Wielka inwazja meduz

Wielka inwazja meduz

Galaretowate, oślizgłe i parzą. Na światowych morzach i oceanach trwa…

U progu sezonu urlopowego Minorka przeżyła prawdziwą plagę. Wzburzone fale wyrzuciły na plaże tej hiszpańskiej wyspy miliony fioletowych meduz. Piasek zabarwił się na niebiesko. Władze zmobilizowały wszystkie siły, aby usuwać z plaż tony cuchnącej, galaretowatej masy.
Jak pisze dziennik „Ultima Hora de Menorca”, na jednej tylko plaży zebrano grabiami i łopatami tysiąc plastikowych worków pełnych meduz. „Takiej klęski nie mieliśmy od 30 lat”, żalą się biologowie morscy. Inwazji dokonały meduzy z rodzaju welella (Velella velella), zazwyczaj dryfujące na pełnym morzu, a więc rzadko badane przez naukowców. Nie wiadomo, dlaczego nagle zbliżyły się do Wysp Balearskich. Ale „desant galarety” na piasek Minorki to tylko jeden z epizodów niepokojącego zjawiska. Na morzach i oceanach świata od Australii po Adriatyk i Hawaje meduzy

rozmnażają się z zastraszającą szybkością,

wyrządzają szkody gospodarce morskiej, paraliżują całe ekosystemy i trwożą turystów. Jak pisze dziennik „Washington Post”, u wybrzeży Francji masy tych stworzeń, składających się niemal w 90% z wody, rozrywają lub zatapiają 300-kilogramowe sieci rybackie. W Japonii oślizgłe morskie istoty zatkały wyloty instalacji wodnych elektrowni nuklearnych. W Zatoce Meksykańskiej meduzy konkurują z ludźmi, pożerając larwy krewetek. Pewien kapitan kutra opowiada: „W niektórych miejscach woda jest tak pełna meduz, że niemal można po niej chodzić”.
Meduzy, jamochłony należące do gromad stułbiopławów lub krążkopławów, mają na długich czułkach nici z parzydełkami. Ten, kto (jak autor tego artykułu), został podczas kąpieli potraktowany parzydełkami, wie, że przerażona ofiara ataku usiłuje wyskoczyć z fal w powietrze. Parzydełka niektórych meduz mogą być niebezpieczne dla zdrowia, a nawet życia. 31 stycznia br. podczas kąpieli u wybrzeży australijskiej wyspy Hamilton zginął Richard Jordan, 58-letni turysta z Wielkiej Brytanii, porażony przez jad niewielkiej (najwyżej dwuipółcentymetrowej) meduzy z rodzaju irukandji. 15 kwietnia w szpitalu w Townsville (australijski stan Queensland) zmarł 44-letni Robert King z Ohio, który na swe nieszczęście spotkał się z meduzą, gdy nurkował koło Wielkiej Rafy Barierowej. Mimo trwających dwa tygodnie wysiłków lekarze nie zdołali go uratować. Zazwyczaj między listopadem a majem po zetknięciu z irukandji trafia do szpitali ok. 30 Australijczyków. W tym roku ofiar jest już jednak ponad 200. Zaniepokojony rząd Australii przeznaczył 55 tys. dol. na narodowy program badań na meduzami.
Eksperci usiłują wykryć

przyczyny „galaretowatej plagi”

w tak różnych regionach świata. „W ostatnich dziesięcioleciach wpływ człowieka zaczął wywoływać zmiany w oceanach. Nagły „wykwit” meduz może być tego konsekwencją”, uważa Claudia Mills z uniwersytetu stanu Waszyngton w Seattle. W wielu akwenach nastąpiło przełowienie. Miejsce przetrzebionych przez człowieka ryb zajęły meduzy, często polujące na ten sam łup – drobne zwierzęta morskie. Meduzy zajmują więc pozycję ryb w łańcuchu pokarmowym mórz i oceanów. „Jeśli przełowienie będzie trwało na Północnym Atlantyku i w innych akwenach, rybacy będą wkrótce wyciągać z sieci meduzy zamiast ryb”, ostrzega Daniel Pauly z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej.
Inną przyczyną może być zbytnie „użyźnienie” przybrzeżnych wód przez intensywne rolnictwo. Nawozy sztuczne i substancje organiczne, wpływające wraz z wodami rzek powodują nadmierny rozwój mikroorganizmów, którymi meduzy się żywią. Mikroorganizmy te zużywają wiele tlenu, zaś meduzy mają na brak tlenu znacznie większą tolerancję niż ryby.
W Adriatyku gigantyczna inwazja meduz z gatunku Pelagia noctiluca (meduza świecąca) doprowadziła do załamania się morskiego ekosystemu. „Wielkie ilości galarety zapełniły rybackie sieci niemalże z minuty na minutę”, opowiada włoski biolog Ferdinando Boero z uniwersytetu w Lecce. Sytuacja wprawdzie wróciła do normy, ale przyczyny „rozkwitu” meduz pozostały i ponowna inwazja może powtórzyć się w każdej chwili. „Przemysłowa, rolnicza i miejska działalność człowieka spowodowała użyźnienie wód wpływającego do Adriatyku Padu”, wyjaśnia Boero. W Morzu Czarnym

rybacy stanęli w obliczu bankructwa,

bowiem miejscową populację ryb zdziesiątkowała meduza z Ameryki Północnej (Mnemiopsis leidyi) przywleczona w zbiornikach balastowych statków. Meduza ta niszczy ikrę, narybek oraz drobne organizmy morskie stanowiące ważne ogniwo łańcucha pokarmowego. Pozostaje nadzieja, że niszczycielską meduzę unicestwi inna, która również przybyła pod krymskie plaże w zbiornikach balastowych. Jej głównym pożywieniem jest właśnie Mnemiopsis. Z pewnością dla meduz korzystny jest również globalny wzrost temperatur.
Biologowie biją na alarm – sytuacja w morzach i oceanach staje się coraz bardziej dramatyczna. Być może, w przyszłości w portowych tawernach kelner zamiast filetu z soli będzie podawał smażoną galaretę.


Straszny szerszeń morski

Większość meduz to nieszkodliwe, aczkolwiek mało sympatyczne dla ludzi istoty. Są jednak wśród nich prawdziwi zabójcy jak Chironex fleckeri, australijska, niemal przezroczysta meduza, zwana też morskim szerszeniem, mająca 60 czułków, każdy o długości do trzech metrów. Łączna długość wszystkich czułków wynosi średnio 90 m, a liczba jadowitych parzydełek sięga wielu milionów. Kiedy galaretowaty morderca czuje się zagrożony, wyrzuca parzydełka jak harpuny. Zdaniem niektórych ekspertów, Chironex jest najbardziej zabójczym stworzeniem spośród jadowitych zwierząt morskich, które uśmierciło więcej ludzi niż rekiny, krokodyle i mureny.

 

Wydanie: 2002, 23/2002

Kategorie: Nauka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy