Nie wciskajcie nam kitu

Nie wciskajcie nam kitu

Młodzi bardziej niż ich rodzice zdają sobie sprawę z prostej reguły: albo zjesz ty, albo ciebie zjedzą

Rozmowa z dr Barbarą Fatygą, socjologiem

Dr Barbara Fatyga, socjolog, kierownik Ośrodka Badań Młodzieży w Instytucie Stosowanych Badań Społecznych UW, autorka książki „Dzicy z naszej ulicy. Antropologia kultury młodzieżowej”.

Czy trudno jest być nastolatkiem dzisiaj?

– Nastolatkiem zawsze było trudno być, zwłaszcza w tych czasach, gdy młodość nie była tak ceniona jak obecnie. Wick nastoletni jest wiekiem bardzo szczególnym dla człowieka. Nie bez kozery mówi się tu o ”burzy hormonalnej” i kłopotach natury socjopsycho-kulturowej. Ja osobiście nie chciałabym być młoda dzisiaj. W ubiegłym roku dla instytutu Spraw Publicznych zrobiłam badanie dotyczące stylów życia młodzieży i narkotyków. Jego wyniki mnie przeraziły. Narkotyki, które dla dorosłych są czymś bezwzględnie złym, dla młodych są elementem życia codziennego. A to, że się ich używa, jest normą. Druga rzecz, nawet chyba jeszcze gorsza, dotyczyła przemocy. A konkretnie elementarnego braku bezpieczeństwa. Szczególnie przerażające było to, że dla młodych ludzi naturalne jest, że nie mają oparcia w dorosłych, co więcej, że pewne kategorie dorosłych stanowią dla nich czynnik zagrażający.

– Pewne kategorie dorosłych, czyli kto?

– Do tych dorosłych należy policja (takiego zdania są zarówno uczniowie superelitarnych ogólniaków, jak i zawodówek), której boją są się panicznie, co z punktu widzenia organizacji życia społecznego jest rzeczą katastrofalną. Dalej nauczyciele. Też są zagrożeniem, ale ze z ich strony jest to raczej przemoc symboliczna, werbalna, co znowu nie oznacza, że zniknęło zjawisko bicia dzieci w szkole albo znęcanie się fizyczne. Dodam, że nie badaliśmy środowisk patologicznych, ale tzw. przeciętne, normalne placówki. Przy okazji okazało się, że dorośli, nauczyciele, opiekunowie mają fałszywy obraz świata, w jakim żyje młodzież; stosują prawo silniejszego np. młody człowiek nie ma racji z definicji. Pamiętam taką anegdotkę opowiedzianą przez jedną z wychowawczyń. Do tej pani zgłosił się nauczyciel z żądaniem obniżenia oceny z zachowania uczniowi, który dyskutował na lekcji. Uczeń ten nie zachowywał się niegrzecznie, nie był wulgarny, tylko dyskutował. I to się nie podobało. Przypadek ten jest szczególny z tego względu, że wychowawczyni stanęła w obronie ucznia. To rzadkość.

Czego jeszcze boją się młodzi?

– Kolejną bardzo poważną grupą, zagrażającą młodym ludziom, są ich rówieśnicy. Chodzi tu nie tylko o przedstawicieli agresywnych subkultur młodzieżowych, ale o fakt, że właściwie agresorem może być każdy. I to jest niesamowite. Związki młodych ludzi między sobą są płytkie i powierzchowne. O ile np. ludzie mojego pokolenia w momencie dojrzewania istnieli w sieci bardzo głębokich kontaktów, miało się ”stałego” przyjaciela/przyjaciółkę, w zależności od płci, o tyle dzisiejsze nastolatki postrzegają przyjaciela jako coś niezwykle rzadkiego i cennego. Ma się raczej znajomych, koleżków, którzy w każdej chwili mogą obrócić się przeciwko nam, ponieważ na dobrą sprawę oprócz tzw. sytuacyjnych wspólnot tych ludzi ze sobą nic nie wiąże.

– Niedawno Machina wydała opowiadania młodych ludzi pod znamiennym tytułem ”Świat kumpli”. Czytając je, ma się wrażenie, że życie młodych końca wieku sprowadza się do seksu, narkotyków, wątpliwych przyjemności. Wątpliwych, bo w tym świecie każdy jest sam. Co pani na to?

– Powiem tak: środowiska młodzieżowe są bardzo zróżnicowane i tego typu generalizacje są bez sensu, bo stwarzają fałszywy obraz. Moim zdaniem, na polską młodzież trzeba patrzeć niczym na gniazda albo lepiej nisze ekologiczne, w których oni żyją i które niewątpliwie od siebie różnią. A co do tego seksu i przyjemności, ja bym tych pojęć nie demonizowała, bo po pierwsze: zjawisko to jest szersze niż granice naszego kraju. Po drugie: kategorycznie potępiając, dajemy wyraz elementarnemu brakowi zrozumienia. Czasem nawet hipokryzji, bo przypomnijmy sobie, co mieliśmy na sumieniu, będąc w ich wieku, a i tak wyrośliśmy na ”porządnych ludzi”. Jeżeli szukać tych negatywnych zjawisk, to warto byłoby pomyśleć nad przyczynami.

– Mogłaby je pani wymienić? 

– Dalej funkcjonuje np. taki stereotyp, że rodzice nie mają czasu dla dzieci, są zaganiani itd. Nie od dziś wiadomo, że czas wspólny. rodzinny od dawna jest czasem Spędzanym wspólnie przed telewizorem, gdzie telewizor spełnia funkcję czynnika integrującego. W tej chwili dzieci mają w pokojach własne telewizory, więc ten kontakt z rodzicami jest jeszcze bardziej ograniczany. Inny przykład: rodzice kupują dzieciom komórkę, żeby się z nimi kontaktować, bo trudno rodzinie spotkać się w komplecie.

– Ale czy młodym faktycznie to przeszkadza? Może przyzwyczaili się do tego, że dom jest raczej pewnego rodzaju skansenem i nie ma co tkwić w nim na siłę? 

– To nie jest do końca tak. W tych naszych badaniach pytaliśmy m.in. młodych ludzi, co rodzice powinni o nich wiedzieć i czy to wiedzą, a także jak tę wiedzę wykorzystują. Okazało się, że mamy do czynienia z ambiwalentną postawą. Bo, z jednej strony, większość zbadanej młodzieży wypowiedziała się jasno: tak, powinni pewne rzeczy o nas wiedzieć podobnie zresztą jak nauczyciele ale lepiej, żeby nie wiedzieli. Dlaczego? Bo powinni to wiedzieć w momencie, gdyby umieli zrobić odpowiedni użytek z tej wiedzy. A że tego nie potrafią, to i lepiej, że nie mają pojęcia, bo mniej będzie nieporozumień.

– Powróćmy na chwilę jeszcze do nauczycieli, którzy zdaniem młodych, są dla nich zagrożeniem.

Badania potwierdziły, że nauczyciele są jedną z najbardziej nielubianych kategorii dorosłych, jakkolwiek pośród nich są też tacy, których się ceni i szanuje itd. Na pytanie, jakich nauczycieli cenisz, padały podobne odpowiedzi bez względu na to, czy badany był uczniem podstawówki, gimnazjum, czy szkoły ponadpodstawowej, czy pochodził z miasta, miasteczka czy ze wsi. Dla młodych ludzi liczy się profesjonalizm, tzn. niewciskanie kitu, poważny stosunek do swojej pracy. Ale co mnie zaskoczyło ceni się również umiejętność żartowania. Przy czym żartowanie nie polega wcale na tym, że nauczyciel jest kumplem, używa młodzieżowego slangu lub udaje rówieśnika. Chodzi oto, że jest sobą, nie udaje ”sztywniaka”. Potrafi dotrzeć do świata nastolatka, zachowując przy tym swoją odmienność statusową. Owo żartowanie często jest żartowaniem z ustalonych szkolnych ról. Np. uczniowie wiedzą, że jak nabroją, to muszą zostać ukarani, ale ważny jest sposób, w jaki nauczyciel tego dokona: czy zrobi to poprzez terror, czy inteligentnie, dowcipnie, choć dolegliwie.

– Czy nauczyciele wiedzą o tym, że są tak negatywnie oceniani? 

– Nie, nauczyciele nie zdają sobie sprawy, że wystarczyłoby opanować podstawy socjotechniki i już dałoby się część tej zniechęconej młodzieży odzyskać. Często nawet wiedząc, jak to zrobić, nie zadają sobie takiego trudu. W ten sposób problemy w relacji nauczyciel-uczeń będą tylko potęgowały zjawisko getta: w jednym my, a w drugim oni. A przecież młodzież nie jest wyizolowaną grupą społeczną i w pewnym momencie zacznie przejmować nasze role.

A ponieważ ani dom, ani szkoła nie przygotowują jej do życia w otaczającym świecie, młodzież jest zdana wyłącznie na siebie. Dlatego młodzi bardziej niż ich rodzice zdają sobie sprawę z prostej reguły: albo zjesz ty, albo ciebie zjedzą.

– Co pani proponuje? 

– Na pewno jest w tym wina również nas, badaczy, którzy dostrzegając takie sygnały, powinniśmy inaczej projektować badania. I tak, zamiast po raz dziesiąty powtarzać, że nauczyciele są jedną z nielubianych grup, bo to wiemy, starać się dowiedzieć, dlaczego tak jest i co zrobić, żeby to zmienić. Poza tym proponowałabym się też przyjrzeć programowi kształcenia. Ten, moim zdaniem, powinien zostać bardzo radykalnie przebudowany. Np. uważam, że ponieważ zdarzają się w szkole akty przemocy wobec nauczycieli, zafundowałabym kadrze pedagogicznej kursy samoobrony. Z zastrzeżeniem by nie było to kolejne narzędzie represji, ale by było powiązane m.in. ze sposobem komunikowania z młodymi ludźmi. Potrzebne jest też uświadomienie, że znaleźliśmy się w pewnym ”pęknięciu” cywilizacyjnym i kulturowym. Ten świat wartości, który my, dorośli, znamy, wymiera. I lada moment nie będzie się dało porozumiewać. Dlatego trzeba udrożnić kanały komunikacyjne między grupami wiekowymi, inaczej społeczeństwo zacznie się rozpadać. W moim przekonaniu jest to jedno z poważniejszych zagrożeń. Można nazwać to, jak kto woli, kosztem transformacji albo trudem cywilizacyjnym. To bez znaczenia.

– Świat dorosłych znika, co pozostaje? Świat wartości młodych? A może już tylko pustka? 

– W mówieniu o pustce przejawia się swoisty imperializm dorosłych, którzy są przekonani, że jak ich wartości runa, to nie zostanie już nic. Bzdura. A wartości młodych ludzi? One są wspólne dla wszystkich: rodzina i bezpieczna przyszłość tej rodziny, praca, przyjazne, bezpieczne więzi z innymi. Przy czym zaznaczmy, że te wartości w zależności od uwarunkowań mogą się przemieszczać. Raz praca jest trochę wyżej ceniona, raz rodzina. Oczywiście, są grupy, które mogą widzieć tę rodzinę w sposób mniej ortodoksyjny jako np. wolny związek, ale cały czas mają ją na względzie. Pewnie, zawsze znajdą się tacy, którzy stawiają na karierę, a potem tłumaczą, że nie mają czasu na życie rodzinne. Ktoś, kto głęboko fascynuje się własną pracą musi być świadom tego, że przyjdzie mu zapłacić za to jakąś cenę. Jeśli młody człowiek. robiąc tzw. karierę, nie ma ani chwili na życie prywatne, to dla mnie osobiście jest to dowód braku profesjonalizmu. Nie potrafi sobie zaplanować życia i tyle. Ale są też tacy, którzy świadomie sobie tego życia nie układają, pędząc samotniczy żywot. Taki ich wybór, Niemniej jednak większość zawsze będzie ceniła te trzy wartości. Dla tej grupy ważna jest przewidywalność przyszłości.

– Czy to brak przewidywalności zniechęca młodych między innymi do polityki i polityków?

– Odwracanie się od polityki jest całkowicie racjonalną reakcją, ponieważ obserwując świat polityki, człowiek popada we frustrację; przestaje wierzyć w to, że jeśli zachowa się tak, a nie inaczej, to może wcześniej przewidzieć konsekwencje. Przyznam. że dziwną mnie te narzekania, że tak mało ludzi, w tym młodych przejawia inicjatywę na polu gospodarczym lub politycznym. Że to do nich w końcu należy przyszłość, a oni odwracają się plecami. Ale przecież wszędzie się odwracają! Nie udem, czy w społeczeństwach które mają kapitalizm od pokoleń, większość ludzi ma swoje firmy? Nie. Większość jest pracownikami najemnymi. A pracownik najemny jest zawsze roszczeniowy i zawsze będzie chciał mieć spokój. Dla niego kariera zawodowa wcale nie jest treścią życia.

– Czy młodzi końca wieku patrzą globalnie na świat? Czy wejście do Unii Europejskiej obchodzi ich tyle samo, co ich rodziców? 

– Dla nich to jest mniejszy problem, bo wychowali się z paszportem w kieszeni. I nawet, jeśli sytuacje ekonomiczna nie pozwala im na zagraniczne wojaże, to wiedza, że jedyną barierą jest ich portfel. Te uwarunkowania muszą znaleźć odbicie w ich podejściu. Oni nie zastanawiają się tak jak my, czym jest np. globalizacja. Oni w niej żyją i już.

– A preferencje wyborcze? Czy młodzież w tym względzie kieruje się upodobaniami rodziców? Czy raczej samodzielnie dokonuje wyboru?

– To nie jest takie proste, bo pewna reprodukcja wzorów – mimo wszystko – następuje. CBOS dosyć starannie badał różnice w poglądach politycznych młodych ludzi a dorosłych. Okazało się, że statystycznie są one nieistotne. Tym sposobem, patrząc z zewnątrz, żadnych różnic nie ma. Ale gdybyśmy je umieścili w konkretnych kontekstach, okazałoby się, że choć są takie same, znaczą jednak coś innego.

– Jak wypadają młodzi Polacy w porównaniu z rówieśnikami z innych krajów?

– Dla przykładu przypatrzmy się podejściu do problemu bezrobocia u młodzieży polskiej i niemieckiej. Wspólny jest rodzaj lęku. Z tym, że dla młodych Niemców bezrobocie jest czymś, co stanowi dla nich największe zagrożenie. Tymczasem podobna postawa, troszkę histeryczna, pojawiła się u młodych Polaków na początku lat 90. I stopniowo zanika. Obecnie coraz mniej osób deklaruje, że obawia się bezrobocia. Oni przyzwyczaili się, że to bezrobocie jest. Można powiedzieć, że z ich strony ujawnia się taki nieracjonalny optymizm, są przekonani, że sami sobie poradzą. A potem, rzecz jasna, się rozczarowują. Natomiast młodzi Niemcy w swoich ocenach są realistami.

– Co się dzisiaj dzieje z subkulturami? Czy posługiwanie się dziś tym pojęciem jest w ogóle trafne?

– Obecnie bardziej jesteśmy skłonni mówić o ruchach społecznych niż o subkulturach, bo np. punk to jest tak zróżnicowane środowisko, że trudno wpasować go w jeden schemat. Zresztą przynależność do subkultur przestała być znakiem firmowym młodego człowieka. Strój, który kiedyś był wyznacznikiem tego, gdzie ktoś należy, niczego dziś nie mówi. Bywa kompletnie mylący. Podobnie jest z muzyką. Dawniej dana grupa słuchała ściśle określonego gatunku. teraz właściwie słucha się wszystkiego. Zmieniło się również podejście młodych ludzi do subkultur. Ogół traktuje subkulturowców trochę jak nieszkodliwych wariatów, na zasadzie: żyjmy z sobą w zgodzie, ale na odległość. Tolerancja nie obejmuje dresiarzy, ich się wszyscy boją.

– Wszelkie podziały rozmywają się. Pozostaje jeden klasyczny na tych „z kasą” i „bez kasy”, na tzw. blockersów i elity?

– Moim zdaniem, taki podział jest nietrafny. Czynnik ekonomiczny nadal jest bardzo istotny, bo generuje inne rzeczy. Ale to nie jest tak, że można go wyabstrahować jako gołą zależność typu: więcej kasy, więcej czegoś albo mniej czegoś. Nie. Za tym, że jest więcej kasy, idzie to, że ma się większe kompetencje kulturowe albo przynajmniej można je mieć. Zresztą mogą się zdarzać, i zdarzają się, też sytuacje odwrotne, takie, kiedy człowieka postrzega się jako bogatego, choć obiektywnie bogaty on nie jest. I tak np. ci, którzy się kształcą, postrzegani są jako bogaci. Widać to najlepiej na wsiach. Tam młody człowiek dojeżdżający do szkoły bywa nawet bity przez rówieśników, którzy w tej wsi muszą zostać, bo ich nie stać na dojazdy. Stąd paradoksalnie wypływa optymizm młodych ludzi, że wykształcenie jest przepustką do lepszego świata. Z tym, że nie zawsze i nie dla wszystkich.

– Jaki jest nasz największy błąd, gdy mówimy o młodzieży?

– Bezgraniczna wiara w statystyki i procenty i co za tym idzie dość stereotypowe sądy. Wiara, że liczby dają odpowiedź na hasła w rodzaju: stosunek młodych do polityki, do religii, bezrobocia itp. Tymczasem nic nie będziemy wiedzieli, jeśli nie spojrzymy na uwarunkowania, które powodują właśnie takie sądy czy zachowania.

Wydanie: 11/2000, 2000

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy