Wenecja – ziemia przeciw wodzie

Jestem wstrząśnięty. Zobaczyłem Wenecję. Widziałem w życiu wiele miast pięknych, głośnych i wspaniałych, między innymi także przepełniony kanałami Amsterdam, ale czegoś takiego jak Wenecja ani nie spotkałem, ani nawet się nie spodziewałem. Co samo w sobie jest też zdumiewające. W końcu oglądałem niezliczoną ilość albumów, zdjęć, filmów, czytałem rozliczne utwory literackie, a wreszcie i wszyscy moi znajomi byli w tym mieście – ja sam chyba tylko przypadkiem zobaczyłem je tak późno. I z tych wszystkich relacji nie wyniknęło dla mnie literalnie nic, co by mnie przygotowało na wstrząs tej mocy. Dlaczego wszystkie znane mi relacje nie mówiły prawdy, a raczej dlaczego ukazywały jedynie jej niewielką cząstkę? Czyżby Mann, Iwaszkiewicz,, Kubacki, Hemingway byli tak kiepskimi pisarzami? A czy ja sam zdołam napisać, na czym polega niesamowitość tego miasta?

Wenecja jest zespołem drobnych wysepek, czy zgoła mielizn, miastem zbudowanym na palach, bitych w dno laguny, muł gromadzony przez pogłębienie nieskończonej ilości kanałów. Stworzyło to sytuację, jedyną w swoim rodzaju, gdzie komunikacyjny system lądowy krzyżuje się z wodnym, oba wchodzą sobie w paradę, ze zdecydowaną przewagą wodnego. Do lądu stałego jest daleko. Most kolejowy zbudowano w ubiegłym stuleciu, ale połączenie normalnym, bardzo długim mostem powstało dopiero w 1954 roku. Dziwniejszy dojazd jest chyba tylko w Amsterdamie, drogą morską, kiedy statek płynie gigantyczną, betonową rynną, pod którą są wioski, pola uprawne i szosy pełne samochodów. Ale w Amsterdamie ulice biegną wzdłuż kanałów, a na mosty nie trzeba się wdrapywać i wszystko jest mniej więcej normalne.

W Wenecji jest zupełnie inaczej. Cały transport odbywa się kanałami. Cały, to znaczy przewóz pasażerów, dowóz towarów do sklepów, karetki pogotowia, wywóz śmieci, policja, straż pożarna – wszystko to porusza się kanałami, niekiedy bardzo wąskimi, ale wdzierającymi się wszędzie. Dla lądu ma to konsekwencje decydujące. Są mosty, ale bynajmniej nie na każdej ulicy. Jest ich w całym mieście czterysta, a powinno być dziesięć, czy może sto razy więcej. Toteż większość uliczek kończy się w wodzie. Dalszej drogi nie ma. A te uliczki są jeszcze węższe od kanałów – bywa, że metr-półtora. Trzy, cztery metry szerokości, to już magistrala. Ale jest coś jeszcze ważniejszego. Ponieważ przewagę ma morski system komunikacji, wszystkie, ale to wszystkie mosty i mostki są sklepione w górę, żeby dało się pod nimi przepłynąć. Wobec czego żadna ulica nie przebiega gładko dłużej niż 50-70 metrów. Potem przerywa ją albo kanał, albo schody.

Toteż w Wenecji nie ma ani samochodów, ani rowerów, ani chyba hulajnogi, niczego, co toczy się na kołach. Jakże w takim razie mogą radzić sobie osoby na wózkach inwalidzkich albo o kulach? Chyba po prostu muszą opuścić Wenecję… Cała reszta porusza się pieszo. Ponieważ miejsca jest bardzo mało, każdy centymetr jest wykorzystany. Wenecja jest zarazem mała i ogromna, ponieważ jest jednym, niesłychanie skomplikowanym labiryntem, bez drzew, kwiatów, chodników, większych placów, skwerów, ptaków, psów i kotów. Koty podobno są, ale ja nie widziałem ani jednego – poza klasztornym kotem na sąsiedniej wyspie, San Giorgio Maggiore. Są, oczywiście, gołębie na piazza San Marco. I chyba mewy na kanałach, ale jakby niewiele.

Efekt tego wszystkiego jest taki, że od hotelu na campo San Stefano do świętego Marka jest nie więcej niż dwieście, trzysta metrów, a idzie się pół godziny – jeśli naturalnie zna się drogę. A to nie jest, mimo drogowskazów, proste, toteż wszyscy pytali wszystkich, chcąc dotrzeć dokądkolwiek. Nawet starzy bywalcy bywają bezradni, albo mylą się grubo. Nowicjusz jest przerażony i spiorunowany. Nie ma chyba drugiego tak gęstego, tak zwartego, tak skomplikowanego organizmu miejskiego na świecie. Paryż, Londyn, Moskwa to przy niej głupstwo. Wenecję trzeba rozszyfrować jak łamigłówkę. Łamigłówkę posępną, wesołą, mroczną, słoneczną, ale nad wszystko oszałamiająco piękną. I wręcz nieprzyzwoicie bogatą.

Ale o tym następnym razem.

 

Wydanie: 17/2000, 2000

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy