Wiejskie serki nie takie wiejskie

Wiejskie serki nie takie wiejskie

Zamiast naturalnych składników chemiczne konserwanty. I więcej tłuszczu, niż ma być

Informacja Fundacji Pro-Test zmroziła konsumentów serków wiejskich. Na podstawie testów przeprowadzonych na produktach 12 firm ustalono, że wiele z tych popularnych przysmaków śniadaniowych jest obiektem fałszerstwa. Najwyraźniej producenci postanowili podłączyć się pod panującą modę na zdrową, naturalną żywność i na opakowaniach zamieścili takie informacje jak: „bez konserwantów” (serki firmy Pilos), „tylko z naturalnych składników” (OSM Garwolin), „naturalny” (na serkach firmy Paturages i Mlekovita), a w istocie w serkach wykryto wcale nie naturalny kwas sorbowy lub chemiczne dodatki konserwujące.

Chemia na usługach mleczarstwa

Zgodnie z międzynarodowymi standardami przy produkcji serków typu cottage cheese (czyli wiejskich) oprócz podstawowego surowca, jakim jest mleko, stosuje się kultury bakterii kwaszących, enzymy koagulujące, sól, wodę i ewentualnie zagęstniki. Stosowanie innych dodatków, takich jak barwniki, emulgatory, przeciwutleniacze i konserwanty, jest co prawda dozwolone, ale o ich dodatku konsument musi być zawsze poinformowany. Niedopuszczalne jest więc nazywanie takiego produktu „naturalnym”.
Na polskim rynku serki wiejskie pojawiły się przed 18 laty. Są łatwo rozpoznawalne wśród innych serów twarogowych, gdyż większość – niezależnie od producenta – ma podobne opakowanie i szatę graficzną. Historycy przemysłu spożywczego podają, że pierwszym producentem serków wiejskich w Polsce była Piątnica. Kolejni producenci postanowili kopiować wzór opakowania i w tej chwili podobieństwo zewnętrzne serków wiejskich utrudnia nabywcom wybór konkretnej marki. Fundacja Pro-Test poza tym, że wykryła fałszerstwo, zaleciła wytwórcom wykazanie się większą inwencją w tworzeniu opakowań.

Tuczą, choć nie powinny

Testy pokazały, że Piątnica – pionier serków wiejskich – choć nie dodaje do nich sztucznych konserwantów chemicznych, mija się z prawdą co do zawartości tłuszczu i białka w serze. A więc bardziej tuczy, niż to zapowiada na etykiecie. Również serek z Krasnegostawu ma wyższą zawartość białka i tłuszczów. Najuczciwszy okazał się serek wiejski z Włoszczowy. Ma tyle tłuszczu, ile zapowiada, ale jest przy tym serkiem o najwyższej kaloryczności w całym towarzystwie wiejskich. Serek firmy Real Quality dostał od Pro-Testu tylko trójkę za zgodność deklarowanej zawartości tłuszczu i białka z faktyczną. Cottage Cheese z Łowicza jest serkiem w pełni uczciwym, ale już pochodzący z firmy TIP ma bardzo dużą rozbieżność między oznaczoną zawartością tłuszczów – 8,1% wobec 5,0% zadeklarowanych na etykiecie. Jeszcze bardziej w tej kwestii mija się z prawdą serek Rolmleczu. Powinien mieć 5% tłuszczu, a ma 8,6%. Za to serek z Sokołowa Podlaskiego przeciwnie – jest wodnisty, rzadki, z rozpadającymi się ziarnami i nieco gorzki w smaku. W nim zawartość białka jest aż o 3% niższa od deklarowanej. Na dnie tabeli znalazł się serek Paturages – nie tylko jego ziarna są dosyć grube i nieco gumowate, śmietanka wodnista i ma kożuch, nie tylko smak jest gorzkawy, ale do tego w jego składzie wykryto konserwanty chemiczne.

Serki idą w zaparte

Najciekawsza była reakcja Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Garwolinie na komunikaty o niezależnych testach. Wiceprezes OSM wyraził całkowite zaskoczenie. – Sami zastanawiamy się, jak to możliwe, że konserwanty znalazły się w naszych produktach. My nic do serków nie dodajemy – powiedział lokalnej gazecie. Przyznał, że na opakowaniach powinna znaleźć się informacja o stosowanych konserwantach, ale postawił pytanie retoryczne: jak informować o czymś, czego świadomie się nie dodaje?
Skąd zatem wziął się w garwolińskich serkach sorbinian sodu? Prezes OSM rzucił podejrzenie na rolników dostarczających mleko. – Musimy przede wszystkim przebadać surowiec – zapowiedział. – Bardzo wielu rolników używa środków konserwujących. Najprawdopodobniej te, które znalazły się w serkach, pochodzą z paszy.
Brzmi to trochę jak bajka. Krowa jadła paszę, w której był ukryty chemiczny konserwant sorbinian sodu, który poprzez układ pokarmowy przedostał się do mleka, a stąd już prostą drogą fermentacji mleka wniknął do wiejskiego serka i trafił na sklepową półkę. Ciekawe, że detektywi ze spółdzielni w Garwolinie nie stwierdzili, iż to właśnie w organizmie krowy dokonała się synteza i chemiczne dodatki do paszy przekształciły się w ów sorbinian sodu.

Teoria spiskowa

To jednak nie koniec serkowej afery. Doniesienia o fałszowaniu produktów wywołały u niektórych obrońców OSM podejrzenia o międzynarodowy spisek, w który zamieszana jest Fundacja Pro-Test. Okazuje się bowiem, że swoje testy wykonuje ona w laboratoriach w Niemczech. Tymczasem rewelacje na temat „rdzennie polskich serków” dziwnie zbiegły się w czasie z kampanią promocyjną dużego niemieckiego koncernu mleczarskiego wchodzącego na polski rynek. Chyba trzeba będzie wezwać ambasadora Niemiec – niech się tłumaczy w polskim MSZ, skąd w serku wiejskim znalazł się sorbinian sodu.
Ale prócz żarliwych obrońców polskości cottage cheese znaleźli się w okolicach Garwolina złośliwcy, którzy chętnie utarliby nosa zarządowi okręgowej spółdzielni mleczarskiej. Na lokalnej stronie internetowej czytamy bowiem taki wpis: „Ciekawa jestem, jak konserwuje się prezes P. i wiceprezes K.? Chyba nieźle się konserwują, bo nieźle się trzymają”. Na szczęście ten donos spotkał się z natychmiastową reprymendą sympatyka spółdzielni i panów prezesów: „Kilkakrotnie zdarzyło mi się w przypadku serka waniliowego, że pojawiła się pleśń – a termin przydatności mijał za tydzień. To chyba poświadcza, że OSM Garwolin nie dodaje konserwantów”.
A więc konsumenci – zdecydujcie się. Wolicie jeść serki z naturalną pleśnią czy z chemicznymi, sztucznymi konserwantami…

Wydanie: 11/2010, 2010

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy