Wiara ponad miarę

Wiara ponad miarę

Noc listopadowa – nie tacy zdrajcy i nie do końca bohaterowie

Wieczorem 29 listopada 1830 r. instruktor musztry por. Piotr Wysocki wbiegł na salę lekcyjną Szkoły Podchorążych w Warszawie. Właśnie trwał wykład taktyki walki batalionu, kiedy Wysocki zakrzyknął pompatycznie: „Wybiła godzina zemsty, czas zemścić się na wrogach naszych!”. Sygnałem do walki i powstania przeciwko Rosjanom było podpalenie browaru na Solcu. Wkrótce 160 podchorążych ruszyło na Belweder. Ludność Warszawy przyłączyła się do zrywu, dzięki czemu szybko udało się opanować Arsenał, a o świcie cała stolica była już w polskich rękach.
Oto podręcznikowa wersja nocy listopadowej, tak często przywoływana na akademiach rocznicowych i lekcjach historii. Na margines spychany jest inny epizod tamtych wydarzeń. Śmierć z rąk powstańców sześciu doświadczonych generałów armii Królestwa Polskiego od samego początku spowija woal niezręcznego milczenia. Niewielu zdaje sobie sprawę, że podczas tych kilku wieczornych godzin 29 listopada na ulicach Warszawy rozegrał się wielki narodowy dramat. W ogóle podczas całego powstania więcej polskich generałów zabili rodacy niż Rosjanie. Być może zamiast w nieskończoność spierać się, kto był zdrajcą, a kto bohaterem, lepiej odpowiedzieć na pytanie, dlaczego starzy oficerowie, legendy epoki napoleońskiej, nie chcieli się bić. Co nimi kierowało i czego tak uparcie bronili?

Car nam królem

Po ćwierćwieczu wojen rewolucyjnych i napoleońskich w wyniku ustaleń traktatu wiedeńskiego w 1815 r. utworzono Królestwo Polskie. To państwo miało bez wątpienia najbardziej wolnościową konstytucję w Europie, gwarantującą, że było ono „na zawsze połączone z Cesarstwem Rosyjskim”. Car był naszym królem, ale w zamian Polacy mieli swoją administrację, sejm, szkolnictwo i przede wszystkim armię. Elitę tego wojska tworzyli starzy oficerowie, którzy doświadczenie zdobywali na polach bitew całej Europy, od Półwyspu Pirenejskiego po Borodino i Moskwę.

Piotr Wysocki, który zapoczątkował insurekcję, oraz niżsi rangą oficerowie, którzy poszli jego śladem, należeli już do innego pokolenia. Większość z nich nie miała jeszcze okazji powąchać prochu – podczas wojen napoleońskich byli zbyt młodzi. O wyczynach przełożonych słyszeli legendy, tamta kadra była dla nich wzorem. W odróżnieniu jednak od starych generałów młodzi podchorążowie nie cenili państwa, w którym przyszło im żyć. W ich oczach jedynie zlikwidowane Księstwo Warszawskie, wywalczone w bojach pod Raszynem i Sandomierzem, jawiło się jako twór heroiczny. Królestwo Polskie zaś było czymś niebohaterskim, powstałym z woli Rosji i pozostającym na jej łasce. Nieodległa przeszłość rodziła gorzką nostalgię. Skarlała rzeczywistość życia w – jak to określił Marian Brandys – „domu pogodnej starości” dla napoleońskich wiarusów była im wstrętna.

Wojna światów

Z drugiej strony ci zmęczeni życiem wiarusi aż nadto dobrze znali twarde realia geopolityki. Dwukrotnie przeżyli upadek państwa, które uznawali za ojczyznę: w 1795 r., kiedy zaborcy dokonali trzeciego rozbioru, później w 1813 r., kiedy prąca na zachód armia rosyjska zalała Księstwo Warszawskie. Czy w 1815 r. którykolwiek z nich mógł wątpić, że Polska uzyskała wszystko (a nawet więcej), na co w tamtych warunkach mogła liczyć? Z zawieruchy napoleońskiej wychodziliśmy przecież jako kraj przegrany i zadłużony po uszy. Bezwarunkowa lojalność wobec Napoleona polskich żołnierzy, którzy jeszcze w 1814 r. szli na Elbę za cesarzem, również nie zachęcała zwycięskich mocarstw do pobłażliwości dla Warszawy. Mimo to podczas konferencji w Wiedniu dzięki zabiegom cara Aleksandra udało się zachować kadłubową państwowość – i lepsza była taka niż żadna. W dodatku Królestwo Polskie otrzymało liberalną konstytucję i swobodę wewnętrzną, o jakiej inne narody Europy mogły tylko marzyć – zakres polskich wolności budził wręcz zaniepokojenie w samej Rosji. „Co teraz będzie?”, pytał hr. Ostermana gen. Iwan Paskiewicz. Hrabia wzruszył ramionami i odparł: „Za dziesięć lat będziesz brał szturmem Warszawę”.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2015, 48/2015

Kategorie: Historia

Komentarze

  1. Kot Jarka
    Kot Jarka 28 grudnia, 2015, 00:29

    Patriotycznie pomija się, że polskim katolikom bardzo była w niesmak, wolność wypowiedzi i religijna tolerancja, gwarantowana przez Konstytucje. Podchorążowie, jak dzisiejsi „kibole”, czy „słoiki” byli utrzymywani przez rodziców i nienawiść do zmian „wypili z mlekiem matki”

    Poza tym tym młodym trepom, imbecylom, było nudno, nie ma wojny, nie ma awansów, a koryta obsadzone przez zasłużonych.

    Szkoda, ze Redakcja nie podła linku do Konstytucji Królestwa Polskiego, bo wtedy latwiej zrozumiec tych młodych przygłupów, którzy razem z rodzinami sporo tracili z koryta w Królestwie Polskim.
    http://www.law.uj.edu.pl/users/khpp/fontesu/1815.htm

    Polecam choćby Art: 11, Art.12. [„Duchowieństwo wszystkich wyznań jest pod protekcją i dozorem praw i rządu”.
    Tadziowie od Rydzyków zrobili tez swoja nagonkę na państwo polskie], Art 17, Art 29, Art 33,

    Swoją drogą, w polskich armiach zawsze jest bardzo duży nadmiar generałów

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Kot Jarka
    Kot Jarka 28 grudnia, 2015, 00:48

    wtedy było bardzo nudno, ZERO filmów, TV, ABBA itp., Wesołych Miasteczek, Soap Opera, Playstation, Internetu itd.
    Wiec naszym bohaterom zostawała wóda, dziwki, karty, rozróby. Żołd starczał na krótko, a to co matki przysłały ówczesnym „słoikom”, to dla nich też były grosze.
    Może Redakcja poda ile oni zarabiali a ile kosztowały wóda, dziwki, karty, rozróby.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy