Wybory po raz trzeci

Wybory po raz trzeci

Pierwszy raz w historii Austrii Trybunał Konstytucyjny orzekł nieważność wyborów prezydenckich

Korespondencja z Wiednia

Wybory są podstawą demokracji – mówił sędzia Gerhart Holzinger, przewodniczący austriackiego Trybunału Konstytucyjnego, ogłaszając 1 lipca nieważność wyboru Alexandra Van der Bellena w drugiej turze wyborów prezydenckich. Wyrok zaskoczył wielu obywateli i komentatorów. Nigdy dotąd wyników tak ważnego głosowania nie podważono nie tylko w Austrii, ale i w tej części Europy. Druga tura zostanie powtórzona 2 października.
Trybunał (Verfassungsgerichtshof, VfGH) zaczął pracę 20 czerwca i zakończył ją 1 lipca orzeczeniem, choć wcześniej ogłoszenie wyniku prac planowano na 6 lipca, dwa dni przed zakończeniem prezydentury Heinza Fischera. Sytuacja wymagała szybkich działań, by troje marszałków parlamentu pod wodzą pani marszałek Doris Bures mogło się przygotować do precedensowego przejęcia 9 lipca obowiązków prezydenta na trzy miesiące. Jednym z nich jest kandydat FPÖ na prezydenta, przegrany Norbert Hofer, który nie widzi sprzeczności w pełnieniu obowiązków prezydenta i prowadzeniu kampanii wyborczej na to stanowisko, choć Zieloni wzywają go do złożenia funkcji marszałka na ten czas.

Poza kolejnością

Austriacki Trybunał Konstytucyjny w składzie 14 sędziów (siedmiu związanych z socjaldemokratami, siedmiu z ludowcami, choć sędzia z tego grona bliska jest populistom z FPÖ) przeprowadził publiczne przesłuchania 90 świadków, badania dokumentów wyborczych i wszelkie inne czynności bardzo szybko. FPÖ na 152 stronach wyliczyła naruszenia prawa wyborczego w głosowaniu listownym w 94 ze 117 okręgów. Wątpliwości wzbudziło także liczenie oddanych listownie głosów już w niedzielę, zamiast w poniedziałek po dziewiątej rano. Głosy powinny być zliczane zespołowo pod okiem szefa komisji, w obecności ewentualnych mężów zaufania, tymczasem w niektórych komisjach mogło to być robione w niekontrolowany sposób. Członkowie komisji i mężowie zaufania podpisywali protokoły, choć nie było ich podczas całej pracy. Możliwe, że obowiązki członków komisji przekazywano mężom zaufania, a ci mogą jedynie obserwować wybory. Naruszone zostały procedury otwierania kopert z głosami, niektóre mogły być przeglądane przez niepowołane osoby. Niemniej jednak wszystkie protokoły były podpisane również przez członków komisji z FPÖ, którzy w przypadku wygranej swojego kandydata wyników zapewne by nie podważali.
Trybunał odłożył na bok wszelkie inne skargi, by poza kolejnością zająć się sprawą najistotniejszą dla funkcjonowania państwa. Jako najwyższy organ rozstrzygający, którego wyroki są niepodważalne, cieszy się wolnością wyboru podejmowanej sprawy – ze względu na jej wagę społeczną, polityczną, nie np. kolejność wpływu. Szybkie przeprowadzenie czynności i ogłoszenie orzeczenia miało uchronić państwo przed ewentualnym bałaganem politycznym czy awanturami wokół prawidłowości wyborów. Austriacki przypadek pokazuje, jak ważnym narzędziem dla TK jest właśnie prawo decydowania o kolejności rozstrzygania spraw. Polskiemu Trybunałowi próbuje się to prawo odebrać, co prowadzi do uniemożliwienia bieżącego reagowania na nadużycia, do paraliżu prawnego i w efekcie do bezużyteczności tego ciała.

Jak w republice bananowej

Bałaganiarstwo, bylejakość – tak określa się działania niektórych komisji wyborczych. Trybunał ostatecznie orzekł, że naruszono prawo w 14 okręgach wyborczych na terenie całej Austrii. Zakwestionowano 77 926 głosów. Przewaga Alexandra Van der Bellena (niezależny; Zieloni) nad Norbertem Hoferem (FPÖ) wyniosła 30 863 głosy. Gdyby przyjąć, że ich połowa (15 432) była nieważna, mogłoby to wpłynąć na wynik wyborów.
Powtórka wyborów tylko we wskazanych 14 okręgach naruszałaby podstawowe prawo wolności wyboru, muszą zatem zostać powtórzone w całej Austrii w obydwu formach głosowania.
FPÖ zaskarżyła także przekazywanie częściowych wyników do państwowych mediów, agencji i instytucji badania opinii, które nazywa służalczymi i reżimowymi. Rzeczywiście nie można wykluczyć, że podawane – także w mediach społecznościowych – informacje o przewadze kandydata tej partii mogły zmobilizować jego przeciwników.
Trybunał Konstytucyjny zgodził się, że przekazywanie informacji o częściowych wynikach może naruszać prawo do wolności wyboru i wpływać na wynik wyborów, chociaż to wieloletni zwyczaj i praktyka. Nakazał ministerstwu spraw wewnętrznych powstrzymanie się od podawania wyników do momentu zliczenia wszystkich głosów. Prezes Trybunału Gerhart Holzinger podkreśla jednak, że owe wątpliwości dotyczące działań komisji nie oznaczają, że miały miejsce manipulacje wyborcze. Niektórzy konstytucjonaliści uważają, że równie dobrze można było na tej podstawie zachować wynik wyborów.
Prasa pisze o Austrii jak o bananowej republice, państwie bałaganu i przekrętów. FPÖ wobec korzystnego dla siebie werdyktu TK nie ma wyjścia i musi zmienić nastawienie do tej instytucji, chociaż populiści od lat uznawali Trybunał za dyspozycyjny wobec rządzących i nie szanowali jego rozstrzygnięć (jak w sprawie dwujęzycznych tablic w Karyntii za czasów Jörga Haidera).

Znowu kampania

Tymczasem Heinz Fischer po dwóch kadencjach pożegnał się w piątek z Austriakami. Po raz pierwszy ustępujący prezydent nie miał komu przekazać urzędu. On sam żegnany był w historycznej sali parlamentu ze szczerym szacunkiem. Kiedy wspominał, że jego żona jest dzieckiem wojennych uchodźców, urodzonym w Szwecji, a teść był więźniem Dachau, nie mógł nie odnieść się do kwestii uchodźców i nacjonalizmu. Otrzymał wielkie brawa, ale nie od szefa FPÖ Heinza-Christiana Strachego. Również gdy mówił o wartościach Wspólnoty Europejskiej i krytykował Brexit, członkowie FPÖ nie bili braw. Nie ma czemu się dziwić, Norbert Hofer już zaczyna się domagać referendum w sprawie Öxitu.
W komisjach szykują się szkolenia członków i mężów zaufania. Minister spraw wewnętrznych chce obecności międzynarodowych obserwatorów w 14 feralnych komisjach. Zaczyna się też brudna kampania. Van der Bellenowi, do 1 lipca prezydentowi elektowi, a teraz znów kandydatowi, wynaleziono ukrywanego jakoby raka. Szybko okazało się, że to kłamstwo przeciwników, sprawa trafi do sądu. Kobiety głosujące na Van der Bellena straszone są gwałtami, które i tak przypisze się uchodźcom. Pogróżki otrzymuje też sam Van der Bellen.
2 października Austria znowu wybierze prezydenta. Po raz trzeci w tym roku. Demokracja kosztuje, jak mawiał Bruno Kreisky.

Wydanie: 2016, 28/2016

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy