Wojewoda Czubak w odwrocie

Wojewoda Czubak w odwrocie

Jan Rychel, legendarny działacz walczący o powrót Śląska do macierzy, został upamiętniony w rodzinnej miejscowości

W opublikowanych w marcu i w maju w PRZEGLĄDZIE (nr 12 i 19) tekstach „Jak wojewoda Czubak zdekomunizował niekomunistꔄJak wojewoda opolski z esbeka zrobił bohatera” opisywałem gorliwą działalność dekomunizacyjną wojewody opolskiego Adriana Czubaka. Ofiarą pisowskiego urzędnika miał paść legendarny działacz narodowy na Śląsku Opolskim, członek Związku Polaków w Niemczech, więzień Buchenwaldu Jan Rychel (1902-1974). Realizując ustawę dekomunizacyjną, wojewoda Czubak, bez wymaganej opinii Instytutu Pamięci Narodowej, postanowił pozbawić go ulicy w Strzelcach Opolskich.

Inną kontrowersyjną decyzją wojewody było nazwanie Złotej Sali w urzędzie wojewódzkim i dawnej ulicy Obrońców Stalingradu w Opolu imieniem braci Jerzego i Ryszarda Kowalczyków, którzy w 1971 r. wysadzili aulę miejscowej Wyższej Szkoły Pedagogicznej. W 2017 r. wojewoda z wielkimi honorami pochował Ryszarda Kowalczyka. Problem w tym, że według ustaleń historyka Solidarności, dr. Zbigniewa Bereszyńskiego, Ryszard Kowalczyk był w latach 1981–1989 tajnym współpracownikiem Departamentu III MSW zarejestrowanym jako TW „Seep”.

Po protestach mieszkańców Strzelec Opolskich przeciwko zmianie patrona ulicy wojewoda wstrzymał się z ostateczną egzekucją, zapewne do wyborów samorządowych. Nie wiedział jednak, że istniejące na Opolszczyźnie Kluby Rodła, które skupiają potomków byłych członków Związku Polaków w Niemczech, postanowiły wystąpić z inicjatywą upamiętnienia Jana Rychla w jego rodzinnym Dziećmarowie.

Formalny wniosek do władz Baborowa oraz sołtysa Dziećmarowa i członków rady sołeckiej złożyło Stowarzyszenie „Klub Rodło” z Opola z prezesem Henrykiem Wiernym.

Przewodniczący Rady Miejskiej w Baborowie Krzysztof Tokarz, znając decyzję wojewody w sprawie ulicy Jana Rychla, przesłał wniosek do zaopiniowania Delegaturze IPN w Opolu, ta zaś przekazała go do centrali w Warszawie. Prezes IPN dr Jarosław Szarek poinformował, że Instytut nie zgłasza zastrzeżeń do upamiętnienia Jana Rychla. Na marginesie – potwierdza to opinie o bałaganie w tej instytucji, ponieważ wcześniej ktoś umieścił śląskiego działacza na liście dekomunizacyjnej.

W tej sytuacji Rada Miejska w Baborowie 20 czerwca 2018 r. podjęła uchwałę w sprawie „posadowienia kamienia z tablicą pamiątkową dla upamiętnienia osoby Jana Rychla w Dziećmarowie”. Uchwała mogła się uprawomocnić pod warunkiem, że wojewoda Czubak nie zgłosi do niej zastrzeżeń. Pisowski urzędnik próbował jeszcze odwieść radnych od tego pomysłu, ale poinformowano go o opinii IPN. 16 września, po mszy w intencji Jana Rychla, jego córka Maria Kocemba wraz z synami, wnuczką i prawnuczką odsłoniła w Dziećmarowie kamień z upamiętniającą go tablicą. W czasie spotkania w miejscowej świetlicy Jana Rychla wspominali m.in. prof. Franciszek A. Marek, pierwszy rektor Uniwersytetu Opolskiego, i Maria Kocemba. Atmosfera, jako żywo, wpisywała się w ducha trzeciej prawdy Polaków w Niemczech: „Polak Polakowi bratem”.

Ani wojewoda Czubak, ani przedstawiciele urzędu marszałkowskiego na uroczystości się nie pojawili. Wojewoda dalej obmyśla, jak zdekomunizować pomnik Czynu Powstańczego na Górze św. Anny. W tym celu zwołał naradę z udziałem przedstawicieli IPN i Muzeum Narodowego, w którego rejestrze znajduje się dzieło Xawerego Dunikowskiego. Tym samym nie podlega ono ustawie dekomunizacyjnej, ponadto do 2036 r. chronią je prawa autorskie rodziny rzeźbiarza. Wymyślono więc propagandowe tablice informacyjne, które mają tłumaczyć sens poszczególnych reliefów na pomniku.

Gdy w Dziećmarowie szykowano się do upamiętnienia Jana Rychla, do wojewody dotarła wiadomość o próbie wysadzenia w powietrze pomnika żołnierzy 1. Ukraińskiego Frontu Armii Czerwonej poległych w czasie forsowania Odry w styczniu 1945 r. Ten pomnik, postawiony w Mikolinie już w 1945 r. przez kolegów poległych żołnierzy i świeżo odrestaurowany w 2017 r., miał zostać zgodnie z ustawą dekomunizacyjną zlikwidowany do końca marca 2018 r. Nieznani sprawcy, chcąc chyba ułatwić wojewodzie wykonanie tego zadania, podpalili oponę i położyli przy niej 11-litrową butlę z gazem. Butla jednak nie wybuchła i pomnik został tylko osmalony.

Fot. Krzysztof Kokot

Wydanie: 2018, 42/2018

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Radoslaw
    Radoslaw 20 października, 2018, 18:00

    „Problem w tym, że według ustaleń historyka Solidarności, dr. Zbigniewa Bereszyńskiego, Ryszard Kowalczyk był w latach 1981–1989 tajnym współpracownikiem Departamentu III MSW zarejestrowanym jako TW „Seep”.
    Innumi słowy, gdyby ów osobnik NIE okazał się współpracownikiem SB, to wysadzenie w powietrze owej auli byłoby czynem jak najbardziej bohaterskim i godnym pochwały?
    Gdyby np. znalazł się jakiś dureń, który w czasach Polski Ludowej podpaliłby moją szkołę i trafił za to do więzienia, to rozumiem, że dziś też miałby swoją ulicę w uznaniu „zasług, które położył w walce ze zbrodniczym systemem komunistycznym”? A gdyby w pożarze zginęły dzieci czy nauczyciele i zwyrodnialec dostałby za swój czyn tzw. czapę – to dziś zrobiono by z niego męczennika walki z komunizmem i jego imieniem nazywano by w Polsce szkoły? Tak, jak wynosi się na pomniki „żołnierzy wyklętych”, nie zważając na fakt, że mają na koncie zamordowanie ok. 200 dzieci.
    Zgodnie z tą „logiką”, gdyby za PRL-u zawiązała się jakaś zbrodnicza organizacja, która dokonywałaby aktów sabotażu gospodarczego, niszczyła infrastrukturę państwa, dewastowała elektrownie czy wodociągi – to dziś na jej cześć ustanowiono by święto państwowe?
    Niech się obecna władza nie dziwi, że miliony Polaków opuściło swój kraj, a kolejni się do tego szykują. Nikt nie chce wiązać swojego życia z państwem, gdzie znacza część rządzących kwalifikuje się do leczenia psychitarycznego.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy