Wietrzenie w gdańskim ratuszu

Wietrzenie w gdańskim ratuszu

Radni chcą odwołać prezydenta Adamowicza i dwóch jego zastępców

W Gdańsku wrze, przynajmniej w Urzędzie Miasta i w Radzie Miasta. W ostatnich tygodniach radni próbują odwołać dwóch wiceprezydentów: Ewę Sienkiewicz i Adama Landowskiego, a także prezydenta Pawła Adamowicza. Wcześniej w tej kadencji odwołano już dwóch wiceprezydentów z powodu zarzutów prokuratorskich.
Dziura budżetowa w gdańskiej kasie w 2002 r. wyniesie 167 mln zł. Mimo różnych rozpaczliwych „ruchów promocyjnych” zarządu miasta, gdańszczanie ocenili swego prezydenta w badaniach zleconych przez Urząd Miasta na trójkę z plusem, a radnych na trójkę. Adamowicz jest prezydentem Gdańska czwarty rok, a wcześniej był przez cztery lata przewodniczącym Rady Miasta.
– Nie jest człowiekiem nowym ani facetem znikąd, ale jest słaby, nie daje sobie rady z urzędem i z miastem – mówią o nim jego urzędnicy. – Prezydent Adamowicz najchętniej odwiedza przedszkola, bo lubi dzieci – komentują z uśmiechem. – Lubi też otwierać nową drogę, basen, pokazać się w loży w teatrze i na balu. Światowe życie na gminny wymiar – to imponuje władzy w Gdańsku – ironizują nieprzychylni prezydentowi. Ubiegłoroczna lipcowa powódź udowodniła, że miasto „leży” organizacyjnie, a ludzie mieszkają w coraz bardziej zagrzybionych domach. – Ponad 70 domów na Oruni jest zagrzybionych – potwierdza Gabriela Juś, kierowniczka Rejonu Obsługi Mieszkańców nr 7. – Sanepid pobrał do zbadania próbki, bo te grzyby mogą być toksyczne, groźne dla ludzi. A pieniędzy na remonty i odgrzybianie nie ma.
Jarosław Zieliński, dyrektor Wydziału Mieszkalnictwa Urzędu Miasta w Gdańsku, jak zwykle bezradnie rozkłada ręce. Kontrola NIK udowodniła, że w jego wydziale są największe nieprawidłowości. Adamowicz już od miesiąca obiecuje, że odwoła nieudolnego dyrektora, ale na razie Zieliński króluje.
Prezydent nie bardzo też potrafi wyrazić jednoznaczną opinię o swoich wiceprezydentach. Alina Pieńkowska z Platformy Obywatelskiej (żona Bogdana Borusewicza) radna, przewodnicząca Komisji Zdrowia Rady Miasta Gdańska, uważa, że rozbudowana struktura władz miasta nie potrafi uporać się z wieloma kwestiami dotyczącymi spraw społecznych: mieszkaniowych i służby zdrowia. – Miasto nie jest w stanie zabezpieczyć podstawowych praw pacjentów – mówi – i dlatego jesteśmy za odwołaniem odpowiedzialnych za to wiceprezydentów, Ewy Sienkiewicz i Adama Landowskiego. Ewie Sienkiewicz radni zarzucają nie wykonywanie uchwał Rady Miasta i dziwne zamieszanie wokół Przedsiębiorstw Gospodarki Mieszkaniowej, natomiast Landowskiemu fatalne działania przy prywatyzacji służby zdrowia, a także niejednoznaczne działania w oświacie.
W budżecie miasta od dwóch lat wydatki na administrację przewyższają wydatki na bezpieczeństwo miasta. Prezydent Adamowicz się oburza. Uważa, że to mity, bo pieniądze idą na modernizację i komputeryzację urzędu, a na administracji nie da się oszczędzać.
Gdańskiej władzy marzą się też nowe, większe i ładniejsze gabinety. Powstał już projekt „szklanego pałacu”. Tymczasem Gdańsk do tej pory nie zapłacił ponad 3 mln złotych 20 firmom budowlanym za remonty po ubiegłorocznej powodzi. Tym firmom grozi bankructwo, wysłały więc na początku lutego list do prezydenta Gdańska. – Nie można im zapłacić, bo radni nie uchwalili budżetu miasta – mówi Włodzimierz Pietrzak, skarbnik miasta.
Firmy, które remontowały zniszczone przez powódź domy, teraz zalegają z wypłatami dla swoich pracowników, nie płacą składek ZUS i podatków w urzędach skarbowych. Naliczane są im karne odsetki. Miasto nie wypłaciło im pieniędzy, choć miało 13 mln na koncie z preferencyjnego kredytu. Jarosław Gorecki, dyrektor ZUS w Gdańsku, uważa, że szkodzi to wizerunkowi miasta, które z powodu takiego postępowania traci wiarygodność, a wykonawcom i tak będzie musiało zapłacić.
Niespodziewany cios prezydentowi Adamowiczowi zadał ostatnio w telewizji gdańskiej Maciej Płażyński, szef Platformy Obywatelskiej, dawny wojewoda gdański. Płażyński oświadczył, że nie ma żadnego rozstrzygnięcia, by PO popierała kandydaturę Adamowicza (PO-SKL) na prezydenta miasta.
– Opinie na temat tego, co się dzieje w mieście, są podzielone – mówił Płażyński. – Nie jest tak, że Gdańsk uważam za idealny, ale też nie jest tak, że wszystkiemu jest winien Adamowicz.

A kto?

Żadne dziury w budżecie miasta Gdańska nie są nikomu straszne. Publicznym groszem szasta się bez skrupułów. Do nowej siedziby Rady Miasta za blisko 16 mln zł (z wyposażeniem) wszyscy już przywykli. Prawie 60 radnych musi mieć luksus pracy, ale to nie znaczy, że mają więcej czasu dla mieszkańców. Żeby trafić na swego radnego w czasie jego dyżuru, trzeba mieć sporo szczęścia. W rankingu absencji dyżurowych przewodzą m.in. Adamowicz i jego zastępcy. Prezydent dla swoich wyborców miewa czas tylko w okresie kampanii wyborczej. A na co dzień… w jego okręgu wyborczym ludzie stoją w kolejkach do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i giną, gdy… wychodzą na balkon. Niespełna trzy tygodnie temu emerytowany stoczniowiec – mieszkający w centrum Gdańska – w niedzielne popołudnie wyszedł na balkon i spadł z I pietra razem z balkonem. Zginął na miejscu. W 1996 r. w identycznych okolicznościach zginął człowiek we Wrzeszczu. Pokontrolne raporty sprzed sześciu lat gdzieś się „rozpłynęły”, urzędnicy nie potrafią ich znaleźć. Wiceprezydent Ryszard Gruda, któremu od lat (już drugą kadencję) podlega Wydział Architektury i Nadzoru Budowlanego, też nic nie wie.
Wydział Mieszkalnictwa w mieście zrzucił wtedy odpowiedzialność na PGM-y, a w tym roku na niedawno utworzoną wspólnotę mieszkańców.

Biuro podróży… w urzędzie

Gdańska władza kocha podróże. Bruksela, Rotterdam, Kopenhaga, Turku, Brema, Rostok, Berlin, Southport, Malmö, Sztokholm, Ryga, Tallin, Wilno, St. Petersburg, Równe, Praga, Budapeszt, Wiedeń – to miasta do których się jeździ na spotkania z tamtejszymi władzami, na wymianę doświadczeń, na szkolenia i by głosić wykłady. Nauczać lubi prezydent Adamowicz, który pracuje też jako wykładowca na Wydziale Prawa Uniwersytetu Gdańskiego. Adamowicz wojażuje na koszt miasta już prawie osiem lat. Chętnie podróżuje też wiceprezydent Jan Józef Stoppa, choć na stanowisku jest zaledwie od kilu miesięcy. I tak w Sztokholmie spotykał się z branżą turystyczną, w St. Petersburgu za blisko 5 tys. złotych uczestniczył w polsko-rosyjskiej radzie do spraw regionów. Na wysokich pozycjach w rankingu miejskich podróżników jest wiceprzewodniczący Rady Miasta, Maciej Lisicki. Podróże kształcą i przynoszą korzyści. O tym wie również globtroter Jacek Bendykowski rodem z ZCHN – radny trudno uchwytny w mieście, bo nie ma czasu na pospolitość. Na co dzień chodzi w muszce. Chętnie i ze skandalami jeździła też była przewodnicząca Rady Miasta, Elżbieta Grabarek-Bartoszewicz z AWS, ale teraz ją odwołali i kurek z podróżami został zakręcony. Nadal ma fory Andrzej Jaworski – radny zaprzyjaźniony z Jackiem Kurskim, ongiś jego sekretarz, a teraz zastępca dyrektora wydziału w Urzędzie Marszałkowskim.
W ślady swojej władzy idą urzędnicy. Szkolą się za granicą, bo tam przyjemniej. Kwity z ich podróży są tajne. Trudno do nich dotrzeć, ponieważ są to wewnętrzne sprawy urzędu – twierdzi sekretarz Danuta Janczarek. Obliczono, że kochająca podróże gdańska władza w ciągu roku na ten cel wydaje kilkaset tysięcy złotych.

Bezradna władza

Gdańsk nie umie zadbać o swojej interesy. Ostatnim skandalem, który wykryli dziennikarze „Głosu Wybrzeża”, są długi spółki Synergia 99 będącej właścicielem położonych w centrum miasta 73 ha gruntów po byłej Stoczni Gdańskiej. Spółka ta roztaczała świetliste perspektywy, informowała o przyszłym raju mieszkaniowo-usługowo-rozrywkowym, jaki powstanie na byłych stoczniowych terenach. Tymczasem do Synergii 99 został wysłany komornik, bowiem miasto w normalnym trybie nie mogło sobie poradzić z dłużnikiem. Przewodniczący Rady Miasta, Bogdan Oleszek (będący równocześnie dyrektorem ds. produkcji w Stoczni Gdańskiej – Grupie Stoczni Gdynia, która jest udziałowcem Synergii 99) wie o zadłużeniu, ale nie wie, ile spółka jest winna miastu.
„Kontrola ściągalności podatków w gdańskim magistracie ma wykazać, czy urzędnicy miasta nie byli zbyt opieszali w ściąganiu podatków”, napisano w „Głosie Wybrzeża”. A skarbnik miasta przyciśnięty do muru wyjaśnia, że gdańskie firmy są winne miastu kilkanaście milionów złotych za niepłacone podatki gruntowe i od nieruchomości. Tajemnicą miasta jest, które to firmy. A skarbnik Pietrzak denerwuje się jedynie z tego powodu, że nastąpił przeciek do prasy i nie zamierza wyjaśnić, jak miasto postąpi z długami Synergii 99.
Prezydent Adamowicz od kilkunastu miesięcy unika jasnego i jednoznacznego komentowania zdarzeń w urzędzie, w tym uchybień przetargowych czy zakupu droższej zachodniej centrali telefonicznej zamiast tańszej polskiej. Ujawniony przez dziennikarzy katastrofalny stan Przedsiębiorstw Gospodarki Mieszkaniowej w Gdańsku spowodował, że prezydent zarządził dodatkową kontrolę, ale do tej pory nie może ukarać winnych, choć wyraźnie wskazano ich w materiałach pokontrolnych.
Radni SLD złożyli wniosek o odwołanie prezydenta Gdańska, bowiem ich zdaniem, Adamowicz utracił zdolność kierowania miastem, lekceważy radnych, jest arogancki. Lista zarzutów jest długa: brak właściwego nadzoru nad urzędem, złe i opieszałe działanie Zarządu Miasta, upolitycznienie administracji miasta, brak nadzoru nad PGM-ami, brak prywatyzacji Zakładu Komunikacji Miejskiej, nieudolne wprowadzanie reformy oświaty i służby zdrowia oraz organizowanie Zjazdu Gdańszczan w czerwcu br. bez uzgodnienia tego pomysłu z Radą Miasta.
– Ten zjazd to bufonada i będzie kosztował miasto kolejne setki tysięcy złotych – twierdzą radni nie tylko z SLD. – To kampania wyborcza jaśnie panującego pana prezydenta – uważa Eugeniusz Węgrzyn, rzecznik klubu radnych SLD. Adamowicz odpiera zarzuty i twierdzi, że taki zjazd to świetna promocja Gdańska.
Wniosek o odwołanie prezydenta Gdańska radni składają już po raz trzeci. Tym razem może się udać, bo mają go poprzeć radni z Forum Gdańskiego i Samoobrony, a także być może z Unii Wolności i z RS AWS. Nadzwyczajne posiedzenie Rady Miasta odbędzie się pod koniec lutego.
– Czy to odwołanie kilka miesięcy przed wyborami, gdy miasto tonie w długach, coś załatwi? – zastanawiają się radni z Platformy Obywatelskiej. – Da – odpowiadają ci z SLD – bo przynajmniej Adamowicz nie będzie miał szans w bezpośrednich wyborach na prezydenta Gdańska.

dziennikarka „Głosu Wybrzeża”

 

Wydanie: 07/2002, 2002

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy