Zabójcza centralizacja

Zabójcza centralizacja

Pozując do zdjęć z wypoczynku w górach, prezes PiS pokazał, jak niewiele go obchodzi klęska żywiołowa na północy kraju

Dr Anna Materska-Sosnowska – adiunkt w Zakładzie Systemów Politycznych Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego, członek zarządu Fundacji Batorego.

Czy to nie dziwne, że twarzą walki z katastrofalną nawałnicą nie została pani premier, któryś z prężących muskuły ministrów lub choćby wojewoda, lecz sołtys wsi Rytel?
– Mnie to nie dziwi, bo jestem zwolenniczką decentralizacji i społeczeństwa obywatelskiego, uważam, że to one składają się na siłę państwa. Kto miał najbliżej do miejsc, w które uderzył żywioł? Okoliczni mieszkańcy, dlatego pierwsi pośpieszyli na ratunek sąsiadom i osobom przebywającym w tych okolicach na wakacyjnym wypoczynku. A do tego trafił się człowiek, myślę o sołtysie Łukaszu Ossowskim, absolutnie kompetentny, komunikatywny i zorganizowany, który świetnie zarządzał działaniami mieszkańców. Z drugiej strony gdyby mnie zapytano, czy rząd stracił twarz w wyniku tej katastrofy, odpowiedziałabym twierdząco: zachował się arogancko, zabrakło wyobraźni oraz zwyczajnej wrażliwości na krzywdę i cierpienie ludzi oczekujących szybkiej pomocy. Niemniej jednak nie uważam, że całe państwo zawiodło: Państwowa Straż Pożarna i spółki energetyczne usuwające uszkodzenia sieci zdały egzamin.

Bezkarna arogancja

Strażacy – zawodowi i ochotnicy – jak zwykle nie zawiedli, ale to może się zmienić. W lipcu na polecenie komendanta PSP podchorążowie szkoły pożarniczej ustawili barierki wokół Sejmu, aby odgrodzić parlamentarzystów od protestujących przeciwko likwidacji niezależnego sądownictwa. Miesiąc wcześniej weszła w życie nowelizacja ustawy, na mocy której to nie Związek OSP kierowany obecnie przez Waldemara Pawlaka, ale mianowany przez szefa MSW komendant PSP dzieli pieniądze dla strażaków ochotników, wiążąc ich silniej z polityką.
– Straż, zarówno państwowa, jak i ochotnicza, funkcjonuje dobrze dzięki wielu latom doświadczeń niemieszania jej do polityki. OSP są fenomenem, skarbem, który należy chronić i pielęgnować. Po co PiS uderza w 700-tysięczną armię ochotników, którzy na co dzień bronią ojczyzny – tej małej, czyli najbliższej okolicy, jak i tej dużej, przychodząc na pomoc ofiarom kataklizmu w całym kraju. Po co mieszać w systemie, który dobrze działa? Żeby osłabić pozycję Polskiego Stronnictwa Ludowego, wyprzeć PSL z prowincji, a może chodzi o kolejny krok na drodze do całkowitej centralizacji państwa?

Sołtys Rytla już w piątek, 11 sierpnia, upominał się o ściągnięcie wojska, jego apel został jednak zignorowany, bo – jak powiedział potem TVN24 wojewoda pomorski Dariusz Drelich – wojsko nie jest od zbierania gałęzi i zamiatania liści.
– Mieliśmy tu kliniczny przypadek arogancji władzy. Jeśli ktoś zawiódł na całej linii, to właśnie wojewoda pomorski. Przecież wojewoda jest przedstawicielem rządu w terenie, należałoby go natychmiast odwołać.

Ale jego kandydaturę na wojewodę poparła bliska przyjaciółka Lecha i Marii Kaczyńskich. Wojewoda otworzył w Urzędzie Wojewódzkim salę im. Lecha Kaczyńskiego, cieszy się względami metropolity gdańskiego Sławoja Leszka Głódzia, który na jego prośbę powołał kapelana służby cywilnej.
– Pan żartuje, tymczasem to wcale nie jest śmieszne: gwałtownie rośnie liczba nieudolnych urzędników państwowych. Nie tylko za obecnej władzy mamy do czynienia z brakiem kompetencji urzędników, ale teraz to zjawisko jest szczególnie wyraziste i przejmujące. W dodatku niekompetentni urzędnicy nie są rozliczani ze swojej pracy przez rząd, który ich powołał. W tym samym dniu, w którym nawałnica zabijała, zrywała dachy, niszczyła wielkie połacie lasów, w stadninie w Janowie Podlaskim doszło do kompromitującej aukcji w ramach corocznego Święta Konia Arabskiego. Nikomu z tego powodu włos nie spadł z głowy – tak samo jak w innych podobnych przypadkach, a przecież ktoś ich wszystkich mianował.

Czas nieudaczników

Minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel cieszy się względami ojca Tadeusza Rydzyka, faktycznego uczestnika koalicji Zjednoczonej Prawicy. Urzędnicy państwowi budują swoje kariery, wykorzystując nieformalne kontakty.
– I dlatego ważne urzędy państwowe sprawują nie ci, którzy są kompetentni, lecz ci, którzy mają jakieś powiązania. Powstała cała sieć układów i zależności klientystycznych.

Przed wyborami w 2005 r. Jarosław Kaczyński mówił o szarej sieci, która oplotła Polskę.
– Teraz Prawo i Sprawiedliwość oplotło ją jeszcze bardziej. Wszystko od góry do dołu jest oparte na patronażu i klientyzmie, które owocują nepotyzmem, kumoterstwem, korupcją polityczną. Ten nowotwór coraz bardziej zżera państwo, doprowadził do faktycznej likwidacji służby cywilnej i zastąpienia jej przez sieć działającą na zasadzie: ty mnie, a ja tobie. Zwolniono rzeszę fachowców, torując drogę aroganckim nieudacznikom. Jak ocenić zachowanie wojewody pomorskiego na zwołanym w trybie nadzwyczajnym wtorkowym posiedzeniu sejmiku pomorskiego, który długo odczytywał z kartki ogólnikowe sprawozdanie, po czym wyszedł, nie odpowiadając na ani jedno pytanie radnych? Nie powiem, że całe państwo nie funkcjonuje, nie powtórzę za opozycją, że państwo jest tekturowe, ale kadry urzędnicze są słabym ogniwem państwa.

Trudno powiedzieć o państwie, które na miesięcznicę smoleńską wyprowadza 2 tys. policjantów, że jest tekturowe.
– To nie chodzi tylko o policjantów obstawiających miesięcznice, ale także o nękanie uczestników protestów ulicznych, inwigilację opozycji, demonstrowanie siły wojska, kaganiec ustaw zakładanych na kolejne dziedziny życia, niespotykaną dotąd na taką skalę przemoc werbalną ze strony polityków i ministrów PiS próbujących zastraszyć całe środowiska, oskarżających przeciwników politycznych o najgorsze zbrodnie, grożących im odpowiedzialnością.

Obecny wojewoda pomorski przed wyborami wsławił się publikacją memu, na którym skutego Donalda Tuska prowadzą funkcjonariusze uzbrojeni w automaty.
– Zastraszanie i groźby to element świadomej strategii, mającej osłabić opór wobec władzy i protesty przeciwko jej dążeniu do zawłaszczenia państwa. Czy prezydent zawetowałby ustawy w sprawie sądów, gdyby nie masowy opór społeczny? PiS chce wszystko scentralizować, doprowadzić do kumulacji władzy w jednym ośrodku, przy tym ma nim być nie legitymizowana władza wykonawcza, lecz ciało pozakonstytucyjne. Pachnie jakimś biurem politycznym.

Jarosław Kaczyński nazwał to niekonstytucyjne ciało centralnym ośrodkiem dyspozycji politycznej.
– Czy siła państwa polega na skupieniu wszystkiego w jednych rękach, czy też na sprawności i skuteczności działania państwa, którego podmiotem są obywatele?

Niemoc pani premier

Interesujące byłoby porównanie działania sołtysa Ossowskiego i wojewody Drelicha. Pierwszy nie bał się podjęcia decyzji i samodzielnych akcji, drugi wyraźnie nie chciał wychodzić przed szereg.
– Mamy tu zasadniczą różnicę: sołtys ma mandat pochodzący z wyborów, jest blisko mieszkańców, czuje się gospodarzem na swoim terenie. Wojewoda to typowy nominat – zawdzięcza urząd nie zasługom, lecz układom w obozie władzy, przez to nie czuje związku z regionem, mieszkańcami. Dopiero po kilku dniach pofatygował się, by na własne oczy zobaczyć rozmiary klęski. Jak innych nominatów, paraliżuje go strach przed podjęciem decyzji, ogląda się na górę. Patrząc na zmiany zachodzące w rozmaitych sektorach i instytucjach publicznych, można przypuszczać, że już wkrótce urzędnicy nie będą podejmowali żadnych decyzji, nie będą przejawiali własnej inicjatywy, czekając na polecenia z góry.

Ale góra też się ociąga z decyzją. Już w sobotę, 12 sierpnia, premier Beata Szydło wzięła udział w posiedzeniu Wojewódzkiego Zespołu Zarządzania Kryzysowego w Gdańsku, ale poleciła jedynie sprawdzenie miejsc letniego wypoczynku dzieci i młodzieży. O ogłoszeniu stanu klęski żywiołowej, co umożliwiłoby mobilizację znacznie większych środków, w ogóle nie było mowy.
– Nie dziwi mnie to. Skoro mianowany przez panią premier urzędnik, wojewoda pomorski, nie pojechał wcześniej na obszary spustoszone przez nawałnicę, nie przekonał się, jakie są rozmiary katastrofy, to prawdopodobnie także niezbyt umiejętnie przedstawił tę sytuację dalej. Czy można się dziwić, że potem mówił o gałęziach i liściach? Może pani premier Szydło nie miała świadomości skali zniszczeń, a jej podwładny zapewniał, że da radę. Skoro tak, mogła kontynuować przerwany urlop.

W komunikacie wydanym 12 sierpnia przez Rządowe Centrum Bezpieczeństwa, na którego czele stoi premier, była dyżurna formułka o monitorowaniu sytuacji. Posiedzenia centrum zwoływano w sprawie pomoru świń i czerwcowego cyberataku. Nie zwołano go po uderzeniu nawałnicy. A przecież wiceszefami centrum są ministrowie spraw wewnętrznych i obrony. Ich też nie było na posiedzeniu w Gdańsku.
– To może świadczyć o absolutnej niemocy pani premier. Przecież minister obrony narodowej wypowiedział się dopiero wtedy, kiedy uznał to za stosowne. Widzimy od dawna, co się dzieje w jego resorcie. Przekonaliśmy się, że pani premier nie jest w stanie go zdyscyplinować, nakazać wykonania czegokolwiek. Ona zna swoją rolę, miejsce, wie, w jakim układzie zależności tkwi. Może mogłaby się skontaktować z prezesem PiS, by dostać jakiś impuls do działania.

Ale przecież inni, np. minister Mariusz Błaszczak, mają znacznie łatwiejszy dostęp do ucha prezesa.
– Niemniej jednak Beata Szydło musiała zdawać sobie sprawę, że należy działać, pomóc ludziom. Mamy do czynienia z charakterystyczną dla obecnych rządów niemocą sprawczą.

Najlepszą obroną jest atak

A także zrzucaniem odpowiedzialności za błędy i zaniechania na innych. Minister spraw wewnętrznych w swoim stylu zaatakował samorządy na dotkniętych żywiołem terenach.
– Jego słowa były absolutnie nie na miejscu, pokazały, że rząd wszędzie widzi wrogów, nie potrafi współpracować z samorządami, jeśli kierują nimi osoby spoza układu PiS. Odnosiłam wrażenie – chciałabym się mylić – że na nieporadną reakcję władz na klęskę żywiołową wpłynął fakt, że dotknęła ona regiony rządzone przez przeciwników PiS. Rząd zachowywał się tak, jakby chciał powiedzieć: zobaczmy, co potrafią, niech się wykażą. Jednak samorządy sprawdziły się, atakowany przez ministra Błaszczaka marszałek województwa pomorskiego już w sobotę, 12 sierpnia, pojechał do dotkniętych klęską gmin.

A może po prostu zabrakło impulsu ze strony Jarosława Kaczyńskiego?
– Prezes PiS był bardzo aktywny podczas powodzi w 2010 r., jeszcze jako lider opozycji. Tym razem był nieaktywny, gdzieś w górach na urlopie, pokazując, jak niewiele go cała sprawa obchodzi. Pewnie jednak kontaktował się z rządem, ministrami, bo w końcu wysłano wojsko, uruchomiono duże środki pieniężne na pomoc dla poszkodowanych.

Dawane do ręki pieniądze mają zakryć wcześniejszą nieporadność PiS.
– Z pewnością chodzi o poprawę wizerunku, tym bardziej, że sondaże dla Wirtualnej Polski i „Rzeczpospolitej” wskazują, że społeczeństwo źle ocenia działania rządu po nawałnicach, a to może wpłynąć na poziom poparcia dla PiS. To jednak nie zmienia faktu, że pieniądze są bardzo potrzebne: nie tylko ze względu na rozmiar zniszczeń, ale także utratę źródeł dochodu przez wielu mieszkańców.

Nawałnica pokazała, że siła państwa tkwi w samorządach, inicjatywach obywatelskich i niezależnych od władzy mediach. Czy to powstrzyma PiS przed walką z samorządami, przyjęciem ustaw o kontroli rządu nad organizacjami samorządowymi i mediami prywatnymi?
– Nie bardzo w to wierzę, bo PiS jest zbytnio przywiązane do modelu centralistycznego, chce zalać Polskę biurokracją. Widzę jedynie niszczenie kolejnych sfer. Po wakacjach prawdopodobnie pojawi się nowy projekt ordynacji wyborczej do samorządu. PiS już okraja, gdzie może, rolę samorządów. Wystarczy przypomnieć, co zrobiło w oświacie.

Reforma oświaty dla wielu samorządowców jest klęską żywiołową, muszą dopasować szkoły do nowych wymagań, choć brakuje im pieniędzy i czasu.
– Koszty reformy oszacowane przez ministerstwo i realne dzieli przepaść, ale władza umywa ręce. Jeśli dzieci z braku miejsca w klasach będą się uczyły na korytarzach, zrzuci winę na wójta lub burmistrza.

PiS nie wyciągnie wniosków z nawałnicy?
– Musiałoby się przyznać do błędów, a przecież zgodnie z oficjalnym przekazem władza zrobiła wszystko, co powinna, zawiniła zaś – jak zwykle – „totalna opozycja”. Nie liczę na refleksję: zaspaliśmy, powinniśmy natychmiast wrócić z urlopów do pracy. Czy można sobie wyobrazić poniesienie odpowiedzialności przez członków rządu, którzy zawiedli? Przecież to oni sprawili, że – jak nas przekonują prorządowe media – państwo polskie jest silne jak nigdy wcześniej, a Polska wstała z kolan. Nadal będziemy mieli do czynienia z zawłaszczaniem państwa. Nieważne, czy po przejęciu przez PiS instytucje będą działać sprawniej i zgodnie z prawem. Liczy się, by były – jak Trybunał Konstytucyjny – po stronie „dobrej zmiany”. Przy tym koszty tej operacji nie są ważne, nieprzypadkowo PiS twierdzi, że dokonuje rewolucji.

Jakie będą jej skutki?
– Skutki już widzimy, i to niemal w każdej dziedzinie, tyle że wielu Polakom przesłania je dobra koniunktura gospodarcza i finansowa. Z pewnością z Unii nas nie wyrzucą i nie zakręcą eurokurka, ale dalekosiężne efekty polityki PiS okażą się bolesne: zatrzymanie rozwoju, regres, zrujnowany kapitał społeczny, izolacja.

Wydanie: 2017, 35/2017

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy