Wolność hipokrytów

Wolność hipokrytów

Prezydent Bydgoszczy złożył doniesienie do prokuratury nie na politycznych przeciwników, ale na… mieszkańców miasta

Kiedy po ostatnich wyborach parlamentarnych z ulgą żegnaliśmy koncepcję IV RP, byliśmy pełni nadziei, czekając na nową jakość czy raczej na powrót do normalności w wykonaniu nowo wybranego polskiego parlamentu.
Niestety, wydarzenia ostatnich dni przyniosły swoisty POPiS mowy, która w wykonaniu prawicy sięgnęła dna parlamentaryzmu. Co gorsza, oprócz stylu języka również głoszone treści pozostawiają wiele do życzenia. W tych słownych obelgach i walce o jak najwięcej „swoich” w telewizji – rozwiązywanie problemów Polaków spadło na dalszy plan, przynajmniej do kolejnej kampanii wyborczej.
Otóż „prezydent RP jest chamem”, wypalił poseł Palikot, „precz z komuną” krzyczeli podczas obrad sejmowej Komisji Regulaminowej posłowie PiS, „Napieralski za kilka win przehandlował media publiczne oraz SLD”, grzmiał obrażony przewodniczący klubu PO, Zbigniew Chlebowski, jakby zapominając, że to właśnie jego partyjny pryncypał niejedno przy winie u prezydenta Kaczyńskiego ustalił. Trudno dziś rozróżnić polityków PO od polityków PiS. Dziś wiem, że i dla jednych, i dla drugich zawsze będę postkomunistą, 29-letnim, ale zawsze postkomunistą, cokolwiek by to miało znaczyć. Zawsze wtedy, gdy brakuje merytorycznych argumentów,

sięga się po komunistów,

albo – co urasta do rangi metody działania politycznego – po Palikota, który np. słowami, że prezydent jest chamem, bardzo skutecznie wyciszył w mediach aferę korupcyjną z udziałem ludzi PO w Sopocie. Znany z ciętego języka marszałek Niesiołowski nazywa przewodniczącego największej w Polsce partii lewicowej kłamcą i hipokrytą, obraża przy okazji hiszpańskiego premiera Zapatera. Gdzie się podziały szacunek, kindersztuba, polityczna ogłada, skoro wystarczy odmienne zdanie podczas jednego głosowania, a już politycy partii rządzącej zapominają o podstawowych standardach politycznych.
Ci, których misją powinno być kształtowanie poziomu debaty publicznej, mówią dziś językiem z rynsztoka, więc nie dziwmy się, że Polacy coraz bardziej nie ufają i nie wierzą politykom. Ten trend poprzez lepperyzację wzbogaconą dziś palikotyzacją wzmacniają oni sami.
Nie milkną echa nieodrzucenia weta prezydenta RP do ustawy medialnej proponowanej przez PO. Wybór sposobu głosowania Klubu Poselskiego Lewicy nie był ani wyrazem poparcia dla weta prezydenta, ani wzmocnieniem głosu posłów PiS – co Platforma próbuje nam i wyborcom lewicy uparcie wmawiać. To było „wstrzymanie się od głosu”, które wyrażało sprzeciw lewicy wobec złej ustawy, w wyniku której dokonano by swoistej wymiany PiS-owców zawłaszczających dotąd media publiczne na czyniących to samo ludzi Platformy. Poprawki i projekty innych rozwiązań zgłaszane przez Klub Lewicy, zmierzające do odpolitycznienia, odpartyjnienia mediów, głosami PO zostały skutecznie odrzucone. Próżno też było szukać informacji na temat

skutków finansowych dla budżetu

państwa tej próby zamiany złej PiS-owskiej ustawy medialnej na inną, swoją, ale równie złą. Skutkiem wstrzymania się od głosu posłów lewicy jest wyrzucenie tej ustawy do kosza i konieczność pracy nad nową jej wersją, mam nadzieję, znoszącą uzależnienie mediów od partyjnych funkcjonariuszy.
Niedawno posłowie Prawa i Sprawiedliwości wraz z kilkoma publicystami zorganizowali konferencję prasową, której myślą przewodnią była walka z zagrożeniem wolności słowa w Polsce. Z rozbrajającą szczerością posłowie Jacek Kurski i Zbigniew Wassermann opowiadali o swoich przypadkach poddanych sądowym rozstrzygnięciom, zwracając uwagę na – ich zdaniem – niesprawiedliwe i zbyt wysokie kary za czyny mieszczące się w kanonach konstytucyjnej wolności słowa w debacie publicznej. Nie szczędzili krytycznych i ostrych słów pod adresem sądów, jawiąc się jako pierwsi sprawiedliwi w RP.
Padły na tej konferencji również słowa, że nie zawsze w Warszawie wiadomo, co się dzieje lokalnie, i z tym należy się zgodzić.
Otóż nie tak daleko, w mieście leżącym 250 km od Warszawy – Bydgoszczy, ma miejsce swoisty zamach prawicowego prezydenta miasta na wolność słowa i wyrażania opinii. Kuriozalne jest to, że prezydent atakuje i składa doniesienie do prokuratury nie na swoich politycznych przeciwników, ale na… mieszkańców miasta. Powód: na obrady ostatniej sesji rady miasta kibice wnieśli i rozwinęli transparent „Bydgoski Stadion Miejski ZAWISZA”. Było to odpowiedzią na – ich zdaniem – nieuprawnioną i samowolną zmianę przez prezydenta Konstantego Dombrowicza nazwy stadionu, której członem od wielu, wielu lat było słowo „Zawisza”. Kojarzący się od półwiecza z Bydgoszczą stadion Zawisza, ma być teraz stadionem miejskim.
Jak to się ma do przesłania wspomnianej konferencji PiS-owskich posłów? A no tak, że zastępcą prezydenta Bydgoszczy jest Wojciech Nowacki (PiS!), którego partia protestuje przeciwko łamaniu prawa do wolności słowa, a on sam nie widzi nic złego w zachowaniu prezydenta, z woli którego prokuratura i policja muszą trwonić czas i pieniądze na rozpatrywanie skargi na nieprzyjaznych mu mieszkańców. Prezydent każe badać policjantom, czy wywieszenie transparentu podczas sesji rady miasta było wykroczeniem. Ocenę takiego rozdwojenia jaźni prawicowych urzędników pozostawiam Czytelnikom…
Nie trzeba być bacznym obserwatorem życia politycznego, by stwierdzić, że społeczeństwo ma już dość.

Dość kolejnych obietnic

bez pokrycia, dość kolejnych wojen polsko-polskich czy w końcu, dość błazenady, która coraz częściej gości przy warszawskiej ulicy Wiejskiej. Ludzie nie chcą i nie mogą dłużej czekać na rozwiązanie ich najważniejszych problemów, np. okiełznanie drożyzny, wprowadzenie reform finansów publicznych czy służby zdrowia. Oglądając dziś jakiekolwiek wiadomości telewizyjne, można stwierdzić, że obietnice wyborcze Donalda Tuska były po prostu ponurym żartem.
W tym słowotoku i zapowiedziach, że coś będzie, już coraz trudniej się połapać. Jedno jest pewne, obywatel to cenny głos wyborczy i dla wielu polityków niestety, tylko głos…
Dostrzegam jednak w tym zamęcie promyk nadziei. Jest nim działalność Klubu Poselskiego Lewica. Fakt, niewielkiego i w opozycji, jakby z boku, nieangażującego się w walki między PO i PiS, ale przede wszystkim merytorycznie pracującego, pamiętającego o swoich błędach z przeszłości i myśli przewodniej – „człowiek przede wszystkim”. Wobec braku w Sejmie ustaw, składanych przez rządzących, aż trudno uwierzyć, że KP Lewica przekazał do laski marszałkowskiej aż 47 projektów ustaw tylko w obecnej kadencji Sejmu RP! W wyniku ich uchwalenia rzeczywiście mogłoby się żyć troszkę lepiej, gdyby tylko marszałek Bronisław Komorowski… nie przechowywał ich przez miesiące w sejmowej zamrażarce.
Dziś jako SLD walczymy o prawa pracownicze, o wysoki poziom nauczania w polskiej szkole i godność nauczycieli, o zmiany w systemie ubezpieczeń społecznych, o rozwój opieki zdrowotnej i wiele, wiele innych spraw, co tylko potwierdza, że – jako partia lewicy – jesteśmy sprawną i merytoryczną alternatywą dla prawicy.
POPiS-owa mowa, obrzucanie nas inwektywami nie poprawi efektów konkretnego działania, którym prawica nie może się pochwalić. Dla nas walka o wymianę partyjnych ekip rządzących w publicznych mediach jest sprawą drugorzędną, niewpływającą na tworzenie nowych miejsc pracy. Korzystając z uprawnień opozycji, będziemy uparcie patrzeć rządzącym na ręce i głośno oceniać, na ile obietnice wyborcze, które przysporzyły PO głosów zaufania, są wdrażane w praktyce i komu tak naprawdę żyje się lepiej. Rachunek zaś wystawią wyborcy.

Autor ma lat 29, od kwietnia br. pełni funkcję przewodniczącego Rady Miejskiej SLD w Bydgoszczy, jest też asystentem posła Janusza Zemkego

 

Wydanie: 2008, 34/2008

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy