Wygrani, przegrani

Wygrani, przegrani

Kto zyskał, kto stracił? Kto został w blokach startowych, a kto okazał się objawieniem 1999 roku?

Rzut oka na sondaże wyborcze mówi wszystko. W badaniach CBOS rok temu SLD cieszyło się poparciem 28% wyborców, dziś Sojusz popiera 38% Polaków. Rok temu AWS z 29% poparcia wyprzedzała SLD o 1%. Dziś Akcję popiera 20% ankietowanych. Tak więc, jeżeli 12 miesięcy temu dwa największe ugrupowania szły łeb w łeb, dziś Sojusz ma nad Akcją przewagę niemal dwukrotną.
Traci druga z partii rządzących – Unia Wolności. W grudniu 1998 r. popierało ją 12% badanych, w grudniu 1999 – tylko 8%. Co ciekawe, swego stanu sprzed roku nie powiększyły inne partie opozycji – PSL (8-7%) i Unia Pracy (3-5%).
Wnioski więc nasuwają się same. Wyniki partyjnych drużyn określiły notowania ich graczy. Rok 1999 różnie ułożył się dla Polski, za to dla polityków w sposób jednoznaczny – generalnie, z małymi, indywidualnymi wyjątkami, zyskali ci z lewicy, stracili ci z prawicy.

NA PLUSIE

Aleksander Kwaśniewski
prezydent

Najpopularniejszy polityk w kraju – rok temu i teraz. Ufa mu 76% Polaków. ”Podczas 4 lat swojej prezydentury nie popełnił ani jednego błędu, co jest zdumiewające, bo przecież błędy zdarzają się każdemu – ocenia Andrzej Micewski. – Tymczasem Kwaśniewski jest absolutnie bezbłędny politycznie. Dostrzegają to także koła kościelne i hierarchiczne”.
”Wyważone opinie, wyważony sposób działania. Stworzył opinię, że jest ponadpartyjnym arbitrem rozsądzającym polityczne spory” – charakteryzuje prezydenta Janusz Dobrosz, szef klubu PSL. To wszystko sprawiło, że dziś większość Polaków nie wyobraża sobie, by prezydentem mógł być ktoś inny niż Kwaśniewski.

Komentuje Krzysztof Wolicki:
Kwaśniewski w roku 1999 na pewno odniósł sukces. Zwłaszcza w tym znaczeniu, że jest teraz bliżej drugiej kadencji prezydentury niż dalej. Jego sukcesem okazało się zawetowanie ustawy podatkowej – wygrał na tym, podjął decyzję dobrze, wytrzymał nerwowo, wprawił wszystkich w drżączkę, był ważny, wszyscy na niego patrzyli. To jest sukces polityka tego typu.

BRONISŁAW GEREMEK
mózg

W roku 1999 Polska zrealizowała jeden ze swoich strategicznych celów – stała się częścią NATO. Choćby z tego powodu szefowi dyplomacji należą się brawa. Nie popełnia błędów. Co prawda, fachowcy od polityki zagranicznej twierdzą, że na forum międzynarodowym miał wpadki – ale ponieważ w Polsce mało kto zna się na polityce zagranicznej, więc nikt tych rys nie zauważył. W każdym razie w polityce wewnętrznej prezentował się dobrze.

Komentuje Krzysztof Wolicki:
To jest niewątpliwie mózg Unii Wolności, tylko że ten mózg jest zatrudniony na zewnątrz. Geremek po prostu rozwinął skrzydła i zbawia świat. To może i lepiej? Gdybym miał powiedzieć złośliwie, to Geremek szykuje się do objęcia ostatniej posady w swoim życiu na forum międzynarodowym. Może będzie kimś ważnym w NATO? Albo w Banku Światowym czy Funduszu Walutowym? Może w ONZ? W każdym razie końcówka jego kariery będzie, moim zdaniem, poza Polską.

LESZEK MILLER
rozgrywający

Leszek Miller 12 miesięcy temu stał przed trudnym zadaniem zbudowania swej pozycji i przekształcenia SdRP w SLD. To się powiodło. ”Zaimponował mi prędkością i skutecznością swojej akcji” – mówi Andrzej Micewski. Jednocześnie Sojusz osiągnął najwyższy w swej historii wskaźnik poparcia w sondażach – ponad 40%. ”Miller wyrasta na niekwestionowanego lidera opozycji – konstatuje Zbigniew Siemiątkowski. – Pracuje na zwycięstwo SLD i na wprowadzenie zasady, która powinna być normą – że lider zwycięskiego ugrupowania bierze odpowiedzialność za utworzony rząd”.

Komentuje Krzysztof Wolicki:
Miller wyrasta na jedną z pierwszych postaci polskiej sceny politycznej. Jego ranga polityka podniosła się po kongresie SLD. Dziś Miller jest rozgrywającym na scenie politycznej w Polsce i to na niego muszą reagować politycy drugiej strony, a nie odwrotnie. Tym bardziej, że SLD to jest coś nowego, wbrew temu, co pisze prasa. Miller jest w tej chwili już autentycznym socjaldemokratą na wzór zachodnioeuropejski. On świetnie rozumie, na czym polega gra partii w systemie demokratycznym. Wie, że tu nie ma co się bawić w tradycję, w ideologię, w pochodzenie. Ważna jest gra polityczna, program, wygrywanie wyborów, trzymanie w ręku aparatu państwowego, ale tak, jak to wolno robić w demokracji, utrzymywanie dobrych stosunków z mediami. I już. To jest ta szkoła demokratycznej polityki. On to robi znakomicie. Ma także to, co jest niezbędne w przypadku polityka w jego sytuacji – żelazną odporność nerwową. Jeszcze nie widziałem, żeby nawet najbardziej agresywny dziennikarz wyprowadził go z równowagi.

Kardynał JÓZEF GLEMP
prymas

Pozycja głowy Kościoła w Polsce powoduje, że od polityki nie może uciec. To był bardzo dobry dla niego rok – najpierw Konferencja Episkopatu wybrała go na prymasa na kolejną kadencję. Potem mieliśmy bardzo udaną pielgrzymkę papieża. ”Bardzo go szanuję – mówi o prymasie Andrzej Micewski. – Józef Glemp z upływem lat jest coraz bardziej postrzegany przez opinię publiczną jako duża osobowość. A po Stefanie Wyszyńskim to wielka sztuka”.

Komentuje Krzysztof Wolicki:
Józef Glemp w roku 1999 wygrał wybory w Episkopacie i w ogóle bardzo dużo wygrał, bo wszyscy zaczęli go uważać za mądrego prymasa. Nauczył się gryźć w język, zanim coś powie, podjął niewątpliwie starania, żeby się wypowiadać w sposób zrozumiały. Wcześniej wygłaszał takie teksty kanoniczne – wszyscy go słuchali, ale nikt nie rozumiał. A teraz mówi zrozumiale, udziela nawet wywiadów różnym panienkom – panienki go atakują, na co kardynał odpowiada bardzo spokojnie, rozsądnie. Uśmiecha się przy tym ironicznie. To są zupełne nowości.

ANDRZEJ CELIŃSKI
pozytywista

Rok temu Andrzej Celiński był na marginesie polityki, bo jego dawna partia skręciła ostro w prawo, a on nie chciał skręcać razem z nią. Dziś jest wiceprzewodniczącym SLD. W wianie nowej partii wniósł nie tylko nowy język (to określenie Krzysztofa Janika), swój KOR-owski życiorys i sympatię kolejnych środowisk.

Komentuje Krzysztof Wolicki:
Znam go bardzo dobrze i lubię go. Jest to człowiek bardzo uczciwy. Miał ambicje, które, prawdę powiedziawszy, trochę go przerastały. Najpierw – miał ambicję bycia teoretykiem socjologii. Potem, jako parlamentarzysta, miał ambicję człowieka, który ożywia region, który wprowadza go w życie. Jego Płock miał go pokochać, a tymczasem Płock go odepchnął. To było bolesne doświadczenie. I tak dobrze, że przeszedł przez to wszystko czysty, nie ubrudziwszy się. Ale dlatego właśnie przegrał. Celiński zachował bardzo dużo zapału, takiego klasycznie socjaldemokratycznego. Zapału, żeby zrobić coś nowego, coś poprawić, żeby było trochę lepiej. To jest taki pozytywistyczny socjaldemokratyzm i to ludziom w SLD powinno bardzo odpowiadać. Myślę, że on rzeczywiście będzie miał w SLD dobrą rolę, o ile go nie zdławią.

JERZY WIERCHOWICZ
pokazał charakter

Rok temu Jerzy Wierchowicz został niespodziewanie szefem Klubu Parlamentarnego Unii Wolności. Na to miejsce wszedł z drugiej linii i zastanawiano się, jak sobie na nowym stanowisku poradzi. Po kilkunastu miesiącach widać, że Wierchowicz radzi sobie bardzo dobrze, ma coś do powiedzenia, dobrze prezentuje się w mediach. ”Niektórzy twierdzą, że stanowisko może wykreować człowieka – mówi Zbigniew Siemiątkowski. – Ale na przykład panowie Piłka i Styczeń są liderami dużych partii, a mimo to stanowisko nie pomogło im w przebiciu się do pierwszej linii. Tymczasem Wierchowicz pokazał parę razy charakter”.

Komentuje Krzysztof Wolicki:
On jest rodzajem drugiego rzecznika Unii, bo od słuchania pierwszego często głowa boli. Wierchowicz jest człowiekiem, który mówiąc zastanawia się. To robi bardzo dobre wrażenie na słuchaczach. Ale jest to tylko zewnętrzna warstwa. Nie sądzę, żeby miał cokolwiek do powiedzenia na wewnętrznych konwentyklach Unii Wolności.

 

NA ZERO

MAREK POL
Niezrównany w telewizyjnych polemikach, gdzie kompetencją i siłą argumentu bije swych przeciwników na głowę. Ale – z drugiej strony – jego Unia Pracy wciąż oscyluje wokół 5% poparcia, nic więc nie zyskała na błędach rządu Buzka.
Komentuje Krzysztof Wolicki:
To jest taki casus – dziecko zdolne, ładny chłopak, dobrze się uczy, no i dlaczego jemu nic nie wychodzi? Marek Pol był dobrym ministrem, jest dobrym politykiem. Tylko jest taki trochę bezjajeczny. Nikogo nie drażni, wszyscy go traktują życzliwie. A polityk musi umieć być drażniący. Żeby wydobyć z ludzi jakąś reakcję, trzeba ich czasem kopnąć w kostkę, a czasem uderzyć pięścią w żołądek – a to są wszystko rzeczy, których Pol nie umie.

LESZEK BALCEROWICZ
Nie może zaliczyć minionego roku do udanych – sypnęła się polska gospodarka i wszystkie jej wskaźniki okazały się gorsze od wcześniej zakładanych w ustawie budżetowej. Inflacja okazała się wyższa niż w roku 1998, wzrosło bezrobocie, spadło tempo wzrostu PKB, poza granice bezpieczeństwa wyszedł deficyt obrotów bieżących. Do tego Balcerowiczowi nie powiodły się zmiany w podatkach. ”To był dla niego stracony rok – mówi Zbigniew Siemiątkowski. – Miał dużą szansę, by w chwili podatkowego kryzysu odejść, zachowując po sobie dobre wspomnienia. Teraz, niestety, będzie już tylko równia pochyła. Przed wyborami skończy go AWS, bo Krzaklewski będzie musiał na kogoś zrzucić odpowiedzialność”.
Dlaczego więc proponujemy, by rok 1999 zapisać mu na zero? Hm… Bo patrząc na działania Stanisława Alota (ZUS) i Janusza Steinhoffa (gospodarka) oraz na niektóre pomysły NSZZ ”Solidarność”, łatwo udowodnić tezę, że mogło być gorzej.
Komentuje Krzysztof Wolicki:
W żadnym razie rok 1999 nie był dla Balcerowicza sukcesem, to była klęska. To, że zmusił on sojuszników do poparcia takich czy innych swoich planów, to żadne osiągnięcie. Balcerowicz nie wygrał na tym praktycznie nic. A, po drugie, on jest ciągle coraz bardziej niepopularnym politykiem. I powoli staje się dla całej koalicji kozłem ofiarnym. Bo nie tylko w AWS, ale również w Unii Wolności ludzie mówią: my byśmy wam nieba przychylili, ale Balcerowicz nie pozwala. Tak więc rok miniony nie był w żadnym wypadku dla niego sukcesem politycznym. To mógłby być sukces polityczny na dworze cesarza chińskiego, ale nie w demokracji.

Marian Krzaklewski
Przewodniczący ”Solidarności” i lider AWS przeżywał ciężkie chwile. Trzeszczała mu koalicja, trzeszczał mu sam AWS, który w sondażach stracił 20% poparcia. W roku 1999 Marian Krzaklewski występował głównie w roli politycznego lawiranta i strażaka. ”Nigdy nie spodziewałem się po nim czegoś wielkiego i się na nim nie zawiodłem” – komentuje Zbigniew Siemiątkowski. Andrzej Micewski z kolei widzi jego działania w kontekście zbliżających się wyborów prezydenckich: ”Boi się, kluczy, unika tego tematu. I ma rację. Boby przepadł”.
Komentuje Krzysztof Wolicki:
To jest ciągle zagadka. Krzaklewski ponosi w gruncie rzeczy klęskę za klęską na tej otwartej arenie politycznej. Ale podejrzewam, że pod spodem ciągle bardzo sprawnie rozgrywa swoje obsady kadrowe. Krzaklewski jest w sytuacji, w której na pewno się nie wygrywa żadnych wyborów. Ale niewątpliwie jest też w sytuacji, w której w praktyce ma w ręku cały aparat państwa.

Lech Wałęsa: on jeszcze namiesza
Nie dał się wysłać na polityczną emeryturę, czym pokrzyżował szyki przede wszystkim Marianowi Krzaklewskiemu. To plus. Ale jego próby mocnego powrotu do polityki także zakończyły się fiaskiem. Na razie na pozycji wielkiej legendy, politycznego outsidera i autora trafnych politycznych komentarzy. No i kandydata w wyborach prezydenckich.
Komentuje Krzysztof Wolicki:
Wałęsa przebić się nie przebije, ale on namiesza. I to jak namiesza. W ”Solidarności”, w AWS najzwyczajniej się go boją. Bo gdyby stał się cud i Wałęsa dorwałby się do prezydentury, rany boskie, co on by zrobił z tą całą kadrą AWS-owską! On by ich porozstawiał po kątach gorzej, niż zrobiłby to ewentualnie Miller, nie mówiąc o Kwaśniewskim w drugiej kadencji.

NA MINUSIE

JERZY BUZEK
marianetka

Miniony rok zweryfikował jego umiejętności. Buzka dyskwalifikuje sposób wprowadzenia czterech reform, świadczący o braku administracyjnych umiejętności i braku odpowiedzialności. Dziś widać wyraźnie, że w tym wszystkim chodziło przede wszystkim o propagandowy fajerwerk. Dwanaście miesięcy temu Buzek był obsypywany rozmaitymi tytułami ”człowieka roku”. Dziś widać, ile było w tym klakierstwa, a ile rozumu. ”Dla mnie to jest spiker, fatalny spiker” – mówi o nim Janusz Dobrosz z PSL. ”Jest zapewne dobrym profesorem i inżynierem – ocenia Andrzej Micewski. – Powinien wrócić do tej pracy, w której jest dobry”.

Komentuje Krzysztof Wolicki:
Buzek to jest po prostu nic. To jest zero polityczne. On teraz jeździ po całej Polsce, gdzie go proszą i nie proszą, uśmiecha się do kobiet, głaszcze dzieci po główkach, rozmawia z mężczyznami i cały czas nie ma nic do powiedzenia. Przecież to jest żałosne. Teraz Buzek formuje koncepcję, że były siewy, a teraz będziemy zbierać. Te siewy to mają być te cztery reformy. I teraz mamy zbierać zboże. Jak on to mówi do chłopów, to tak, jakby im powiedział – no, obsialiście wszystko kąkolem, a teraz będziecie zbierać.

BOGUSŁAW NIZIEŃSKI
wróg ustroju

Władza Nizieńskiego polega na tym, że wobec jednych teczek może być skrajnie podejrzliwy, natomiast inne może przyjmować na wiarę. Jedne sprawy może kierować natychmiast do sądu lustracyjnego, inne może trzymać pod suknem. To, że spośród 20 tys. podlegających lustracji osób, wzrok sędziego pada akurat na pana X, jest dokładnie jego, i podsyłających mu materiały służb specjalnych, widzimisię. ”Nizieński tworzy wrażenie nieobiektywności podejmowanych decyzji” – alarmuje Janusz Dobrosz. A ktoś miał złudzenia co do jego obiektywności?

Komentuje Krzysztof Wolicki:
Czuję w nim jakiś fałsz. Myślę, że ten fałsz kryje się w jego karierze sędziego. Nie ma cudów – jakbym miał z nim rozmawiać, zadałbym mu bardzo proste pytanie: panie Nizieński, pan twierdzi, że ci komuniści to kanalie, więc niech mi pan wyjaśni, jak to się dzieje, że komuniści pana przepuścili aż do Sądu Najwyższego? Nikt pana nie zahaczył? Żaden kadrowiec? Jak to było? W jaki sposób Nizieński, wróg ustroju, awansował?

JANUSZ PAŁUBICKI
śmieszno czy straszno?

Krzyczał na Kwaśniewskiego, że to prezydent wszystkich ubeków. Walczył z Januszem Tomaszewskim. Potem walczył z GROM-em i generałem Petelickim, najpierw bezpodstawnie oskarżając go o malwersacje, potem prując w nocy jego pancerną kasę. Gdy podczas rozmowy szef CIA zapalił papierosa, natychmiast wstał od stołu i wyszedł, nie mówiąc dlaczego. W taki operetkowy sposób zachowuje się szef tajnych służb. Śmieszno czy straszno?

Komentuje Krzysztof Wolicki:
Pałubicki to jest po prostu psychopata. To jest taki psychopata z ścichapęk, ukryty. Nikt go nie może przyłapać na wariactwie, że na przykład zdejmuje spodnie i wchodzi na mównicę w Sejmie, o nie. Pałubickiemu wystarcza sweter.
To jest historyk sztuki, dodajmy, nieudany. Jest jednym z tych ludzi, którzy trafili do opozycji nie tylko ze względu na protest moralny, ale ze względu na to, że byli nieudacznikami i z wykonywania zawodu nie mogli się utrzymać. Ale Pałubicki to jest także charakternik. To jest człowiek bardzo zaciekły, uparty. I jak wpada w dobrą sytuację – na przykład bezpieka go zamyka, a on ogłasza strajk głodowy – to przebija przeciwnika. Bo można być pewnym, że zdechnie, a nie zje.
Po trzecie, Pałubicki jest bardzo uczciwym facetem. Nie robi tego, co mu każą. A w szczególności tego, co mu każe Krzaklewski. Mogę zapewnić, że Krzaklewski jest jednym z ludzi w AWS, którzy się najbardziej Pałubickiego boją. Po czwarte – to jest człowiek przeraźliwie przestraszony bezpieką, przekonany, że policja polityczna to jest wszechmoc. Facet, który siedzi w takiej instytucji i nie ma do nikogo zaufania – widzieliśmy, jak to wygląda.

JANUSZ TOMASZEWSKI
tajemnica upadku

”Rząd, który wypisuje sobie na sztandarach lustrację, nie może pozwolić sobie na obecność osoby, która ma kłopoty z lustracją” – mówi Zbigniew Siemiątkowski. Wyrzucenie Tomaszewskiego z rządu wyglądało na partyjną egzekucję i żadne zapewnienia tego wrażenia nie zmienią.

Komentuje Krzysztof Wolicki:
Tomaszewski jest dokładnie taką samą ofiarą, jaką mógłby się stać Wałęsa, gdyby nie to, że stał dwa szczeble wyżej i nie można było go obalić. Tomaszewski to jest tak samo zafarbowany facet, jak tamten. I to jest tak samo w gruncie rzeczy nieważna sprawa. Wtedy, kiedy miał być werbowany, to był mały pionek na dole. Nie wierzę w żadne straszliwe działania Tomaszewskiego. Natomiast teraz to był człowiek, który organizował kasę AWS. I to tutaj zdaje się leży tajemnica jego upadku.

STANISŁAW ALOT
sceny ze Szwejka

Nieudany prezes ZUS. Lista jego zaniedbań jest długa jak stąd do Sztokholmu. Zawalona komputeryzacja, bałagan, nieściąganie składek, zadłużanie się. Co ciekawe, Alot wciąż uważa, że był dobrym prezesem. I podczas zjazdu ”Solidarności”, kiedy rozeszła się wiadomość, że jego następca, prof. Gajek, podał się do dymisji, pytał Longina Komołowskiego, czy ma wracać do ZUS-u. Ten pokręcił głową. Brawa dla Komołowskiego.

Komentuje Krzysztof Wolicki:
Alot to galicyjski nieudacznik. Wielka kariera w Rzeszowie. To jest ten typ faceta, który w tamtym środowisku brylował. On, nauczyciel polskiego, Alot. I wzięli Alota do ZUS-u. A to machina na 100 miliardów złotych rocznie! Rany boskie! On nic z tego nie rozumiał. Wpadł na tego faceta z Prokomu – i tamten nim chachmęcił jak młynkiem po stole. Do tego ten Balcerowicz go cisnął i opowiadał: Alot, wy jesteście idiota! Sceny jak ze Szwejka. Biedny Alot pod koniec swojej kariery jeszcze próbował się odgryzać. Chodził taki mały, czerwony, nabzdyczony. I opowiadał, jak go skrzywdzono. Bo on uprzedzał.

HENRYK GORYSZEWSKI
biedny

Henryk Goryszewski twierdzi, że – jako przeciwnik Balcerowicza – padł ofiarą politycznej rozgrywki. Bo to jego wrogowie wyciągnęli na światło dzienne fakt, że jego kancelaria załatwiała Kredyt Bankowi koncesję na prowadzenie funduszu emerytalnego. Cóż, jeżeli Goryszewski wiedział, że ma takich przeciwników, mógł przewidzieć, jak mogą się skończyć takie działania. W sumie, albo był nieuczciwy, albo naiwny. Każda z tych cech dyskwalifikuje go jako polityka.

Komentuje Krzysztof Wolicki:
Goryszewski chyba jest rzeczywiście skończony. Był konkurentem innych przewodników ZChN-u. Im przykro było, że na ZChN spada odium, ale w gruncie rzeczy byli chyba zadowoleni, że Goryszewskiego szlag trafił.

ZABŁYSNĘLI

JarosŁaw Kaczyński
Jedna z najciekawszych postaci polskiej prawicy. W ubiegłym roku był parokrotnie w centrum uwagi. Po pierwsze, za sprawą kompetentnej krytyki rządu Buzka, po drugie – dzięki swoim analizom. No i wreszcie dlatego, że udało mu się wywołać wielką burzę po tym, jak prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie tzw. inwigilacji prawicy. Czyli niszczenia przez UOP partii Jarosława Kaczyńskiego. ”Dzięki tej sprawie wrócił do większej polityki – ocenia Zbigniew Siemiątkowski. – Kaczyński może być jednym z tych, którzy szczerze mogą powiedzieć, że zawdzięczają swój los tajnym służbom”.
Komentuje Krzysztof Wolicki:
Kaczyński to jest mały foksterier, który skacze każdemu do gardła, nawet słonicy w zoo. Miał dobry rok – okazało się, że tajna policja nadzorowała go tyle czasu – dzisiaj dla polityka to sam cymes.

Andrzej Lepper
Postrach polityków z wielkich miast. Potrafił zablokować pół Polski i pociągnąć za sobą niezadowolonych. Potem zniknął. Jest Lepper taką wańką-wstańką. Za słaby, żeby zaistnieć na trwałe, za silny, żeby odejść gdzieś na margines. Postać spoza politycznego establishmentu. Na razie zagraża najbardziej PSL-owi. ”Podziwiam jego energię, umiejętność zdobywania kapitału, coraz lepsze ubrania – mówi Andrzej Micewski. – Ale przecież rozbija on ruch ludowy”.
Komentuje Krzysztof Wolicki:
Nie wiem, czy Lepper wytrzyma bieg długodystansowy. Bo jeżeli tak, to ma pewną szansę. Otóż, jeżeli SLD wygra wybory i jeżeli zmarnuje swoją kadencję, odstąpi od swojego programu, to już potem, w roku 2006, nie będzie demokracji. Wtedy do głosu dojdą Lepperowcy, Wileccy, skrajna prawica, ewentualnie skrajna lewica. Wszystko jedno, kto, w każdym razie będzie to koniec centrowców. Wszystkie partie polityczne z tej talii będą już skompromitowane do cna.
Przypominam sobie Leppera sprzed kilku lat – jakaś twarz zakazana z nocnych bufetów kolejowych, za krótkie rękawy, za krótkie poły marynarki. A teraz proszę! Jeździ do Ameryki, konferuje z senatorami. Mamy Leppera!

Barbara Labuda
Jej artykuł, adresowany do SLD, o trupie w szafie, okazał się bombą politycznego sezonu. SLD wzywano do rozliczeń wielokrotnie, czyniły to setki osób. Ale dopiero apel Labudy okazał się skuteczny. Poruszył kamień. Ten kamień wciąż się toczy.
Komentuje Krzysztof Wolicki:
Barbara Labuda powinna być zastępcą redaktora ”Gazety Wyborczej”, Adama Michnika. Ona ma te same zagrania moralizatorskie co Michnik, tyle tylko, że jest twardą ateistką. Więc nie mogłaby się dogadać z biskupami – to jest ten szkopuł. Ale to, co robi u prezydenta – rozdawanie orderów, wymyślanie akcji – to nie jest robota dla tego numeru kapelusza.

Paweł Piskorski
Paweł Piskorski obiecał, że w ciągu miesiąca zlikwiduje w mieście handel uliczny, handel kwitnie jak za najlepszych lat. Promował też akcję ”kontrakt dla Warszawy”, oblepiając miasto plakatami, że stolicy trzeba obwodnicy i metra. Tylko, że jego partyjny zwierzchnik Leszek Balcerowicz w projekcie budżetu nie wykroił dla Warszawy ani złotówki więcej. A na dodatek, Piskorski, członek sejmowej Komisji Finansów Publicznych, zapomniał przyjść na posiedzenie tejże komisji, żeby zgłosić swoje prowarszawskie poprawki do projektu budżetu. W sumie wszystko skończyło się na gadaniu i na wydrukowaniu (ciekawe, za czyje pieniądze) reklamowych plakatów.
Komentuje Krzysztof Wolicki:
To nieciekawa figura. Picuś, podskakiewicz. Prywatnie jest niegłupi. Ale to jest taki cwaniaczek. Jego wychowały w sensie politycznym czasy Pomarańczowej Alternatywy. Pomysł na zagrywkę uliczną – balonik wypuścić, pośmiać się. Tak się robi politykę – myśli Pawełek Piskorski. Potem przyszło drugie uzupełnienie jego politycznej edukacji – Warszawa. A Warszawa to jest najgorszy teren dla kreowania młodego polityka. Dlatego, że jest to bagno. Warszawskie władze, tych 800 radnych i armia urzędników, to jest bagno przeraźliwe – korupcji, głupoty, nieudolności i ambicji. I w to wszystko wpadł Pawełek Piskorski, który w mig zrozumiał, że jest znacznie lepiej wykształcony, ugładzony niż jego rozmówcy. Więc rozegrał swoje, szczęście mu sprzyjało, i nagle Paweł Piskorski jest tymczasowym prezydentem miasta Warszawy i ma wszelkie szanse doczekać do końca życia na tej posadzie.

Stanisław Kracik i Maciej Manicki
Stali się znani dzięki debacie podatkowej. Jeden wysadzał pociąg z podatkami, drugi wysadzał Sejm z jego procedurami. W sumie – obaj ponieśli porażkę. Bo Manickiego zatrzymał ”fortel Kracika”, a Kracika zatrzymało weto prezydenta. ”Zawsze są potrzebni tacy posłowie w Sejmie, którzy odwalają czarną robotę – mówi Zbigniew Siemiątkowski – którzy robią to, przed czym inni się wzdrygają. Takich posłów potem klepie się po plecach ”dobrze robicie, brawo”. Ale tylko w kuluarach, żeby nikt nie widział. To cała ich nagroda.
Komentuje Krzysztof Wolicki:
Kracik to jest mały kanciarz z Niepołomic i tu w ogóle nie ma o czym mówić. A Manicki to jest stary działacz OPZZ, który już od dłuższego czasu zionie nienawiścią do UW, tego Sejmu, całego ustroju, jemu to wszystko się po prostu nie podoba. I sobie pofolgował – wysadzę ten pociąg w powietrze itd. Potem go za to opieprzyli. Ale Maciej Manicki to jest jeden z niewielu posłów w tym Sejmie, któremu jeszcze – używając dawnego języka – zależy na sprawie robotniczej.

Wydanie: 01/2000, 2000

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy