Wybrać sobie Europę?

Wybrać sobie Europę?

Tak mi mówią, zachęcając, żebym poszedł głosować w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Że wybiorę wówczas Europę albo przynajmniej spróbuję, albo choćby dam szansę tym, którzy ją dla mnie na nowo ukształtują. Teoretycznie podzielam te ogólnikowe zanęty. Bez dwóch zdań demokracja także miewa swoje nie najgorsze strony. Inne warianty rządzenia niosą w sobie dużo groźniejsze zapędy, niebezpieczne uzurpacje, przymus i ograniczenia.

W Polsce, jak się wydaje, wybory do europarlamentu są ważne głównie z perspektywy polskiej, jako suport (popularne słowo od czasu wystąpienia Leszka Jażdżewskiego, młodego delfina polskich liberałów, poprzedzającego wykład prezydenta Europy Donalda Tuska) przed rundą decydującą, czyli wyborami parlamentarnymi w naszym kraju. Uda się pogonić PiS czy klęska? Majowa rozgrywka nad urnami jest jak skrzyżowanie teatralnej próby generalnej z badaniem opinii publicznej przeprowadzonym na dużej próbie reprezentatywnej. W tle rozgrywa się równocześnie spektakl rozprawy z bezkarnością i totalnym uprzywilejowaniem kościelnej hierarchii po demaskatorskim filmie braci Sekielskich. Kolejne fanfary, marsze żałobne lub muzyka na wyciszenie afery z tuszowaniem przez dekady przestępstw ludzi Kościoła krzywdzących seksualnie dzieci jeszcze przed nami, nikt nie wie, jak koncert się skończy.

Nie mam wszak złudzeń, że akurat te wybory dają Europie wyjątkową szansę na jej zmianę, na nowy kierunek. Słyszę, że chcemy tu, w Europie, „czystego powietrza dla nas, dla naszych bliskich, dla dzieci”, że „chcemy bezpiecznej Europy”, że „chcemy móc podróżować bez paszportów i wiz”, „chcemy zachować socjalne zdobycze Europy”, „chcemy jedności Europy”. Trwa starcie proeuropejskiej Koalicji z Prawem i Sprawiedliwością, które przez trzy lata od Unii się odżegnywało, krytykowało, usuwało flagi unijne sprzed oczu wyborców (vide przypadek Beaty Szydło, która – jak ktoś może jeszcze pamięta – pełniła w Polsce urząd premiera, a teraz przebiera nogami za europarlamentarną pensją i dodatkami).

Być może ten spór nie jest tylko rytualny, nie będę teraz dociekał.

Problem jest tradycyjnie poważniejszy niż Europa, do której będzie bliżej Platformie albo PiS. Problem jest nawet z najlepszą z możliwych Europ. Europa jest tym miejscem na Ziemi, gdzie jest najbezpieczniej, najbogaciej, najspokojniej, gdzie socjalnie osiągnięto najwięcej, gdzie jakość życia osiągnęła poziom niedościgły, gdzie świadomość zagrożeń dla planety jest spora. Ale równocześnie to Europa światu zgotowała ten los: wyzysk kolonialny, grabież całych kontynentów, niewolnictwo, przymusowa chrystianizacja, kulturowa przemoc, system kapitalistycznej niezaspokajalnej chciwości ubranej w kostium rozwoju, postępu i nowoczesności – wszystko to w ciągu kilku ostatnich stuleci. Europa jest globalną wioską, zamożną, zadufaną, zakrytą przed światem murami granic i umów, drukami paszportowymi i przywilejami handlowymi.

Świat stoi przed wyzwaniem granicznym – czy przetrwamy jako gatunek, my ludzie, my homo sapiens, nie tylko my, Europejczycy. Jeśli Europa nie weźmie na siebie ciężaru odbudowy świata i uchronienia go – jeśli to jeszcze w ogóle możliwe – przed klęską klimatyczną, przed zapaścią natury, przed blackoutem powszednim, przed głodem zrodzonym nie z niedostatku produkowanej żywności, ale z systemu dystrybucji sterowanego zyskiem, przed brakiem wody pitnej, przed dramatem zmagania się z klęskami żywiołowymi, które na Ziemię sprowadziliśmy, to nie bardzo widać, kto mógłby to zrobić. Dlatego kiedy myślę o Europie i wpływie na jej kształt, myślę o całym świecie, o tych, którzy żyją w Afryce, Azji, Ameryce Południowej. O miejscach, gdzie panują susza, głód, wojny – późne wnuki europejskiego bogactwa.

W tych wszystkich niby-programach politycznych ta nuta słyszana jest słabo, w polskich programach politycznych (oprócz młodej lewicy) – po prostu nie istnieje. Mam głębokie przekonanie, że Europa egoizmów nie jest warta mszy, o przepraszam, użyję jednak innego zwrotu: niewarta naszej energii, wysiłku, krwi. Europa potrafiąca zebrać w ciągu kilku dni miliard euro na odbudowę katedry Notre Dame po pożarze, który strawił 800-letni dach, gdyż raport o zagrożeniu pożarowym ukryto, żeby katedry nie spalili obcy, nie jest tą Europą, na którą świat może liczyć. To Europa resentymentu, wielbiąca własną dominację i przekonana o swojej niewinności. To Europa banków i kurortów. To Europa bezmyślna i krótkowzroczna.

Powyższe naiwne może uwagi i tęsknoty wyrażam, nie obawiając się śmieszności, gdyż żywię absolutnie głębokie przekonanie, że nie mamy czasu na żarty i folklor polityczny, że nie stać nas na oddawanie Europy muzealnikom, piewcom czasów minionych, separatystom, nacjonalistom i kulturowym zamordystom. Może trzeba ją raczej oddać 15-latkom, takim jak Greta Thunberg, szwedzka nastolatka, która uruchomiła paneuropejski szkolny strajk klimatyczny?

Kiedy katastrofa zajrzy nam w nasze europejskie oczy na naszych europejskich podwórkach, w naszych miastach, wsiach (a właściwie już tu jest), zostaniemy jak Himilsbach z angielskim.

Boli mnie, że najprawdopodobniej polską reprezentację w europarlamencie będą stanowić osoby, które nie podzielają żadnej z moich trosk i nie zadbają o zaspokojenie jakiegokolwiek politycznego marzenia, które jest mi bliskie.

Ale może choć jedna taka osoba tam trafi i będzie potrafiła mówić? Zawalczyć? Uwolnić wyobraźnię?

Dlatego 26 maja 2019 r. wrzucę do urny ważny głos. Dla świata, dla siebie. Wiem na kogo. Też to zróbcie.

Wydanie: 2019, 21/2019

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz

Komentarze

  1. ireneusz50
    ireneusz50 23 maja, 2019, 12:12

    dzisiejszy dobrobyt europy to skutek wyścigu zbroję, wcześniej Europa to miejsce pożogi jakiej nigdy i nigdzie nie zaznał swiat – chrystianizacja europy, wojny religijne, pierwsza i druga wojna światowa i dziesiątki, o ile nie setki pomniejszych zbrodni jakich doznała Europa.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy