Wojna o abonament

Wojna o abonament

Rząd nie ma pomysłu na kłopoty finansowe mediów publicznych, choć projekt ustawy miał być gotowy już w sierpniu

– Marszałek Komorowski podjął się roli osoby, która będzie koordynowała wszystkie toczące się prace legislacyjne związane z mediami – powiedział dziennikarzom w Sejmie prezes TVN Piotr Walter. Rzecz miała miejsce 29 kwietnia 2008 r., w trakcie wspólnej konferencji prasowej prezesów: TVP – Andrzeja Urbańskiego, Polsatu – Zygmunta Solorza-Żaka i TVN z ówczesnym marszałkiem Sejmu.
Panowie zjawili się na Wiejskiej w związku z debatą nad przyszłością mediów elektronicznych w naszym kraju. Impulsem do niej był projekt nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji autorstwa posłanki Platformy Obywatelskiej Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej, która złożyła go do laski marszałkowskiej jeszcze w listopadzie 2007 r. Spór toczył się wokół jednego – kształtu i wysokości abonamentu, z którego utrzymują się telewizja i radio publiczne. Skończyło się na niczym.
Dziś, po zapowiedziach premiera Donalda Tuska i min. Michała Boniego, że nowy projekt rozwiązań dotyczących finansowania mediów publicznych pojawi się w sierpniu, dyskusja rozgorzeje na nowo. Będzie gorąco, bo kondycja finansowa głównych graczy jest gorsza niż cztery lata temu, rząd zaś nie ma pomysłu, jak z tego wybrnąć.

Pieniądze, pieniądze…

W czerwcu br. prezes TVP Juliusz Braun i prezes Polskiego Radia Andrzej Siezieniewski wystosowali wspólny list do prezydenta Bronisława Komorowskiego, premiera Donalda Tuska, marszałków Sejmu i Senatu, ministrów finansów, administracji i cyfryzacji oraz skarbu i kultury, w którym zwracają uwagę na fakt, że udział środków publicznych w finansowaniu instytucji, którymi kierują, jest w Polsce najniższy w Europie, co uniemożliwia im właściwe realizowanie ich misji. Był to dramatyczny, choć uzasadniony krok.
Ubiegły rok dla telewizji publicznej zakończył się stratą w wysokości 88 mln zł. W tym roku ma być ona niższa – 60 mln. Podobnie rzecz się ma w Polskim Radiu, z tym że kwota jest skromniejsza – strata spółki na koniec 2012 r. ma wynieść 25 mln zł. Nikt nie wie, ile wyniesie naprawdę, gospodarka bowiem spowalnia, co zawsze odbija się na budżetach reklamowych. Na razie cięte są etaty i honoraria, co siłą rzeczy budzi niechęć i protesty pracowników.
Jedno jest pewne: obecne władze mediów publicznych – w przeciwieństwie do poprzedników – nie będą ukrywały problemów. W maju br. Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport, z którego wynikało, że przynajmniej od lipca 2009 r. do czerwca 2011 r. TVP nie prowadziła rzetelnie ewidencji księgowej. Stratę spółki za rok 2009 zaniżono o ponad 15 mln zł, a zysk wykazany za 2008 r. został zawyżony o ponad 14 mln zł.
Sytuację pogarsza fakt, że w latach 2003-2010 udział abonamentu w finansowaniu budżetu TVP spadł z 35% do 12,2%.
Mało kto wie, że media publiczne w naszym kraju są jednymi z najgorzej finansowanych w Europie. W przyszłym roku wysokość abonamentu radiowo-telewizyjnego ma wynieść 201 zł i 40 gr rocznie. Dla porównania w Czechach jest to równowartość ponad 300 zł, w Belgii – 400 zł, w Wielkiej Brytanii – ponad 600 zł, w Niemczech prawie 900 zł, w Norwegii zaś niemal 1,2 tys. zł. Rekordowo wysoki abonament płacą Duńczycy i Szwajcarzy – ok. 1,3 tys. zł rocznie.
Nie jest też prawdą, że TVP zatrudnia zbyt wielu ludzi. Według danych NIK 30 września 2011 r. w spółce i jej oddziałach terenowych pracowały 3722 osoby, czyli o 586 mniej niż w grudniu 2009 r. Także w Polskim Radiu spadło zatrudnienie. W wywiadzie prezes Juliusz Braun ostrzegał, że bez dobrego systemu finansowania media publiczne upadną, a obniżenie poziomu wydatków poniżej pewnego pułapu sprawi, że realizacja ich misji stanie się niemożliwa. Uwaga ta nie straciła nic na aktualności.
W porównaniu z innymi krajami europejskimi pod tym względem wypadamy blado. BBC zatrudnia 23 tys. pracowników i ze środków publicznych otrzymuje równowartość ponad 18,5 mld zł. Niemieckie stacje ARD i ZDF dostają jeszcze więcej – ponad 31 mld zł i zatrudniają 24,5 tys. pracowników. Tylko że społeczeństwa i politycy tych krajów traktują media publiczne jako ważny fragment dziedzictwa kulturowego i narzędzie budowy pozytywnego wizerunku w świecie. Nad Wisłą nikt o tym nie myśli. I trudno się temu dziwić. Media publiczne, coraz bardziej zależne od wpływów reklamowych, zmuszone zostały do rywalizacji z prywatnymi nadawcami o kurczące się w wyniku kryzysu środki, które przedsiębiorstwa przeznaczają na reklamę. I to, jak sądzę, jest najważniejszy element sporu o kształt ich finansowania.

Kto rządzi mediami?

Mediami, zwłaszcza stacjami telewizyjnymi, rządzą nie politycy, lecz pieniądze. Gdy spadają wpływy z abonamentu, rośnie znaczenie instytucji dysponujących wielkimi budżetami reklamowymi. I bynajmniej nie są to spółki takie jak Orlen, KGHM, Coca-Cola czy bank PKO BP, lecz domy mediowe, czyli firmy wyrosłe z agencji reklamowych, które w imieniu swoich klientów planują i kupują kampanie. Do nich należy negocjacja cen i czasów reklamowych. Dostarczają też klientom wyniki badań medialnych.
W Polsce z pozoru na tym rynku panuje konkurencja, lecz tak naprawdę rywalizujące ze sobą firmy należą do kilku wielkich grup działających w skali globalnej. Z analizy firmy RECMA, zajmującej się monitoringiem rynku reklamy na świecie, wynika, że znajdująca się na pierwszym miejscu w rankingu najbardziej dochodowych domów mediowych w Polsce spółka MediaCom Warszawa obsłużyła w ubiegłym roku budżety reklamowe o łącznej wartości 322 mln euro. Tuż za nią plasuje się spółka MEC, która odpowiadała za budżety o wartości 296 mln euro. Rzecz w tym, że obie są częścią amerykańskiej GroupM Company z siedzibą w Nowym Jorku.
Miejsce trzecie i czwarte zajęły spółki Starcom (budżety o wartości 263 mln euro) i ZenithOptimedia (199 mln euro) wchodzące w skład grupy VivaKi, której centrala znajduje się w Chicago. Na dalszych miejscach rankingu znalazły się spółki Starlink i MediaVest, także z grupy VivaKi, które łącznie obsłużyły budżety reklamowe o wartości 101 mln euro. W 2011 r. 19 monitorowanych przez RECMA domów mediowych w Polsce dysponowało kwotą 2 mld 166 mln euro!
W sytuacji, gdy kondycja finansowa mediów publicznych bardziej zależy od przychodów z reklam niż od abonamentu, władze TVP muszą się liczyć z opiniami pracowników domów mediowych. Podobnie prywatni nadawcy. Nie jestem pewien, czy politycy zdają sobie z tego sprawę. Bo opinia publiczna o tym mechanizmie nie ma pojęcia.
W konsekwencji debata o roli i znaczeniu mediów publicznych sprowadza się do mało ważnych kwestii personalnych i partyjnych. Istota problemu pozostaje w ukryciu. My po prostu nie wiemy, że niezależne media publiczne na wysokim poziomie muszą kosztować. W przeciwieństwie do społeczeństw zachodnich, które to rozumieją i zapewniają im odpowiednie finansowanie. Rzecz nie tylko w tym, że BBC od zawsze uchodzi za wzorzec profesjonalizmu i obiektywizmu, z którego Brytyjczycy mogliby być dumni. W przeciwieństwie do swojego największego konkurenta na Wyspach, czyli kilkunastu stacji telewizyjnych należących do koncernu Ruperta Murdocha.
Warto zwrócić uwagę na osiągnięcia krajów skandynawskich, które w ostatnich latach zadbały o wysoki poziom produkcji telewizyjnej i przebojem zdobywają rynki. Szwedzki serial o komisarzu Wallanderze, podobnie jak trzyczęściowa adaptacja powieści Stiega Larssona „Millennium”, sprzedały się znakomicie na całym świecie.
Duński serial kryminalny „Forbrydelsen” został zaadaptowany w Stanach Zjednoczonych i jako „The Killing” zdobył Złoty Glob oraz nagrodę Amerykańskiej Gildii Reżyserów Filmowych. Duńczycy poszli za ciosem, wyprodukowali drugą, jeszcze lepszą część „Forbrydelsen”, a w zeszłym roku przedstawili kolejny znakomity serial „Most nad Sundem”, który szybko zyskał uznanie widzów i krytyków w innych krajach.
Także Norwegowie odnieśli sukces serią filmów kryminalnych „Instynkt wilka” na podstawie powieści Gunnara Staalesena, których głównym bohaterem jest prywatny detektyw Varg Veum. W tę rolę wcielił się jeden z najciekawszych skandynawskich aktorów młodego pokolenia, Trond Espen Seim.
Skandynawowie mogą sobie pozwolić na ambitne produkcje m.in. dlatego, że w przeliczeniu na jednego mieszkańca ze środków publicznych wydaje się na media w Norwegii równowartość 435 zł, w Danii 358 zł, a w Szwecji – 265 zł. W Polsce zaś zaledwie 13 zł! Dlaczego nikogo nie dziwi, że każdego roku, po raz nie wiem który, oglądamy „Stawkę większą niż życie” i „Czterech pancernych i psa”?

O czym się nie mówi

Niestety, w nadchodzącej debacie o finansowaniu mediów publicznych częściej będzie się mówiło o podziale rynku i pieniądzach niż o poziomie, który powinny one reprezentować. To bardzo wygodne, ponieważ Polsat i TVN także potrzebują pieniędzy. Zygmunt Solorz, pożyczając miliardy na zakup Polkomtela, musiał się pochylić nad wydatkami swojej stacji telewizyjnej i od kolegów, którzy w niej pracują, od dawna słyszę o cięciach.
Szału nie ma także w TVN. W październiku 2011 r. media podały, że francuski koncern Vivendi przejmie nie bezpośrednio TVN, lecz jej właściciela – grupę ITI. I to w dwóch turach. W pierwszej odkupi on akcje ITI od tych udziałowców, którym zależy na szybkim wyjściu z przedsięwzięcia, a resztę za pięć-sześć lat. Analitycy przewidywali wówczas, że strata TVN w trzecim kwartale wyniesie 341 mln zł. W ostatnim roku akcje spółki notowane na warszawskiej giełdzie straciły 53,33%. I trudno się temu dziwić, skoro zobowiązania długoterminowe TVN sięgnęły 3,3 mld zł. To, co można przeczytać o spółce na forach internetowych i blogach prowadzonych przez inwestorów, raczej nie nadaje się do druku.
Łatwo zrozumieć, dlaczego przy okazji dyskusji nad finansowaniem mediów publicznych natychmiast pojawia się postulat, by TVP zrezygnowała z emisji reklam. W sytuacji, gdy przychody nadawcy publicznego z tego tytułu przekraczają miliard złotych, jest po co sięgnąć. Nadawcy prywatni już w 2008 r. deklarowali zgodę na utrzymanie abonamentu, pod warunkiem że TVP zrezygnuje z reklam. Jestem pewien, że gdy pojawią się pierwsze konkretne pomysły rządowe, chętnie wrócą oni do tej koncepcji. A najlepiej, gdyby znów skończyło się na debacie.
Media publiczne znalazły się w sytuacji bez wyjścia, zwłaszcza telewizja, bo albo politycy zdecydują się zmienić prawo tak, by mogła ona realizować przewidziane w ustawie obowiązki, albo przyjdzie jej jeszcze bardziej ograniczyć zatrudnienie i skupić się na produkcjach, które bez względu na poziom zainteresują reklamodawców.
Nie ma innego wyjścia, szczególnie że w ostatnich latach spółka była zmuszona modernizować zaplecze techniczne oraz utrzymać uruchomione nowe kanały tematyczne. Wydatki związane z przejściem z analogowej technologii nadawania sygnału telewizyjnego na technologię cyfrową oraz nowy standard HD szły w dziesiątki milionów złotych. W ramach realizacji misji TVP zakupiła prawa do transmisji Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej Euro 2012 i straciła na tym. Nie jestem też pewien, czy zarobi na transmisji igrzysk w Londynie.
Wyobraźmy sobie jednak, co by się działo, gdyby w ramach oszczędności TVP nie transmitowała wspomnianych imprez. Finansowo mogłoby to być nawet korzystne. Prestiżowo byłaby to katastrofa.
Czy nie prościej zlikwidować oddziały terenowe TVP? Tylko jak odebraliby to mieszkańcy Gdańska, Rzeszowa, Krakowa i Poznania? Szczególnie w sytuacji, gdy ośrodki regionalne, najczęściej we współpracy z samorządami, zajęły się wspieraniem lokalnych inicjatyw.
Problemy z finansowaniem mediów publicznych nie są tylko polską specjalnością. Na początku lipca we Francji minister kultury i komunikacji Aurélie Filippetti przyznała, że rząd poważnie rozpatruje obciążenie internautów kosztami utrzymania mediów publicznych. Okazuje się, że nad Sekwaną ok. 11 mln właścicieli komputerów, smartfonów i tabletów zrezygnowało z klasycznej telewizji. Jeśli pomysł zostanie zrealizowany, wzrosną opłaty za dostęp do sieci. Zapewne pojawienie się tej idei w Polsce jest tylko kwestią czasu. Dziś najlepszym rozwiązaniem byłoby wliczenie abonamentu radiowo-telewizyjnego w cenę energii elektrycznej, co pozwoliłoby na jego znaczącą obniżkę. Tylko co na to prywatni nadawcy?
Jednego możemy być pewni: jeśli jako społeczeństwo nie zapewnimy odpowiedniego finansowania mediów publicznych, wiele stracimy.

Wydanie: 2012, 33/2012

Kategorie: Media

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy