Z czym do NATO

Z czym do NATO

Czy Szwecja i Finlandia to cenne nabytki dla Sojuszu Północnoatlantyckiego?

W połowie maja br., gdy stało się jasne, że Finlandia wraz ze Szwecją zamierza wejść do NATO, Kreml wysłał Helsinkom kolejną serię pogróżek. Fiński rząd sprawę przemilczał, ale przedstawiciele armii już nie. „Miło was przywitamy – dołączycie do 200 tys. Rosjan zakopanych kilka metrów pod ziemią po waszej ostatniej wizycie z 1939 r.”, skomentował niewymieniony z nazwiska fiński generał, cytowany przez amerykańskiego admirała Jamesa Stavridisa, byłego naczelnego dowódcę sił sojuszniczych NATO. Wypowiedź jest ponad wszelką wątpliwość autentyczna, znakomicie ilustruje stosunek Finów do Rosji. Wojna zimowa (od 30 listopada 1939 r. do 13 marca 1940 r.), mimo iż zakończyła się oderwaniem od Finlandii części terytoriów, upokorzyła stalinowskie imperium, które z trudem – masą i bezprzykładnym okrucieństwem wobec własnych żołnierzy – pokonało kilkudziesięciokrotnie mniejszy kraj. To niełatwe historyczne doświadczenie współtworzyło powojenną tożsamość narodu fińskiego, który wielkiego sąsiada bał się, ale nieprzesadnie. Świadomość relatywnej siły, pozwalającej w razie potrzeby na zadanie agresorom poważnych strat, przez dekady leżała u podstaw fińskiej kultury strategicznej. Zapewniała luksus neutralności, choć należy zauważyć, że w okresie zimnej wojny działo się to w reżimie ograniczonej politycznej i gospodarczej zależności od Moskwy (nieporównywalnej z sytuacją krajów bloku wschodniego). W ostatnich latach coś jednak się zmieniło.

Rosyjska inwazja na Ukrainę podważyła dotychczasowe założenia fińskiej strategii bezpieczeństwa. Finowie doszli do wniosku, że dialog i współpraca z Moskwą obarczone są zbyt wielkim ryzykiem, jeśli z drugiej strony ma się wyłącznie niezobowiązujące relacje wojskowe z państwami NATO. Gdy zarządzono głosowanie w parlamencie, 188 z 200 posłów poparło akcesję kraju do Sojuszu, uznając, że tylko art. 5 traktatu północnoatlantyckiego zapewni bezpieczeństwo i integralność terytorialną Finlandii. Podobnego zdania jest dziś niemal 80% fińskiego społeczeństwa. Co istotne, gremialne „tak” dla integracji miało ogromny wpływ na sąsiednią Szwecję. Jej premier, Magdalena Andersson, jeszcze w marcu br. – mimo że było to już po rosyjskim ataku na Ukrainę – wykluczała członkostwo w NATO. Fińska wolta zrodziła obawy, że Szwecja pozostanie strategicznie osamotniona jako jedyny kraj w regionie Bałtyku (poza Rosją) nienależący do Sojuszu. I choć w Szwedzkiej Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej (SAP) istnieją silne nurty antynatowskie i antyamerykańskie, Andersson przekonała działaczy do zmiany zdania. Było to łatwiejsze dzięki nastawieniu opinii publicznej, która pod wpływem wieści z Ukrainy przychylniej odniosła się do idei akcesji. Obecnie popiera ją niemal dwie trzecie Szwedów (w ostatnich latach zaledwie nieco ponad 30%).

Ryzyko jazdy na gapę

Szwecja i Finlandia to jedne z najzasobniejszych państw świata. Szwedzki PKB za ubiegły rok przebił pułap 600 mld dol., fiński wyniósł ćwierć biliona. Oba kraje mają rozwinięte gospodarki, szwedzka może wyprodukować niemal każdy rodzaj uzbrojenia – od karabinów po samoloty – zapewniając wojsku samowystarczalność. Jednocześnie to rozległe terytoria (528 tys. i 338 tys. km kw.), ze stosunkowo niewielkimi populacjami (10,3 i 5,5 mln), w przypadku Finlandii z mocno niekorzystnym układem granic – połowa z 2,6 tys. km przypada bowiem na Rosję. Finowie dopiero od niedawna łożą na armię 2,15% PKB (5,7 mld dol. w 2021 r.), wcześniej przez wiele lat wydatki militarne Helsinek nie przekraczały 1,3% PKB. Szwedzkie pozostają niskie – to tylko 1,1% PKB (6,5 mld dol. w 2021 r.), co nie odpowiada standardom NATO. Dlatego pośród analityków wojskowych nie było zgody co do sensowności poszerzenia Sojuszu o te kraje. W Polsce – gdzie zapanował w tej kwestii entuzjazm – głosów na „nie” właściwie nie zauważono, ale już za oceanem sporo mówiło się o kosztach i zagrożeniach. Podkreślano też „zwiększoną ekspozycję wspólnoty na ataki Moskwy”. Obawy budził fakt, że oba państwa dotąd rozwijały siły zbrojne, uwzględniając wyłącznie specyfikę własnych terytoriów, tymczasem istotą NATO jest możliwość kolektywnej obrony. Najwięcej zaniepokojenia rodził jednak scenariusz „jazdy na gapę” – skrycia się za potencjałem Ameryki z jej parasolem nuklearnym, przy jednoczesnym wydawaniu na obronność minimalnych środków. Niemcy Angeli Merkel pozostają tu żywym wspomnieniem.

Obawy związane z finansami rozstrzygną się w ciągu najbliższych lat, ale już dziś warto zauważyć, że oba kraje słyną z ponadpartyjnych konsensusów dotyczących bezpieczeństwa. Ich symbolem może być szwedzka Försvarsbeslut – przyjmowana co pięć lat nowa strategia obrony, realizowana później niezależnie od politycznych przetasowań. Ta z grudnia 2020 r. zakłada zwiększenie wydatków na wojsko do 1,5% PKB w 2025 r. A szwedzkie przebudzenie militarne wcale nie nastąpiło ledwie dwa lata temu – zaczęło się już w 2008 r., po wojnie w Gruzji, i znacząco przyśpieszyło po 2014 r., w pierwszej odsłonie rosyjsko-ukraińskiego konfliktu. Jego obecna faza każe ze spokojem patrzeć na ryzyko wynikłe z dodatkowych setek kilometrów granicy NATO z Rosją. Tak twierdzi szef agencji analiz wywiadowczych fińskich sił zbrojnych, płk Esapekka Vehkaoja. „Trudno się spodziewać, aby w najbliższych latach Rosja zdołała znacząco wzmocnić swoje oddziały przy granicy z Finlandią”, oświadczył przed kilkoma tygodniami. Wynika to ze znaczących strat poniesionych przez wojska rosyjskie w Ukrainie (według analiz brytyjskiego wywiadu do połowy lipca zginęło i zostało rannych 50 tys. Rosjan). Dodajmy, że Kreml w pierwszych reakcjach na zapowiedzi Finlandii ogłosił utworzenie dodatkowych 10 brygad okołowojskowych, które miałyby zostać wysłane na północ, ale na razie Moskwa relokuje żołnierzy spod granicy fińskiej na front ukraiński.

Wkład do natowskiej puli

Te ruchy potwierdzają, że zarzuty Kremla dotyczące zagrożenia ze strony NATO są w istocie argumentem retorycznym, uzasadniającym politykę konfrontacji z Zachodem. Że nie stoi za tym realna obawa przed agresją na Rosję (a tego typu lęki regularnie wzmacnia kremlowska propaganda skierowana do własnych obywateli). Bo rzeczywiście, nie ma czego się bać. Szwedzi postawili sprawę jasno – nie chcą u siebie stałych sił natowskich ani rozmieszczenia broni jądrowej (co jest opcją czysto teoretyczną). Finlandia nie sformułowała formalnych ograniczeń, ale w dyskusjach o przyszłych realiach członkostwa właściwie nie pojawia się wątek obecności obcych wojsk. Sztokholmowi i Helsinkom zależy wyłącznie na natowskich gwarancjach bezpieczeństwa. Ich własne armie pozostają nieliczne i mają defensywny charakter. W siłach zbrojnych Szwecji służy czynnie 24 tys. osób. Kolejne 11,5 tys. to wojskowi na niepełnym etacie (wkładający mundur na czas ćwiczeń i operacji militarnych). Szwecja ma też Hemvärnet – 20-tysięczną gwardię. W 2018 r. szwedzki rząd przywrócił pobór. Armia Finlandii liczy 31,5 tys. żołnierzy, ale dysponuje imponującymi rezerwami. Fińscy generałowie „na szybko” mogą zmobilizować 280 tys. świetnie wyszkolonych rezerwistów, cała dostępna populacja byłych żołnierzy w wieku mobilizacyjnym wynosi obecnie 900 tys. osób. W wypadku Finlandii to ona stanowi najwartościowszy wkład do natowskiej puli.

Szwedzkie wiano z kolei to przede wszystkim trzecia co do wielkości (po niemieckiej i rosyjskiej) marynarka wojenna na Bałtyku, wyposażona m.in. w pięć trudno wykrywalnych korwet Visby oraz trzy okręty podwodne A-19 Gotland (w budowie są dwaj następcy, jednostki typu A-26). Gotlandy, dzięki innowacyjnym rozwiązaniom napędowym, cieszą się renomą niezwykle cichych łowców. Jeden z nich w symulowanym starciu „zatopił” amerykański lotniskowiec – najsilniej broniony okręt na świecie. Szwedzkiego nieba strzeże niemal setka świetnych gripenów, na lądzie siły zbrojne mają do dyspozycji m.in. 120 leopardów oraz 350 solidnych wozów bojowych z rodziny CV90. Niemieckimi leopardami dysponuje także Finlandia – ma ich 240. Co ciekawe, obok setki szwedzkich CV90 Finowie eksploatują podobną liczbę rosyjskich BMP-2. To zresztą niejedyny rosyjski akcent w fińskiej armii, choć o jej sile stanowi głównie sprzęt zachodni. Na przykład 60 amerykańskich myśliwców F/A-18 – nadal niezłych, lecz już przewidzianych do nieodległej wymiany (w 2025 r.). Helsinki postanowiły zastąpić osiemnastki maszynami piątej generacji F-35A. Zamówienie o wartości 8,4 mld euro dotyczy zakupu 64 samolotów. Wraz z nimi do Finlandii trafią m.in. pociski manewrujące JASSM-ER zdolne razić cele na odległość do 1000 km.

m.ogdowski@tygodnikprzeglad.pl

Fot. Swedish Armed Forces

Wydanie: 2022, 31/2022

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy