To jak, prezydent zablokuje nowo mianowanego ambasadora RP w Chinach czy nie? Wspominaliśmy już o tym – Andrzej Duda nie chce podpisać listów uwierzytelniających Wojciechowi Zajączkowskiemu, którego szef MSZ wysunął na stanowisko ambasadora RP w Pekinie. Sprawa przeciąga się, ośmieszając Polskę. O co w tym wszystkim chodzi? Ano o to, że Andrzejowi Dudzie nie podoba się przeszłość Zajączkowskiego. Ten czas, kiedy był ambasadorem w Rosji, między jesienią 2010 r. a latem 2014 r. Duda uważa, że w tym czasie Zajączkowski nie zachował się tak, jak powinien (według PiS), w sprawie śledztwa smoleńskiego i wszystkich z tym związanych kwestiach.
Czy tak było, czy też Zajączkowski po raz kolejny odpowiada za nie swoje grzechy?
Po raz pierwszy dostało mu się za innych w roku 2000. W tamtym czasie pracował w ambasadzie RP w Moskwie zaledwie od dwóch lat, wydawało się więc, że spokojne przed nim czasy. A jednak – w Warszawie UOP (to okres rządów AWS i premiera Buzka) złożył wniosek o wydalenie dziewięciu rosyjskich dyplomatów pod zarzutem szpiegostwa. Moskwa zareagowała retorsjami – prosząc o opuszczenie Rosji przez dziewięciu polskich dyplomatów. W tej grupie znalazł się Zajączkowski, któremu przy okazji wypomniano pracę w Ośrodku Studiów Wschodnich. Ostatecznie nasze MSZ, by nie komplikować mu życia, przeniosło go do ambasady RP w Kijowie.
W roku 2010 była więc pewna cienkość, gdy Polska poprosiła Rosjan o agrément dla nowego ambasadora. Mogli nie dać. Ale dali bez kłopotów. I – o ironio – jest to teraz kłopotem dla Zajączkowskiego. A w zasadzie było, bo jak mówią wiewiórki, Duda ostatecznie zdecydował, że podpisze mu listy, i to jeszcze w tym roku. 28 grudnia Zajączkowski będzie mógł wylecieć do Pekinu.
Opisując te perypetie, trudno się oprzeć takiej oto refleksji – że w oczach prezydenta kłopotem jest dobra współpraca w roli ambasadora z poprzednią ekipą, że to w zasadzie dyskwalifikuje. A nie ma problemu, gdy na wielkie placówki szef MSZ kieruje dyletantów, osoby, które w dyplomacji nie przepracowały nawet jednego dnia.
To kazus Adama Burakowskiego, ambasadora w Indiach i Afganistanie. Uczestniczył on w tym samym posiedzeniu komisji sejmowej co Zajączkowski. Ale listy uwierzytelniające Duda podpisał mu jeszcze w listopadzie. Tym samym wysyłamy do Indii człowieka, którego głównym doświadczeniem związanym z aktywnością zagraniczną jest praca w… Europejskiej Unii Nadawców.
„Jeśli chodzi o moje doświadczenie dyplomatyczne, to jestem człowiekiem spoza MSZ – tak wyjaśniał posłom. – To wynika z mojego CV, natomiast współpraca międzynarodowa jest czymś, co robiłem przez całe życie zawodowe, zarówno w świecie akademickim i bardziej intensywnie w świecie mediów. Od wielu lat działam w Europejskiej Unii Nadawców jako przedstawiciel Polskiego Radia. Jestem koordynatorem grupy Europy Środkowo-Wschodniej w tym gremium. Wielokrotnie organizowałem różne wydarzenia międzynarodowe – w Parlamencie Europejskim w Brukseli, w Polsce. Ostatnio zorganizowałem wizytę władz Polskiego Radia w Chinach, połączoną z trasą koncertową”.
Tak, tak – zorganizował wizytę władz Polskiego Radia. W Chinach. I w związku z tym konkluduje: „Mam wystarczające doświadczenie, aby podjąć się tej misji, choć ona jest wybitnie trudna”.
Panie premierze, przecież pan wie, że to się nie uda. Może więc jeszcze coś pan zrobi?
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy