Wspólnicy Wieczerzaka

Wspólnicy Wieczerzaka

Byłem jak dziwka, dając wszystkim na prawo i lewo – przyznał były prezes PZU Życie. Łącznie uzbierało się tego 170 mln zł

Wiatrówka na grzbiecie, zarośnięta, wychudzona twarz i reklamówka w ręku. Kto pamięta Grzegorza Wieczerzaka sprzed dwóch lat, dziś miałby problemy z rozpoznaniem go. Nic nie zostało z elegancko ubranego, zadbanego i niemal zawsze uśmiechniętego człowieka. Kilkunastomiesięczny pobyt w areszcie najwyraźniej nie służył byłemu prezesowi PZU Życie. I dlatego kiedy na początku kwietnia br. pojawił się w Sądzie Rejonowym Warszawa Śródmieście, prawdopodobnie nie zwrócono by na niego uwagi, gdyby nie wyjątkowo silna ochrona policyjna. Jak złośliwie zauważył jeden z dziennikarzy, towarzystwo funkcjonariuszy to jeden z nielicznych już dowodów wielkości władającego do niedawna milionami złotych Wieczerzaka. Wielkości, z której już wkrótce przyjdzie mu tłumaczyć się przed sądem. Oto bowiem na 27 maja br. wyznaczono początek procesu, w którym głównym oskarżonym będzie właśnie były prezes. Na razie salę rozpraw zarezerwowano na 12 dni. Mało kto jednak wierzy, by skład sędziowski zdołał w tak krótkim czasie doprowadzić do skazania Grzegorza Wieczerzaka i jego wspólników.

Pożyczał i przywłaszczał

– Grzegorzowi W., byłemu prezesowi PZU Życie SA, zarzucono działanie na szkodę spółki w okresie od jesieni 1998 r. do lutego 2001 r. – mówi Zbigniew Jaskólski, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie. – Z ustaleń prowadzonego przez nas śledztwa wynika, iż oskarżony nie zapewnił odpowiedniego poziomu rentowności, bezpieczeństwa i płynności dokonywanych przez spółkę inwestycji, zwłaszcza przy udzielaniu pożyczek i nisko oprocentowanych depozytach. Przyznawał je, nie zważając na złą kondycję finansową kredytowanych firm, wśród których znalazły się m.in. spółki Metroprojekt i BI Code. Dokonywał również zakupu akcji Narodowych Funduszy Inwestycyjnych po zawyżonych cenach. Efekty jego działań przyniosły łączne straty w wysokości 173.447.296 zł. Ponadto postawiono mu zarzut usiłowania przywłaszczenia kwoty 9.424.661 zł, jaką PZU Życie zapłaciło za część nieruchomości położonej we Wrocławiu. Grzegorzowi W. zarzucono także poświadczenie nieprawdy oraz naruszenie przepisów o działalności ubezpieczeniowej i ustawy o rachunkowości.
Obok Grzegorza Wieczerzaka na ławie oskarżonych zasiądzie jeszcze dziewięć osób (patrz ramka). Wszyscy, z wyjątkiem głównego oskarżonego, odpowiadać będą z wolnej stopy – za sprawą kaucji o łącznej wartości 950 tys. zł. Przypomnijmy, iż obrońcom prezesa nie udało się wyciągnąć go z aresztu. Nie byli w stanie zebrać olbrzymiej kwoty 6,5 mln zł, której w ramach poręczenia majątkowego zażądał sąd. – Ustanowienie tak wysokiej kaucji było dobrą decyzją – mówi jedna z osób bezpośrednio związanych z prowadzonym śledztwem. – Gdyby bowiem Grzegorz Wieczerzak wyszedł na wolność, z miejsca zacząłby mataczyć. Wykorzystałby wszystkie swoje wpływy i kontakty tak skutecznie, że raczej nie zakończylibyśmy tej sprawy. Poza tym jest jeszcze inna kwestia, związana z bezpieczeństwem byłego prezesa. Od kiedy do mediów przedostała się wiadomość, że zaczął sypać, wielu ludzi, z którymi wcześniej prowadził ciemne interesy, mogło poczuć się zagrożonych. Kto wie, czy po opuszczeniu aresztu na Rakowieckiej Wieczerzak cały i zdrowy przejechałby przez Warszawę…

Wolniej przez Rywina

Akta sprawy, której początek wyznaczono na 27 maja, są doprawdy imponujące – liczą 292 tomy i obejmują protokoły przesłuchań 174 świadków. Znalazły się w nich również opinie sześciu biegłych z zakresu księgowości, rynku kapitałowego i informatyki. – Wykonaliśmy kawał dobrej roboty – Zygmunt Kapusta, szef prokuratury apelacyjnej, nie kryje zadowolenia. – I to w sytuacji, gdy zewsząd słyszeliśmy, że tej sprawy nie uda się nam zakończyć. Bo weźmy choćby zespół obrońców pana Wieczerzaka – Jacek Gutkowski, były doradca ministra sprawiedliwości, Marek Gumowski, były szef Instytutu Lecha Wałęsy, kiedyś prokurator wojewódzki w Łodzi, oraz Czesław Jaworski, jeszcze niedawno prezes Naczelnej Rady Adwokackiej. Słowem – trzech znakomitych prawników, kwestionujących niemal każde nasze posunięcie. No i sprawa Rywina, równolegle prowadzona przez prokuraturę. W tej chwili więcej moich współpracowników zajmuje się Rywinem niż Wieczerzakiem. Gdybyśmy mieli sytuację odwrotną, sprawa PZU Życie wyglądałaby zupełnie inaczej. Podejrzewam, że efekty procesowe byłyby teraz bardzo wymierne.
Fakt, iż afera PZU Życie ma szansę zostać niebawem osądzona, to zasługa nie tylko prokuratury apelacyjnej, lecz również samego Wieczerzaka. Ten bowiem po wielomiesięcznym milczeniu zdecydował się ujawnić szczegóły swoich finansowych operacji oraz wskazać beneficjantów wyprowadzania pieniędzy z Życia. Okoliczności tej decyzji do dziś zresztą pozostają tajemnicą. Racjonalny wydaje się argument, że Wieczerzak pojął wreszcie, iż poza współpracą z wymiarem sprawiedliwości nie ma innej możliwości uniknięcia 10 lat więzienia. Tym bardziej że w zamian za zeznania zaproponowano mu nadzwyczajne złagodzenie kary, oznaczające najwyżej rok odsiadki. Jednak pod koniec ubiegłego roku pojawiły się pogłoski, że Wieczerzaka siłą zmuszano do składania zeznań. 31 grudnia 2002 r. były prezes miał zostać ciężko pobity przez nasłanego współwięźnia, po czym wylądował w szpitalu. – Jakie pobicie? Jakie wymuszanie? – pyta poirytowany Zygmunt Kapusta. – Jeśli wyciągalibyśmy zeznania siłą, czy adwokaci Wieczerzaka odpuściliby nam? Minuty by nie trzeba było i szum byłby w całej Polsce… Natychmiast zrobiono by ekspertyzy, wytoczono sprawy karne itp. To, że spadł ze schodów czy nawet któryś z więźniów go popchnął, to przypadek niemający związku z tym, że wreszcie przemówił.

Podejrzani wojewodowie

Wydaje się jednak, że Grzegorz Wieczerzak nie mówi wszystkiego. Nadal bowiem nie wiadomo, ile naprawdę pieniędzy trafiło do kieszeni byłego prezesa. Mimo to już teraz na podstawie aktu oskarżenia oraz wykazu prowadzonych w związku z aferą PZU Życie innych postępowań można zarysować stworzoną przez niego sieć powiązań, służącą do drenowania pieniędzy. Oczywiście z konieczności jest to konstrukcja niedoskonała, pozbawiona wielu elementów ukrytych za parawanem dobra śledztwa oraz w głowie samego Wieczerzaka. W pajęczynie znaleźli się wszelkiej maści biznesmeni, z których część związana była z czołowymi politykami rządu Jerzego Buzka. W sieci prezesa nie zabrakło również polityków średniego szczebla – byłego wicewojewody łódzkiego, działacza Unii Wolności, oraz Ryszarda Nawrata, jeszcze do niedawna wojewody dolnośląskiego, członka SLD. Nie obyło się także bez związkowców i pomniejszych urzędników. Zatem nie bez kozery były prezes Życia wyznał w trakcie jednego z przesłuchań, że był jak dziwka – dawał wszystkim, na prawo i lewo.
Wspomniane powiązania tworzące sieć prezesa Wieczerzaka można przedstawić w postaci mechanizmów przepływu pieniędzy uporządkowanych według pewnego klucza. Otóż tylko w jednym przypadku prokuraturze udało się dowieść zamiaru przywłaszczenia pieniędzy przez Grzegorza Wieczerzaka. Pozostałe ciemne transakcje, najwyraźniej z braku ewidentnych dowodów procesowych, zakwalifikowano jako działania na szkodę PZU Życie – mimo dość czytelnych przesłanek, że powodem ich przeprowadzania była chęć uzyskania korzyści majątkowych. Odrębną grupę stanowią transakcje noszące wyraźne znamiona politycznego haraczu, choć – podobnie jak poprzednie – także uznane przez prokuraturę za działania na niekorzyść spółki.

Prezes i pełnomocnik

Akt oskarżenia wymienia m.in. krakowską firmę BI Code, której prezesem był jeden z obecnie oskarżonych, Marek G. PZU Życie pożyczyło spółce 15 mln dol. Zabezpieczenie kredytu stanowiła działka we Wrocławiu, której mocno zawyżoną wartość Wieczerzak zaakceptował bez zastrzeżeń. BI Code jednak pożyczki nie zwracała, a jej dług wobec Życia przejęła spółka CMG Development, w której Grzegorz Wieczerzak pełnił rolę pełnomocnika. Wówczas prezes PZU Życie i pełnomocnik CMG Development w jednej osobie podpisał z samym sobą umowę zwalniającą CMG ze zobowiązań wobec zakładu ubezpieczeń. Zwolnienie związane było z przejęciem przez PZU Życie wspomnianej działki we Wrocławiu. Tylko że do tego faktu odnosiły się dwie uchwały Zarządu Życia – jedna, w której była mowa o przejęciu całości działki, i druga, w myśl której PZU Życie przejęło 88% nieruchomości, a pozostałe 12% kupiło od firmy Code za nieco ponad 9,4 mln zł. Pierwszy dokument podpisali wszyscy członkowie Zarządu PZU Życie. Drugi okazał się fałszywką, w spreparowaniu której pomógł Wieczerzakowi kolejny rezydent ławy oskarżonych, Dariusz J. Zdaniem prokuratury, pieniądze, które PZU Życie wyasygnowało na „zakup” części działki, miały trafić na konta Grzegorza Wieczerzaka.
Z nieruchomością we Wrocławiu, będącą w istocie ruiną po byłej cukrowni, wiąże się inny wątek afery PZU Życie. Gdy spółka Code kupowała ten teren w 1998 r., skorzystała z pośrednictwa firmy APS Consulting należącej do Ryszarda Nawrata, późniejszego wojewody dolnośląskiego. Spółka Nawrata miała na tym zarobić 17 mln zł. Rok później, kiedy PZU Życie pożyczyło BI Code 15 mln dol., na konto APS Consulting trafiło dodatkowe 20 mln zł, tym razem za oczyszczanie działki i rozbiórkę murów po fabryce. Tymczasem – miał w trakcie śledztwa zeznać Wieczerzak – to zlecenie warte było w najlepszym razie połowę zapłaconej kwoty. Z zarobionych w takich okolicznościach pieniędzy APS jeszcze tego samego roku przekazała 1,5 mln dol. irlandzkiej firmie Edstone Developments Ltd. Była to zapłata za „koncepcję zagospodarowania” wrocławskiej działki. W ten sposób część pieniędzy pożyczonych przez PZU Życie firmie Code za pośrednictwem ASP Consulting trafiła za granicę. Przypadek? Prokuratura apelacyjna odmawia komentarzy w tej sprawie. Przyznaje jednak, że wobec spółki należącej do Nawrata prowadzone jest postępowanie „z wykorzystaniem zagranicznej pomocy prawnej”. Faktem jest natomiast, że spółka Code ogłosiła upadłość. Zaś Ryszard Nawrat przestał być wojewodą, jak zapewniał, z własnej woli…

Ekspresowy wpis

Wraz z Wieczerzakiem na ławie oskarżonych zasiądą także Elżbieta S. i Tomasz Ł., menedżerowie Universalu. To oni odpowiadają za sprzedaż, nie komu innemu jak krakowskiej firmie Code, budynku Universalu w Al. Jerozolimskich w Warszawie. Prezes Code, Marek G., zapłacił za nieruchomość 60 mln zł. Dzień później – po ekspresowym załatwieniu wpisu do księgi wieczystej, co normalnie zajmuje warszawiakom kilka miesięcy – odsprzedał ją za 84 mln zł. Zatem jednego dnia Code zarobiła 24 mln zł. Te pieniądze przeszły będącemu w wielkich tarapatach finansowych Universalowi koło nosa. Śledztwo tymczasem wykazało, że odpowiedzialni za transakcję menedżerowie współdziałali z Markiem G., zabiegając, by mógł on kupić budynek za jak najniższą cenę. Lecz jaki ma to związek z PZU Życie? Otóż Code nabyła nieruchomość za pieniądze z kredytu udzielonego jej przez Życie (wspomniane już 15 mln dol.), podobnie jak kolejny właściciel gmachu, firma Metroprojekt. Tej ostatniej spółce Wieczerzak pożyczył na ten cel 24 mln dol. Bilans – na koncie Code nie ma już śladu nie tylko po zarobionych na ustawionej transakcji 24 mln zł, ale w ogóle po jakichkolwiek pieniądzach. Upadła firma nie jest dziś w stanie spłacić wierzycieli. Poszkodowani to Universal i PZU Życie, druga ze spółek podwójnie. Metroprojekt bowiem podzielił losy Code – gdy w zakładzie ubezpieczeń rządził Wieczerzak, osobiście odraczał spłaty rat kredytu. Jednak gdy prezes wylądował za kratkami, dla Metroprojektu zaczęła się równia pochyła, zakończona w listopadzie ub.r. ogłoszeniem upadłości.
Dużo bardziej czytelne – z perspektywy korzyści, jakie mógł odnosić prezes PZU Życie – są transakcje, w które zaangażowana była firma Blackwood należąca do byłego wojewody łódzkiego, Mirosława K. Spółka zajmowała się m.in. reprezentowaniem na terenie Łodzi zachodnich sieci handlowych. Okazuje się jednak, że miała także innego, rodzimego klienta. Był nim prezes PZU Życie, który za pośrednictwem firmy reklamowej zlecał jej usługi doradcze. W rzeczywistości chodziło tu o puste zlecenia, których jedynym celem było wytransferowanie pieniędzy do podmiotu niezwiązanego z PZU. Następnie zgromadzone na kontach spółki Mirosława K. środki, pomniejszone o „prowizję”, wędrowały do stadniny koni w Plękitach, której właścicielem był Wieczerzak. Ów transfer miał oczywiście wszelkie znamiona legalności i odbywał się na dwa sposoby. Pierwszy polegał na zamawianiu przez firmę Blackwood reklam na terenie stadniny, drugi – usług remontowo-budowlanych świadczonych przez zatrudnionych tam pracowników. Tylko dla porządku dodamy, iż oba rodzaje świadczeń były mocno przepłacane… Jak wynika z nieoficjalnych informacji, tą drogą z PZU Życie wyciekło co najmniej 1,5 mln zł.

Umorzone podatki

Przy takich kwotach resztówką wydaje się 113 tys. zł darowizn, jakie na przełomie lat 2000 i 2001 PZU Życie przekazało gminie Małdyty w województwie warmińsko-mazurskim. Nie byłoby w nich nic dziwnego, gdyby nie fakt, że to właśnie tam znajdują się Plękity i stadnina koni Wieczerzaka. Zwłaszcza że gdy pieniądze Życia zasilały gminną kasę, prezes zakładu ubezpieczeń, już jako osoba prywatna, zyskiwał od lokalnych władz umorzenia podatku rolnego – na łączną kwotę ponad 26 tys. zł. Możliwe jednak, że cała ta sprawa to niefortunny zbieg okoliczności. W tym okresie bowiem umorzenia dostało niemal 200 okolicznych gospodarstw rolnych, dotkniętych niespotykaną od lat suszą. Jakiekolwiek były motywy działania samorządowców z Małdyt, niemiły zapach pozostał.
Ów zapach bez wątpienia towarzyszył operacjom finansowym między PZU Życie a firmą PressNet należącą do Pawła Ciacha, byłego rzecznika wicepremiera Janusza Tomaszewskiego. Wieczerzak zawarł z PressNetem umowę na usługi reklamowe i public relations, na co PZU Życie wyłożyło 14 mln zł. Oczywiście, wszelkie tego typu świadczenia miały rekordowe wyceny – np. za kartonowe teczki z logo zleceniodawcy, warte kilkadziesiąt groszy za sztukę, płacono 2 zł. Niby niewiele, jednak takich teczek PZU Życie miało kupić ponad milion… Co działo się z nadpłaconymi pieniędzmi? Choć prezesem PressNetu był Ciach, jednak działania na styku PZU Życie-PressNet nadzorował Piotr M., inny bliski współpracownik byłego wicepremiera. I to właśnie on za pieniądze wyprowadzone z Życia miał kupić luksusową willę na warszawskim Mokotowie. Nieoficjalnie również wiadomo, że prokuratura stara się ustalić, czy część tych pieniędzy nie została przeznaczona na kampanię wyborczą Tomaszewskiego, ubiegającego się o miejsce w Senacie.

Bez odpowiedzi

Innym klientem Wieczerzaka z politycznego, jak się wydaje, nadania, był Marek Budzisz, jeden z doradców ministra finansów w rządzie premiera Buzka, Jarosława Bauca. Z zawartej 1 sierpnia 2000 r. umowy wynika, że firma Budzisza – ASAP Promotions Consultants – w zamian za „stworzenie i utrwalenie pozytywnego obrazu PZU Życie” będzie otrzymywać miesięcznie 80 tys. zł. Jak poprzednio świadczone usługi miały raczej iluzoryczny charakter, co nie przeszkodziło Wieczerzakowi wydać na ten cel ponad milion złotych. Niestety, nie udało nam się poznać większej liczby szczegółów dotyczących relacji ASAP-Życie. Prokuratura apelacyjna bowiem, jak zresztą w całym wątku reklamowym afery PZU Życie, unika jakichkolwiek odpowiedzi i komentarzy z tego zakresu. Z przysłanego nam pisma wynika, że powodem takiej postawy są wciąż niezakończone postępowania zarówno wobec ASAP, jak i kilkunastu innych podmiotów świadczących PZU Życie podobne usługi.
Wieczerzak nie żałował również dotacji stowarzyszeniom i fundacjom kontrolowanym przez polityków Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego i AWS – ugrupowań, które w czasach świetności byłego prezesa sprawowały władzę. Wsparł m.in. Fundację na rzecz Restrukturyzacji Regionu Łódzkiego oraz Stowarzyszenie Świętego Floriana i Sądecką Fundację Rozwoju Wsi i Rolnictwa. Wielokrotnie finansował inicjatywy obywatelskie w Grybowie, rodzinnej miejscowości Andrzeja Chronowskiego, jednego z ówczesnych ministrów skarbu – w 2000 r. z kasy PZU Życie trafiło tam ponad 150 tys. zł. Także Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym w Struży koło Nowego Sącza otrzymała od Życia 300 tys. zł dotacji. Zapewne nie bez znaczenia był fakt, że jej prezesem był wtedy Stanisław Kogut, szef Sekcji Krajowej NSZZ „Solidarność” w PKP. W tym samym roku kierowana przez Wieczerzaka firma przeznaczyła na działalność statutową Sekcji Krajowej Kolejarzy PKP ponad 300 tys. zł…

Kradzione nie utuczy

Gdy po raz ostatni pisaliśmy o aferze w PZU Życie („Przegląd” z 7.10.2002 r.), zastanawialiśmy się, skąd brała się niemal trzyletnia bezkarność Grzegorza Wieczerzaka. Jak to możliwe, że był on w stanie wyprowadzić z tej instytucji tak gigantyczną kwotę? Skąd jego mocna pozycja, dzięki której doprowadził do utraty posad przez kolejnych ministrów skarbu: Emila Wąsacza i Andrzeja Chronowskiego? Bezpośrednio za Grzegorzem Wieczerzakiem stał Władysław Jamroży, prezes PZU. To on wprowadził go do firmy i powierzył mu prezesowski fotel w Życiu. Obydwaj panowie cieszyli się przychylnością silnej, niemal 30-osobowej grupy posłów z klubu AWS. Wydaje się jednak, iż wsparcie parlamentarzystów to za mało, by móc poczynać sobie tak jak Wieczerzak. Jedna z osób zajmujących się śledztwem powiedziała nam, że za byłym szefem PZU Życie stały służby specjalne. I tym należy tłumaczyć jego błyskotliwą karierę – od lekarza w prowincjonalnym mieście na wschodzie Polski do prezesa najbardziej dochodowej części jednej z największych firm ubezpieczeniowych Europy. Czy rzeczywiście tak było? To pytanie na razie pozostaje bez odpowiedzi.

Pisząc o aferze w Życiu martwiliśmy się także, czy przypadkiem nie podzieli ona losu innych polskich afer. Zaś sam oskarżony, po symbolicznym wyroku, nie wyjdzie na wolność, gdzie będzie na niego czekał skradziony majątek. Rzeczywiście, Grzegorz Wieczerzak najwyraźniej uniknie kary długoletniego więzienia. Jednak wbrew naszym obawom kradzione go nie utuczy. W ramach prowadzonego postępowania prokuratura apelacyjna zabezpieczyła środki finansowe należące do byłego prezesa o łącznej wartości 630 tys. zł. Były to polskie złotówki, brytyjskie funty, amerykańskie dolary i niemieckie marki, znalezione podczas rewizji w mieszkaniach Grzegorza Wieczerzaka. – Wieczerzak to nie jest sprawa robiona tak sobie, by ktoś otrzymał karę pozbawienia wolności, na dodatek w zawieszeniu, wyszedł z aresztu i cieszył się majątkiem – zapewnia prokurator Kapusta. – Poszliśmy w tym przypadku na szeroką współpracę z urzędami kontroli skarbowej. Przeprowadzono dziesiątki kontroli na terenie całej Polski, wszędzie tam, gdzie najpewniej konieczne będzie opodatkowanie dochodów z nieujawnionych źródeł. Jeśli bowiem pan Wieczerzak ma tych kilka mieszkań, to niech pokaże, skąd wziął na nie pieniądze… Zajęliśmy mu na przyszłe wymiary podatkowe wszystkie jego nieruchomości. To są miliony złotych.


Ława oskarżonych
Wśród osób, które 27 maja br. staną przed warszawskim sądem, znalazł się Jerzy B., wiceprezes Zarządu PZU Życie SA. Zarzucono mu działanie na szkodę spółki i spowodowanie strat w wysokości 154.926.038 zł oraz naruszenie przepisów ustawy o działalności ubezpieczeniowej i ustawy o rachunkowości. Kolejnemu wiceprezesowi, Michałowi G., zarzucono naruszenie przepisów ustawy o działalności ubezpieczeniowej. Natomiast pracownik PZU Życie, Dariusz J., odpowie za pomoc w przerobieniu protokołu z posiedzenia zarządu spółki w dniu 24 kwietnia 2001 r.
Andrzejowi G. i Katarzynie Ł., członkom Zarządu Metroprojektu, zarzucono działanie na szkodę przedsiębiorstwa i spowodowanie strat w wysokości 1.480.000 zł. Piotrowi J., prezesowi spółki Abaco, również zarzucono działanie na szkodę firmy oraz spowodowanie strat na łączną kwotę 1.400.000 zł. Natomiast Markowi G., prezesowi Zarządu BI Code, postawiono m.in. zarzuty działania na szkodę spółki, co przyniosło straty w wysokości 2.062.515 zł, oraz przywłaszczenia mienia znacznej wartości w kwocie 388.826 zł. Elżbiecie S. i Tomaszowi Ł., członkom Zarządu Universalu, zarzucono m.in. pomoc Markowi G. w przywłaszczeniu mienia (388.826 zł) oraz naruszenie przepisów kodeksu spółek handlowych poprzez działanie na szkodę Universal SA.


Jeszcze większe?
Jak wynika z informacji prokuratury apelacyjnej, obecnie przeciwko Grzegorzowi Wieczerzakowi prowadzone są dwa dodatkowe śledztwa. Jedno dotyczy nielegalnego transferu dewizowego, jakiego w 1998 r. miał się dopuścić Wieczerzak, w tym przypadku występujący jako osoba prywatna. W sprawie prowadzonej przy udziale zagranicznych organów ścigania, mówi się o 930 tys. dol., które trafiły do Banku Midland Offshere na wyspie Jersey. Kolejne postępowanie dotyczy już samego PZU Życie. Otóż Wieczerzakowi przypisuje się działanie na szkodę firmy poprzez dokonanie inwestycji o wartości 225 mln zł. w Zamknięty Fundusz Inwestycyjny EEF IV. Były prezes Życia zdecydował się na takie posunięcie mimo wysokiego ryzyka inwestycyjnego i zapisu w umowie uniemożliwiającego wycofanie tej kwoty przez okres 10 lat. Ponadto nie zapewnił możliwości kontrolowania i nadzorowania zainwestowanych w fundusz pieniędzy. Strat z tego tytułu na razie nie można oszacować. Biorąc jednak pod uwagę wyznaczony umową horyzont czasowy oraz skalę inwestycji, może się okazać, że będą one dużo większe niż 173,5 mln zł, o których mówi dostarczony już do sądu akt oskarżenia. Oby tak się nie stało…

Wydanie: 20/2003, 2003

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy