Wrzuceni na głęboką wodę

Wrzuceni na głęboką wodę

Domy dziecka opuszcza co roku 5-6 tys. wychowanków powyżej 18. roku życia. Zmuszeni do ekspresowego wejścia w dorosłość, często mogą liczyć tylko na siebie

Umiesz liczyć, licz na siebie – mówi zdecydowanym tonem niewysoki, ciemnowłosy chłopak, patrząc w ziemię. – Ja tam się cieszę z tego, co mam: jestem na wolności, pracuję. Nikogo nie muszę o nic prosić – jego głos lekko się zmienia. – Brakuje tylko kogoś bliskiego.

Marcin ma 25 lat. Z tego 14 spędził w domach dziecka i innych placówkach. Rozmawiamy podczas jego długiej przerwy w pracy. W kilkudziesięciu minutach ujmuje swój życiorys: picie rodziców i domowe awantury, zabranie z domu razem z dziewięciorgiem rodzeństwa, dom dziecka, problemy z narkotykami, śmierć matki. Najbardziej uderza mieszanka samowystarczalności i tęsknoty: „od nikogo niczego nie chcę” na zmianę z „dobrze byłoby mieć kogoś, do kogo się wraca po pracy”.

Byli wychowankowie domów dziecka samodzielne życie zaczynają bardzo wcześnie – Marcin, idąc na „swoje”, miał 21 lat. Niektórzy są jeszcze młodsi. Emocjonalnie poturbowani, pozbawieni wsparcia bliskich, zaczynają od zera.

Zostawieni samym sobie

– Kiedy osiem lat temu zmarła moja mama, straciłem zupełnie kontakt z dalszą rodziną – opowiada Marcin. – Jak wyszedłem, byłem sam. Złożyłem wniosek o przyznanie mieszkania, ale sąd zdecydował, że mi się nie należy, bo mój ojciec ma zadłużone mieszkanie w Sochaczewie. Musiałem wrócić do ojca. Przez te wszystkie lata nic się nie zmieniło. Potem ojciec kazał mi się wynosić.

– Pamiętam, że z domu zabrano nas jakoś tuż przed Wigilią – 22-letni Patryk zawiesza głos. – W domu dziecka spędziłem 11 lat. Moje dwie młodsze siostry zostały adoptowane, przez jakiś czas nie miałem z nimi kontaktu. Adopcyjni rodzice go sobie nie życzyli. Teraz mam kontakt ze starszą, która jest już dorosła.

Patryk placówkę opuścił zaraz po skończeniu 18 lat. Na odchodne dostał 3,9 tys. zł i przydział na mieszkanie, tyle że musiał na nie czekać dwa lata. – Pieniądze szybko mi się skończyły, a mieszkania wciąż nie miałem. Jakiś czas byłem bezdomny.

Po jakimś roku snucia się po noclegowniach Patryk zgłosił się do Fundacji Po DRUGIE, zajmującej się m.in. młodymi bezdomnymi i byłymi wychowankami placówek. Fundacja zapewnia im pomoc psychiatryczną i psychoterapeutyczną oraz wsparcie w wychodzeniu na prostą. Jednym z jej projektów jest program mieszkań treningowych – podopieczni uczą się w nich samodzielnego życia.

– W domach dziecka rzadko przebywają sieroty, które straciły rodziców w wypadku – mówi Agnieszka Sikora, prezeska fundacji. – Większość to dzieci, które zabrano od rodziców, bo działa im się krzywda. Jeśli nie dostają odpowiedniego wsparcia, często wracają do domów, z których kiedyś je zabrano i w których nic się nie zmieniło. Albo na ulicę.

Wedle ustawy byłym wychowankom placówek opiekuńczych przysługuje mieszkanie socjalne i jednorazowe wsparcie finansowe w dwóch formach: pomoc na usamodzielnienie się i na zagospodarowanie. Wysokość tych świadczeń wynosi odpowiednio od 1735 do 6939 zł i 1577 zł. Pierwsza forma wsparcia zależy jednak m.in. od długości pobytu w placówce i przeznaczona jest na pokrycie kosztów związanych z „pójściem na swoje”. „Na dwa miesiące przed osiągnięciem przez wychowanka pełnoletności wyznaczany jest opiekun usamodzielnienia, z którym osoba osiągająca pełnoletność opracowuje indywidualny plan usamodzielnienia – czytamy na stronie powiatowego centrum pomocy rodzinie. – Program określa również potrzeby takie jak uzyskanie mieszkania, wykształcenia zgodnego z możliwościami i aspiracjami osoby, uzyskanie kwalifikacji zawodowych, zatrudnienia, przysługujących świadczeń, środków finansowych i pomocy rzeczowej”. Wysokość jednorazowo wypłacanej kwoty pomocy ustalana jest zatem indywidualnie. Jak podkreśla Agnieszka Sikora, wiele też zależy od uzasadnienia wniosku o udzielenie wsparcia. Jeśli PCPR uzna je za wystarczające – podopieczny placówki dostaje to, o co prosi. Ponieważ jednak ustawa nie określa jasno, na co może on otrzymać pieniądze, kwota wsparcia bywa uznaniowa. Nie bez znaczenia są zasoby, jakimi dysponują samorządy. Jedyna regularna i o stałej wysokości pomoc finansowa dla wychowanków placówek dotyczy tylko tych, którzy chcą kontynuować naukę. To 526 zł miesięcznie, wypłacanych do ukończenia 25. roku życia.

Różnie bywa także z gwarantowanymi w ustawie mieszkaniami socjalnymi – niektóre gminy zwyczajnie nie dysponują zasobami lokalowymi. Nawet w dużych miastach okres oczekiwania nierzadko przekracza rok. Przez ten czas wrzuceni na głęboką wodę 18-, 19- i 20-latkowie bez żadnego rodzinnego zaplecza muszą radzić sobie sami.

– Wśród naszych podopiecznych jest dziewczyna, która przydział dostała od razu, ale od półtora roku czeka na koniec remontu. Niedawno mieliśmy pod opieką inną byłą wychowankę, która na mieszkanie czekała dwa lata. Zgłaszają się do nas młodzi bezdomni dorośli, często kilka lat po wyjściu z instytucji – opowiada prezeska fundacji, dodając: – Mówimy o bardzo młodych osobach, bywa, że po traumatycznych przejściach, bez żadnych pozytywnych wzorców, czasem wymagających specjalistycznej pomocy psychiatrycznej i psychoterapeutycznej. Oni wszystkiego uczą się od zera: planowania wydatków, prania, gotowania i innych nawyków, które są dla nas oczywiste. Od tego, jak poradzą sobie z codzienną rutyną, zależy często ich przyszła wydolność, również wychowawcza. Przecież nawet 18-latek z tzw. normalnego domu nie jest gotowy do samodzielności.

Kluczowy moment

– Po wyjściu z domu dziecka mieszkanie dostałem dość szybko. Mogłem też liczyć na pomoc dyrektorki placówki, do dziś utrzymujemy kontakt – opowiada żyjący „na swoim” od ośmiu lat Piotr, mąż i ojciec czwórki chłopców. – W domu dziecka skończyłem technikum budowlane, praca była od razu. Wiele zawdzięczam swoim wychowawcom. Nie wiem, gdzie dzisiaj bym był, gdybym został z ojcem.

Historia Piotra do pewnego momentu jest dość podobna do opowieści Marcina i Patryka. Każdy z nich został zabrany od biologicznych rodziców w wieku kilku lat i spędził w domu dziecka kilkanaście. Ich losy zaczynają się rozbiegać, gdy osiągnęli pełnoletność, bo w odróżnieniu od Patryka i Marcina Piotr mógł liczyć w tym okresie na wsparcie byłych wychowawców.

Agnieszka Sikora: – Uważam, że naszą wielką porażką jest każda sytuacja, w której zabieramy dziecko z biologicznej rodziny, po to by miało lepszy start, mogło się uczyć i stanąć na własnych nogach, a potem okazuje się, że nie jesteśmy w stanie do tego doprowadzić, nie umiejąc przeciąć błędnego koła, w którym tkwili jego rodzice. Nie jestem pewna, czy sprawiedliwe jest rozliczanie tych dzieci z błędów, które popełniają, gdy często są one skutkiem niewydolności systemu i braku wsparcia w przejściu między instytucją a samodzielnością.

Waga tego etapu została podkreś­lona w nielicznych opracowaniach na ten temat. „Przebieg procesu usamodzielnienia wydaje się kluczowy dla przebiegu dalszych losów wychowanków”, czytamy w raporcie z badań przeprowadzonych przez Agnieszkę Golczyńską-Grondas z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego, autorkę książki „Chybotliwa łódź. Losy wychowanków placówek opiekuńczo-wychowawczych”. Przeprowadziła ona kilkadziesiąt wywiadów z byłymi wychowankami instytucji. „W każdej z opowiadanych historii usamodzielnienie jest traktowane jako punkt zwrotny, można też zauważyć, że od tego momentu losy narratorów zdecydowanie się różnicują”, pisze badaczka w podsumowaniu projektu.

Tymczasem podopieczni często opuszczają ośrodki, nie mając przy sobie żadnej bliskiej osoby dorosłej. Niekiedy wychodzą nieufni wobec instytucji i dorosłych, spragnieni niezależności, licząc, że jakoś to będzie. Po czym wykładają się na pierwszym zakręcie – tak jak przeciętny 19- czy 20-latek pozbawiony wsparcia. Z kolei to, czy je mają, zależy od zaangażowania ich byłych wychowawców i dyrektorów placówek, którzy także nie zawsze mogą go udzielić w takiej formie, w jakiej jest potrzebne.

O niewystarczalności pomocy systemowej jest też mowa w raporcie NIK z 2015 r. Czytamy w nim m.in., że „rozwiązania w zakresie pomocy w usamodzielnieniu się pełnoletnich wychowanków pieczy zastępczej (…) sprowadzają się głównie do doraźnej pomocy finansowej, utrzymywanej na minimalnym poziomie, który młodym osobom u progu dorosłego życia nie zapewnia bezpiecznych warunków rozwoju. Jednocześnie z ustaleń kontroli wynika, że nie istnieje skuteczny system pomocy dla usamodzielniających się (…). Brak jest zwłaszcza narzędzi dla zapewnienia usamodzielnianemu wychowankowi wszechstronnego wsparcia”.

NIK zwraca uwagę, że mimo malejącej liczby dzieci w Polsce (zmniejszyła się o 12% między rokiem 2005 a 2013) o 6,5% wzrosła liczba tych, które są umieszczane w pieczy zastępczej, co wskazuje na słabe wspieranie rodzin z problemami opiekuńczo-wychowawczymi. Sprawozdanie NIK podkreśla fiasko tzw. opiekunów usamodzielniania, których kompetencje nie są jasno określone, i nierówne rozdzielanie pomocy pomiędzy podopiecznych placówek: „System pomocy – funkcjonujący w oparciu o dwie różne ustawy – prowadzi do nierównego traktowania wychowanków. Uregulowania zawarte w ustawie o pieczy zastępczej i ustawie o pomocy społecznej różnicują osoby uprawnione do świadczeń, np. ze względu na okres pobytu w rodzinnej i instytucjonalnej pieczy zastępczej oraz ze względu na formę sprawowanej opieki, czego konsekwencją są różne wysokości dofinansowania”.

Z przedstawionych przez NIK danych wyłania się obraz klęski: niewystarczająca praca z rodzinami na etapie poprzedzającym umieszczenie dziecka w placówce, niewystarczające i nierówne wsparcie finansowe dla opuszczającej domy dziecka młodzieży, brak wsparcia psychologicznego i nieokreślone kompetencje osób mających go udzielać. Efekt: wzrost liczby dzieci w niewydolnym systemie opiekuńczo-wychowawczym i słabe ich przygotowanie do wejścia w dorosłość. Nazywając rzecz inaczej: większe poranienie na starcie, więcej trudów i samotności.

Choć losy Piotra, Marcina i Patryka są różne, znamienną jest waga, jaką każdy przywiązuje do niezależności.

– Nikt mi nie powie, że jestem na jego utrzymaniu – mówi Marcin.

– Praca to podstawa. Nie muszę liczyć na niczyją łaskę – cieszy się Patryk.

Głód

– Niektórzy podopieczni fundacji mówią: „pani jest jak mama” albo wprost mnie tak nazywają. A mnie się robi głupio, bo przecież wcale nie robię tyle, ile robię jako matka – zwierza się Agnieszka Sikora. – Czasem mam wrażenie, że każemy im iść do pracy i być dorosłymi, a oni wciąż potrzebują przeżyć dzieciństwo.

Niekiedy tęsknota wychowanków domów dziecka za bliskimi jest wykorzystywana przez rodziców. – Przez 11 lat pobytu w placówce nie widziałem swojej mamy – opowiada Patryk. – Odezwała się tuż przed moją osiemnastką, zaprosiła mnie do domu. Opuściłem wtedy ośrodek, chciałem wierzyć, że wszystko się zmieniło, że ona to robi z miłości. Na początku rzeczywiście tak wyglądało. Po jakimś czasie okazało się, że wszystko jest po staremu, a mama chciała ode mnie pieniędzy. Liczyła też, że udostępnię jej mieszkanie, które miałem dostać.

Z doświadczeń Urszuli Polanowskiej, dyrektorki Domu dla Dzieci Mieszko w Rzeszowie, wynika, że takie historie nie należą do rzadkości: – Niektórym rodzicom przypomina się, że mają dzieci, dwa tygodnie przed skończeniem przez nie 18 lat. Zawsze chodzi o pieniądze albo mieszkanie. Pamiętam matkę jednego z podopiecznych. Dziecko bardzo cierpiało, bardzo za nią tęskniło. Ona była jak głaz. Kiedy miał wyjść z placówki, odezwała się i on w to poszedł. Przeprowadził się do niej, wydał sporo pieniędzy z otrzymanego wsparcia na remont jej mieszkania. Skończyło się jak zwykle.

– Dziecko, choćby miało 18 lat i nieraz doświadczyło odrzucenia przez najbliższych, i tak będzie wierzyć, że mama przyjeżdża je odwiedzać, bo na nowo je pokochała. Idzie w tę nadzieję jak w dym – wzdycha dyrektorka domu dziecka w Bninie, Dorota Borysiewicz. – Pamiętam chłopaka, który wyszedł od nas właśnie omamiony taką kochającą rodzinką. Przez dwa tygodnie za jego pieniądze bawiła się cała wieś. Potem został bez pieniędzy i bez przyjaciół.

Gorzej jest jednak, gdy dorastający wychowanek decyduje się opuścić placówkę przed 18. urodzinami – wtedy traci prawo do wszelkich świadczeń. Nawet jeśli w domu dziecka spędził większość życia.

– Najbardziej chciałbym poznać jakąś dziewczynę i mieć dzieci, rodzinę – odpowiada Marcin na pytanie o najważniejsze plany życiowe.

– Cieszę się z tego, co mam, choć bywają też chwile załamania – przyznaje Patryk. – Staram się na razie nie wybiegać za bardzo w przyszłość.

– Mam czwórkę wspaniałych synów, świetną żonę, nie mam żadnego powodu do narzekania – mówi z kolei Piotr. – Cieszę się ze swojego życia.

Fot. Fotolia

Wydanie: 2018, 51/2018

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Anonim
    Anonim 18 grudnia, 2018, 09:19

    No tak, chciałabym dostawać 526 zł do ukończenia studiów. Kiedy w wieku 18 lat wyprowadzałam się z domu do innego miasta, zaczęłam studia dzienne i pracę na etat, to nikt nade mną nie litował. Dzieci z placówek są roszczeniowe, tylko daj i daj a inicjatywy z ich strony nie ma żadnej. Mnie nikt mieszkania nie dał, musiałam wziąć kredyt. Takiej kasy na start też nie dostałam. Jeszcze, gdyby chcieli pójść do pracy i tę pracę utrzymać, to pewnie miałoby jakiś sens. Proszę wejść do pierwszej lepszej placówki i zapytać dzieci czego potrzebują by godnie żyć po wyjściu z domu dziecka. Usłyszycie „pójdę do PCPR po kasę, państwo ma obowiązek dać mi pieniądze, potem będą dzieci i 500+”.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Anna
      Anna 20 grudnia, 2018, 18:58

      Obawiam się, że nie doczytała Pani tekstu – to po pierwsze. A poza tym – w wieku 18 lat zaczęła Pani pracę na etat? Maturę zdaje się w wieku lat 19, a do 26 roku życia rodzice mają obowiązek utrzymywać uczące się dziecko. Jeśli Pani rodzice tego obowiązku nie dopełnili – przykro mi, tak nie powinno być. Ale proszę nie pisać, że ludzie zabrani z domów rodzinnych na wychowanie państwa (zresztą, decyzją tegoż państwa) i zostający następnie z niczym są „roszczeniowi” i „sami sobie winni”. Jeśli mający rodziców student poniżej 26 roku życia ląduje na ulicyz braku mieszkania czy środków do życia, ma się gdzie zgłosić, a jego rodzice odpowiadają za to prawnie. A co ma zrobić 18-latek wychowany przez państwo, wobec którego to państwo obowiązków nie dopełniło?

      Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy