Wszyscy jesteśmy patriotami

Wszyscy jesteśmy patriotami

Żaden Giertych czy Kaczyński nie będzie uczył Polaków polskości, nie ma takiej potrzeby

Znana myśl Karola Irzykowskiego powraca w ostatnich dniach jako argument w dyskusji o polskim patriotyzmie, zainicjowanej przez wątpliwej jakości propozycje najbardziej kontrowersyjnego ministra edukacji w historii Rzeczypospolitej. Według autora „Pałuby”, „każde nowe pokolenie ma prawo do bezwzględnej rewizji wartości patriotycznych; w ten sposób odradza się patriotyzm”. Czy mgliste wizje Romana Giertycha odpowiadają charakterowi nowych pokoleń Polaków?
Przez lata usiłowano stworzyć wrażenie, że patriotyzm jest sprawą partyjną; patriotyzmem prawica postsolidarnościowa strzelała w lewicę z nieprawego łoża. Dążono do tego, by zmonopolizować patriotyzm, przypisać do jednej siły czy ideologii politycznej. Poniekąd się to udało – przymiotnik „patriotyczny” zwyczajowo odsyła nas w sferze estetyki do symbolów narodowych

zawłaszczonych przez prawicę:

wizerunków orła, flagi, krzyża, „Roty”… Zawłaszczenie tego pojęcia przez partie takie jak PiS czy LPR jest spójne z polityką oskarżania o „układ” wszystkich, którzy nie uznają przewodniej roli braci Kaczyńskich, z polityką historyczną, realizowaną przez Ministerstwo Kultury, z pozbawioną skrupułów polityką podporządkowania sobie demokracji i instytucji, mających dotychczas autorytet mniej lub bardziej niezależnych od partyjnych decyzji.
Istnieje więc prawicowy patriotyzm roszczący sobie prawo do bycia patriotyzmem absolutnym. Jaki on jest? W skrócie rzecz ujmując: konserwatywna prawica pojmowanie „umiłowania ojczyzny” zawęża ewidentnie do hołdowania tradycji sarmackiej i martyrologicznej. Polska sarmacka buduje swoją dumę narodową na micie unikalności, wyjątkowości i wyższości pochodzenia. Uzasadnieniem tego poczucia nie jest obecny potencjał Polski, lecz jej przeszłość. XIX-wieczna martyrologia oparta na mesjanistycznym micie Polski oraz towarzyszący jej imperatyw walki narodowowyzwoleńczej rzutuje na dzisiejsze myślenie prawicy o Polakach. Według prawicy nadal istnieją pęta, które nas wiążą. Mityczny oprawca jest winny. Tak jest, Polacy, by być patriotami, muszą walczyć z jakimś wrogiem, potężnym i ciemiężącym kraj. Cóż z tego, że udział Polski w wielkich strukturach politycznych, takich jak NATO czy UE (co odbyło się przy dużym udziale polityków z SLD), gwarantuje nam stabilizację, pokój między sąsiadami, możliwość podejmowania suwerennych decyzji i efektywnej współpracy na rzecz rozwoju? Prawicowy patriotyzm musi mieć wroga „na zewnątrz” i znajdzie go, już go skutecznie namierza. Jest nim moralne zepsucie Zachodu, obrzydliwy liberalizm obyczajowy, demokracja, która wprowadza wręcz anarchię, kiedy trzeba rządów „silnej ręki”. Wrogami patriotyzmu Giertycha są więc inni: homoseksualiści, niepokorni artyści, niedarzący go sympatią uczniowie, lewactwo. Dla PiS antypolski jest Układ, złożony z biznesmenów (poseł Kamiński przy powoływaniu CBA mówił, kto jest priorytetem), polityków lewicy czy opozycji, niezależnych „polskojęzycznych” mediów, a także: prawników, lekarzy, inteligencji, którą zdusimy podatkiem…
Gdzieś z boku, choć dziś wcale nie na antypodach tego myślenia, kołaczą się antysemityzm i rasizm,

fundamenty „prawdziwego Polaka”.

Demon przemocy, dyskryminacji, który podpowiada łatwe odpowiedzi na trudne pytania i pozwala Polakowi czuć się lepszym, czystym.
Propozycja obecnego ministra edukacji, Romana Giertycha (ręka drży, kiedy to piszę: nacjonalista z faszystowskim zacięciem na czele resortu edukacji!), zmierza do ugruntowania takiego patriotycznego paradygmatu. Minister niebezpiecznie się bawi: najpierw chce wprowadzać nowy przedmiot, potem, po publicznym wyśmianiu, chce dzielić historię na tę polską i tę bez Polski. Jakby to dało się podzielić, jakby to miało jakikolwiek sens… Zostawiając na boku ten koszmarny pomysł, warto zaznaczyć, że nowy przedmiot – historia Polski – ma służyć zainfekowaniu młodych Polaków myśleniem zamkniętym na różnorodność i bogactwo kulturowe świata, wykluczającym innych z naszego kręgu. To ma być Historia Polski emocjonalna, oparta na symbolach i mitach, a nie na rzeczowej wiedzy. Ten przedmiot ma budować dumę, a więc musi milczeniem zbyć trudne momenty naszej historii, jej ciemne karty i zawiłe biografie. W świetle wypowiedzi polityków prawicy przedmiot ma pokazywać Polskę pomnikową, brązowioną. Niekoniecznie prawdziwą.
Przecież to absurd. To chora propozycja, sprzeczna z uznanymi metodologiami dydaktyki historii. To rzecz szkodliwa, mająca nadąć balon, wewnętrznie pusty, gdzie treść zastąpi się sloganami. Dumni z Polski jesteśmy, byliśmy i będziemy, bo wiemy, co było w nas wielkiego i co małego. Bo mamy świadomość, co należy czynić, by być lepszym, a jakich błędów musimy unikać. Bo dysponujemy taką siłą naszej kultury, literatury i sztuki, myśli i polityki, że wychodzimy w świat z podniesionym czołem, nie szukając wrogów, lecz przyjaciół i partnerów. Nie musimy się zamykać

w rezerwacie zwanym Polską,

by być Polakami – jesteśmy nimi, oglądając amerykański film, włoskiego artystę w galerii, zwiedzając Europę i świat, odwiedzając rodzinę w Izraelu, w Niemczech czy w Rosji… Naszą siłą jest bogactwo dorobku kulturowego Polski oraz otwarcie na różnorodność naszą i waszą…
Byłem przekonany, że Polacy przełomu wieków tak właśnie postrzegają współczesny patriotyzm. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że moje pokolenie i młodsze w dużym stopniu takie spojrzenie podzielają. Nie było ono artykułowane, to fakt, głośniejsza była mniejszość faszystowskich kiboli i Młodzieży Wszechpolskiej. Działo się tak z jednego powodu – dotychczasowe postępowanie rządów po 1989 r., w szczególności rządów lewicy, wskazywało, że ten sposób rozumienia patriotyzmu traktowały jako oczywisty, jako wręcz przezroczysty element zachodniej demokracji (która jest naszym wzorem ustrojowym), niezbywalny i niekwestionowany. Wolność czucia się Polakiem, wolność sposobu manifestacji polskości (z poszanowaniem godności innych) jest przecież nieodłączną częścią wolności obywatelskiej, ofiarnie wywalczonej wewnątrz Polski w latach 70. i 80. ubiegłego stulecia. Patriotyzm według SLD nie wymaga instytucjonalnego uporządkowania, on istnieje w Polakach znakomicie (abstrahując od znakomitej postawy polskich kibiców na mundialu – czy potrzebny jest im Giertych?). Realizuje się poprzez pęd do wiedzy, poprzez ciekawość świata, poprzez zaangażowanie w działalność gospodarczą, społeczną i polityczną… Rewizja patriotyzmu i postęp, o którym mówi Irzykowski, dokonał się w latach 90., gdy Polacy „wzięli sprawy w swoje ręce”. Nikt z zewnątrz, żaden oprawca czy wróg, nie decyduje odtąd o nas, los jest w naszych rękach.
Prawdziwy Polak polskiej lewicy to obywatel świata, który wzbogaca go swoją narodową kulturą, kompetencją zawodową, wiedzą o innych, szacunkiem dla różnorodnych społeczności. To człowiek znajdujący w swoim kraju dobrą szkołę, przyjazne państwo i wolność wyboru sposobu samorealizacji. To człowiek, od którego Polska wymaga sympatii, a jeśli nie, to chociaż tolerancji dla innych ludzi, nie zaś nienawiści. To obywatel Europy, który swoją polskość traktuje jako dobry kapitał, a nie

obciążenie czy wyróżnik

czegoś lepszego, i uczestniczy w partnerskiej relacji w budowaniu siły Starego Kontynentu.
Prawica chce nas zamknąć w getcie przaśnej polskości, będącej karykaturą XIX-wiecznych doktryn nacjonalistycznych, obśmianą już przez Gombrowicza i Boya. SLD będzie się sprzeciwiać tej horrendalnej głupocie. Żaden Giertych czy Kaczyński nie będzie uczył Polaków polskości, nie ma takiej potrzeby. Pracując dla Polski, podróżując po świecie, czerpiąc z bogactw współczesnej cywilizacji – sami wiemy, co to znaczy być Polakiem. Najprawdziwsza Polska jest tylko w naszych sercach, a nie w żadnym ministerstwie.

Autor jest politologiem, posłem IV i V kadencji, sekretarzem generalnym SLD

Wydanie: 2006, 28/2006

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy