Zadeptać sukces Tuska

W kilku artykułach, na podstawie moich obserwacji, ale także powołując się na opinie Ludwika Dorna, dobrze znającego PiS, pisałem, że dla braci Kaczyńskich (bo niekoniecznie dla ich partii) Polska jest krajem podbitym przez antynarodową siłę – Platformę Obywatelską, która – jak napisał to jeszcze przy starym wizerunku (nowy to kiepski kant) Jarosław Kaczyński – chce zdezintegrować społeczeństwo, naród i państwo. Będąc taką, Platforma, w pojęciu braci Kaczyńskich, nie może niczego dobrego dla Polski zrobić, bo z definicji robi tylko złe rzeczy. W tej sytuacji jedynym zadaniem partii życzliwej narodowi, społeczeństwu i państwu, jaką jest PiS, musi być odbicie Polski z rąk jej wrogów. Jedynym zaś sposobem, aby tego dokonać, jest zniszczenie politycznej siły Platformy Obywatelskiej poprzez opozycję totalną. To znaczy wobec wszystkich jej poczynań, choćby uważano, że Polsce i Polakom służą, i poprzez takie publicznie zgłaszane propozycje i inicjatywy, które będą przez wyborców odebrane przychylnie, bez względu na to, jak szkodliwe byłyby efekty ich zastosowania. Sabotaż rządu to jest podstawa polityki Prawa i Sprawiedliwości jako opozycji. Wywołane zniszczenia będzie się usuwało po odbiciu kraju. Tylko przez pryzmat tej dyrektywy można zrozumieć działania PiS. W tym także Lecha Kaczyńskiego, który zajmując urząd prezydenta Rzeczypospolitej, w istocie nie jest prezydentem, lecz wyłącznie politykiem partii opozycyjnej podporządkowanym bratu. Patrz zmiana tonu o euro po telefonicznej konsultacji z bratem wiodącym.
W świetle takiego, jak opisałem, nastawienia zrozumiała staje się totalna krytyka rządu dotycząca m.in. wyników nieformalnego szczytu brukselskiego, drastycznie rozmijająca się z powszechnym odbiorem mediów w kraju i za granicą. PiS dobrze wie, że premier odniósł tam niemały sukces i że to jest sukces Polski w Unii Europejskiej. Ale to sukces odniesiony przez Platformę, przez wroga i siłę antynarodową, więc nie wolno mu choćby najsłabiej przyklasnąć, nie wolno nawet go przemilczeć, trzeba go zakrzyczeć, wdeptać w orzeszki z Gabonu (oj, to wykształcenie Prezesa!).
A to spore osiągnięcie, budujące pozycję Polski i Donalda Tuska w Europie, a ponadto zapobiegające złemu. Tusk skupił wokół siebie szefów dużej grupy nowych krajów Unii w celu przeciwstawienia się pokusom egoizmu narodowego i protekcjonizmu ze strony starych, bogatych członków. Protekcjonizm (także grupowy, w postaci choćby owych obligacji eurolandu, o których ćwierkano) to duża pokusa w czasie kryzysu i najgorsza plaga, śmiertelne zagrożenie dla Unii. Coś, czemu należało ukręcić głowę, jak tylko dało oznaki życia, bez czekania, aż się bardziej ożywi. I bardzo dobrze, że taka demonstracja nowych krajów nastąpiła, że nastąpiła z inicjatywy polskiej i że jeszcze zyskała wsparcie Niemiec.
Jarosław Kaczyński, z twarzą bez śladu nowego wizerunku, a więc w jego prawdziwej prawdzie, kpił z osiągnięcia rządu, na pewno skręcając się z zazdrości na widok pierwszych stron gazet. Nigdy niczego podobnego nie uzyskał. Potrafił wyłącznie zamieniać Polskę w europejskie dziwadło, nadęte, ponure i chcące gwiazdek z nieba. Jeszcze bardziej zajadła i głupia była jego krytyka rezygnacji Polski z dołączenia się do z nikim nieuzgodnionego wyskoku premiera Węgier o program ratunkowy dla rzekomo tonącej Europy Środkowej. Taki program nie miał najmniejszych szans, był niepotrzebny, a przede wszystkim szkodliwy dla krajów tego regionu i większość z nich go odrzuciła, nie popierając Węgier. To była właśnie solidarność w imię dobrze pojętego wspólnego interesu. Europa Środkowa nie tonie, ma problemy, jak wszystkie kraje w tym czasie, ale nie wymaga brania jej na unijny garnuszek, kosztem oczywiście innych. Problemy mają głównie Węgry i niektóre kraje nadbałtyckie. Potrzebują pomocy i ją dostają. Domaganie się nadzwyczajnej ratunkowej michy to byłoby dziadostwo i wbijanie Unii Europejskiej noża w plecy w trudnym okresie, jaki przechodzi. Byłby to drastyczny przejaw, że Unia dwu prędkości, której nie chcemy, jest faktem, że dzieli się na normalnych z Zachodu i niedorajdy ze Wschodu, a my dobrowolnie się do tych niedorajd zapisujemy. To byłby też widowiskowy wręcz krzyk do finansistów – nie ufajcie nam, wiejcie z tej części kontynentu, żadnych pożyczek, a jak już to na horrendalne procenty.
Postępowanie PiS pod kierownictwem Kaczyńskich zasługuje na jedną tylko konkluzję, nigdy więcej władzy nad krajem w ręce tych polityków. Nigdy już powtórki z wyborczych błędów roku 2005, największej katastrofy politycznej w III Rzeczypospolitej.

LICZNIK PREZYDENCKI
Do końca kadencji „Prezydenta Swojego Brata” zostało 598 dni (już poniżej dwu lat!).

Wydanie: 10/2009, 2009

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy