Wróżka prawdę ci powie…

Co drugi Polak czyta horoskopy

Wykształceni, elokwentni, pewni siebie, dobrze ubrani. Żadnego rozczochrania, szklanych kul i fałszywych kotów. Czołówka polskich astrologów, twórców horoskopów. To górna półka. Nie lubią, gdy się ich nazywa wróżkami. Za tą elitą usadowił się spory, bardziej anonimowy tłumek, który chętnie szepce „karty prawdę powiedzą”. Też pisze lub opowiada. Na samym końcu są omijane Cyganki.
Bo dziś horoskopy są wszędzie. W Internecie – motoryzacyjny, seksualny i klasyczny, na Starówce – w postaci dziewczyny, która na kawałku dykty napisała „wróżby”, w uzdrowisku – specjalny horoskop sanatoryjny. W pismach kobiecych i młodzieżowych, w radiu i telewizji. Na koloniach i na wczasach. W blokowiskach, gdzie na liście lokatorów znajduje się informacja, że pod nr. 87 przyjmuje „dyplomowana wróżka”. Dobra jest nazwa w stylu Centrum Kreowania Harmonijnych Związków Międzyludzkich – mieści się ono w Zakopanem i dobiera ludzi według grup krwi. W innych centrach powiedzą ci, jakim jesteś drzewem, zwierzęciem lub… potrawą.
Zdarza się, że lekarz dzwoni do astrologa, bo nie wie, czy światło księżyca sprzyja operacji. Przeważnie tej, której sam się musi poddać. Nawet poważny Program I PR codziennie, po szóstej rano, przedstawia horoskop dla urodzonych tego dnia.
Ludzie chcą horoskopów i wróżb, więc je dostają. OBOP co parę lat pyta Polaków o przesądy i wiarę w horoskopy. Regularnie ponad połowa respondentów przyznaje, że czyta wróżby. Około 30% jest ich zagorzałymi przeciwnikami. Polacy są podzieleni na szyderców i wielbicieli.

Astronom jest przeciw
Kto z wróżących chce być uczciwy wobec fiskusa, otwiera działalność gospodarczą: usługi wróżbiarskie. – Zainteresowanie było tak duże, że musieliśmy zaproponować stosowny wpis – tłumaczy urzędniczka z warszawskiej Pragi-Południe. – W końcu wróżenie to praca.
Odmiennego zdania są astronomowie. Prof. Kazimierz Stępień z Obserwatorium Astronomicznego UW mówi publicznie, że horoskop jest zawsze oszustwem. Ani to praca, ani nauka. Profesor tłumaczy, że szansę spełnienia przepowiedni można zawsze zwiększyć poprzez umiejętne posłużenie się psychologią i wiedzą o kliencie. Młodej osobie wróży się ciekawą znajomość, a nie narodziny piątego dziecka, przedsiębiorcy – transakcję, nadzwyczaj udaną, starszej osobie – lepszą pracę wątroby. Przepowiednie powinny być pozytywne, a jeśli pojawia się cień kłopotów, wróżący natychmiast pokazuje, jak się z nich wyplątać. Do tego wszystkiego dobrze jest dodać znaki zodiaku. Zdaniem profesora, jeśli chcemy dowiedzieć się czegoś o sobie, lepiej pójść do psychologa. – Nikt nie zweryfikował prawdziwości wróżb – dopowiada dr Krzysztof Jan, również z warszawskiego obserwatorium, który zapewnia, że układ planet nie ma żadnego wpływu na nasze życie.
– Gdyby tak było, historia narodów toczyłaby się szczęśliwie – dodaje. – A premier chodziłby do astrologa i po rozmowie rządziłby krajem.
Dr Krzysztof Jan boleje, że znaki zodiaku, 12 elementów gwiazdozbioru, znanych od starożytności, są wykorzystywane do dziwacznych porad. Jeśli astrologowie chcą być wiarygodni, powinni poddać się naukowej weryfikacji, a na to nie można ich namówić.

Droga do gwiazd
Zaczynali różnie, raczej z wyższym wykształceniem. Astrolog Katarzyna Południak kończy psychologię na Uniwersytecie Warszawskim. Wykładowcy ze zrozumieniem przyjmują jej zajęcie i nawet proszą o radę.
W stanie wojennym Wojciech Jóźwiak, biofizyk z wykształcenia, zaczął rozglądać się za pomysłem na zarabianie. Zauważył, że ludzie chcą horoskopów. Ale sławę przyniosły mu dopiero hasłowe przepowiednie w Radiu Zet. To media kreują gwiazdy wróżbiarstwa. Katarzyna Południak po programie w Polsacie przyjmowała bardzo znane pary (tyle może powiedzieć) i dziwiła się, że mają banalne problemy.
Violetta Koseska jest profesorem nauk humanistycznych, autorką wielu wartościowych prac z zakresu semantyki. By nie zakłócać kariery zawodowej, publikuje pod pseudonimem David Harkley. Błyskotliwą karierę zawodową ma także Barbara Radźko. Studiowała pedagogikę i napisała pracę magisterską „O zasobach umysłowych dzieci”. Potem była praca doktorska. Do gwiazd zbliżyła ją działalność w „Solidarności”. W stanie wojennym straciła pracę. Zaczęła zgłębiać astrologię.
Joanna Godecka (sławy dodały jej wróżby z „Randki w ciemno”) jest po studiach dziennikarskich. W „Randce” zza ekranu komentuje charaktery ludzi marzących o wycieczce. Pani Joanna stara się nie zrywać z dziennikarstwem. Kiedy przestanie wróżyć, zajmie się sprawami społecznymi. Dziś najchętniej napisałaby pamiętnik z powodzi.
Katarzyna Południak odziedziczyła talent po matce. Ale nie pamięta, by mama posługiwała się wróżbami, gdy ją wychowywała. Trzeba było się uczyć, sprzątać, żadnych czarów. Jednak zainteresowanie przeniknęło dorosłe życie i pani Katarzyna, po udanych próbach na znajomych, postanowiła „żyć z horoskopów”.
Joanna Godecka jest samoukiem, między kolokwiami na studiach uczyła się tarota. Violetta Koseska, już jako profesor, postanowiła skompromitować horoskopy i zabrać się do tego naukowo. Jednak im dłużej zaglądała w ludzkie losy, tym więcej było w niej pokory wobec gwiazd. Wreszcie stała się zagorzałym i sławnym zwolennikiem astrologii.
Bezrobocie w kartach

Układ planet, tablice astronomiczne, wyższa matematyka, znajomość efemeryd – każdy, kto układa horoskopy, tak opowiada o swojej pracy. To onieśmiela.
Zdaniem Wojciecha Jóźwiaka, przepowiednie dla najmłodszych są trudne, bo ich zaplanowana przez naturę data urodzenia często została zakłócona przez ingerencję lekarza. W takiej sytuacji mają nie swoją datę urodzenia, a datę np. cesarskiego cięcia. Z podobnych powodów niemożliwe jest postawienie horoskopu dla… tytułu prasowego, choć wydawcy często o to proszą. Datą narodzin nie jest wydanie pierwszego numeru, a pomysł. Szybciej znajdzie się jego ojciec niż moment. Dlatego też trudno byłoby prorokować „Przeglądowi”. O wiele łatwiej stawia się horoskopy firmom, na co ostatnio jest wielkie zapotrzebowanie.
Barbara Radźko z przerażeniem wspomina czasy, gdy horoskopy układała „na piechotę”. – Bardzo dużo liczenia – zaznacza. – Teraz jest specjalny program komputerowy. Parę sekund i mam wydruk. No, ale potem muszę dodać mu duszę. Przez wiele godzin układam plan życia dla tej osoby.
Najczęściej przychodzą kobiety, chętne do rozmów o sobie i przyjmowania porad z zewnątrz. W kolejce do wróżki czekają nieszczęśliwi i niepewni. – Dopiero jak się komuś sufit zawali na głowę, przychodzi do mnie – ocenia Barbara Radźko. Przyjmowała narkomanów, bankrutów i – ostatnio coraz częściej – osoby, które nie potrafią dogadać się z szefami. Wtedy trzeba ułożyć dwa horoskopy i zadecydować, czy odejść, bo karty iskrzą, czy szukać porozumienia.
Moi rozmówcy, wróżbici „z górnej półki”, zapewniają, że nie uprzedzają się do klientów. Nawet jeśli z horoskopu wyłania się członek mafii pruszkowskiej, może liczyć na takie samo potraktowanie jak cnotliwy parafianin. Każdemu trzeba pomóc. Nie wolno tylko odkrywać horoskopów innych osób. To niebezpieczne.
Do astrologów i wróżbitów przychodzi coraz więcej osób z wyższym wykształceniem, bo „dziś każdy inteligent ma problemy”. Tyle że się nie przyzna do wizyty. Osoby słabiej wykształcone robią z wróżenia stały kawałek swojego życia. Chętnie i publicznie opowiadają o swoich wizytach, skutkach. Także o cenach. W dużych miastach nie poznasz przyszłości za mniej niż 120 zł, a Barbara Radźko za wielostronicową, indywidualną interpretację życzy sobie 250 zł. Na prowincji dobra wróżba zaczyna się już od 50 zł.

Można żyć bez miłości
Porządny astrolog chce być dobrym psychologiem, a Wojciech Jóźwiak uważa, że powinien być psychoanalitykiem. Józefina Pellegrini twierdzi, że do tych dwóch określeń trzeba dodać tytuł „doradca”. I to bardzo praktyczny. – Minęły czasy, gdy przychodzili zakochani, ze zranionymi sercami, niepewni małżeństwa – wzdycha Józefina Pellegrini. – Teraz przychodzi człowiek z przerażeniem na twarzy i pyta, czy u niego będą zwolnienia. Albo mówi, że jest bezrobotny i co dalej. Siadamy i zastanawiamy się, jakie ten ktoś ma możliwości. Oczywiście, słucham kart, ale korzystam też ze swoich życiowych doświadczeń.
Do Pellegrini ludzie zapisują się jak do doradcy życiowego. – Tak jest od paru lat, takie jest życie – komentuje. – Dla ludzi liczy się każdy grosz. Nie miłość. Bez niej mogą żyć.
Józefina Pellegrini zauważa, że ludzie już nie chcą klasycznych horoskopów. – Dowiedzą się z nich tylko o sobie – wyjaśnia. – A oni chcą zapytać o konkretne sprawy i o los najbliższych.
Oto kolejka w jednym z warszawskich salonów wróżb. Dwie nastolatki, z którymi rodzice nie rozmawiają, matka pełna niepokoju, czy córka wybrała dobrego męża, zdystansowany pan z teczką, który w żadne horoskopy nie wierzy, ale lepiej się upewnić, czy warto wchodzić w interes. Piątek. Najwięcej ludzi przychodzi przed weekendem.
W innym salonie poznałam 40-latkę, niepewną, czy warto zmieniać pracę na gorzej płatną, ale ponoć „rozwojową”. Dwie następne osoby chcą po prostu poznać przyszłość, bo czasy takie nerwowe.

Horoskop to nie wyrok
Porządny astrolog zapewnia, że jego horoskop nie jest wyrokiem. Tłumaczenia są dość wykrętne, ale wynika z nich, że pomiędzy gwiazdami jest jakaś smuga naszej wolności wyboru. – To byłoby upiorne, gdyby mój los był zapisany w dacie i godzinie urodzenia – buntuje się Anita, studentka prywatnej uczelni, którą poznałam w jednym z warszawskich salonów wróżb, bo tak się nazywają te miejsca. Brzmi elegancko, łagodzi widok często odrapanych mebli. – Miłość? – wzrusza ramionami Anita. – Z tym sobie poradzę. Idę na rozmowę, może dostanę pracę asystentki, choć na parę miesięcy, to na czesne bym zarobiła. Chciałam dowiedzieć się, czy będzie dobrze. Podobno horoskop mi sprzyja. Zapłaciłam 120 zł i nie żałuję, bo nabrałam pewności siebie. Ta wróżka mówi, że jestem świetna.
Moi rozmówcy, klienci wróżek, nie wykazywali większej wiary w przepowiednie. Ważne było, że ktoś ich wysłuchał. Tego dziś Polakom najbardziej brakuje. Rozmowy, uspokojenia, że wszystko się ułoży. Jedni wróżbici starają się pomóc, inni ciągną forsę.
Zdarzają się sytuacje zabawne. Wdowa, której wywróżono rozwód, maturzysta, który po świetnym układzie kart przestał się uczyć i oblał. Uważni czytelnicy horoskopów odkryją, że gdy jeden horoskop daje im podwyżkę, inny ostrzega przed zwijaniem się firmy. Jeden obiecuje daleką podróż, inny zachęca do niekuszenia losu.
– Każdy ma swoje umiejętności, charakter, z horoskopem zrobi, co zechce, to są tylko wskazówki – zapewnia Katarzyna Południak. – Ja pomagam znaleźć odpowiedni moment.
Pani Katarzyna jest szczególnie wrażliwa na panów, którzy radzą się, czy odejść do kochanki. Jeśli przychodzą, mają wątpliwości.
– Patrzę na los dzieci, dopiero wtedy decyduję – wyjaśnia.
– Dzięki mnie ludzie dowiadują się o swoich możliwościach, talentach. Nie są ślepi – dodaje Barbara Radźko.
– Decydują sami. Ja nikogo nie zwalniam z obowiązku aktywnego życia. W końcu, jak ktoś się uprze, i w drewnianym kościele spadnie mu cegła na głowę.
Najtrudniej mówi się o zagrożeniu zdrowia i życia. Astrolog delikatnie prosi o przebadanie, wspomina o kłopotach ze zdrowiem.
Sława astrologa buduje się na drobnych sukcesach. – Przyszła do mnie pewna przygnębiona pani – wspomina Joanna Godecka. – Wyczytałam w kartach, że w sanatorium kogoś pozna. Kazałam jej natychmiast jechać. Wróciła uradowana, bo wszystko się sprawdziło. Takie osoby przekazują innym dobre słowo o mnie. To jest najlepsza reklama.
Groźne są osoby, które coraz częściej przychodzą po horoskopy. Nie ruszą się bez rady. Porządny astrolog odmawia usług, hochsztapler wyciągnie majątek. – Osoby, które uzależniają się od wróżki, w ogóle są skłonne do uzależnień – tłumaczy Joanna Godecka. – Może to być alkohol, druga osoba, także wróżby.
Zasady etyki wróżbity zabraniają wróżenia dzieciom, bo zbytnio się sugerują, i osobom po 80. Wróżba może być zbyt krótka.
Tandetne karty

– Popkultura przechwyciła horoskopy – komentuje Wojciech Jóźwiak.
– Długo milczałam w tej sprawie – buntuje się Violetta Koseska – ale nie mogłam znieść tego zalewu tandety. Porządny astrolog napracuje się, a nieuczciwi publikują niesprawdzone teksty. No i nic się z tych fałszywych wróżb nie sprawdza. A zła opinia spada na wszystkich astrologów.
– Poziom zjeżdża w dół – wtóruje jej Joanna Godecka. – Za horoskopy łapie się, kto może. – Jestem ostrą przeciwniczką gazetowych horoskopów – dodaje Barbara Radźko. – Nie można tego samego powiedzieć wszystkim Wagom czy Pannom.
Barbara Radźko od pewnego czasu jeszcze mocniej walczy z gazetami. Ona, doświadczona wróżka, w pewnym pisemku wyczytała, że Strzelce w tych dniach nie powinny podróżować. W swoją podróż wyjechała przerażona. Bała się przez cały czas. Jest Strzelcem.
Horoskopów, które są wszędzie, broni Katarzyna Południak: – Przecież te znaki zodiaku, które ozdabiają pismo kobiece, to świetna zabawa i czytelniczki o tym wiedzą. Nie słyszałam, żeby po złym proroctwie w gazecie ktoś zmienił decyzję. Jest krzyżówka, jest horoskop.

Świat nie jest
szczęśliwszy
Wojciech Jóźwiak nie stawia sobie horoskopu, bo uważa, że przypomina to wywiad, który dziennikarz przeprowadza sam ze sobą. I jest odosobniony. Większość astrologów na co dzień spogląda w swoje gwiazdy.
– Na pewno jestem dzięki temu szczęśliwsza – zapewnia Violetta Koseska. – I moi znajomi, którym stawiam horoskopy, też.
Po prostu wiemy, kiedy mamy słabą energię i nie warto wtedy podejmować decyzji. Za to Joanna Godecka przyznaje, że nie zawsze horoskop wyprowadził ją na prostą drogę. – Ale przecież w życiu potrzebne są także negatywne doświadczenia – dodaje.
Jeśli horoskop ustawia życie, dlaczego nie idziemy do astrologa, nie żyjemy z kartką w ręce? – To proste – znowu złości się dr Krzysztof Jan z Obserwatorium Astronomicznego. – Znaki zodiaku nie mają żadnego wpływu, to zwykłe oszustwo.
Innego zdania są astrologowie. – Mój zawód jest i będzie elitarny – tłumaczy Wojciech Jóźwiak. – Kontakt z klientem jest intymny, jednorazowy i zmieniający obie strony. Trudno sobie wyobrazić, by stał się czymś powszechnym. Poza tym źle patrzą na astrologię i nauka, i religia.
I rzeczywiście, katechizm Kościoła katolickiego mówi: „Należy odrzucić wszelkie formy wróżbiarstwa. Praktyki te są sprzeczne z czcią i szacunkiem, należnymi tylko Bogu”. A jednak Polacy, choć deklarują wiarę, nie rezygnują z wróżb i horoskopów.
– Jesteśmy społeczeństwem coraz bardziej zagubionym – ocenia
dr Krystyna Szydłowska z jednej z warszawskich poradni rodzinnych. – Ostatnie dziesięciolecie to ostra próba dla Polaków. Kłopoty i znikąd pomocy. Więc idą do wróżki. Wszystko w porządku, jeśli pomogła im sama rozmowa, gorzej jeśli wróżby potraktują poważnie.

Iwona Konarska, znak Bliźniąt


Polska i sławni Polacy w horoskopach

Po fali powodzi Wojciech Jóźwiak zajrzał do horoskopu. Miał smutną satysfakcję, bo znalazł „najbardziej złowieszczą konfigurację planet, której trzeba się bać”. Saturn i Pluton znajdujące się naprzeciwko siebie – taki układ będzie trwać do przyszłego lata. Dla Polski oznacza to złe notowania. Zdaniem Jóźwiaka, Polska jest idealnym wskaźnikiem cyklu aktywności Słońca. Występujące na nim co 11 lat plamy bardzo często odnajdywały odbicie w historii kraju. Wojciech Jóźwiak wylicza: 1926 r., 1939 r., 1947 r., 1956 r., 1968 r., 1970 r., 1989 r. Daty z podręcznika. Czy nasza demokracja wytrzyma kosmiczne zakłócenia? – pyta i dodaje, że najbliższe wybory będą demonstracją niezadowolonych. Dopiero przyszły rok „zapowiada się bardziej normalny”.
W 2001 wszyscy mamy pod górkę. Najtrudniej jest Bliźniętom, Strzelcom, Pannom i Rakom. W najbliższych dniach gwiazdy są najżyczliwsze dla osób urodzonych na początku lipca (Rak). Jeśli możemy, powstrzymajmy się do 2002 r. z poważnymi decyzjami – zarówno ślubem, jak i rozwodem.
Gwiazdy horoskopów obserwują polityków. Katarzyna Południak uważa, że trudno im wróżyć na podstawie daty urodzenia, bo są otoczeni doradcami, nie zawsze – mówiąc delikatnie – rozsądnymi, którzy zakłócają decyzje polityczne.
Violetta Koseska mówi, że jest jak lekarz. Pełna tajemnica. Ale ostatnio z rosnącym zdumieniem przygląda się politykom, którzy raczej nie korzystają z jej rad. Za to podziękowała jej Manuela Gretkowska. Książka Violetty Koseskiej pomogła jej w wielu trudnych sytuacjach. Do czytania horoskopów i odnajdywania w nich siebie przyznają się: Nina Terentiew (zodiakalna Ryba), Jolanta Fajkowska (Koziorożec), Olgierd Łukaszewicz (Panna), Małgorzata Potocka (Lew) i Edyta Bartosiewicz (Koziorożec).


Minihoroskop dla polityka

Jerzy Buzek – 7.07.1940 r. – Rak. Podobno w drugiej połowie roku znajdzie zajęcie, które naprawdę go zainteresuje. Niech nie smuci go pusty portfel. W listopadzie spodziewany przypływ gotówki.
Bronisław Geremek – 6.03.1932 r. – Ryby. Panom urodzonym w tym znaku brakuje pewności siebie oraz smykałki do robienia pieniędzy i kariery zawodowej. Dlatego nie narzekają na los i cieszą się tym, co mają.
Marian Krzaklewski – 23.08.1950 r. – Lew. Na jesieni zacznie borykać się z problemami w życiu zawodowym. Wówczas będzie szczególnie potrzebował wsparcia oddanej mu kobiety.
Maciej Płażyński – 10.02.1958 r. – Wodnik. Tempo życia, tak jak lubi, będzie wartkie. Wyższych dochodów albo lepszej pozycji społecznej pan Wodnik może spodziewać się po wakacjach, gdy poważnie zacznie myśleć o życiu.
Leszek Miller – 3.06.1946 r. – Bliźnięta. Zdobyte umiejętności zechce wykorzystać w szkole przetrwania. Na jesieni jego postawa się zmieni: Bliźniak spoważnieje, zacznie troskliwiej liczyć pieniądze. Na podstawie „Księgi wróżb” „Claudii”.


Czy horoskop narodził się w kulturze ludowej?

Barbara Ogrodowska, starszy kustosz, warszawskie Muzeum Etnograficzne
W kulturze ludowej nie ma czegoś, co przypominałoby horoskop, za to mówiło się, że ktoś jest urodzony pod szczęśliwą lub nieszczęśliwą gwiazdą. Takiej oceny dokonywano na podstawie swobodnej interpretacji życiorysu człowieka. Według wierzeń, gdy człowiek się rodzi, na niebie zapala się gwiazda, gdy umiera – gaśnie. Ale za to w obrzędach ludowych jest niezwykle dużo wróżb, bo człowiek od zawsze, dzięki magicznemu myśleniu, chciał poznać przyszłość. Później wiarę we wróżby umocniła tradycja, choć nauka wyjaśniła wiele zjawisk. Zawsze to, co niezwykłe, będzie pociągające, zawsze nasze życie będzie przesiąknięte wróżbami.
Nie można powiedzieć, że w polskiej kulturze ludowej było więcej wróżb niż w innych. Nie było też postaci wróżbity; była raczej osoba o pewnych predyspozycjach psychologicznych, która pomagała nie tylko poznać przyszłość, ale i pokonać ją, nagiąć do marzeń.


Po co Polakowi wróżka?

Jacek Santorski, psycholog społeczny
Nie jest to zjawisko polskie, w USA 60% obywateli woli się leczyć u znachorów, niewiele mniej kieruje się w życiu wróżbami. Nie można więc tego zjawiska łączyć np. z polskim okresem transformacji. Zjawisko to specjaliści określają jako „regresja w służbie ego”. Oznacza to, że przeżywamy kryzys, jesteśmy niepewni, jak dzieci szukamy kogoś, komu możemy wierzyć i ufać. Czujemy pustkę i chcemy, żeby ktoś ją wypełnił dobrym słowem. Tym kimś może być wróżka.


75% Polaków jest przesądnych, 60% uważa, że sny mogą być prorocze, zawierać przestrogi. Co siódmy Polak (częściej Polka) chodzi do wróżki. Po pewnym czasie dwie piąte zapewniają, że wróżba sprawdziła się co do joty.
42% Polaków uważa, że są zdarzenia przynoszące pecha. Największy lęk budzi czarny kot, przecinający drogę. Nie należy śnić o dziecku, kimś zmarłym, mięsie i brudnej wodzie. Nielubiany jest piątek, 13. Nie należy wracać po zapomnianą rzecz, bo to kusi zły los.

Wydanie: 2001, 33/2001

Kategorie: Społeczeństwo

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy