Wesele i pogrzeb

Wesele i pogrzeb

Trochę zdarzeń, by dać świadectwo mijającym tygodniom. Słowa ojca dyrektora, które przejdą do historii polskiego Kościoła. „To, że ksiądz zgrzeszył, no, zgrzeszył, a kto nie ma pokus?”, mówił świątobliwy ojciec, odnosząc się do ujawnianych afer pedofilskich w Kościele. A ławy pisowskich polityków biły mu brawo, w tym rzecznik praw dziecka; brawo też bił Ziobro i zdawał się nawet mieć mokre oczy, bo ojciec dyrektor do niego osobiście pił z kielicha pełnego religijnej słodyczy. Nikt w Polsce nie ma takiej słodyczy w głosie jak Rydzyk. Mówi, a jakby śpiewał. Minister oświaty Przemysław Czarnek na urodziny tej katolickiej rozgłośni śle ojcu dyrektorowi takie oto słowa: „Radio Maryja w istotny sposób wzbogaca oraz przyczynia się do pluralizmu w polskim życiu społecznym, kulturalnym i duchowym”. Koniecznie w szkołach powinno się mówić więcej o ojcu dyrektorze i jego dziełach.

*

Sejm odrzucił wniosek opozycji o wotum nieufności dla wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego. Głosowanie poprzedziła gorąca debata. „My jesteśmy z zupełnie innego świata. Wy najwyraźniej nie jesteście w stanie zrozumieć tego, że ktoś naprawdę potrafi się kierować interesami Polski, a nie interesami swoich grupek”, mówił Kaczyński do opozycji. Ja, prezes, to Polska, więc logiczne, że interes Kaczyńskiego jest interesem Polski. Psychiczne formowanie paranoika i dyktatora jest już zakończone, mamy osobowość kompletną. Prezes jednak musi się tłumaczyć przed radykałami w swojej sekcie, że nie zawetował budżetu Unii. „Jaka Unia jest, każdy widzi, ale nasza formacja jako jedyna jest w stanie w tych skrajnie trudnych i nieuczciwych warunkach bronić interesu Polski”. Unia jako bankomat, który złośliwie chciał połknąć kartę. Mimo wszystko bardzo się cieszę, że nie przepadną nam unijne pieniądze, nie potrafię myśleć jak w latach 70. i 80. – im gorzej, tym lepiej.

Morawiecki wraca więc z Brukseli, dzierżąc wysoko tarczę, w czym mu przeszkadza nos, już monstrualnie długi. Opozycja widzi inaczej, premier wraca na czworakach. Ale już przyzwyczajamy się, że patrząc na to samo, widzimy coś zupełnie innego. A modelowy pisowski Polak gada jak ta baba, którą niedawno słyszałem: a tam, panie, co tam te unie nie unie… Lud pisowski musi sobie jakoś radzić z „Wiadomościami”. Nagle atakują małą Holandię, że antypolska, niemal im się życzy, by ich morze zalało. Wcześniej nieprzytomnie atakowano Unię i oczywiście Niemcy. Ta sama telewizja od dwóch tygodni nie zaprasza polityków Solidarnej Polski. TVN 24 transmitowała konferencję prasową Ziobry, na której mówił, że PiS zdradziło Polskę, ale on nie ma wyjścia i z rządu, dla dobra Polski, nie wyjdzie. Sprawdziłem, TVP Info na wszelki wypadek nie transmitowała tej konferencji, by nie skazić ideologicznej linii partyjnej. Lud pisowski może być skołowany: chcieli nam, panie, zabrać suwerenność, ale prezes nie pozwolił. I ją obronił. A tu galimatias, bo Kempa, ta z Brukseli, woła, że nam jednak suwerenność zabrali. Jak to wszystko rozwikłać i pojąć?

*

Bura, wilgotna zawiesina w powietrzu. Jadę na Powązki. Pogrzeb Marcina Króla. Wiem, że Marcin na pewno by mnie zwolnił ze swojego pogrzebu, widzę nawet, jak się uśmiecha: a daj sobie spokój. Ale mam poczucie serdecznego obowiązku. VI brama, jakoś od drugiej strony cmentarza. Zaczyna padać śnieg. Garstka ludzi. Wcześniej hotel Czarny Kot w ruinie, słynna samowolka budowlana, jakoś nie mogą go do końca rozebrać, obok rośnie wieżowiec, a rok temu go nie było. To jak cud. Miasto rośnie w oczach, ale już jakby nie dla mnie, dla moich dzieci. Urna z prochami taka malutka, tyle zostało z Marcina. Dlaczego tak mało ludzi? A może rację ma Woody Allen – liczba ludzi na twoim pogrzebie zawsze będzie zależała od pogody. Mogę dodać, że najlepiej umierać w maju i czerwcu, potem grożą upały. Ksiądz, który celebrował pogrzeb, zaczepia mnie: pan Tomasz? Okazuje się, że to ksiądz filozof Andrzej Luter. Poznaliśmy się kiedyś. Jeden z tych nielicznych mądrych i dobrych polskich księży, garstka ich. Ale jak się modlił, to miałem wrażenie, jakby szeptał: ja też nic z tego nie rozumiem. Jaki smutek tego pogrzebu, jak mało zostaje z człowieka, nawet tak popularnego i twórczego jak Marcin. Garstka popiołu, trochę słów, ale one jak iskierki gasną na zimnym wietrze. Marznący śnieg, miasto zastyga, rozbite samochody, z trudem dowlekam się do domu. Ale żyję, jakie to niezwykłe na tle nieistnienia.

t.jastrun@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 2020, 52/2020

Kategorie: Felietony, Tomasz Jastrun

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy