Jeśliby zapytać Polaków, czego im najbardziej brakuje, gdy patrzą na partie polityczne rządzące naszym państwem, pewnie odpowiedzą, że po prostu nadziei. Brakuje wiary w to, że zmiana rządzących może przynieść coś sensownego. Że gdzieś w cieniu władzy, w opozycji jest ktoś, kto daje choć trochę nadziei na zmianę jakościową.
Gołym okiem widać, że nie ma dziś w Polsce partii nadziei. Takiej partii, która nie ogłosi, że przewróci stolik i wszystko zacznie od nowa. I nie napisze prawa od nowa. Nie obniży podatków, obiecując jednocześnie pomoc państwa dla różnych grup społecznych.
Nie ma, niestety, takiej partii. Bo nie ma partii, za którą stoją kompetentne kadry, a nie, jak u nas, ludzie, dla których pierwszą w życiu posadą są fotele sejmowe czy wysokie stanowiska w administracji państwowej. Jak się kończy taka polityka, widzimy na każdym kroku. Polskiego wynalazku na zarządzanie państwem jak partią, i to przez ludzi, których jedyną zaletą jest to, że są bliscy partii, a precyzyjniej mówiąc, jej liderowi, nie da się opatentować. Nikt nie kupi tak bezczelnie prymitywnego myślenia o własnym państwie. W cywilizowanym świecie, na który ciągle z lubością się powołujemy, nie jest możliwe powierzanie zarządzania ogromnym majątkiem państwowym ludziom bez pojęcia, wiedzy i doświadczenia. Po prostu znajomkom. Jak marne są te kadry, z którymi się potykamy, widać, gdy wylatują z posad państwowych w wyniku zmian politycznych. Duże prywatne firmy ani myślą korzystać z ich ofert. Jakość, a właściwie brak jakości partii politycznych to jeden z największych polskich problemów.
System demokratyczny, by możliwie sprawnie funkcjonował, musi się opierać na partiach politycznych.
A na czym ma się oprzeć nasza demokracja, jeśli te fundamenty są tak marne? Na samotnie organizujących się obywatelach, którzy próbują odpowiedzieć na tę bylejakość oferty partyjnej?
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy