Wolność dla „andyjskich duchów”

Ekolodzy próbują uratować kondory przed wyginięciem

Osiem młodych kondorów urodzonych w niewoli wkrótce pozna smak wolności. Ekolodzy chilijscy i argentyńscy zamierzają wypuścić je przed Bożym Narodzeniem w rezerwacie Yerba Loca.
Mające już metr wzrostu ptaki zostały umieszczone w przestronnych klatkach na skalistym płaskowyżu (2200 m wysokości) Yerba Loca w środkowym Chile. „Ptaki mogą tu obserwować swych dzikich towarzyszy”, wyjaśnia Luis Jacome, argentyński biolog, uczestnik chilijsko-argentyńskiego projektu, mającego na celu uratowanie kondorów przed wyginięciem, wskazując kilka dumnych kondorów szybujących nad ośnieżonymi szczytami. „Jesteśmy pełni napięcia, co się stanie, gdy otworzymy klatki. Mamy nadzieję, że nasze kondory przyłączą się do tamtych”, dodaje. Przedsięwzięcie ma także wydźwięk symboliczny. Jedno z młodych jest potomkiem pary, którą prezydent Chile, Salvador Allende, podarował w 1972 r. kubańskiemu przywódcy, Fidelowi Castro (kondor jest godłem narodowym Chile). Ptaki te wciąż żyją w zoo w Hawanie. Jajo przewieziono do ośrodka inkubacyjnego w Buenos Aires, gdzie wykluło się pisklę. Zatem kondor niejako powróci do ojczyzny.
Kondory to

najcięższe ptaki

zdolne do lotu. Osiągają masę do 12 kg i rozpiętość skrzydeł do 3,2 m. Żaden ptak nie przewyższy kondora pod względem elegancji i majestatyczności w przestworzach. Kondor, podobnie jak orzeł, utrzymuje się w powietrzu, szybując i zataczając ogromne kręgi. Może wznieść się trzy tysiące metrów ponad najwyższe szczyty Andów, osiągając pułap 10 km, niedostępny dla innych ptaków. Nic dziwnego, że Indianie uważali te upierzone olbrzymy za duchy pośredniczące między krainą bogów i światem śmiertelnych.
Europejscy kolonizatorzy zaczęli jednak bezlitośnie wybijać kondory. Hodowcy uważali, że porywają owce i mogą być niebezpieczne dla dzieci. Juliusz Verne opisał w książce „Dzieci kapitana Granta” scenę, w której kondor zabiera chłopca w przestworza. W rzeczywistości „andyjski duch” nie ma twardych szponów i nie byłby w stanie unieść nawet jagnięcia. Kondory żywią się prawie wyłącznie padliną. Rzadko napadają na rodzącą owcę, aby pożreć łożysko (a jeśli trafi się okazja, także nowo narodzonego potomka).
Populację kondorów wydatnie zmniejszyli hodowcy, myśliwi, a także rozwój cywilizacji. Coraz trudniej o padlinę, która często jest natychmiast usuwana. Ptaki muszą żywić się zwierzętami ubitymi przez myśliwych. Pożerają naszpikowane ołowiem mięso, chorują i giną. W Kalifornii rozsypywane jest nawet

specjalne lekarstwo dla kondorów

przeciwko chorobie wywoływanej przez ołów.
Niegdyś te upierzone giganty krążyły ponad szczytami całego pasma Andów – od Wenezueli po Tierra del Fuego na południowym krańcu kontynentu. Obecnie w Wenezueli kondory wytępiono, zaś w Kolumbii i Ekwadorze zostało ich niespełna sto. W Peru i w Boliwii populacja tych ptaków zmniejsza się dramatycznie. Nieco lepsza jest sytuacja w Argentynie i w Chile, ale i tu „duchy Andów” należą do gatunków ginących. Wypuszczanie na swobodę osobników urodzonych w niewoli ma zwiększyć liczebność tych królewskich ptaków. Jeśli eksperyment w Yerba Loca powiedzie się, podjęte zostaną następne tego rodzaju próby. Czy jednak ptaki

zdołają przeżyć w stanie dzikim?

Na to pytanie nie ma odpowiedzi. Młode kondory hodowano tak, aby jak najrzadziej miały kontakt z człowiekiem. Pokarm podawali pisklętom nie opiekunowie, lecz „sztuczne kondory” z plastiku i pierza. Jeśli nawet ptaki przystosują się do życia na wolności, przypuszczalnie trzeba będzie je dokarmiać przez co najmniej pół roku. Na nogach kondorów znajdą się miniaturowe nadajniki, dzięki którym ekolodzy będą mogli ustalić szlaki ich wędrówek. Śledzenie ptaków umożliwią także zdjęcia dostarczane przez satelity NASA.

 

Wydanie: 2001, 48/2001

Kategorie: Ekologia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy