Walkiria w czterech odsłonach

Walkiria w czterech odsłonach

Kiedy tylko w świat poszła informacja, że w kinach pojawi się film „Walkiria”, przedstawiający zamach na Hitlera, z Tomem Cruise’em w roli Carla von Stauffenberga, wydawnictwa (nie tylko polskie) doszły do wniosku, że siłą rzeczy wzrośnie zainteresowanie książkami przybliżającymi kulisy wydarzeń z 20 lipca 1944 r.

Wątpliwe, by potencjalni czytelnicy sięgnęli po te trzy książki naraz, by posiąść całkowitą wiedzę na temat owego zamachu. Jeżeli chcą poznać bliżej jego przebieg i następstwa, wystarczy, że przeczytają pracę Kershawa lub Kniebego. Autorzy opisują inne podejmowane próby zgładzenia Hitlera. Pokazują ludzi, którzy zaangażowali się w organizację zamachu. Jednym z nich był Philipp Freiherr von Boeselager, autor wspomnień, który jednak był postawiony dość nisko (w przeciwieństwie do swego brata Georga) w hierarchii w grupie zamachowców.
Kim byli zamachowcy? Oficerami, niekiedy bardzo wysokimi rangą, generałami Wehrmachtu. W większości pochodzącymi z arystokratycznych rodów, w których tradycje wojskowe kultywowane były od pokoleń. W ich przeświadczeniu mundur Wehrmachtu miał chronić przed przyłączeniem się do nazistów i aprobatą ich działań.
Zarówno Boeselager, jak i Kershaw czy Kniebe uwypuklają przyczyny zrodzenia się ruchu oporu wśród wojskowych – niezgodę na to, co robili Hitler i jego wyznawcy. Co więcej, spiskowcy uważali, że wystarczy zabić Hitlera, Himmlera, by w drodze zamachu stanu przejąć władzę i podjąć rokowania z zachodnimi aliantami.
I tu dochodzimy do meritum sprawy. O ile czytelnik znajduje odpowiedzi na pytania: kto, kiedy i jak uczestniczył w próbach wyeliminowania Hitlera, to już będzie miał duży niedosyt w zrozumieniu, dlaczego ci ludzie tak późno zdecydowali się działać.
Stalingrad był dla nich decydującą cezurą. Po przegranej bitwie stalingradzkiej (i wcześniejszym przystąpieniu Stanów Zjednoczonych do koalicji antyhitlerowskiej) dla każdego rozsądnego wojskowego stało się jasne, że wojna musi się zakończyć dla III Rzeszy przegraną.
A co to przeświadczenie oznaczało? Według autorów zamachu i książek zamachowcy chcieli ratować, jeżeli już nie Wielkie Niemcy, to przynajmniej Niemcy. Ratować przed czym? Carl von Stauffenberg i jemu podobni wiedzieli, że za wywołanie wojny Niemcom przyjdzie zapłacić. Obalając reżim Hitlera, chcieli ocalić jak najwięcej dla… Właśnie – dla kogo? Dla SIEBIE. Pamiętali wydarzenia po zakończeniu I wojny światowej, wzrost nastrojów rewolucyjnych, żądanie zmian społecznych. Tego też, a może przede wszystkim się obawiali. I dopiero nieuchronnie zbliżający się do Prus front wschodni zmusił ich do bardziej zdecydowanego działania.
Czytelnik będzie sobie zadawał jeszcze jedno pytanie: dlaczego ci zamachowcy, którzy wyrośli, jak podkreśla Boeselager, w przywiązaniu do poszanowania praw człowieka, w zasadzie nie reagowali na to, co się działo w Niemczech do wojny. Przecież nie mogli nie wiedzieć, jak naziści rozprawiali się z socjaldemokratyczną i komunistyczną opozycją, co czynili z Żydami. To im specjalnie nie przeszkadzało, bo nie dotyczyło ich sfer? Nie raniło ich poczucia wyższości oficera Wehrmachtu? Ich rozumienia człowieczeństwa? Lektura nie rozwiewa wątpliwości co do intencji zamachowców. I to są najsłabsze strony tych książek.

Philipp Freiherr von Boeselager, Walkiria. Chcieliśmy zabić Hitlera. Wspomnienia jedynego ocalałego uczestnika spisku, tłum. Oskar Jedermann, Sonia Draga, Katowice 2009
Ian Kershaw, Walkiria. Historia zamachu na Hitlera, tłum. Robert Bartold, Rebis, Poznań 2009
Tobias Kniebe, Operacja „Walkiria”. Dramat 20 lipca, tłum. Karolina Kuszyk, W.A.B., Warszawa 2009

Wydanie: 09/2009, 2009

Kategorie: Książki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy