie sprawę, że żerują na cudzej chorobie. Wykorzystując cudze nieszczęście postanowili zarobić. To mnie nie dziwi, ale bierność władzy przeraża.

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Kalamazoo
    Kalamazoo 27 września, 2011, 15:43

    Dlaczego wiele ludzie wierzy znachorom zamiast lekarzom? Odpowiedź jest prosta, bo nie wierzą lekarzom i firmom farmaceutycznym, które ich zdaniem ich okradają, nota bene okradają podobnie jak znachorzy. Moja koleżanka zmarła po chemioterapii, w której każdy zastrzyk kosztował 1000 dolarów i musiała ich wziąć dwadzieścia. Czym się w tym przypadku różni firma farmaceutyczna sprzedająca swój preparat od pana sprzedającego swój preparat? Niczym.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • rower
      rower 3 czerwca, 2012, 14:11

      Dlaczego? Bo Ci co nie mają medycyny popartej faktami mają potężną oręż – czas i możliwość mówienia tego co chory chce usłyszeć… czyli,że wszystko będzie dobrze. A tymczasem nawet jeśli kuracje konwencjonalna kosztuje kilkanaście tysięcy miesięcznie ( podatników, nie chorego bezpośrednio) to otrzymuje on informacje,że leczenie jest paliatywne – nie prowadzące do wyleczenia a powikłanie mogą być poważne ze zgonem włącznie – podobnie jest w kuracjach radykalnych – nikt z lekarzy nie może dać 100%, że choroba zostanie wyleczona i że nie będzie powikłań – i tym też różni się firma farmaceutyczna od kojącego pana cudotwórcy – mówi ile na 1000 osób leczonych miało dany rodzaj powikłań ze śmiertelnymi włączenie…
      Leczenie konwencjonalne jest skuteczne ale nie w każdym przypadku i niesie ze sobą powikłania, dyskomfort, uprzedmiotowienie, leczenie alternatywne skuteczne nie jest a często bywa szkodliwe ale za to jesteśmy traktowani po „pańsku” nawet wieniec na pogrzeb przyniosą…

      Odpowiedz na ten komentarz
    • Maciej Frankowicz
      Maciej Frankowicz 5 października, 2016, 17:42

      Czy zmarła z powodu chemioterapii czy z powodu choroby która była leczna.
      Firma oferuje lekarstwo które było wszechstronnie przebadane, lecz nie zawsze i w każdym przypadku skuteczne lecz dające pewną dużą szansę zatrzymania choroby
      Znachor sprzedaje tylko fałszywą nadzieję l pewną śmierć .

      Odpowiedz na ten komentarz
    • Misi
      Misi 31 października, 2018, 20:08

      A tym, że chemiterapia leczy wiele rodzajów raków. PRzykład? Moja mama pozbyła się chłoniaka DLBCL zlokalizowanego na wątrobie dzięki chemo-immuno terapii i żyje już 7 lat od czasu diagnozy i cieszy się dobrym zdrowiem. A czy ktoś wyleczył się wodą utlenioną? NIE!
      Organizm warto skutecznie wzmacniać i tu najlepiej sprawdza się liposomalna witamina C typu Ascolip oraz zbilansowana dieta. Nie zaszkodzą nutridrinki, a wręcz pomogą. O wszystkim tym powinien informować onkolog prowadzący i dietetyk kliniczny, a tacy są przecież na oddziałach onkologicznych.

      Odpowiedz na ten komentarz
  3. maca
    maca 22 grudnia, 2011, 20:10

    WITAM!
    Czy ta wpaniała medycyna ma tak wielkie osiągnięcia że tak się chełpi?Oczywiście zdarzają się oszuści ale bez przesady!Ta wpaniała medycyna nikomu nie zaszkodziła tylko zioła zaszkodziły.Ile śmierci jest przez skutki uboczne leków chemicznych?O tym ani słowa.Mama moja po tabletkach na ciśnienie ma zrujnowaną wątrobę nerki i Bóg wie co jeszcze.Sama doświadczam negatywów stosowania różnych leków,można ksiązki by spisać.Lekarze nie myślą jak pomóc przez zapobieganie lub ewentualne eliminowanie chorób, nie mają o tym pojęcia.Choroby z czegoś się biorą.Tylko przepisać worek szkodliwych tabletek-innych nie ma.Nie szkalujcie czegoś bezpodstawnie co przynosi tyle pożytku.Chodzi o to co naturalne co pochodzi z samej natury!Chorując sama wiem co mi pomogło.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Maciej Frankowicz
      Maciej Frankowicz 5 października, 2016, 17:45

      Myślę że twoja mama ma zrujnowane zdrowie przez nadciśnienie a nie leki którymi była leczona.

      Odpowiedz na ten komentarz
      • Józef
        Józef 22 lipca, 2019, 14:02

        Głupiś, gdyby „leki” na nadciśnienie były SKUTECZNE, to nie byłoby żadnego problemu. Jeśli zaś twierdzisz, że to nadciśnienie zrujnowało zdrowie, to zaprzeczasz tym samym, że owe „leki” były skuteczne.
        Poza tym można łatwo ustalić co zniszczyło wątrobę oraz inne narządy – chemiczne preparaty, czy samo podwyższone ciśnienie…
        Jest mnóstwo naturalnych środków regulujących ciśnienie, tylko trzeba je znać i z wiedzą je stosować, a wtedy żadne z nich -w przeciwieństwie do chemii, która szkodzi nawet odpowiednio dawkowana- zaszkodzić nie może.

        Odpowiedz na ten komentarz
        • Anonim
          Anonim 28 marca, 2020, 03:55

          Leki są skuteczne niestety powinno się je przyjmowac regularnie
          Większość pacjentów tego nie robi a potem niuzasadnione pretensje

          Odpowiedz na ten komentarz
  4. Okularnik
    Okularnik 6 stycznia, 2012, 22:14

    Przecież nie od dziś wiadomo, że biznes jest biznes, to się dotyczy tez firm farmaceutycznych, myślicie że skąd się biorą ich zyski ? z tego ze wyleczą ludzi w tydzień lub dwa ? no proszę Was, pomyślcie przez chwilkę.. to wręcz przeciwnie, te chemioterapie potrafią tak dojechać człowieka ze nie pozostaje mu już nic innego jak tylko się wybrać na tamten świat bo organizm tak wycieńczony… ech długo by pisać o tym ile osób przeszło na tamten świat po lekach właśnie, a takich badan się nie prowadzi bo i po co ? Leki powodują więcej śmierci niż same choroby ? Niemożliwe……

    Odpowiedz na ten komentarz
  5. acha
    acha 6 lipca, 2012, 23:03

    LUDZIE TO TŁUKI, czy tak trudno zrozumieć że w większości leków, które można kupić w aptece znajdują sie substancje pochodzenia roślinnego jednakże w mierzalnych ilościach, czyli dawkach o dzialaniu terapoeutycznym a nie 'nie wiadomo jakim” jak jest w ziolach i innych specyfikach. polecam troche wiedzy książkowej, profesjonalnej, a nie gazecianej, internetowej i średniowiecznej… głowy sa od myślenia a nie zaslaniania szyi od deszczu..

    Odpowiedz na ten komentarz
  6. erika1099
    erika1099 21 września, 2013, 22:00

    No to zrobcie cos dla ludzkosci. Zrobcie badania nad amigdalina, resweratrolem. Udowodnijcie, ze nie dziala, a nie zabijacie ludzi chemia wiedzac, ze np plazmocyton nigdy nie byl wyleczony, a leczenie okrutna chemia nie daje gwarancji dluzszego przezycia niz nie leczenie wogle.Wlasnie tym sie lecze i odrzucilam bolesna eutanazje chemii.

    Odpowiedz na ten komentarz
  7. sdaads
    sdaads 22 września, 2013, 16:44

    Staszny poczatek ma przerazic czytelnika, dalej jest tylko lepiej! Bzdury, srednia wieku lekarzy nizsza niz smieciazy i budowlancow, warto sluchac rad kogos takiego? sam ocen.
    Jest pewna hipoteza ze sa dwa rodzaje raka, spowodowany czynnnikiem zewnetrznym jak promieniowanie oraz wewnetrznym gdzie rak nie jest niczym innym jak magazynem toksyn ktore uwolnione by nas zabily. Cialo czlowieka jest inteligentne i nie ma powodow dzialac przeciw sobie. Leki na raka sa jak naprawa kotka za pomoca mlotka. Z reszta sam mysl i wyciagaj wnioski, aha prz okazji fluor ktory daja ci w wodzie i pascie do zebow to toksyna

    Odpowiedz na ten komentarz
  8. Ola
    Ola 4 kwietnia, 2014, 09:04

    Piszecie o skrajnych przypadkach i oszustach. Zawsze się takie zdarzają. Również w kręgach lekarzy, diagnoz, i przepisywanej chemii która nas osłabia(lekarze podpisują umowy na dane leki-im więcej przepiszą tym więcej firmy farmaceutyczne im płacą!). Za każdym razem gdy idę z dzieckiem 4letnim do pediatry (infekcja, katarek) proponuje mi antybiotyk! Większość rodziców nie oponuje. Powoduje to osłabienie organizmu, kiedy lek jest naprawdę potrzebny, wtedy już nie działa! Trudno się dziwić ze szukamy innych sposobów leczenia, choćby wit.C która podana w ogromnych dawkach dożylnie może zwalczyć nawet ciężkie wirusy! Wyniki badań były ukrywane, są lekceważone ze względu na firmy farmaceutyczne, które zarabiają coraz więcej. Przeczytajcie raport Klennera. Poniżej fragment ciekawego artykułu.

    Odpowiedz na ten komentarz
  9. Ola
    Ola 4 kwietnia, 2014, 09:05

    „Fundacje i organizacje obrony naszych praw, wolnego wyboru i zdrowia apelują!

    Wprowadzono właśnie europejską, kolejną ustawę, odbierając nam prawo wyboru. Teraz rumianek i szałwia, mogą już z powodzeniem zostać zakazane, bo nie dostaną tak łatwo zezwolenia na ich sprzedaż. Uzna się, je jako składniki nielecznicze i … niebezpieczne. Już teraz od kilku lat mamy ustawę, która mówi, że leczą tylko leki farmakologiczne i tylko te można nazywać jako lekarstwa. Wszystko inne oficjalnie… nie leczy. I my, ludzie XXI wieku, daliśmy sobie wcisnąć taki kit i nic z tym nie możemy zrobić, a nasz rząd godzi się na wszystko co każe mu Unią w tej kwestii?” http://renatazarzycka.pl/2012/11/w-obronie-witaminy-c-medycyna-na-zlym-kursie/

    Odpowiedz na ten komentarz
  10. damianek
    damianek 4 marca, 2015, 23:12

    Nafta należy do medycyny naturalnej. Lekarze i zwolennicy terapii naftą polecają ją ludziom z problemami skóry, włosów, a nawet krwi. Nafta od czasów medycyny ludowej do dziś z powodzeniem stosowana jest w różnych chorobach takich jak: nowotwory, zakażenia krwi, rany skórne, poparzenia, zwyrodnienia kości i stawów, wszelakie bóle, wypadanie włosów. Trzeba tylko wiedzieć jak ją stosować. Jeśli ktoś bez zasięgnięcia wiedzy u profesjonalistów weźmie się za takie leczenie, skutki mogą być opłakane.

    Odpowiedz na ten komentarz
  11. Przemek
    Przemek 27 października, 2015, 09:30

    Jako farmaceuta siedzący w branży zielarskiej muszę przyznać, że po obu stronach dochodzi do licznych nadużyć. Z jednej strony firmy farmaceutyczne nie zajmują się praktycznie w ogóle związkami naturalnymi, gdyż nie ma możliwości by na nich zarobić, mimo obiecujących wyników badań klinicznych. Stąd mamy uzasadnione prawo mówić, że mnóstwo skutecznych produktów nie jest dostępnych dla pacjentów.
    Z drugiej strony ilość „nawiedzonych” i tworzących niesłychane terapie, od takiej amygdaliny zaczynając przytłacza. Trudno się w tym odnaleźć pacjentom, szczególnie w sytuacji zagrożenia życia.

    Odpowiedz na ten komentarz
  12. myslazacy
    myslazacy 15 grudnia, 2015, 11:54

    CZY SĄ OSOBY KTÓRYM NAFTA ZASZKODZIŁA ? Lub może znacie takie osoby osobiście .Proszę się podzielić info . Nikt pewnie nie zrobił szerokich badań czy nafta leczy , bo co potem nafty nie opatentuje .

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Barbara Z
      Barbara Z 30 października, 2019, 17:37

      Właśnie od tygodnia pije naftę, moja córka też,moja przyjaciółka też.Po latach robienia kosztownych badań,które nic nie wykazały byłam tak zdesperowana ze sięgnęłam po naftę.
      Jest tylko lepiej I mam zamiar zrobić dłuższą terapię.

      Odpowiedz na ten komentarz
    • Anonim
      Anonim 14 grudnia, 2019, 15:32

      Misiek przeczytaj jeszcze raz, wiem, że to trudne dla niektórych ale spróbuj…

      Odpowiedz na ten komentarz
  13. Hipnoza
    Hipnoza 3 stycznia, 2017, 10:58

    Oszustów oferujących wymyślone preparaty lub metody leczenia jest mnóstwo. Przez takich ludzi złą opinię łapią metody które od wielu lat są skuteczne. Leczenie uzależnień metodą hipnozy przez wielu ludzi znajduje się w jednym worku ze znachorami i innymi oszustami. Znieczulenie hipnozą stosowane było juz w 1808 roku, dzięki tej metodzie już wtedy wykonano ponad tysiąc zabiegów chirurgicznych całkowicie bezboleśnie.

    Odpowiedz na ten komentarz
  14. Anonim
    Anonim 30 września, 2018, 14:24

    Już Hipokratez wiedział że najlepszym lekarstwem jest jedzenie i picie normalnej wody a co mamy dziś samą chemię i nawozy w jedzeniu i warzywach to jest główna przyczyna naszych chorób ale farmacja nie dba o to by zdrowo się odżywiać bo kasz się liczy ot cały problem a o UE to szkoda nawet pisać to biurokratyczne bagno!!!

    Odpowiedz na ten komentarz
  15. swinska tarczyca sprzedam
    swinska tarczyca sprzedam 20 maja, 2019, 17:01

    Leki przeciwpasożytnicze, przeciwgrzybicze, antybiotyki w leczeniu raka.

    Specjalizuję się w sprzedaży leków przeciwpasożytniczych, przeciwgrzybiczych, antybiotykach, które są albo trudno dostępne lub całkowicie niedostępne, nie wprowadzone jeszcze do sprzedaży lub wycofane.

    Postanowiłem napisać to zestawienie leków, które oprócz swojego podstawowego zastosowania, są używane w eksperymentalnym leczeniu raka. Leki te również wzmacniają działanie specjalistycznych leków przeciwrakowych.

    W ostatnich miesiącach szereg osób zwróciło się do mnie o zaopatrzenie ich w leki, z polecenia lekarzy onkologów, ktorzy nie mogli wystawić recept z powodu zaawansowanego stopnia raka i zaprzestaniu leczenia konwencjonalnego. Zawsze konsultuj sie z onkologiem, jeśli zamierzasz się leczyć samodzielnie. Jeśli lekarz nie chce z Tobą współpracować, to szukaj drugiej opinii.

    Leki przeciwpasożytnicze, a szczególnie przeciwgrzybicze, są truciznami. Zabijają pasożyty i grzyby, mogą obciążać wątrobę, nerki, więc w trakcie leczenia antyrakowego powinno prowadzić się systematyczne badania, żeby ewentualnie zmniejszyć dawkę czy zmienić lek.

    Proszę przekaż znajomym, którzy mogą być zainteresowani tą informacją i moimi lekami.

    Dziękuję
    Jan Krongboon
    massagewarsaw gmail com

    Odpowiedz na ten komentarz
  16. Masakra
    Masakra 28 sierpnia, 2020, 15:18

    Ale ktoś tu wrzuca wszystko do jednego wora bez żadnej wiedzy. Masakra. Dno muł i wodorosty

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy