05/2014
Kibicowaniu – tak, kibolstwu – nie!
Paradoks i zarazem dramat polega na tym, że kibice stanowiący większość mają de facto znacznie mniej do powiedzenia niż będący w mniejszości kibole. Chociaż, prawdę powiedziawszy, to infantylne określenie chuliganów, bandziorów i przestępców. Brakuje dobrej woli i determinacji w wyplenieniu tej zarazy naszych czasów.
Jak niedawno napisano w jednym z poczytnych dzienników: „Policja ogląda się na Polski Związek Piłki Nożnej, ten ogląda się na policję, a kibole jak dymili, tak dymią”. Prezes Zbigniew Boniek wije się niczym piskorz, byle tylko nie podpaść kibolom. W całym kraju wydanych zostało ponad 1,8 tys. zakazów stadionowych i tylko ok. 100 klubowych. To efekt tego, że w wielu klubach funkcjonują dziwne układy grup rzekomych sympatyków z działaczami. Szefowie klubów z reguły udają głuchych, ślepych i niemych, najwyraźniej trzęsą portkami ze strachu, że narażą się bossom kiboli.
Polscy berlińczycy
Dzięki napływowi studentów znad Wisły i Niemców z polskimi korzeniami pojawiło się w stolicy RFN nowe środowisko kulturalne. Urządzili się w stolicy Niemiec, ale nie tworzą tu wpływowych grup interesów. – W promowaniu Polski interesuje mnie wyjście poza kontekst polsko-niemiecki. W Berlinie zadomowione jest niemieckie, ale też bardzo międzynarodowe środowisko artystyczne. To odpowiada naszej koncepcji, gdyż umożliwia interakcję i współpracę z kolegami z instytutów z Czech, Ukrainy czy Węgier – mówi Katarzyna Wielga-Skolimowska, prezes Insytutu Polskiego w Berlinie. Realizacja polskich projektów w Berlinie spotyka się często z oporem niemieckich mieszkańców i ze sceptycyzmem lokalnych władz. W przededniu otwarcia wystawy „My, berlińczycy” w staromiejskim Nikolaiviertel pewien poseł Bundestagu wyraził zaniepokojenie, że polska nazwa ekspozycji stanowi prowokację dla Niemców.
Bandera na Majdanie
Nad Majdanem nie powiewają już flagi Unii Europejskiej, za to banderowskie czerwono-czarne sztandary trzymają się mocno. Zmieniający się mówcy nie krzyczą do mikrofonu: „Ukraina to Europa!”, lecz: „Sława Ukrainie!”, a tłum im odpowiada: „Sława bohaterom!”. To pozdrowienie UPA. „Nie byłoby Majdanu, gdyby nie Bandera, gdyby nie UPA”, przekonywał Ołeh Tiahnybok, przewodniczący Swobody. Przedstawił Banderę jako wzór do naśladowania, człowieka, który odważnie brał odpowiedzialność za swoje czyny. Ani Arsenij Jaceniuk, ani Witalij Kliczko nie odcięli się od tych ocen. Odpowiedzialność za ofiary wydarzeń na Majdanie najłatwiej zrzucić na władze Ukrainy i „długą rękę Kremla”, jednak doprowadziły do nich przede wszystkim eskalacja konfliktu i wielotygodniowy festiwal nienawiści. Bruksela nie zaryzykowała setek miliardów euro, które mogłyby zmniejszyć zależność Ukrainy od Rosji, zmodernizować gospodarkę i państwo. Dlatego teraz Partnerstwo Wschodnie powinno być zastąpione nowym programem polityki wschodniej Unii Europejskiej, który nie będzie oparty na konfrontacji z Rosją.
Grypsy z Oświęcimia
Grypsy z obozów przemycane różnymi sposobami poza podłączone do prądu druty kolczaste informowały świat zewnętrzny o popełnianych tam zbrodniach. Zwykle więźniom, członkom obozowej konspiracji, udawało się przesłać kilka, najwyżej kilkanaście listów i raportów. Józef Cyrankiewicz i Stanisław Kłodziński z obozu Auschwitz wysłali ich kilkaset. Takiej łączności więźniów z zewnętrznym ruchem oporu nie udało się nikomu innemu uruchomić w żadnym innym obozie koncentracyjnym. „Liczba żyjących wynosi w sumie około 33 tysiące. Liczba numerów w obozie przekracza 90 tysięcy. Daje to cyfrę 57 000 osób w ten czy inny sposób wymordowanych”. „Na lagrze obliczamy szpiclów i konfidentów na około 250 osób, część jest znana i właściwie półoficjalna” – informowali z obozu.