Zabecz, Zenek, hajs na stole

Zabecz, Zenek, hajs na stole

Mam kłopot z pisaniem napastliwie o Zenku Martyniuku (to osoba wydająca z siebie dźwięki muzykonaśladowcze przy wykorzystaniu zestawu słów udających tekst), ale równocześnie nie mogę znieść tej swojej bezradności i wstrzemięźliwości. Zastanawiam się, czy można, nie korzystając z retoryki wyższościowej, skrytykować coś, czego słuchają, przy czym się bawią, zakochują, odpoczywają, zatracają miliony Polaków i Polek. Ba, nucą pod nosem, znają na pamięć. Jeśli uznać, że to, co wydaje z siebie Zenek Martyniuk, jest muzyką (do czego nie jestem stuprocentowo przekonany), muzyką taneczną, rozrywkową, ludową, zwykłą, akceptowaną przez miliony odbiorców, to chyba jednak można spróbować. Mam wrażenie, że dziesiątki tysięcy ludzi, którzy lata spędzili na edukacji muzycznej, ucząc, ucząc siebie, grając, tworząc, występując, zostały zagnane do jakiegoś wyciszonego pomieszczenia, skąd ich głosu nie słychać. Zostały uciszone fenomenem wielkich liczb stojących za zjawiskiem akceptacji i popularności disco polo.

Chciałbym tu się zająć nie samym Zenkiem Martyniukiem (chyba że pojawiające się dość przekonujące analizy, że spora część tego, co sobie przypisuje i na czym zarabia potężne pieniądze, jest splagiatowaniem podobnych twórców zza wschodniej granicy: Litwy i Rosji) ani nie jego słuchaczami, wielbicielkami, milionami roztańczonych Polaków. Interesująca jest w tej sytuacji rola państwa – w tym wypadku instytucji całkowicie bezpodstawnie nazywanej telewizją publiczną, która ten rodzaj aktywności promuje, propaguje, nagłaśnia i dofinansowuje. Należy na ten akt patrzeć z perspektywy politycznej. To stosowanie przez obecną władzę przemocy symbolicznej wobec grup określanych mianem elit, które należy Martyniukiem (niech mu harmonia mundi lekką będzie) zmasakrować, którym należy przyłożyć tym, „co miliony Polaków” cenią i z czym się identyfikują, przy czym się bawią. Problem w tym, że discopolową deską wyrwaną z przysłowiowego płota (z całym umiłowaniem dla wiejskich płotków) nasze państwo wali się samo we własny łeb. Aż głupio przypominać, że elementem cywilizacyjnego rozwoju jest system państwowej, publicznej edukacji muzycznej realizowanej kilkustopniowym systemem kształcenia, aż do poziomu akademickiego. Umiejętność uprawiania muzyki można było wyrwać z zaklętego kręgu klas uprzywilejowanych. Każde dziecko mające chęć i inklinacje mogło i może się kształcić muzycznie. Jednak tak skrajnie afirmatywne podejście polskiego państwa do Martyniuka pokazuje, że jest to założenie błędne. To tak, jakby powiedzieć, że pokażemy chirurgom, jak fałszywie się wywyższają, operując skalpelem, kiedy wystarczy zauważyć rzesze krojących chleb (w końcu to nóż i to nóż) – miliony ludzi nie muszą przez kilkanaście lat się uczyć, jak kroić nożem chleb.

Właściwie racjonalną konsekwencją martyniukomanii powinna być likwidacja szkół i edukacji muzycznej w całym kraju. Jeśli wzorcem uprawiania czegoś na kształt muzyki są Zenek, Sławomir i pozostali, to znaczy, że edukacja nie ma żadnego sensu. Jedynym argumentem za propagowaniem disco polo jest jego policzalna popularność. Po co więc propagować coś, co i tak cieszy się masowym wsparciem czy uwielbieniem? Po to, żeby władza mogła udawać, że rozumie miliony, że wspiera, że oczekuje tylko wdzięczności przy urnie. Że jest swojska. Że podrygami prezesa Kurskiego uda, że jest taka jak lud. Równocześnie, co nawet bardziej istotne, utrze nosa, maltretując ucho, tym „elytom”.

Śpiew, muzyka może być potęgą, śpiew jest ważny i społecznie, i rozwojowo, co dziś wiemy już nieporównanie lepiej niż kiedykolwiek wcześniej, badając ludzki mózg, w szczególności mózg dziecięcy w fazie rozwoju.

Tym samym państwo, serwując ten rodzaj pseudoludowej muzyki, dokonuje powszechnej lobotomii. Aplikuje wstrząsy elektromagnetyczne. Pozbawia nas dostępu do niedostępnych przez stulecia form rozwoju i edukacji. Tak jest prościej. Ma być prosto, bo tak chce demokracja, ta rozumiana jako niepoddana żadnym ograniczeniom bezwzględna dominacja większości. Operacja disco polo jest operacją wojenną, sprzeciw wobec niej nie jest obroną klasowych, kulturowych przywilejów, to samoobrona naszych mózgów. To głos w obronie tego, co wartościowe w twórczości ludowej, co może być żywe i atrakcyjne, a jest wycinane w pień „oczami zielonymi” Zenka Martyniuka. Chopina czasów „dobrej zmiany”.

Wydanie: 02/2020, 2020

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz

Komentarze

  1. Adam
    Adam 7 stycznia, 2020, 12:55

    A ja lubię Zenka i uważam, że skoro ma tylu fanów, to znaczy że ta muzyka jest potrzebna. Film o nim też pewnie będzie hitem 🙂

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. heloł
    heloł 8 stycznia, 2020, 22:10

    Z muzyką jest jak z ubraniami. Fraki, surduty czy balowe suknie są niewątpliwie z wyższej półki i absolutnie prestiżowe, ale w szafach mamy zdecydowanie więcej zwykłych koszul, jeansów czy (o zgrozo;)) dresów. Wszystko w swoim czasie i na odpowiednią okazję. Czepianie się disco polo to właśnie jest jak pretensja, że nie idziemy biegać po lesie we fraku. Nie mogę się doczekać, kiedy komuś uda się, zamiast zwykłego krytykowania, zaproponować „ambitniejszy” rodzaj muzyki tanecznej i rozrywkowej, który porwie miliony do zabawy. Opluwać jest najłatwiej. Na koniec pytanie: czy jest w ogóle na świecie jakiś kraj, który nie ma prostej, rozrywkowej muzyki?

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. bettylouu
    bettylouu 9 stycznia, 2020, 09:46

    Jak tu nie lubić tego faceta? Pisze skocznie, radośnie i wesoło 😉 Zaraża ludzi pozytywną energią. Trzymam kciuki, aby film dźwignął jego postać! Przed nimi nie lada wyzwanie 😉

    Odpowiedz na ten komentarz
    • heloł
      heloł 9 stycznia, 2020, 10:39

      Nic dodać, nic ująć. Ludzie mają przeróżne potrzeby związane z muzyką. Disco polo znakomicie wypełnia tutaj swoją rolę dostarczyciela radosnej, beztroskiej zabawy. I bardzo dobrze. Może krytykanci wysililiby się na głębszą analizę tych rzekomych szkód czynionych przez disco polo w umysłach swoich fanów? Jak na razie, widok radosnych, śpiewających i tańczących przy tej muzyce ludzi, jest przyjemny i optymistyczny.

      Odpowiedz na ten komentarz
    • Kolo - polo
      Kolo - polo 26 lutego, 2020, 14:03

      Popieram w pełni !

      Muzyka to nie tylko piękne arie operowe, Chopin lub Jan Sebastian, albo jazz czy Quinn.
      To są także lżejsze i prostsze utwory do zaśpiewania/zagrania, tańca i wzruszeń.
      To kwestia okoliczności.

      Część dysko polo częściowo nawiązuje do muzyki ludowej, tradycyjnych piosenek do śpiewania w okolicznościach rodzinno towarzyskich i co tu gadać – do muzyki disco z lat 70-80.
      Są też liczne przeróbki znanych utworów – chyba prawie wszystko da się przerobić.

      Co do jakości tekstu to jest tu duże zróżnicowanie ale jest część utworów w miarę OK.
      Zenek, akurat jest dla mnie przykładem pozytywnego wkładu w Dysko Polo.

      P.S. Np hiphop wywołuje we mnie mieszane uczucia ale to również sztuka.

      Nie wszyscy muszą, z resztą wszystko lubić – ważne by nie hejtować z góry z niskich pobudek.

      Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy