Wszystko dla zysku

Wszystko dla zysku

Międzynarodowe firmy wykorzystują różnice płac w regionach, napuszczając jednych pracowników na drugich

Mateusz Trzeciak – tłumacz, aktywista, członek zarządu krajowego partii Razem

Jak mówi młodzież, wygraliście internety. Razem robi najlepsze memy. Jako subkultura radzicie sobie nieźle, ale jako partia znaleźliście się na marginesie. Sondaże od miesięcy dają wam 2%. Co się dzieje?
– Nasz start był bardzo internetowy, media społecznościowe są jednym z najważniejszych dla nas kanałów docierania do ludzi. Głównie dlatego, że partia powstała oddolnie – nie mieliśmy milionów ani znanych twarzy. Ale także dlatego, że średnia wieku w Razem to jakieś 30 lat. Istnieje pewne niebezpieczeństwo zamknięcia się w internecie, ale myślę, że warto wspomnieć o naszych działaniach na ulicy. Zaangażowanie jest ogromne, w październiku i listopadzie tylko w Krakowie robiliśmy tygodniowo sześć pikiet, trzy konferencje, debaty, spotkanie otwarte.

Rozmawiałem z wieloma pracownikami InPostu i Almy. Tylko jedna osoba wspomniała o Razem i Adrianie Zandbergu, który zaoferował pomoc. Czy nie jest trochę tak, że wykonujecie ważną pracę, ale politycznie para idzie w gwizdek?
– Problem polega nie na sympatii wyborców bądź jej braku, ale głównie na braku rozpoznawalności. Duży wpływ na tę sytuację mają media, które np. relacjonując współorganizowaną przez nas pikietę w trakcie spotkania rady nadzorczej Almy, w ogóle nie wspominają o Razem. Jednak dla wielu pracowników to Razem jest pierwszą organizacją, o której myślą, gdy łamane są ich prawa. Ostatnio zwrócili się do nas pracownicy Tesco, wcześniej InPostu. Jesteśmy w stałym kontakcie z wieloma grupami pracowniczymi. Gdy mówimy o pracownikach i pracownicach, powinniśmy przede wszystkim zauważyć, w jakim społeczeństwie funkcjonujemy na co dzień. Udział w manifestacji, pokazanie twarzy, zabranie głosu w mediach to ryzykowne zachowania, za które można stracić pracę.

Dlatego tak ważne są troska i wsparcie ze strony lewicy. Co jeszcze utrudnia wam działanie?
– Przez wiele lat lewica ciężko pracowała na utratę zaufania dużej części społeczeństwa. Uwzględniając szerszą perspektywę społeczną i dominujące nastroje, możemy zobaczyć, jak wysoką cenę płacimy dzisiaj za zniechęcenie ludzi do polityki, do aktywności politycznej, również w partiach. Można powiedzieć, że mamy do czynienia z partiofobią. Często podczas różnych spotkań i zgromadzeń, w których bierzemy udział, pojawiają się konflikty o no logo – czy partia może przyjść z flagami, czy nie. To wszystko ma znaczenie.

W dużych miastach, szczególnie w środowiskach akademickich i kawiarnianych, wiele osób wyraża się ciepło o Razem. To jest w dobrym tonie, można nawet powiedzieć o modzie na lewicę. Ale wśród pracowników, zwłaszcza na niższych stanowiskach, nie jesteście rozpoznawalni.
– Angażujemy się w konflikty pracownicze, walki społeczne i w taki sposób próbujemy zyskać wiarygodność. Wspieramy pracowników, jak tylko możemy, ale nie jesteśmy kancelarią prawną i nie dysponujemy mocami przerobowymi, które pozwoliłyby realnie i masowo takie wsparcie zapewniać. Trzeba uczciwie przyznać, że nasza aktywność nie przekłada się na spektakularny wzrost w sondażach. To naturalne, biorąc pod uwagę nasz staż i wielkość. Szukamy dla siebie miejsca na scenie politycznej i kluczowych momentów, w których możemy wciągnąć więcej osób w działalność, zawrzeć sojusze z grupami społecznymi i środowiskami politycznymi, zaistnieć w świadomości społecznej.

Znakiem rozpoznawczym Razem było hasło „Inna polityka jest możliwa”. Co was dzisiaj odróżnia od pozostałych formacji politycznych? Deklarowaliście zakładanie centrów społecznych, nowy typ działania i uczestnictwa. Nie widać realizacji tych zapowiedzi.
– Dla nas partia jest przede wszystkim zakorzenioną społecznie instytucją. Zapuszczamy korzenie, działając na poziomie lokalnym, nie ma nas jeszcze w każdym mieście, ale rośniemy i działamy punktowo, reagując na potrzeby wielu grup społecznych. Pomysł centrów musieliśmy trochę okroić ze względu na niepewny status subwencji budżetowej. Nie oznacza to, że rezygnujemy z tych planów. W Katowicach i Lubinie za chwilę otwieramy biura, które będą działać na zasadzie centrów społecznych. W Krakowie współpracujemy od dłuższego czasu ze Spółdzielnią Ogniwo, najprężniej działającą instytucją kultury w mieście. To przestrzeń otwarta, gdzie przychodzą tłumy mieszkańców i wspólnie rozmawiamy na istotne tematy.

Jesteście jednak partią reaktywną. Widać brak długofalowego planu, który wykraczałby poza horyzont bieżącej polityki.
– Nasze ugrupowanie powstało jako próba odpowiedzi na to, co działo się w Polsce i w Europie, czyli neoliberalny, technokratyczny i odpolityczniony proces sprawowania władzy przez partie polityczne. W odpowiedzi na ciepłą wodę w kranie wyszliśmy z propozycją wyartykułowania rzeczywistego sporu politycznego, opartego na interesach ekonomicznych. Po wyborach okazało się, że musimy funkcjonować w trudnych warunkach. Wiele środowisk lewicowych mierzy się z problemem, jak sobie radzić z robieniem polityki, gdy z jednej strony jest prawica socjalna, która wykazuje tendencje autorytarne, a z drugiej liberalne media, które znajdują się w rękach kapitału.

Gracie w tej samej lidze co inni, każdy dostaje za coś po głowie. Tak wygląda polityka.
– Tutaj nawet nie chodzi o to, że dostajemy po głowie np. za bycie osobno, to nie ma większego znaczenia. Niechętnie bierzemy udział w sporze między dwiema największymi partiami. Obóz liberalny jednak usilnie próbuje wciągnąć nas w tę grę i potraktować jako lewicowy listek figowy dla Schetyny, Petru i Kijowskiego. Prawicy również taki scenariusz jest na rękę, bo dzięki temu może kreować wizerunek obozu zjednoczonej i skompromitowanej opozycji. Z drugiej strony trudno nie reagować na posunięcia rządzących – są pomysły, które popieramy, czyli np. polityka społeczna, lecz autorytarny kurs, jaki przyjęło PiS, jest niepokojący.

Długo broniliście się przed sojuszem z liberałami i KOD, ale 16 grudnia coś w was pękło. Wspólnie z opozycją parlamentarną wystąpiliście przed Pałacem Prezydenckim.
– Prawo i Sprawiedliwość uchwaliło budżet państwa w sposób zupełnie nieakceptowalny. Mieliśmy zarejestrowaną demonstrację w innej sprawie. Zdecydowaliśmy, że zapraszamy KOD, bo z manifestacji przeciwko reformie Zalewskiej nagle zrobiło się zgromadzenie w obronie podstawowych standardów demokratycznego państwa prawa. To znowu kwestia przełożenia medialnego i siły – zgłoszona przez nas demonstracja została skonsumowana przez ugrupowania opozycyjne, z dużymi pieniędzmi i wsparciem głównego nurtu mediów. Mimo że występowaliśmy przeciw neoliberalnej prawicy, której rządy doprowadziły do zwycięstwa PiS, przekaz medialny mówił o zjednoczonej opozycji walczącej ramię w ramię. Natomiast na poziomie regionalnym zdarza się nam współpracować z KOD. Choćby dlatego, że są tam osoby zaangażowane w lokalne spory polityczno-społeczne, biorące udział np. w czarnych protestach. Musimy również szukać kanałów porozumienia, a nie za wszelką cenę kultywować swoją odrębność.

Rozumiem, że to wszystko w ramach strategii przyciągania lewicowych wyborców.
– Nie jestem przekonany, że taki gatunek w Polsce występuje. Jeśli tak, to pytanie, ilu ich jest i czy w dużej mierze ich nie zagospodarowaliśmy. Człowiek nie przegląda się w lustrze i nie mówi: jestem lewicowym wyborcą. To są kategorie, którymi posługują się politycy i media. Próbujemy przekroczyć ten horyzont. Gdy w Tarnowie rozdawaliśmy ulotki na temat umów o pracę i zwracaliśmy uwagę, że taka umowa jest prawem, a nie przywilejem, spotkaliśmy mnóstwo życzliwych nam osób. Zebrałem wiele podpisów od młodych ludzi, którzy mieli na sobie bluzy z „żołnierzami wyklętymi” i hasłem „Śmierć wrogom ojczyzny”. Oni byli przekonani, że skoro wychodzimy na ulicę z postulatami walki z umowami śmieciowymi, to na pewno nie jesteśmy partią lewicową. Takie myślenie stanowi rezultat wieloletnich zaniedbań lewicy.

Na początku działalności deklarowaliście odzyskanie części elektoratu PiS. Jak wam idzie?
– Funkcjonuje mit, że wielu osób nie da się przekonać, ale moim zdaniem kody kulturowe, które organizują emocje tego elektoratu, są już bardzo wytarte i powoli zaczyna brakować w nich treści. Robiliśmy rekonstrukcję strajku z 1936 r. w Krakowie. Były czerwone flagi, Chór Rewolucyjny. Chłopcy w czapkach z orłem i krzyżem celtyckim podeszli zapytać, co to za demonstracja. Opowiedzieliśmy im, co robiła PPS, o tym, jak rząd strzelał do robotników. Mówimy, że właśnie lewica walczyła o niepodległą Polskę. Narodowcy zawładnęli zbiorową wyobraźnią, ale to Okrzeja, a nie Dmowski podkładał bomby pod carskie posterunki.

Jako nastolatek wiele razy dostałem w twarz za noszenie glanów i z dużym lękiem myślę o środowiskach nacjonalistycznych. Od razu zakładam sytuację konfliktową, ale okazuje się, że nie musi tak być. Jeśli będziemy się poruszać na poziomie codziennych doświadczeń – mówić o umowach śmieciowych – a nie w wysokich rejestrach rozważań teoretycznych, to rozmowa i potencjalny sojusz stają się możliwe.

Prawica zręcznie operuje symbolami. Ma Boga, honor i ojczyznę. A co ma Razem?
– Lewicowa triada wartości to oczywiście wolność, równość i braterstwo. Dziś niestety te słowa nie padają w Polsce na podatny grunt. Nie odnoszą się do ludzkich emocji. Dzisiaj słowem kluczowym dla nas na pewno jest godność.

Czyli?
– Proszę zwrócić uwagę, że dla wielu osób doświadczenie życia w Polsce jest związane z poczuciem, że ktoś im kilka razy dziennie pluje w twarz. Im niżej plasujemy się na drabinie dochodów, tym gorzej. Pozbawia się nas godności, kiedy kontaktujemy się z pracodawcami, ale również z instytucjami państwowymi. Na pewno ważna jest także sprawiedliwość. Większość obywateli i obywatelek ma poczucie krzywdy wyrządzonej przez aparat państwa i elity. Poczucie niesprawiedliwości to codzienne doświadczenie. Spójrzmy, jak wygląda system sądowniczy, ile trwa proces w sądzie pracy, jak działa Państwowa Inspekcja Pracy. Oprócz tego ważne są bezpieczeństwo i stabilność. Kobiety w całej Polsce zmobilizowały się tak masowo, bo rządzący dokonali zamachu na ich bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo to wreszcie warunki, w których pracujemy i mieszkamy.

Godność, bezpieczeństwo i sprawiedliwość są pożądanymi wartościami, ale to wciąż sfera marzeń. Mamy graczy społecznych i ekonomicznych, którzy zagrażają tym wartościom. Lewica przez lata stroniła od deklaracji na temat przeciwników i wrogów. Kto jest dzisiaj waszym wrogiem?
– Jestem zwolennikiem mówienia wprost o naszych przeciwnikach i wrogach. Mamy do czynienia z rażącą niesprawiedliwością w wielu obszarach życia społecznego i z siłami podtrzymującymi taki stan. Stroną wyzyskującą są przedsiębiorcy, firmy, które traktują państwo jak prywatne żerowisko. W ich interesie leży utrzymanie warunków pracy i gospodarki w obecnym kształcie. Wiele międzynarodowych korporacji i firm działa w specjalnych strefach ekonomicznych. Oprócz tego dużo zła robią agencje pracy tymczasowej. Mówiliśmy o tym w ostatnim czasie w kontekście reformy prawa pracowników delegowanych w UE. Doszło do sytuacji, w której rząd PiS lobbuje na rzecz polskich agencji pracy tymczasowej, żyjących z wyzysku.

Te agencje, podobnie jak korporacje łamiące prawo pracy, traktują ludzi skandalicznie. Mandatami w wysokości 2 tys. zł niewiele można zmienić. Zaczyna brakować nadziei.
– To tylko potęguje poczucie niesprawiedliwości i podmywa zaufanie do państwa. Ludzie, którzy tam pracują, mają głębokie poczucie absurdu. Bez wzmacniania państwa trudno będzie ich przekonać, że jeśli płacimy wysokie podatki, to państwo zapewni nam podstawową opiekę. Dzisiaj obserwujemy sytuację odwrotną – państwo wycofuje się z usług publicznych, zmuszając obywateli do zaciągania kredytów na leczenie, porady prawne, edukację dzieci. Proszę zobaczyć, jak wiele miejsc w Polsce jest odciętych od komunikacji. Koleje Śląskie ogłosiły ostatnio z wielką pompą powrót połączeń Cieszyn-Katowice. Chodzi o jedną parę pociągów, raz na tydzień, w niedzielę. Dworzec PKP w Cieszynie popada w ruinę, od lat w zasadzie nie działa, dworzec PKS został rozjechany buldożerem.

To od czego zacząć?
– Jedną z najpoważniejszych jest dzisiaj kwestia mieszkaniowa. Potrzebujemy wielkiego projektu infrastrukturalnego finansowanego przez państwo. Budownictwo komunalne, sieć usług publicznych, uregulowanie sytuacji na rynku pracy – to najpilniejsze potrzeby. W systemie sprawiedliwości jak w soczewce skupia się cała patologia prywatyzacji i reprywatyzacji. Skala tego, w jak bezczelny sposób oszukano miliony obywateli, jest szokująca. Ich zakłady były w stanie utrzymać kilkutysięczną miejscowość, tymczasem sprzedano je za fistaszki zachodniej konkurencji, która następnego dnia wjechała tam buldożerami. Ludzie mają tego świadomość.

A co z Europą? Obserwujemy proces odwrotu od projektu europejskiego na rzecz państw narodowych.
– Na takie myślenie mogą sobie w jakimś stopniu pozwolić Francja czy Niemcy, ale na pewno nie Polska. Umocowanie w strukturach europejskich stanowi dla nas fundament zapewniający jakąś stabilność. Zachodnia lewica ma pomysły na wymontowanie się z tego układu, ale z naszej perspektywy to byłaby samobójcza strategia.

To poważny problem, przez Europę przetacza się fala nacjonalizmów. Nie ma mowy o powrocie do starego modelu, trzeba zaproponować nowy projekt. Po której stronie stoi Razem?
– W Polsce wciąż duża część obywateli i obywatelek bardzo pozytywnie odbiera naszą obecność w UE. Na przykładzie Grecji zobaczyliśmy z kolei, jak wielki problem mamy z demokracją wewnątrz europejskiego organizmu. Jeśli chodzi o politykę europejską, blisko nam do ruchu DIEM25, na którego czele stoi Janis Warufakis. Najważniejsze wyzwania to jednolite prawo pracy oraz postulat radykalnej demokratyzacji struktur i instytucji europejskich. Międzynarodowe firmy, takie jak Starbucks, wykorzystują dzisiaj różnice płac w regionach, napuszczając jednych pracowników na drugich. Wszystko to dla zysku. Ludzie zdają sobie sprawę, jak bardzo uwikłane w te procesy są aktualne elity. Na tym wygrywa prawica, odwołując się do przekazu antyestablishmentowego i jasno wskazując wroga. Tylko że to nie jest prawdziwy wróg.

Elity składają się w dużej części z pokolenia naszych rodziców, które zdecydowanie zawiodło, bezgranicznie ufając ideologii neoliberalnej. Dzisiaj nie potrafią zaproponować nowych idei, powtarzają: byliśmy głupi, ale na tym koniec. Może lewica powinna wreszcie zaakcentować wątek konfliktu i buntu pokoleniowego?
– Niedawno, po telewizyjnej premierze filmu „Pucz”, obejrzeliśmy dla porównania „Nocną zmianę”. Dołujące doświadczenie. Od polityków po dziennikarzy mamy do czynienia z tymi samymi od 30 lat twarzami, o to samo też toczy się spór, tylko w gorszy sposób. Cały czas mamy bezsensowną i jałową wojenkę personalną. Rządzą nami i opowiadają nam świat ludzie, którzy tym światem się nie interesują. Politycy, eksperci, profesorowie, dziennikarze nie czytają nawet gazet, nie mają pojęcia o rzeczywistości, w której żyją.

Dobrze było to widać, gdy rozmawiałeś w studiu telewizyjnym z prof. Krzemińskim.
– Rozmowa z uznanym profesorem akademickim tylko potwierdziła, że nasze elity działają w trybie mechanicznego wygłaszania haseł sprzed 30 lat. Od tamtego czasu nie przyjęły nowych informacji. Ich horyzont poznawczy nie wykracza poza ramy liberalnych mitów.

Może zatem to dobry moment na rewolucję pokoleniową?
– Postulowanie wojny z grupą wiekową jako programu politycznego uważam za zły pomysł. Staramy się podważać dominującą opowieść o ekonomii i polityce, pokazać, jak bardzo ona i jej głosiciele nie przystają do rzeczywistości. To powoli się udaje, ale w młodym pokoleniu wciąż dominują postawy wolnorynkowe.

Wielu młodych ludzi pracuje na umowach śmieciowych. Bezpośrednie doświadczenie życiowe może zmienić stosunek do systemu.
– Na pewno zetknięcie z rynkiem pracy leczy z korwinizmu, ale mity zaszczepione przez pokolenie, które od ponad 20 lat jest przy władzy, pozostają bardzo silne. Oczywiście lewica musi walczyć z elitami medialnymi, politycznymi, biznesowymi. Musimy znaleźć takie słowo jak „układ”, wywołujące określone skojarzenia i emocje. „Elity” czy „establishment” nie mają podobnej mocy.

Może lewicy brakuje odwagi, żeby stosować ostrzejsze słowa? Za głoś­no krzykniecie i za chwilę liberalny mainstream zacznie was dyscyplinować.
– Nam też nie jest łatwo pozbyć się liberalnych przekonań, zostaliśmy wychowani w klimacie neoliberalnym. To obciążenie wynikające głównie z tego, że brakowało lewicowej opowieści o świecie i alternatywnej wyobraźni.

Wyobraźmy sobie, że w kolejnych wyborach parlamentarnych zdobywacie 20%. Co wtedy?
– Zostajemy najlepszą opozycją po 1989 r. Taką, która potrafi współpracować przy tworzeniu prospołecznych rozwiązań, wspierać działania na rzecz pracownic i pracowników, by wzmocnić państwo.

Wydanie: 10/2017, 2017

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. kruk
    kruk 10 marca, 2017, 19:02

    Z wydania papierowego:
    „Staramy się podważać dominującą opowieść o ekonomii i polityce, pokazać, jak bardzo ona i jej głosiciele nie przystają do rzeczywistości. To powoli się udaje, ale w młodym pokoleniu wciąż dominują postawy wolnorynkowe.”

    Może młodzi ludzie przenoszą swoje doświadczenia z wolnego rynku idei na obszar wymiany usług i towarów. Albo przenoszą swoje doświadczenia z wolnego „rynku” kontaktów osobistych i przyjaźni na obszar swobodnych i nieprzymuszonych interakcji ekonomicznych.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Radoslaw
      Radoslaw 11 marca, 2017, 21:35

      Mlodzi ludzie wierza w „wolny” rynek, bo sa zdrowi, nie maja rodzin na utrzymaniu, czesto mieszkaja u rodzicow. I wierza w prymitywny darwinizm spoleczny – depcza sie nawzajem, nie zdajac sobie sprawy, ze jest to idealna sytuacja dla pracodawcow. A kiedy zderzaja sie z twarda rzeczywistoscia – np. koniecznoscia wydania 1/3 zarobkow na prywatne leczenie – to mit „sukcesu” pryska. Ale nadal czepiaja sie „wonorynkowego” mitu, jak pijany plotu. Bo po prostu nie maja pojecia, ze moze byc inaczej – polskie media bardzo sprytnie odcinaja ich od innych wzorcow, np. europejskiego modelu panstwa opiekunczego. Kiedys powiedzialem mlodemu Polakowi: ” W zachodniej Europie interesow pracownikow najemnych bronia zwiazki zawodowe, do ktorych nalezy 50-80% pracownikow, oraz partie lewicowe, ktore maja co najmniej 20-30% miejsc w parlamentach. W Polsce „uzwiazkowienie” to ok. 10%, a partii lewicowych praktycznie nie ma. To kto ma bronic twoich interesow?”. Ten czlowiek patrzyl na mnie, jak na kosmite (a raczej zapewne jak na „komucha”). To sa skutki neoliberalno-prawicowego prania mozgow. PiS robi z siebie obroncow ucisnionych, a de facto kontynuuje te sama polityke prowadzona od 1989 roku. Kiedy zaczelo w Polsce brakowac pracownikow, co mogloby polepszyc ich pozycje przetargowa w negocjacjach placowych, PiS pozwolil na sprowadzenie ponad miliona Ukraincow – model gospodarczy oparty na prymitywnej eksploatacji sily roboczej zostal uratowany.
      PiS opowiadal bajki o „repolonizacji” gospodarki, a prowadzi taka sama polityke faworyzowania zachodnich inwestorow, jak wszyscy jego poprzednicy. Naczelny guru ekonomiczny Morawiecki jest po prostu smieszny. Opowiada bajedy o „elektromobilosci” podczas, gdy w Polsce nie ma zadnego zaplecza badawczego, kadrowego, przemyslowego zdolnego do realizacji takich projektow. Skonczy sie na kolejnej montowni na uslugach jakiegos wielkiego koncernu.

      Odpowiedz na ten komentarz
      • kruk
        kruk 12 marca, 2017, 21:31

        „A kiedy zderzaja sie z twarda rzeczywistoscia – np. koniecznoscia wydania 1/3 zarobkow na prywatne leczenie”
        A czemu decydują się na prywatne leczenie? Czy dlatego, że w prywatnych gabinetach termin jest za tydzień a nie za rok? Czy dlatego, że jakość jest lepsza? Jaki ten wolny rynek usług medycznych jest zły…

        Tak przy okazji: tygodnik Przegląd też wierzy w wolny rynek: stara się „sprzedać” ciekawe i pożyteczne treści na wolnym rynku prasowym, zachęca do wchodzenia na stronę internetową, kusi prenumeratami, byle tylko czytelnicy dobrowolnie zamienili 5.80 PLN za jeden egzemplarz tygodnika. Bo jeśli nie wolny rynek to co?

        „Bo po prostu nie maja pojecia, ze moze byc inaczej – polskie media bardzo sprytnie odcinaja ich od innych wzorcow, np. europejskiego modelu panstwa opiekunczego.”
        Internetowe media istnieją już od X lat. Telewizja satelitarna od Y lat, kablowa od Z lat. Od N lat Polacy wyjeżdżają za chlebem na Zachód. Śmiem twierdzić, że nawet jeśli „polskie media bardzo sprytnie odcinają ich od innych wzorców”, to młodzi Polacy są sprytniejsi.

        „W Polsce „uzwiazkowienie” to ok. 10%, a partii lewicowych praktycznie nie ma.”
        W Polsce nie ma zakazu istnienia partii lewicowych. Jeśli partie lewicowe (tzn. SLD) same wyprosiły się z Sejmu, to nie jest wina wolnego rynku. Jeśli partie prawdziwie lewicowe nie potrafią przekonać do siebie wyborców (mówiąc brzydko „sprzedać” swojego programu na wolnym rynku idei), to nie jest to wina wolnego rynku.

        Może środowiska lewicowe w Polsce są zwyczajnie do luftu? Może są za leniwe, za mało kreatywne, za mało uparte? Może środowiska nie-lewicowe są za silne? Nie wiem. Ale w Polsce nadal istnieje wolny rynek idei, i środowiska lewicowe nadal mogą w nim uczestniczyć (np. Razem).

        Odpowiedz na ten komentarz
        • Radoslaw
          Radoslaw 15 marca, 2017, 20:53

          „Internetowe media istnieją już od X lat. Telewizja satelitarna od Y lat, kablowa od Z lat. Od N lat Polacy wyjeżdżają za chlebem na Zachód. Śmiem twierdzić, że nawet jeśli „polskie media bardzo sprytnie odcinają ich od innych wzorców”, to młodzi Polacy są sprytniejsi.”
          Oprocz tego, ze istnieja media, to trzeba jeszcze cos rozumiec z tego, co sie oglada. Trzeba miec jakas wiedze, zeby wiedziec, czego szukac. Zwlaszcza, ze 95% to chlam.
          Coz z tego, ze Polacy wyjezdzaja na Zachod? Wyjezdzaja, ciesza sie z zachodnich pensji i warunkow socjalnych – tylko niewielu rozumie, z czego to sie bierze. A jesli zrozumieja to sobie uswiadamiaja, jaka przepasc mentalna dzieli Polske od krajow Europy zachodniej i na tym Zachodzie zostaja. Dlatego zadne wzorce spoleczno-ekonomiczne do Polski z Zachodu nie docieraja. Z ust brytyjskiej premier osobiscie uslyszalem niedawno okreslenie „sprawiedliwosc spoleczna” jako jeden z fundamentow zdrowego spoleczenstwa. W Polsce to pojecie zostalo wysmiane i usuniete ze spolecznej swiadomosci jak „relikt komunizmu”.
          Jaki „wolny rynek idei” moze w Polsce panowac, jesli panuje CENZURA na ich upowszechnianie? Prawicowy rzad dofinansowuje wylacznie prawicowe media oraz wielka machine propagandowa zwana IPN. Jaka gazeta zdecyduje sie na krytyke neoliberlanego kapitalizmu, jesli wielkie korporacje sa jej glownym reklamodawca albo wlascicielem? Szanowny pan zdaje sie nie ma pojecia w jakim kraju zyje. Media sa obecnie cenzurowane na skale nieporownanie wieksza niz za PRL-u i to bez potrzeby powolywania specjalnego urzedu cenzorskiego. Perspektywa utraty pracy (z wilczym biletem na pozegnanie) jest najskuteczniejsza metoda utrzymania dziennikarza na jedynie slusznej (obecnie) niwie ideologicznej.
          Dlatego takie partie jak Razem maja znaczenie marginalne i tak zostanie. Bo gdyby zaczely zdobywac popularnosc, to zaczelyby zagrazac wielkiej korporacyjnej machinie, ktora rozprawilaby sie z nimi w piec sekund.
          Moga sobie istniec wlasnie po, zeby stwarzac zludzenie, jaka to w Polsce panuje demokracja i „wolny rynek idei”.

          Odpowiedz na ten komentarz
        • kruk
          kruk 16 marca, 2017, 17:38

          @Radosław

          „Oprocz tego, ze istnieja media, to trzeba jeszcze cos rozumiec z tego, co sie oglada. Trzeba miec jakas wiedze, zeby wiedziec, czego szukac. Zwlaszcza, ze 95% to chlam.”
          No sorry, początkowo pisałeś, że „polskie media bardzo sprytnie odcinaja ich od innych wzorcow”. Teraz przyznajesz, że młodzi mają dostęp do informacji, tylko nie potrafią z niej korzystać. To są w końcu odcinani przez polskie media czy nie?

          „Coz z tego, ze Polacy wyjezdzaja na Zachod? Wyjezdzaja, ciesza sie z zachodnich pensji i warunkow socjalnych – tylko niewielu rozumie, z czego to sie bierze.”
          Nie przekonuje mnie stwierdzenie, że „niewielu rozumie”. Nie mają w zachodnich firmach kolegów, przełożonych? Nie kontaktują się z nimi przedstawiciele związków zawodowych?

          „A jesli zrozumieja to sobie uswiadamiaja, jaka przepasc mentalna dzieli Polske od krajow Europy zachodniej i na tym Zachodzie zostaja. Dlatego zadne wzorce spoleczno-ekonomiczne do Polski z Zachodu nie docieraja.”
          Transfer ludzi z Zachodu do Polski nie jest konieczny do transferu idei. Ruch Solidarności w Polsce miał solidne postulaty socjalne mimo że o paszport było trudno.

          „Z ust brytyjskiej premier osobiscie uslyszalem niedawno okreslenie „sprawiedliwosc spoleczna” jako jeden z fundamentow zdrowego spoleczenstwa. W Polsce to pojecie zostalo wysmiane i usuniete ze spolecznej swiadomosci jak „relikt komunizmu”.”
          Zdefiniuj „sprawiedliwość społeczną”.

          „Jaki „wolny rynek idei” moze w Polsce panowac, jesli panuje CENZURA na ich upowszechnianie?”
          Który z poniższych faktów zachodzi, i który z nich świadczy o istniejącej cenzurze?
          – ludzie zbierający podpisy poparcia dla Razem są bici na ulicach przez Policję,
          – ludzie kupujący w kioskach Przegląd są aresztowani na miejscu,
          – redakcja Przeglądu została zamknięta a jej pracownicy zostali internowani,
          – kancelaria Piotra Ikonowicza została zamknięta a jej pracownicy zostali wydaleni z kraju,
          – forum, na którym obecnie rozmawiamy, nie istnieje (podobnie jak nie istnieją setki innych forów internetowych),

          „Prawicowy rzad dofinansowuje wylacznie prawicowe media oraz wielka machine propagandowa zwana IPN.”
          Proponuję całkowicie zlikwidować dofinansowanie mediów. Przez rządy prawicowe, lewicowe, i centrystyczne. Niech wolny rynek (to jest odbiorcy mediów) sam finansuje te media, które znajdą odbiorców. To będzie świetny sposób na policzenie ilu faktycznie jest ludzi z sercem po lewej stronie, i sprawdzenie po której stronie mają portfel.

          „Jaka gazeta zdecyduje sie na krytyke neoliberlanego kapitalizmu, jesli wielkie korporacje sa jej glownym reklamodawca albo wlascicielem? Szanowny pan zdaje sie nie ma pojecia w jakim kraju zyje. Media sa obecnie cenzurowane na skale nieporownanie wieksza niz za PRL-u i to bez potrzeby powolywania specjalnego urzedu cenzorskiego. Perspektywa utraty pracy (z wilczym biletem na pozegnanie) jest najskuteczniejsza metoda utrzymania dziennikarza na jedynie slusznej (obecnie) niwie ideologicznej.”
          Zapytaj jak to robią redaktorzy Przeglądu albo Angory, albo Le Monde Diplomatique, albo innych czasopism ukazujących się w Polsce.
          Zapytaj takiego Wojtka Orlińskiego ile razy jego blog był cenzurowany przez wielkie korporacje.

          Zapytam cię jeszcze raz (w kontekście prasy): jeśli nie wolny rynek prasowy to co?

          Odpowiedz na ten komentarz
  2. trzymansky
    trzymansky 14 marca, 2017, 13:03

    Uważam, że tylko Pan Włodzimierz Cimoszewicz, człowiek o lewicowej wrażliwości, może nas uratować oraz Pan Ryszard Kalisz.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy