Z wernisażu pod sąd

Z wernisażu pod sąd

Czterem osobom postawiono zarzuty zakłócenia otwarcia wystawy, w którym uczestniczyła kandydująca na senatora Anna Maria Anders

„Poprzez okrzyki i głośne komentarze niedotyczące treści wystawy, przerywanie wypowiedzi osobom otwierającym wystawę, wywołanie szumu, hałasu i harmideru doprowadził do przerwania uroczystości otwarcia wystawy, czym zakłócił spokój i porządek publiczny”, Marcin Skubiszewski z Warszawy cytuje treść zarzutu, jaki mu postawiono. Identyczne zarzuty usłyszały oprócz niego jeszcze dwie osoby zabierające głos 4 marca na wernisażu w Suwałkach – mężczyzna z Białegostoku i emerytka z Suwałk. Według kodeksu wykroczeń grozi im do miesiąca więzienia, 5 tys. zł grzywny lub kara ograniczenia wolności. Sprawa wszczęta z urzędu jest w toku.
Otwarcie w Archiwum Państwowym w Suwałkach wystawy „Armia skazańców”, poświęconej gen. Władysławowi Andersowi, nastąpiło w ostatnim dniu uzupełniającej kampanii wyborczej jego córki Anny Marii Anders. 6 marca zdobyła ona mandat senatora. Podczas uroczystości kandydatce towarzyszyli minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak oraz wiceminister Jarosław Zieliński, który zaraz po zajściu na wystawie ocenił, że doszło do zakłócenia porządku publicznego.
– Spotkanie zakłócili zwiezieni z Warszawy ludzie – mówił w radiu RDC. – To była ustawka z częścią mediów. Zwieźli ich liderzy KOD. Wymaga osobnej analizy, jak te osoby są rekrutowane. Myślę, że z czasem będziemy o tym wiedzieć więcej.

Bez pozorów

Marcin Skubiszewski pięciokrotnie był obserwatorem wyborów za granicą, na Ukrainie i w Kirgistanie, w tym trzy razy z ramienia OBWE, raz z ramienia Fundacji Batorego i raz z ramienia PiS. 4 marca przyjechał do Suwałk na zorganizowane przez KOD seminarium poświęcone poprawie jakości demokracji, miał na nim wygłosić referat dotyczący opinii Komisji Weneckiej.
– O wystawie dowiedziałem się przypadkiem. Ponieważ seminarium miało się zacząć o godz. 19, a wystawa była o 13, poszedłem na nią z czystej ciekawości – podkreśla. – Spodziewałem się, że zachowane zostaną jakieś pozory, że uczestnicy będą próbowali sprawić wrażenie, iż otwarcie wystawy i wybory to wydarzenia niezależne od siebie. Było jednak inaczej. Minister Błaszczak mówił do kandydatki tak: „Pani minister, mam nadzieję, że po niedzielnych wyborach pani senator Anders, która będzie reprezentowała Suwałki, będzie reprezentowała ten okręg ku chwale naszej ojczyzny”. Kandydatka na to: „Powtarzam to na każdym spotkaniu, uważam to za mój okręg, nasz okręg. Jak ktoś stara się powiedzieć, że ja do tego okręgu nie należę, to taka wystawa właśnie pokazuje, że jest inaczej”. Przerwałem pani Anders, mówiąc, by nie robiła wiecu wyborczego w instytucji państwowej. Następnie spytałem ją, czy to zebranie zostało sfinansowane przez jej komitet wyborczy, czy też ze środków państwowych. Nie doczekałem się odpowiedzi. Potem nastąpiła burzliwa dyskusja, podczas której głos zabrało wiele osób, w tym dwie, którym tak jak mnie postawiono później zarzuty.
– Marcin powiedział po prostu to, co dla nas wszystkich było czytelne. Pani Anders została wyraźnie przedstawiona jako kandydatka. Na sali rzucali się w oczy mundurowi, komendanci różnych służb przebywający tu w godzinach pracy. Była też młodzież. W ogóle odnosiło się wrażenie, że uczestnicy wernisażu zostali starannie dobrani, aby nikt nie zadał niewygodnego pytania – dodaje Dorota Zerbst z Białegostoku, która współpracuje z Elwirą Śliwińską, podlaskim koordynatorem KOD.
Elwira Śliwińska z Piotrem Łopaciu­kiem organizowali w tym czasie akcję KOD zachęcającą do udziału w wyborach uzupełniających do Senatu. – Byliśmy akurat na miejscu, a potkanie było otwarte, każdy mógł na nie wejść – relacjonuje Śliwińska. – Sama pani Anders prosiła, że jeśli ktoś ma jakieś pytania, ma je głośno zadać, no i Marcin nie wytrzymał. Nie było z nikim żadnej ustawki, wszystko działo się spontanicznie. Ja też krzyczałam, wiele osób krzyczało, po prostu ludzi poniosło.
– Wypowiedź pani Anders: „Ja nie jestem tu jako kandydat, jestem tu jako córka mojego ojca. Jeśli was nie interesuje wystawa o moim ojcu, to nie jest wasze miejsce, by być tutaj” zaprzeczała wcześniejszym oświadczeniom i zdenerwowała ludzi. Powiedziałbym, że nawet dolała oliwy do ognia. Mój ojciec we wrześniu 1939 r. był dowódcą zwiadu kawalerii. Znalazł się w jednym z pierwszych transportów na Wschód, lecz udało mu się uciec, a mnie się mówi, że nie mam prawa być na wystawie – denerwuje się Grzegorz Antoszewski., ekonomista, były kwatermistrz garnizonu lotniczego w Mirosławcu. Nie jest członkiem KOD.
– Zarzut przerwania tej uroczystości jest moim zdaniem przesadzony – podkreśla Waldemar Żółtowski, przedsiębiorca, który zajrzał na wystawę w drodze na seminarium KOD. – Uroczystość odbywała się w końcówce kampanii wyborczej, gdzie prawo do krytyki jest naturalne. Zresztą można było tego uniknąć, organizując wystawę np. w powyborczy poniedziałek. Wreszcie otwarcie wystawy wcale nie zostało zerwane. Owszem było trochę zamieszania, ale emocje szybko opadły.
Dla Piotra Łopaciuka zamiar był oczywisty. – Było to prowadzenie kampanii pod przykrywką otwarcia wystawy, która de facto została otwarta już rok wcześniej – ucina.
Aleksandra Nowak,  dziennikarka, współpracowniczka regionalnego Radia Oko, przyjechała na wystawę z  Ostrołęki  z zaproszeniem z biura poselskiego Jarosława Zielińskiego, które wydrukowała z jego strony w internecie. W holu archiwum zauważyła plakat, z którego wynikało, że  wystawa zorganizowana jest przez NIK. Ponieważ na wystawie padły inne informacje, postanowiła to sprawdzić. 11 marca br. zwróciła się z zapytaniem do NIK. 15 marca otrzymała nastepującą odpowiedź: „Najwyższa Izba Kontroli w maju 2015 r. zorganizowała wystawę pt. »Armia skazańców«, która jest zbiorem unikatowych fotografii dotyczących historii armii Andersa. Wydział Wydawniczy Biura Organizacyjnego, w ramach działalności poligraficznej przygotował tablice, na których były eksponowane ww. fotografie”.

Wylegitymowani i przesłuchani

„Po opuszczeniu budynku przez uczestników uroczystości policja zaczęła spisywać tych, którzy wcześniej mówili lub krzyczeli przeciwko pani Anders. Spisywano ludzi w różnych miejscach miasta, w różnym czasie i pod różnymi pretekstami, z dala od kamer telewizyjnych (poza jednym przypadkiem). Np. nieprawidłowo rozwieszone plakaty KOD były pretekstem, by wylegitymować i wezwać do straży miejskiej osoby, które rozdawały ulotki KOD całkiem niepodobne do tych plakatów”, pisze Marcin Skubiszewski w raporcie z 5 marca dostępnym w internecie.
– Z uroczystości wyszedłem wcześ­niej – opowiada Waldemar Żółtowski – bo wyjeżdżałem za granicę. Na rogatkach Suwałk zatrzymała mnie policja i wylegitymowała. Poczułem się dziwnie, zwłaszcza że na wystawie nie powiedziałem ani słowa.
Piotra Łopaciuka poprosili o dokumenty na ulicy młodzi, sympatyczni funkcjonariusze. – W pierwszym momencie pomyślałem, że źle zaparkowałem, ale okazało się, że dostali takie polecenie od przełożonych.
– A ja miałam szczęście, nikt mnie nie spisał – śmieje się Elwira Śliwińska.
Przesłuchania rozpoczęły się na początku kwietnia, czwórkę świadków wezwano do komend w Warszawie, kolejnych do komend w Suwałkach i Białymstoku.
– Mnie przesłuchano w Białymstoku – mówi Waldemar Żółtowski. – Listę pytań nadesłano z policji w Suwałkach, poinformowała mnie o tym funkcjonariuszka, która mnie przesłuchiwała. Mówiła, że to w ramach tzw. pomocy prawnej. Interesowały ją odpowiedzi tylko w obrębie tych pytań. Pokazywano mi również zdjęcia osób i pytano, czy kogoś rozpoznaję. Mówiłem, że nie znam tych ludzi osobiście. Chociaż wszystko odbyło się bez emocji i profesjonalnie, dyskomfort pozostał.
Piotr Łopaciuk nie przebywa na stałe w miejscu zameldowania. Ponieważ nie odebrał listów poleconych z wezwaniem na przesłuchanie w charakterze świadka, w jego domu 19 maja pojawiła się policja z nakazem doprowadzenia.
– Korzystając z zaskoczenia synowej, funkcjonariusze sprawdzili pomieszczenia, podejrzewając, że może gdzieś się ukrywam. Następnego dnia skontaktowałem się z zastępcą dzielnicowego, obiecał wyjaśnić sprawę i do dziś się nie odezwał. W marcu, tydzień po wystawie, policja wypytywała sąsiadów o to, czy tam mieszkam.

Państwo nas wyklucza

Zarzuty postawiono też starszej pani, emerytce, która podczas otwarcia wystawy zarzuciła rządzącym, że ojciec Rydzyk dostaje miliony, a ona 2 zł podwyżki emerytury. Kobieta nie chce teraz z nikim o tym rozmawiać. Na jednym z internetowych forów ktoś napisał: „Skąd tę babę żula przywieźli kodowcy, na pewno nie pochodzi z Suwałk”.
Kontaktów z prasą unika też trzeci z obwinionych, Rafał L. Sprzedał dom w Białymstoku i przeniósł się na wieś. Na wystawie protestował m.in. przeciwko czczeniu „żołnierzy wyklętych”. – To hołubienie morderców! Hańba! – krzyczał. Piotr Łopaciuk tłumaczy, że mężczyzna miał powód, chodziło mu o krzywdy rodzinne.
– Gdy atmosfera zaczęła być nerwowa, część osób wyszła. Wcale im się nie dziwię, wołano do nas: „Kim wy jesteście? My was sprawdzimy! My was załatwimy!”, wyzywano od ubeków, agentów i krzyczano, że nas sponsoruje Soros – wylicza Elwira Śliwińska.
– W moją stronę ruszył człowiek z różańcem, pytając, czy ja Boga się nie boję – dodaje Piotr Łopaciuk. – Nie rozumiem, dlaczego ściga się ludzi, którzy na wystawie podnosili sprawy dla nich ważne czy bolesne. Tymczasem trzy tygodnie temu w Ostrołęce widziałem, że znaki na rondzie i w innych miejscach zaklejono plakatami ze znanym hasłem kibiców Legii o szubienicach dla przeciwników politycznych i podpisano ONR Ostrołęka. Tylko na rondzie było ich chyba z 50. Ciekawe, czy organa się tym zajmą równie gorliwie jak incydentem na wystawie.

Protest bez dalszego biegu

Protest przeciw ważności wyborów uzupełniających do Senatu przeprowadzonych 6 marca 2016 r. w okręgu wyborczym 59 oraz przeciwko ważności wyboru Anny Marii Anders na senatora złożył 15 marca do Sądu Najwyższego Bogusław Murawko z Suwałk. Podstawą jego wniesienia było „Prowadzenie na dużą skalę kampanii wyborczej na rzecz kandydatki przez instytucje państwowe, co stanowi naruszenie art. 32 konstytucji. Finansowanie kampanii ze środków, które nie pochodziły od Komitetu Wyborczego PiS. Akcja zastraszania, przeprowadzona 4 marca br. przez policję, straż miejską, ministra i wiceministra spraw wewnętrznych przeciwko osobom, które tego dnia w Suwałkach zabierały głos przeciwko Annie Marii Anders lub rozdawały ulotki profrekwencyjne. Akcja ta oznacza, że w związku z wyborami użyto struktur siłowych w walce politycznej, co nie jest do pogodzenia z zasadą państwa prawnego i stanowi naruszenie art. 2 konstytucji. Fakt, że dwie osoby nie zgodziły się napisać oświadczenia potwierdzającego, że zostały wylegitymowane, wynika z ich zastraszenia”.
Wśród 44 dowodów dołączonych do protestu wyborczego wymienione są nie tylko dokumenty, oświadczenia osób spisanych, lecz także tendencyjne, zdaniem autora protestu, relacje telewizyjne: „Ogólnopolska państwowa stacja telewizyjna TVP Info wyemitowała w piątek 4 marca o godz.15 sprawozdanie z otwarcia wystawy w Archiwum Państwowym w Suwałkach. Dokładnie pokazano w nim nieporządek, jaki zapanował w czasie uroczystości, a także krzyki przeciwników Anny Marii Anders. Nie pokazano natomiast wypowiedzi ministra Mariusza Błaszczaka oraz kandydatki, które nadały zebraniu charakter bezspornie wyborczy i które sprowokowały krzyki i nieporządek”.
Protest wyborczy został pozostawiony bez dalszego biegu, ponieważ, jak napisał Sąd Najwyższy w uzasadnieniu: „przedmiotem protestu zasadniczo nie mogą być zarzuty dotyczące przebiegu kampanii wyborczej”.

Protestowali, muszą być zbadani

Ewa Radzewicz z Obsługi Rzecznika Prasowego Sądu Okręgowego w Suwałkach na pytanie, czy osoby z zarzutami będą miały proces, informuje, że sąd czeka na opinię biegłych. – Jak akta wrócą od biegłych, zostaną przedstawione sędziemu i sędzia podejmie decyzję odnośnie do wyznaczenia terminów rozprawy – dodaje.
W połowie maja pojawiły się doniesienia prasowe, że jedna z obwinionych osób została skierowana przez sąd na badania psychiatryczne. Jednak na pytanie, czy dowód z opinii biegłych dotyczy badania psychiatrycznego osoby obwinionej, Radzewicz nie odpowiada. Rzecznik prasowy, sędzia Marcin Walczuk, potwierdza, że sąd musi zapoznać się z opinią biegłych lekarzy, która dotyczy jednej z obwinionych osób. Wyjaśnia też, że rozpoznawanie sprawy będzie łączne.
10 czerwca zarzuty postawiono kolejnej, czwartej osobie. – Spisano mnie na ulicy w Suwałkach bez podania przyczyny – mówi mężczyzna. – W kwietniu zostałem przesłuchany jako świadek. Na początku czerwca znalazłem w drzwiach świstek wzywający mnie do kontaktu z dzielnicowym. Zadzwoniłem i zostałem poinformowany, że postawiono mi zarzuty, jakobym podczas wernisażu wystawy rozlepiał naklejki KOD i krzyczał „hańba”, co nie jest prawdą. Podejrzewam, że chodzi tu o retorsje, gdyż toczę batalię prawną o publikację wyroku Trybunału Konstytucyjnego.

PS Rzecznik prasowy NIK nie udzielił odpowiedzi, czy 4 marca br. w Suwałkach była prezentowana wystawa „Armia skazańców”.

Wydanie: 2016, 25/2016

Kategorie: Kraj
Tagi: Helena Leman

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy