Wskoczyć w interes

Wskoczyć w interes

“Małysz tu, Małysz tam, Małysz skacze tu i tam / Jak to miło i wesoło, gdy Małysza widzisz wkoło”
– śpiewają w krakowskich przedszkolach…

Starszaki odpowiadają rezolutnie, że najbardziej znanym na świecie obiektem latającym jest Adam Małysz. Ale nie tylko dzieci ogarnęła małyszomania. Czapeczki z napisem Red Bull, taką, jaką zakłada “chłopak z Wisły”, chętnie noszą i mali, i duzi. Podobnie też i jedni, i drudzy nie mogą oderwać się od komputera i od telewizora. Komputer jest bardzo przydatny, gdy akurat nie ma transmisji telewizyjnej z zawodów. Wystarczy wtedy zasiąść przed monitorem i zagrać w Deluxe Ski Jump, czyli grę komputerową wymyśloną w Finlandii. Mimo że gra nie imponuje jakąś wymyślną grafiką ani wyjątkowymi efektami dźwiękowymi, skutecznie odrywa od pracy dorosłych, a od nauki młodzież i dzieci. W wielu miastach Polski odbyły się nawet oficjalne konkursy komputerowych skoków. We wrocławskiej galerii Biura Wystaw Artystycznych stanął pomnik naszego złotego skoczka.

Małysz
– narodowe dobro

Takich słów użyli goście jednego z niedzielnych śniadań radiowej “Trójki”. Przy Małyszu chcą zresztą zyskać na popularności nie tylko politycy, również inne osoby publiczne, na przykład aktorzy. Kayah założyła na koncert koszulkę własnej roboty z napisem Adam Małysz i zadedykowała mu piosenkę “Supermenka”.
Młodzieżówka Unii Wolności zakupiła narty dla swego lidera, Bronisława Geremka, by skoczył (w politycznym rankingu?) po zwycięstwo. Tyle tylko, że narty okazały się być zjazdówkami.
Także premier Jerzy Buzek śledzi z uwagą to, co na skoczniach całego świata wyprawia polski Batman. Po wygranych konkursach przysyłał mu telegramy z wyrazami uznania i podarował eleganckie pióro. Podczas zakończonych niedawno w Lahti mistrzostw świata nawet “dodał mu skrzydeł”, niczym reklamowany przez Małysza napój gazowany, bo oto w trakcie pierwszego dnia wizyty polskiego premiera w Finlandii polski skoczek zdobył złoty medal na średniej skoczni. Szef naszego rządu dopingował go i osobiście złożył mu gratulacje, nie zważając na to, że był siarczysty mróz, a on miał na nogach cienkie skarpetki. Mało tego, premier Buzek próbował też podobno skoków narciarskich na symulatorze, ale eksperyment zakończył się “wirtualnym” niepowodzeniem.
Telegram z gratulacjami przysłał “królowi Małyszowi” (takie określenie też już się przyjęło) także prezydent Aleksander Kwaśniewski, który na dodatek użyczył swego prezydenckiego śmigłowca, aby skrócić mistrzowi czas podróży z Warszawy do Wisły.

Upstrzony kombinezon

Jeszcze niedawno zdobił go tylko jeden napis, tylko jednej firmy: Loos International The Boiler Company. Jej właściciel, były skoczek, Carlo Loos z Bischofshofen, zajmuje się produkcją kotłów i systemów grzewczych. Z sentymentu do dyscypliny dawał polskim skoczkom pieniądze, za które zakupili dwa pasaty umożliwiające im wyjazdy na zawody, kombinezony i narty. Teraz okazało się, że firma Loos poszła w ślad za prezydentem i wynajęła dla skoczków awionetkę, którą udali się na zawody Pucharu Świata do Oberstdorfu.
Tuż przed Konkursem Czterech Skoczni na kasku Małysza pojawił się napis Red Bull. Menedżer, Eddie Federer, dostał “cynk” od słynnego Austriaka, Andreasa Goldbergera, dotyczący formy Polaka i zaczął rozmowy. Ale przed pierwszym konkursem w Oberstdorfie zdążył tylko jedynie dogadać się z Małyszem na słowo honoru. Warunki zaoferował chyba niezłe i potem przedstawił je na piśmie, bo Adam zostawił Red Bulla na kasku i na czapeczce.

W klaserze i telefonie

Najlepszym skoczkiem zainteresowała się też Poczta Polska. Z 300 centymetrów kwadratowych – tyle, zgodnie z regulaminem FIS, “powierzchni skoczka” można przeznaczyć na reklamy – Poczta wykupiła jedynie 50. Ale dzięki niej Małysz jest też pierwszym polskim sportowcem, który został uhonorowany pojedynczym znaczkiem. Zanim Poczta wprowadziła do obiegu kopertę z okolicznościowym nadrukiem “Lahti 2001, pierwszy dzień obiegu” oraz znaczek o nominale 1 zł, przedstawiający zawodnika podczas skoku, jej emblemat nosił Małysz na ramieniu kombinezonu.
W związku ze znaczkiem padł też rekord szybkości zrobienia pieniędzy na zawodniku. Od chwili powstania projektu Janusza Wysockiego do wyemitowania znaczka minęły zaledwie trzy tygodnie.
Znaczek wydano w nakładzie dwóch milionów egzemplarzy. Ale – jak się dowiedzieliśmy – już zwiększono go do sześciu milionów sztuk. Mało tego, do 20 marca w obiegu znajdzie się też nowy znaczek – też w nakładzie sześciu milionów sztuk – projektu tego samego autora, na którym będzie napis: “Skoki narciarskie w Lahti 2001. Adam Małysz – mistrzem świata”.
Poza tym za zgodą Polskiego Związku Narciarskiego, firmy Eddiego Federera, który dysponuje prawami do wizerunku skoczka oraz samego bohatera, od połowy lutego na ulicach polskich miast pojawiło się 1,5 tys. billboardów przedstawiających polskiego skoczka w locie. Z kombinezonu Małysza zniknęło na tę okazję logo innych sponsorów, a nad numerem startowym zamiast nazwy organizatora konkursów umieszczono logo Poczty Polskiej.
To zresztą nie jedyne billboardy, z których patrzy na nas Adam Małysz. Zafundowała je sobie i nam także Idea Centertel Optima. Skoczek jest bez kasku i bez nart, za to w kombinezonie. Pojawia się też podobnie ubrany w telewizji, informując nas o każdej porze doby, że jeszcze nie wyjedzie, a już tęskni, więc dzwoni.
W tym miejscu trzeba oddać sprawiedliwość niemieckiej firmie VEKA AG produkującej profile pcv. To ona jako pierwsza zdecydowała się wykorzystać wizerunek naszego Małysza w kampanii reklamowej. W Polsce jej przedstawicielem jest spółka VEKA ze Skierniewic. Niemcy zawarli umowę z Federerem i do czerwca Małysz może w ramach reklamy wyskakiwać przez plastikowe okno, wyprodukowane przez VEKĘ oraz sto innych firm współpracujących z nią w Polsce.

Fryzura, drink i kanapka

Nosiło się fryzury ŕ la Presley i Bitelsi. Strzyżono się na Niemena czy Krzysztofa Krawczyka. Teraz przyszła pora nosić się na Małysza. W salonach fryzjerskich już tak strzygą. Ponieważ jednak fryzura jest nierozerwalnie związana z Adamowym wąsikiem, więc kto nie ma wąsów, na strzyżenie ŕ la Małysz nie może liczyć. Fachowcy są zdania, że aby upodobnić się do mistrza świata, trzeba mieć lekko kręcone, blond włosy. Komu natura takich nie dała, może poratować się trwałą ondulacją na grubych wałkach. Całość uzupełnią proste i przystrzyżone baczki. W renomowanym krakowskim zakładzie fryzjerskim wszystkie te zabiegi można przeprowadzić za 200-250 złotych. Jest wielu chętnych. Natomiast w Wiśle, w zakładzie fryzjerskim przy ul. Prusa, nikt jeszcze nie chciał strzyc się na Małysza. – Jeśli ktoś się zdecyduje, nie ma sprawy – zapewnia Marek Hanzel, mistrz fryzjerski.
Jedna z krakowskich kosmetyczek przyznała też, że zgłosiło się do niej już kilku “małolatów”, którzy chcieli upodobnić się do “polskiego Batmana” dzięki kolczykowi. Przekłucie ucha nie jest bolesne, a wykonane za pomocą specjalnego pistoletu gwarantuje sterylność. Wystarczy przynieść kolczyk-koluszko, takie jak to Małyszowe i za 20 zł można poczuć się jak mistrz świata.
Ponadto pewien czytelnik z Siemianowic Śląskich proponuje, żeby “Super Ekspress” zaczął wydawać mutację pod nazwą “Super-Adam”, lub “Super-Małysz”, a najlepiej, żeby zmienił nazwę gazety na jeden z powyższych tytułów.
Pełnoletni fani polskiego skoczka już podczas zakopiańskiej uniwersjady mieli okazję skosztować drinka (Red Bull plus wódka) o nazwie “mały (sza)”, który na pewno – po jakimś czasie – dodaje skrzydeł…
Jeden z krakowskich drink-barów, przy Siennej, wciąż serwuje “mały (sza)”. Również Maciej Kuroń, najpopularniejszy kucharz w Polsce, proponuje kanapkę ŕ la Małysz: rozkroić bułkę, włożyć do środka podsuszoną szynkę, przełożyć posiekanym na plasterki bananem i salami. Można dodać plaster pomarańczy. Najlepiej smakuje z herbatą z cytryną. W wersji deserowej na bułce układamy truskawki z bitą śmietaną.

Wabienie na Małysza

Ta metoda stała się ostatnio bardzo popularna w mediach. Dziennikarze prześcigają się w pomysłach na najoryginalniejsze “sprzedanie” sukcesu naszego skoczka i podniesienie własnego nakładu. Oglądamy więc i samego mistrza, i jego rodzinę, i znajomych w najrozmaitszych pozach i konfiguracjach. Czytamy wywiady z Adamem, z żoną, z rodzicami, przyjaciółmi, a nawet z kapłanem z jego ewangelickiej parafii. Jedna z gazet sportowych drukuje dziennik Adama Małysza, a któryś z reporterów wyręczył się skoczkiem w pisaniu artykułu. Natomiast “Gazeta Poznańska” ogłosiła, że poszukuje mężczyzn podobnych do Adama Małysza. Opublikowano nawet zdjęcie pierwszego kandydata – Mariusza Matuli.
Bogacą się biura podróży, organizując wyjazdy tropem skoczka z Wisły. Na plakatach-ofertach czytaliśmy przed mistrzostwami świata: “Kolejny show Małysza”, albo “Czy zwycięży i tym razem? Zobacz to sam!”.
Na łamach krakowskiego “Tempa” ogłoszono też konkurs dla czytelników, przeznaczając na nagrodę między innymi narty samego (!) Adama Małysza. Ledwie go rozstrzygnięto, a już wymyślono nowy – trzeba odpowiadać na pytania, a ten, komu dopisze szczęście, pojedzie na finał Pucharu Świata w skokach do Planicy.
Przed dom Małyszów w Wiśle-Kopydle, zajeżdżają – jak na Wawel – prywatne samochody i autokary. Ludzie fotografują się na tle budynku, proszą o kartki z autografami.
Pewna mieszkanka Częstochowy o nazwisku Małysz była lepiej traktowana w szpitalu, gdy okazało się, że w jakiś sposób jest z “tym” Małyszem spokrewniona. Odwiedził ją nawet sam dyrektor placówki.
W Wiśle, w sklepie sportowym trenera Apoloniusza Tajnera i w DH “Świerk” sprzedaje się białe i szare podkoszulki z podobizną Małysza. Dla dorosłych po 48 zł, a dla dzieci po 30. Oprócz tego są breloczki na klucze po 11 zł, plakietki do przypinania po 6 zł oraz kartki pocztowe z podobizną mistrza po 2 zł sztuka. Chętnych nie brakuje. I tylko imię Adam jakoś nie znalazło na razie uznania. W USC w Wiśle został w tym roku zarejestrowany tylko jeden imiennik Małysza.

dziennikarka “Dziennika Polskiego”

Wydanie: 10/2001, 2001

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy