Zagranica na talerzu

Zagranica na talerzu

Skąd płynie do Polski strumień żywności?

Poważne zatrucia bakterią Escherichia coli, do których doszło w Niemczech i kilku innych krajach europejskich po spożyciu surowych warzyw, wywołały niepokój także na polskim rynku. Co prawda, nasze służby sanitarno-epidemiologiczne uspokajają, że polskie ogórki, pomidory czy sałata są bezpieczne i wystarczy przestrzegać zasad higieny, by się nie zatruć, ale staliśmy się ostrożniejsi w układaniu menu. Początkowe przypuszczenia, że feralne warzywa trafiły do Niemiec z Hiszpanii, sprawiły też, że zaczęliśmy baczniej się przyglądać artykułom spożywczym pochodzącym z importu.

Polska – zielona wyspa bez biegunek
– Nigdy nie można lekceważyć tego typu zagrożeń – mówi prof. Krystyna Świetlik, ekspert z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej – jednak nasz rynek warzyw w większości oparty jest na produktach krajowych i dlatego ryzyko z powodu zatrucia bakteriami wykrytymi w warzywach za granicą jest mniejsze. O tej porze roku i w kolejnych miesiącach na rynku będzie coraz więcej młodych krajowych warzyw, które przez konsumentów są zdecydowanie preferowane jako smaczniejsze, mające naturalny kolor i zapach. Najczęściej kupujący pomidory czy ogórki nie wie dokładnie, skąd one pochodzą. Może jedynie przypuszczać, że tzw. ogórki gruntowe są z naszych krajowych upraw, natomiast ogórki długie, tzw. węże, mogą być importowane. Koniecznym zabiegiem jest mycie warzyw. Niestety nie wszyscy to robią, bo od kiedy w sprzedaży występują warzywa umyte i nawet ziemniaków nie kupuje się już oblepionych ziemią, staliśmy się jakby mniej wyczuleni na te sprawy. Jednak prosty wymóg mycia w bieżącej wodzie nie stracił wcale na ważności.
Wydarzenia i informacje napływające z Niemiec sprawią, że zaufanie do rodzimej żywności jeszcze wzrośnie. Mało tego – powinny stać się okazją do podkreślania walorów naszych warzyw, owoców i produktów rolnych. Nie po raz pierwszy zdarza się, że przyjeżdżający do Polski Niemcy czy Francuzi, kupując nasze produkty, zaczynają od ich wąchania. Widocznie naturalny zapach wyróżnia je spośród produktów, z którymi spotykają się na Zachodzie. Mocne zaakcentowanie faktu, że nasza żywność może konkurować z zachodnią cenowo i jakościowo, jest więc jak najbardziej wskazane.

Egzotyczny świat warzyw
Dr Bożena Nosecka z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, ekspert w dziedzinie importu warzyw i owoców, prezentuje tabelę pokazującą, skąd sprowadzamy do Polski gros ogórków, pomidorów i sałaty. Skąd? Właśnie z Hiszpanii. Z tego kraju pochodzą aż dwie trzecie importowanych ogórków, połowa całej importowanej sałaty i jedna trzecia pomidorów. Za sprowadzone ogórki zapłaciliśmy w 2010 r. producentom hiszpańskim 21 mln euro, za sałatę 10 mln euro, za pomidory zaś 41 mln euro. Ale warzywa płyną do nas z wielu krajów. Według danych IERiGŻ, pomidory z ponad 30 (w tym np. z Kenii, Malezji, Wybrzeża Kości Słoniowej czy Indii), ogórki z ponad 25 (najdalej z Brazylii), sałata – z ponad 24 (w tym z Chile i Ekwadoru). Najczęściej jednak z innych krajów europejskich i północnej Afryki. Co ciekawe, w tych zestawieniach nie ma Chin, co do których panuje przekonanie, że zalewają nas swoimi warzywami i owocami, z truskawkami włącznie.
Dr Nosecka zwraca jednak uwagę, że trudno dokładnie monitorować rynek warzyw importowanych, importerów bowiem są setki, a zagranicznych producentów oferujących towary pochodzenia rolno-spożywczego jeszcze więcej. Importerzy kupują warzywa i owoce tam, gdzie pojawia się atrakcyjna oferta sprzedaży, nie ma tutaj jednego zdecydowanego potentata ani centrali, która handlowałaby takimi produktami. Jest ogromne rozproszenie. Trzeba jednak przyznać, że polski konsument ma większe zaufanie do polskich owoców i warzyw niż do ich importowanych odpowiedników. Co innego z cytrusami, które w Polsce nie rosną. Jednak podstawowe gatunki warzyw od krajowych rolników są przez kupujących zdecydowanie preferowane.
Na razie więc nasi specjaliści z dziedziny ekonomiki rolnictwa trochę sobie dworują z ogórkowej histerii nakręcanej przez media. Zagrożenie to jedno, a racjonalna ocena wydarzeń to drugie. – Uważajcie na hiszpańskie ogórki – mówi prof. Aldon Zalewski z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa, a na marginesie dodaje, że jego syn właśnie wrócił z Barcelony, jadł tam hiszpańskie ogórki w różnej postaci i nic mu się nie stało. Czy zatem z bakteriami można wygrać? Przede wszystkim trzeba wiedzieć, że takie są, i być maksymalnie ostrożnym.

Wszystko na sprzedaż
Paleta towarów rolno-spożywczych na naszym rynku oczywiście zdecydowanie wykracza poza podstawowe warzywa i owoce. Wystarczy przejrzeć statystyki Ministerstwa Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, z których wynika, że Polska sprowadza wszystko, co ma w swej krajowej ofercie, ale zarazem też jest eksporterem, choć oczywiście niewielkim, nawet takich produktów, których u nas nie uprawiamy, jak np. banany czy daktyle. Można oczywiście pytać, po co na polski rynek trafia zagraniczny cukier, skoro mamy sporo własnego, po co ziemniaki, których też mamy pod dostatkiem, albo wieprzowina, skoro w chłodniach leży tzw. świńska górka. Poza tym, jak się okazuje, więcej cukru, ziemniaków i wieprzowiny importujemy, niż eksportujemy, a więc bilans obrotów w tych towarach mamy ujemny. Takie są jednak realia gospodarki globalnej i swobody handlu, który dopuszcza zróżnicowanie cen i gatunków towarów. Na pocieszenie można dodać, że w przypadku kiełbas nasz bilans jest dodatni, mniej ich sprowadzamy z zagranicy, niż eksportujemy, bo też zagranicznym wyrobom wędliniarskim daleko do polskich. I tylko taką receptę można dać polskiemu przemysłowi rolno-spożywczemu. Im wyższą jakość będzie miało polskie mleko, masło, mięso, owoce i warzywa, tym poważniejszym partnerem w handlu międzynarodowym i krajowym będą rodzimi producenci. Na razie jednak jest tak, że potężna gospodarka niemiecka zdobywa czołowe miejsce także na polskich stołach, bo nie potrafimy nierzadko wypromować tego, co sami dobrze robimy.

Schaboszczaki zza Odry i Nysy
W roku 2010 importowane do Polski artykuły rolno-spożywcze pochodziły, podobnie jak w latach ubiegłych, głównie z Niemiec, a ich wartość wyniosła 213 mln euro. Import z Holandii osiągnął wartość 941 mln euro, z Hiszpanii 572 mln euro, z Danii 492 mln euro, z Norwegii 504 mln euro, z Włoch 479 mln euro, a z Argentyny 457 mln euro. Ponadto znaczący udział w imporcie miały również Francja i Czechy. Z Niemiec pochodziło np. w większości mięso wieprzowe. Z Holandii sprowadziliśmy najwięcej roślin żywych i kwiatów ciętych oraz również mięsa wieprzowego, podobnie z Danii; z Hiszpanii – co oczywiste – sprowadzaliśmy głównie owoce cytrusowe, a z Norwegii łososie.
Pod względem wartości najważniejszymi towarami sprowadzanymi do Polski było mięso wieprzowe, makuchy sojowe, ryby świeże i filety rybne, syropy cukrowe, owoce cytrusowe, tytoń nieprzetworzony, kawa, czekolada oraz karma dla zwierząt. Wartość importu wymienionych wyżej towarów stanowiła 40% ogólnego przywozu towarów rolno-spożywczych do Polski.
Niezależnie jednak od patriotycznych postaw konsumentów „zdrowej polskiej żywności” nikt nie chciałby wrócić do stanu, w którym na półkach mieliśmy tylko jeden gatunek cukru, cztery gatunki wędlin (z okresowymi przerwami w dostawach), bezmięsne poniedziałki i pomidory od czerwca do listopada, co artystycznie ubrał w słowa i melodię Wiesław Michnikowski, śpiewając w Kabarecie Starszych Panów „Addio, pomidory”.


Zemsta faraona to też Escherichia coli

Prof. Waldemar Dąbrowski, specjalista z dziedziny mikrobiologii żywności z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie wyjaśnia działanie bakterii typu pałeczka okrężnicy – Escherichia coli.

Obecność pałeczek Escherichia określają nasze wymogi sanitarne, ale odnosi się to wyłącznie do wody pitnej, dla której „miano coli”, a więc dopuszczalna ilość tych bakterii, nie może przekraczać 100 w litrze wody. Ten drobnoustrój jest wszędobylski, a problemy z nim pojawiły się na początku XX w. w USA. Escherichia coli, która znajduje się u każdego w przewodzie pokarmowym, dzieli się jednak na dwie grupy. Bakterie żyjące w przewodzie pokarmowym odgrywają rolę pozytywną, są producentami witamin, ułatwiają nam trawienie, chronią przed patogenami. Druga grupa coli to już bakterie chorobotwórcze. Jedne są mniej groźne, drugie bardziej. Jeden ze szczepów coli wywołuje np. tzw. biegunki podróżnych. Dla wielu osób stres związany z podróżą nakłada się na zetknięcie z bakterią coli, której nasz organizm jeszcze nie zaznał i trudno mu się do niej przyzwyczaić. Typowym przykładem biegunki podróżnych jest dotykająca turystów odwiedzających Egipt tzw. zemsta faraona. Wiąże się najprawdopodobniej z używaniem wody, która w Egipcie jest czerpana z Nilu, a ta wielka rzeka nie tylko nawadnia ziemie północnej Afryki, lecz jest także miejscem odprowadzania ścieków. Egipcjanie przyzwyczaili się do tej odmiany coli, Polacy mają z tym problemy, na szczęście takie biegunki nie wymagają pobytu w szpitalu, można je zahamować odpowiednimi lekami.
Groźniejszy szczep coli atakuje małe dzieci, ale najgroźniejszy szczep wywołuje gorączki krwotoczne i atakuje nerki, powodując niekiedy ich poważne uszkodzenie. Z tym typem bakterii mają prawdopodobnie do czynienia zakażeni pacjenci w Niemczech. Ten szczep pojawił się ok. 20 lat temu także w USA i został przejęty od cieląt.
Właśnie przy produkcji roślinnej pojawił się ten problem, bo, z jednej strony, producenci tzw. ekologicznej żywności starają się unikać nawozów sztucznych, chemicznych i stosują naturalne, z drugiej strony, nawóz naturalny zawierający fekalia zwierząt domowych może doprowadzić do zakażenia bakterią coli. My w jakimś sensie pomagamy w rozprzestrzenianiu się tych drobnoustrojów, zarówno podróżując, jak również importując żywność z rejonów, w których żyją nieprzyjazne nam szczepy bakteryjne. Na osoby młode i zdrowe zakażenie pałeczką coli może nie mieć wielkiego wpływu, ale dla osób starszych, o mniejszej odporności organizmu zagrożenie może być większe. Trzeba więc przede wszystkim przestrzegać zasad higieny, bo bakterie mnożą się ogromnie szybko, jeśli znajdą środowisko, w którym mogą się dobrze rozwijać.

Wydanie: 2011, 23/2011

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy