Widzialna ręka Kołodki

Widzialna ręka Kołodki

Bez większej dyskusji Rada Ministrów przyjęła zaproponowane przez wicepremiera ustawy, które mają rozkręcić gospodarkę

Grzegorz Kołodko nie zwalnia tempa. Tak jak zapowiadał, przygotował kolejny pakiet ustaw, które mają pomóc w odblokowaniu i rozkręceniu polskiej gospodarki. Na razie przyjął je rząd. Ustawy są trzy – jedna dotyczy przedsiębiorstw zatrudniających powyżej 1000 pracowników, druga – małych i średnich przedsiębiorstw, trzecia – to nowe prawo upadłościowe i naprawcze.

Duży może więcej

Pierwsza z ustaw kierowana jest do wielkich przedsiębiorstw, zatrudniających powyżej 1000 pracowników. W tych firmach pracuje dziś około 1,3 mln osób. Firmy te przeważnie mają olbrzymie kłopoty, są zadłużone.
Dlaczego więc Grzegorz Kołodko chce im pomagać, chce kierować państwowe pieniądze tam, gdzie istnieje niebezpieczeństwo, że zostaną one po raz kolejny utopione?
Współpracownicy wicepremiera odpowiadają, że w tym pytaniu zawarte są dwie sprawy. Pierwsza, dlaczego trzeba pomagać, druga, co zrobić, by na tym nie stracić.
Na początek opowiadają o zabezpieczeniach, które wmontowali w ustawę. Otóż, by uzyskać pomoc państwa, wielka firma musi najpierw złożyć wniosek do Agencji Rozwoju Przemysłu. Wniosek musi zawierać biznesplan uzdrowienia firmy. Ten wniosek oceniać będą urzędnicy ARP. I będą oni mogli go odrzucić, jeśli uznają, że jest mało wiarygodny. Będą też mogli żądać wprowadzenia do rad nadzorczych swoich ludzi. Oraz tego, by ratowana przez nich firma podpisała „umowę restrukturyzacyjną” z wierzycielami. Ta umowa może przewidywać umorzenie części długów, odroczenie ich spłaty lub też ich zamianę na akcje firmy. Umorzone zobowiązania wierzyciele będą mogli wliczyć sobie w koszt uzyskania przychodu, a tym samym płacić mniejsze podatki.
Prof. Andrzej Sopoćko, doradca ekonomiczny premiera, nie ukrywa, że większość tych firm sama jest winna swych niepowodzeń. Bo przespały one lata 90., kiedy powinny wymienić park maszynowy, wprowadzić nowe strategie marketingowe. – Firmy te obudziły się pod koniec lat 90. i okazało się, że nie mają skąd czerpać środków koniecznych, by przeprowadzić zmiany – tłumaczy Sopoćko. – Na dodatek trafiły na okres, kiedy kredyt stał się fantastycznie drogi.
Czy warto więc teraz tym firmom pomagać, wyciągać z długów?
Sopoćko odpowiada krótko: – Duże przedsiębiorstwa w Polsce są podobne najcięższym kamieniom domina. Ich upadek powoduje upadek nie tylko tych firm, które bezpośrednio z nimi współpracują, ale uruchamia sekwencję upadków także tam, gdzie nikt się tego nie spodziewa. Zatrzymanie kryzysu w tych firmach oznacza więc powstrzymanie kryzysu w całej gospodarce i lawiny zanikających miejsc pracy.
I przypomina, że po zatrzymaniu produkcji w Stoczni Szczecińskiej kilkanaście innych zakładów, rozsianych po całej Polsce, zaczęło zwalniać pracowników. Upadająca stocznia ciągnęła za sobą łańcuch kooperujących firm – pracę straciłoby około 100 tys. osób. O tyle więcej budżet musiałby wydać na zasiłki dla bezrobotnych, tylu zniknęłoby z rynku klientów.
Dlatego też w kapitalistycznym świecie nikogo nie dziwi pomoc dla tego typu przedsiębiorstw. Przykłady są znane – w Stanach Zjednoczonych pomoc od rządu otrzymał Chrysler, we Francji – Renault, w Wielkiej Brytanii – Rolls-Royce.

Mały może szybciej

Pomoc dla największych firm oznacza, iż tam kierowany będzie strumień pieniędzy – kosztem małych i średnich przedsiębiorstw. A tymczasem to one rozwijają się najszybciej, wytwarzają już połowę naszego dochodu narodowego i zatrudniają dwie trzecie ogółu pracujących w Polsce.
Jak więc znaleźć pieniądze, które pomogłyby im w rozwoju?
W Polsce od kilku lat mamy sytuację, duszącą rozwój małej i średniej przedsiębiorczości. Otóż nienormalnie wysokie stopy procentowe powodują, że przedsiębiorstwa te nie mają możliwości zdobywania kredytów na rozwój. W krajach Unii Europejskiej 80% inwestycji rozwojowych firm jest finansowanych z bankowych kredytów. W Polsce 90% przedsiębiorców finansuje swoje potrzeby rozwojowe środkami własnymi. Z jednej strony – zniechęcają ich stopy procentowe, z drugiej – same banki podchodzą do małych firm z rezerwą, żądając wysokich zabezpieczeń.
Grzegorz Kołodko proponuje więc, w ramach programu „Kapitał dla przedsiębiorczych”, rozbudowę systemu funduszy pożyczkowych i poręczeniowych. Działałyby one w sieci 16 regionalnych i 100 lokalnych funduszy. Będą one budowane przez samorządy terytorialne i organizacje przedsiębiorców. A potem wspomagane przez rząd, także środkami pochodzącymi z Unii Europejskiej. Irena Herbst z Banku Gospodarstwa Krajowego wylicza to w następujący sposób: w pierwszym etapie (2003-2004) fundusze zasilą pieniądze pochodzące z budżetu (170 mln zł), ze sprzedaży mniejszościowych pakietów akcji i udziałów Skarbu Państwa (tzw. resztówki, ok. 200 mln zł). Do tego dojdą pieniądze unijne, po przystąpieniu do UE, w wysokości około 750 mln zł.
Co to wszystko da? W materiałach przekazanych dziennikarzom czytamy, że przeprowadzone symulacje ekonomiczne wykazują, iż w ciągu pierwszych czterech lat program przyniesie następujące efekty: udzielonych zostanie około 50 tys. poręczeń kredytów o wartości ok. 3 mld zł oraz 40 tys. pożyczek na sumę ok. 1 mld zł. Ponadto powstanie dodatkowo ok. 90 tys. miejsc pracy, a kolejnych 90 tys. miejsc obecnie zagrożonych – zostanie utrzymanych.

Dlaczego państwo

– Nie ma co ukrywać, jest to pakiet interwencji państwa w gospodarkę rynkową – komentuje zamiary rządu Andrzej Sopoćko. – Na ile to może jej zagrozić? Otóż podobne pytanie zadaje sobie lekarz, widząc znajdującego się w stanie krytycznym pacjenta. Czy aplikować lekarstwo dające skutki uboczne, czy ryzykować dalszą głęboką zapaść.
Sopoćko chętnie przy tym cytuje Keynesa, który mówił: „Powinieneś liczyć, że rynek zachowa się wreszcie racjonalnie, tylko przez ten czas możesz stracić płynność”.
Taki jest zresztą główny cel „pakietu Kołodki” – zatrzymać proces hamowania gospodarki, a następnie ją zreformować i rozkręcić.
Czy Kołodce się uda? Jego zwolennicy przypominają dwie prawdy. Po pierwsze, empirycznie już wiemy, że polityka, którą proponowali i aplikowali naszej gospodarce polscy liberałowie, powoduje bankructwa i bezrobocie. Więc trzeba szukać innych rozwiązań. Po drugie, to, co proponuje Kołodko, to w rozwiniętych krajach kapitalistycznych znane rozwiązania, które przynoszą efekty. Dlaczego więc inaczej ma być u nas?
Z kolei pesymiści przypominają, że Kołodko przeprowadza swój pakiet w złych okolicznościach. W sytuacji gigantycznego bezrobocia oraz wysokich stóp procentowych, które zawsze hamują gospodarkę, a także wysokiego kursu złotówki, co z kolei hamuje eksport. Które bodźce okażą się więc silniejsze?
Na korzyść Kołodki przemawia jeszcze jeden fakt – otóż wszystkie jego inicjatywy otrzymały zielone światło, Rada Ministrów przyjęła je w zasadzie bez dyskusji. Wicepremier ma więc olbrzymi kapitał zaufania, łatwiej mu przeprowadzać trudne decyzje. Poza tym działa z precyzją długodystansowca: ludzie, których skrzyknął, pracują już nad kolejnymi ustawami i programami.

 

Wydanie: 2002, 33/2002

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy