Walczyłem o Kajetany

Walczyłem o Kajetany

Jesteśmy najlepsi i potrafimy to udowodnić Ostatnie kilka miesięcy, od sierpnia ub.r., to i dla pana, i dla centrum w Kajetanach bardzo trudny okres. Dwie gazety zarzucały wam różne nieprawidłowości, sugerowano nieczyste działania. Spodziewał się pan tego ataku? – Był kompletnym zaskoczeniem. Do tego, że wysyłane są anonimy na mój temat, już się przyzwyczaiłem, sam dostawałem anonimy od wielu lat. Esemesy z pogróżkami bądź „informacjami”, co będzie się ze mną działo. Traktowałem to jako coś wkalkulowanego w to, co robię. Za hasłami, że operujemy najwięcej w świecie, że stosujemy najnowsze technologie, że grupa pacjentów, która regularnie spotyka się pod naszą opieką, jest największa w świecie, kryje się ogromna praca. Wymaga ona dyscypliny. Nie każdemu to się podoba. Pacjentom się podoba. – Jeżeli przychodzą do mnie rodzice z małym dzieckiem, sześcio-, siedmiomiesięcznym, i jeżeli im mówię, że dziecko już może być operowane, to wiem, że często byli wcześniej u czterech-pięciu specjalistów, którzy im powiedzieli: proszę przyjść za dwa lata, może za trzy. Oni są w szoku, a ja muszę być wiarygodny. Dlatego zachęcam ich: proszę przyjść na spotkanie rodziców, których dzieci są przyjmowane na kolejne etapy rehabilitacji, na jakieś inne spotkanie, i proszę zapytać, jak rozwija się ich dziecko. Ja z kolei muszę mieć pewność tego, co proponuję – że po operacji dziecko już w wieku około dwóch lat słuchowo i językowo będzie na tym samym poziomie co dzieci słyszące. Ale mam też świadomość, że musi ono mieć zapewnioną opiekę do końca życia. Jeżeli to, co zostało wszczepione, za 10-15 lat przestanie działać, ta osoba natychmiast stanie się głucha. To jest moja odpowiedzialność – dotyczy ona tej pierwszej operacji, rehabilitacji, a jednocześnie muszę przygotować takie dziecko do ewentualnych nowych rozwiązań, za kilkanaście lat, kiedy pojawią się jeszcze nowsze urządzenia, żeby mogło z nich skorzystać. Właśnie dlatego chciałem budować Kajetany. Dlatego, że miałem pełną świadomość, że grupa naszych pacjentów musi mieć zapewnioną stałą opiekę do końca życia. A ta grupa jest jedną z największych w świecie. Żeby ci ludzie mieli gdzie pojechać, gdyby coś się zdarzyło. – Tak! Oni muszą mieć taki ośrodek. Nie może być tak, że zmienia się dyrektor i mówi: o, teraz zajmujemy się czymś innym! Fundacja, którą założyliśmy 25 lat temu, zbudowała Kajetany i to wszystko zostało przekazane skarbowi państwa – cały majątek, cały teren – żeby w ten sposób instytut, którego główną częścią jest Światowe Centrum Słuchu, gwarantował ciągłość tego typu opieki. Na 20-lecie wszczepienia w Polsce pierwszego implantu ślimakowego ustanowiony został rekord Guinnessa w kategorii spotkanie w jednym miejscu i czasie pacjentów z implantami ślimakowymi. Docinano, że to mania wielkości. – Jeżeli słyszę, że nasze spotkania pacjentów i ich rodzin są wyśmiewane, to też pytam: o co tu chodzi? Nikt na świecie nie zebrał takiej grupy pacjentów, ale za tym kryje się ogromna praca całego zespołu. My czujemy z pacjentami związek, a oni cieszą się z odzyskanej sprawności. Rozmawiają ze sobą, wymieniają doświadczenia, pomagają sobie. My przy takich okazjach organizujemy dodatkowe badania, warsztaty szkoleniowe dla rodziców, opiekunów i rodzin. Oto nasz sukces, droga, którą przeszliśmy. Staramy się pokazać to wszystko, także za granicą. Kajetany i świat Dlaczego? – A jak zostałby odebrany dziś ktokolwiek z nas, Polaków, gdyby pojechał do dowolnego ośrodka uniwersyteckiego w świecie i powiedział: ja jestem najlepszy? Jeżeliby go nie wygwizdali, to miałby szczęście. A wy mówicie, że jesteście najlepsi? – Tak, ale najpierw musimy udowodnić, że ta liczba pacjentów i jakość naszych operacji są wiarygodne, do zweryfikowania każdego dnia. Moja wiarygodność polega na tym, że w różnych miejscach na świecie, gdzie byłem zapraszany i mogłem wykonywać operacje, wykonywałem je, po to by udowodnić, że metody, które wprowadziłem, są skuteczne i mogą być wdrażane wszędzie. Że od lat robimy to, czego oni w Europie, w Stanach Zjednoczonych jeszcze nie robią. Że Polska ich wyprzedziła? W medycynie? – Tak było na różnych światowych konferencjach, kiedy moi przedmówcy, wielce utytułowani, mówili, że coś jest niemożliwe albo możliwe w 5%. A ja wstawałem i mówiłem, że to jest możliwe w 95%! Powiedzenie czegoś takiego to jak rzucenie wyzwania całemu środowisku. I co oni na to?

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2015, 2015

Kategorie: Kraj