Wprost uwielbiam kobiety

Wprost uwielbiam kobiety

Wszystko lubię zmieniać, tylko nie poglądy

Rozmowa z Szymonem Szurmiejem

– Jest pan reżyserem, aktorem oraz najdłużej urzędującym dyrektorem teatru – od 1969 r. działa pan w różnych stowarzyszeniach kulturalnych. Teraz kandyduje pan na senatora z ramienia SLD, pod hasłem „Kultura ponad podziałami”. Dlaczego pan to robi?
– Chciałbym uwiarygodnić, że to, co lewica powiedziała na temat kultury, jest serio. Że zaczynamy realizować hasło wyborcze „Walczymy o lepszą przyszłość” – a nie można wyobrazić sobie lepszej przyszłości bez kultury i nauki. Leszek Miller, przyszły premier, na spotkaniu z ludźmi kultury obiecał, że pomoże środowiskom twórczym. W młodszych artystach te słowa rozbudziły nadzieję, ale starsi, ci zasłużeni dla kultury PRL-u, nie wierzą, że jeszcze będą mogli swobodnie tworzyć. Chciałbym przybliżyć, za pomocą partnerskich spotkań i dyskusji racje twórców z racjami rządzących.
Uważam, że należy utworzyć ponownie Narodową Radę Kultury, przywrócić mecenat państwa nad kulturą i właściwą rangę stanowisku ministra kultury. Z ministrami kultury jest u nas nieszczęście: wszyscy wspominają dobrze tylko trzech: Tejchmę, Motykę i Dejmka.
– Przecież rząd lewicowy Dejmka wyrzucił, a przez cztery lata koalicja SLD-PSL niewiele dla kultury nie zrobiła.
– Tym bardziej chciałbym, aby lewica przywróciła ludziom wiarę w swoje szczytne idee, w to, że jest wyczulona na ludzkie potrzeby. Kultura nie powinna służyć grupom politycznym czy dygnitarzom. Politycy pracują na dzień dzisiejszy, artyści nie. Opowiem anegdotę: Podczas wystąpienia Sokorskiego na temat realizmu socjalistycznego dostało się Dunikowskiemu. Potem Dunikowski zapytał ministra kultury: – Panie ministrze, czy pan wie, kto to był Rodin? – Wiem, artysta – odpowiada minister. – A czy pan zna nazwisko ministra kultury z czasów Rodina? – Nie – tamten na to. – Widzi pan – mówi Dunikowski – o Dunikowskim ludzie będą pamiętali, a o panu nie.
Cudów nie można obiecywać. Sejm, Senat, parlament wspólnie powinny wypracować mechanizmy sprzyjające rozwojowi kultury, edukacji artystycznej. Kultura jest w zapaści… należy stworzyć odpowiednią atmosferę, żeby ją odbudować. Polska PRL-owska szczyciła się swoją kulturą. Mieliśmy artystów znanych w świecie, takich jak Grotowski, Kantor, Kołakowski… Trzeba do tego wrócić, stworzyć twórcom sprzyjające warunki, ale niczego im nie narzucać.
– Wierzy pan, że kultura ponad podziałami jest możliwa, jak głosi pana hasło wyborcze? Dotychczas każdy rząd traktował ją instrumentalnie.
– Tak, jest możliwa w dialogu. W polskiej historii kultura odgrywała wielką rolę, była spoiwem narodu. W tej chwili Sejm i Senat nie rozumieją znaczenia kultury. Bo gdyby rozumieli, walczyliby o nią, nie tylko o ekonomię. Przecież myśląc tylko o ekonomii, o poprawie bytu, wychowujemy naród debili.
– Fakty mówią za siebie: mamy tylko 7% ludzi z wyższym wykształceniem, pod względem wskaźników czytelnictwa jesteśmy w ogonie Europy, zamykamy biblioteki i teatry, za to miliony ludzi ekscytują się programem „Big Brother” i telenowelami…
– Kondycja umysłowa narodu pogarsza się w sposób zatrważający i przejawia się w sposób drastyczny, np. w poparciu dla Tymińskiego.
Teraz Rzeczpospolita jest miejscem ataku amerykańskiego modelu kultury masowej. Nie jestem za cenzurą, jednak uważam, że trzeba przeciwstawić się tej sieczce, która zdominowała telewizję, kino, książki. Media są pełne agresji, pokazują gotowe instrukcje, jak popełnić morderstwo, porwać dziecko, zrobić napad itd. – to jest nawoływanie do przestępstwa.
– Ja widzę to raczej jako ogłupianie narodu…
– A ogłupianie narodu prowadzi do niskiego poziomu myślenia. I do znieczulicy społecznej. Człowiek pod wpływem telewizyjnej sieczki obojętnieje na zło. Albo zaczyna marzyć, a marzenia podsuwają mu sitcomy i reklamy, dotyczą one głównie „mieć”. Przypomina mi się biblijna opowieść o kulcie złotego cielca. Mojżesz musiał go rozwalić i nastraszyć lud za pomocą ognia i miecza, żeby mu rozum przywrócić…
– Ale czym dzisiaj można nastraszyć? Prędzej – przekupić…
– Niestety, pieniądz stał się bogiem naszych czasów. Kto ma więcej, ma wysokie stanowiska… wymiguje się z afer, unika kary, bo może się wykupić. Już cała Polska powtarza powiedzonko: za sto złotych dostaniesz parę lat, za milion złotych rok, ale za dziesięć milionów nikt cię nie ruszy.
Do tej chwili wyliczono w Polsce 104 olbrzymie afery korupcyjne i inne, które przyniosły wielomilionowe straty. I co? Za manko w sklepie sklepowa idzie do więzienia, a tymczasem ludzie odpowiedzialni za „dziurę budżetową” nie ponoszą żadnych konsekwencji. Wzięli na siebie odpowiedzialność, zarżnęli całe społeczeństwo – i są bezkarni! To po co jest Trybunał Konstytucyjny? Ludzie domagają się odwetu, ale formacja obejmująca teraz władzę nie chce odwetu…

O Polsce

– Jest pan mocno osadzony w środowisku twórczym i w międzynarodowych organizacjach żydowskich. Ale nie zawsze tak było… Zanim został pan „Pierwszym Polskim Żydem”, nieraz boleśnie wypominano panu pochodzenie. Dlaczego pan nie wyemigrował? Miał pan wiele okazji, w 1967 r. był pan na tournee w Stanach Zjednoczonych, potem w Izraelu. Po Marcu ’68 wyjechał pan z zespołem Idy Kamińskiej za granicę. Dlaczego za każdym razem pan wracał? Co pana ciągnęło?
– Polska. Ojczyznę ma się jedną, tak jak matkę, czy się ona podoba, czy nie. Po powrocie z obozu na Kołymie, a i potem z zesłania do Kazachstanu, oddałem serce Polsce. Pomagałem w odgruzowaniu Wrocławia i Warszawy, pomagałem budować Nową Hutę, pracowałem w błocie z całą brygadą. Zajmowałem się walką z analfabetyzmem, wraz z grupą zapaleńców uczyłem pisać i czytać mieszkańców wsi pod Wrocławiem. Byłem idealistą: chciałem budować socjalizm, bo w niego wierzyłem.
Jestem Żydem z wyboru, bo tak mi się podoba, a pochodzę z rodziny polsko-żydowskiej. Teraz otwieram z Gołdą Centrum Kultury Żydów Polskich, żeby ratować to, co zostało z tradycji żydowskiej, która była częścią kultury polskiej i wielkiej kultury światowej.
– Pana idee z młodości okazały się utopią. Czy nadal wierzy pan w socjalizm?
– Tak. Tylko w socjalizmie – ale w prawdziwym socjalizmie, nie mówię o ustroju totalitarnym – człowiek może godnie żyć i się zrealizować. Jestem socjalistą od dziecka. Miałem bardzo trudne dzieciństwo. U mnie w domu nieraz brakowało chleba, często byłem głodny. Dlatego wiem, jakich uczuć doznaje dziś głodny człowiek, który patrzy na pełne półki.

O dowcipach

– Słynie pan z wielkiego poczucia humoru, które zjednuje panu ludzi. Ma pan ulubiony szmonces?
– Nie znoszę szmoncesów. Proszę nie mylić dowcipu żydowskiego i szmoncesu. Otóż szmonces jest wtedy, kiedy przedrzeźniam kogoś, kiedy żydłaczę, naśladując źle mówiących po polsku Żydów. Ja nie żydłaczę i szmoncesów nie opowiadam – tylko dowcipy żydowskie.
– Z czego wynika niepowtarzalne żydowskie poczucie humoru?
– Żydzi lubią śmiać się z siebie, chociaż nie znoszą, gdy inni z nich się śmieją. W śmiechu i dowcipie nie ma dla nich świętości.
– Niestety, nie można tego samego powiedzieć o Polakach. Czy słyszał pan np. dowcipy o papieżu albo prymasie? A tymczasem Żydzi opowiadają kawały o cadykach, rabinach, synagogach…
– Tak, są ich setki! Na przykład: Na synagodze umieszczono napis: „Wchodzenie do synagogi bez czapki jest tym samym co cudzołóstwo”. Na drugi dzień ktoś dopisał: „Próbowałem jedno i drugie – kolosalna różnica”.
Albo taki dowcip: Ksiądz, rabin i pastor rozmawiają o tym, z czego utrzymują świątynie i co robią z pieniędzmi wiernych. Ksiądz mówi, że po mszy kościelny chodzi z tacą i zbiera datki. Pastor, że prosi, aby po mszy zgłaszali się ci, którzy mogą wesprzeć potrzebujących. W końcu odzywa się rabin: – A u nas jest demokratycznie. Zbieram od wiernych pieniądze i wszystko podrzucam do góry. To, co leci do nieba, jest boskie, a co spada na ziemię, jest moje.
– Sypie pan dowcipami jak z rękawa…
– To może jeszcze jeden opowiem: Ksiądz i rabin rozmawiają na temat awansu: Rabin pyta: – Panie ksiądz, czy u was są awanse? – Są – ksiądz na to. Rabin: – A jak to wygląda? Ksiądz: – Ano kończę seminarium i, jeśli jestem dobry, mogę zostać proboszczem. – I na tym koniec?- dziwi się rabin. – Jeśli proboszcz jest bardzo mądry, może zostać biskupem – ksiądz na to. – No, a jeśli to jest mędrzec wielki, świetny organizator? – pyta rabin. Ksiądz: – To może zostać kardynałem. – I na tym koniec? A jeżeli to jest tak mądry, tak wielki kardynał… – dopytuje rabin. – To może zostać papieżem – odpowiada ksiądz. – I to już jest koniec? – pyta rabin. – A co by pan chciał, żeby został bogiem? – niecierpliwi się ksiądz. – No widzi pan – kiwa głową rabin – a jednemu z naszych się udało…
– Słynna żydowska przewrotność… A może opowie pan jakiś współczesny dowcip?
– Ale stare dowcipy są lepsze! Na przykład: Pyta rabin księdza: – Panie ksiądz, jak u was wygląda spowiedź? Ksiądz na to: – Wejdź ze mną do konfesjonału, sam zobaczysz. Usiedli w konfesjonale, podchodzi kobieta: – Zgrzeszyłam. – Ile razy? – pyta ksiądz. – Raz. – To daj sto złotych na kościół, odmów „Zdrowaśkę” i masz rozgrzeszenie. Podchodzi druga: – Proszę księdza, zgrzeszyłam. – Ile razy? – Dwa. – Dwieście złotych, dwie „Zdrowaśki”… Nagle ksiądz musi wyjść za potrzebą i prosi rabina, by go zastąpił. Podchodzi kobieta: – Proszę księdza, zgrzeszyłam. – Ile razy? – Raz. Na to rabin: – Daj trzysta złotych, zmów trzy „Zdrowaśki” i możesz zgrzeszyć jeszcze dwa razy.
– Ciekawe, że tylko kobiety grzeszą. Czyżby nie lubił pan kobiet?
– Przeciwnie, ja wprost uwielbiam kobiety. Lubię przebywać w ich towarzystwie. One są fałszywe, przewrotne, zmienne, a ja staram się do nich przystosować, żeby mnie nie wyrolowały. I jedna rzecz niebezpieczna: w każdej widzę coś ładnego. A one to wyczuwają i wykorzystują. Wszystkie kobiety mi się podobają, lubię różnorodność. I wszystko lubię zmieniać – tylko nie poglądy.

 

 

Wydanie: 2001, 38/2001

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy