W co wierzy Polak?

W co wierzy Polak?

W świątecznym PRZEGLĄDZIE (nr 13) Joanna Bednarczyk referuje wyniki ankiety na temat religijności katolików polskich. Wynika z niej, że wierzą oni wybiórczo w to, co im wygodniej, teologii nie znają, natomiast skłonni są do uznawania wątków z zupełnie innych bajek wziętych (np. reinkarnacji). Nie ma w tym niczego odkrywczego – wykazywały to już badania prowadzone (również przez instytucje kościelne) w latach 60. Ostatecznie chcąc przyjąć jakiś „neutralny” eufemizm, przyjęło się mówić, że religijność narodowa Polaków jest przede wszystkim tradycyjna, ludowa, folklorystyczna bardziej niż teologiczna, intelektualna czy moralna. Zgrabnie pomyślane, ale i to niestety nieprawda.

Zabawmy się na chwilę spojrzeniem na najbanalniejsze fakty wokół nas. Na chrzcie katolik otrzymuje imię, a z nim noszącego je ongiś świętego patrona, popatrującego na podopiecznego z nieba i zapewniającego mu tam w potrzebie protekcję. Stąd modlitwy do świętych patronów i opowiadanie dzieciom o ich życiu jako przykładzie do naśladowania. W niemałe zdumienie musi więc wprawić to, że w wolnej, katolickiej Rzeczypospolitej aż czterech prezydentów na sześciu (dwie trzecie!) nosiło imiona pogańskie, z żadnym świętym niemające nic wspólnego!

I tak: Wałęsa i Kaczyński. Nie było nigdy żadnego św. Lecha. Nazwę plemienia Lechitów wyssał z palca kronikarz Wincenty Kadłubek na przełomie XII i XIII w. Natomiast legendarny Lech był rodzonym bratem Rusa i dorastał z nim w tej samej podstawowej komórce społecznej.

Jarosław (prezydent nie do końca oficjalny, gdyż mający za przystawkę Andrzeja – układ podobny do Piłsudskiego i Mościckiego albo carycy Katarzyny i Poniatowskiego) też się żadnym patronem pochwalić nie może. Książę kijowski Jarosław Mądry nie był nawet katolikiem, a Iwaszkiewicz z braku Nobla chętnie by się dał kanonizować, ale do tej pory tego nie doczekał i widoki ma marne.

Komorowski. Święty Bronisław nie istniał. Była tylko mizerniutka Bronisława, a i to nie święta, tylko błogosławiona. Tym się zasłużyła, że po najeździe tatarskim, kiedy siostry norbertanki pouciekały gdzie pieprz rośnie, poodnajdywała je po kniejach i przyprowadziła z powrotem do Krakowa. Jak informuje „Leksykon zakonów w Polsce”: „Powołaniem nadprzyrodzonym sióstr (norbertanek – LS) jest być hostią Jezusa-hostii; być hostią, którą Boski Ofiarnik i Żertwa nieustannie składa dla chwały Ojca i zbawienia dusz”.

Jedynym noszącym w pełni katolickie imię jest więc jak dotąd prezydent Aleksander Kwaśniewski. Kościół czci aż 10 świętych i dwóch błogosławionych tego imienia, z czego sześciu męczenników. Jeden z nich (papież w latach ok. 109-116) wprowadził używanie wody święconej. Drugi (akurat nie męczennik) założył zgromadzenie „mnichów bezsennych” (akoimetoi), którzy śpiewali psalmy dniem i nocą bez przerwy.

Tyle by było o prezydentach. Wespnijmy się jeszcze wyżej. Każde prawdziwie polskie dziecko wie, że obraz Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej Królowej Polski namalował św. Łukasz Ewangelista na blacie stołu pochodzącego z Nazaretu, przeniesionego później do mieszkania św. Jana, przy którym Maryja często pracowała. Łukasz wpadał do Jana, żeby pogawędzić, jak to święty ze świętym, znał więc Maryję osobiście i malował z natury, co podkreślają Sykstus Seneński, Nicefor i św. Epifaniusz. Słynący łaskami i cudami obraz przebywa potem (wszystkie dane historyczne podaję za paulinem o. Aleksandrem Łazińskim) ponad 500 lat w Konstantynopolu, potem zostaje schowany w obawie przed obrazoburcami na Rusi Czerwonej, którą przyłącza do Polski Kazimierz Wielki. Ludwik Węgierski ofiarowuje dzieło Władysławowi Opolczykowi, który na wyraźne życzenie sportretowanej nie odwozi go do Opola, ale zostawia na Jasnej Górze i w 1382 r. oddaje pod opiekę paulinom. Stąd porywają obraz w 1430 r. bezbożni husyci, a pobici, tracąc łup, uszkadzają go (cięcia na twarzy). Obraz zostaje w Krakowie „przez pierwszorzędnych mistrzów malarstwa gruntownie odnowiony”. Kolejny raz konserwowany jest za czasów Jana III Sobieskiego, a potem w latach 1925-1926 przez komisję pod przewodnictwem Jana Rutkowskiego. Wszyscy znawcy są zgodni, że pozostał nienaruszony i odpowiada całkowicie malowanemu z natury, jak pamiętamy, pierwowzorowi. „Dlaczego więc twarz Matki Najświętszej jest taka ciemna?”, zapytuje ks. Łaziński. I zaraz odpowiada: „Kościół stosuje do niej słowa: »Czarna jestem, ale piękna« (»Pieśń nad pieśniami«)”. Już więc nie tylko genealogia, ale i fizyczne cechy zewnętrzne wskazują dobitnie, że ma królowa Polski jakoweś niestosowne przymieszki.

Ależ skądże! Kiedy w latach 70. prowadziłem na wsi polskiej badania nad religijnością ludową, dowiadywałem się zawsze, że była Matka Boska jasnowłosą i błękitnooką Polką, a najlepiej ją wyobrażają gipsowe lourdesy. Nie jest to niemożliwe, bo cudownych obrazów ci u nas dostatek, a Maria na każdym inna. Skądinąd monarchinią narodową jest tylko Jasnogórska. Tak czy owak św. Łukasz, który Marii nie znał, malarstwa nie uprawiał, a ze św. Janem się nie blatował, westchnąłby w grobie z ulgą, że zdążył umrzeć w Dalmacji pod koniec I w. i nie musi chodzić na pielgrzymki do Częstochowy. Bo niełatwo być w Polsce katolikiem. Oj, niełatwo. A już zrozumieć cokolwiek nie sposób.

Wydanie: 16/2018, 2018

Kategorie: Felietony, Ludwik Stomma

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy