Zależy od punktu leżenia

Teledelirka

Ogólnie jest mało śmiesznie, choć w szczególności można boki zrywać; wszystko zależy, jak się leży. Gdy jest się bezdomnym i leży się na ulicy, a mróz przy gruncie dochodzi do 15 stopni, to nawet jak się denaturu łyknie czy kleju powącha, a nie każdy bezdomny pije i wącha, to i tak człowiek zesztywnieje na amen. Zwykle w krótkim komunikacie podaje się, że sprzątnięty z ulicy był „pod wpływem alkoholu”, to lek na uspokojenie naszych sumień. Bezdomnych coraz więcej, a schronisk coraz mniej. Kotański, świeć, Panie, nad jego duszą, bo niezwyczajny to był człowiek, w niebie wielkie i ciepłe schronisko urządził i czeka na swoich podopiecznych. Codziennie telewizja będzie donosiła, ilu zebrano z ulic miast i wsi. Liczba będzie rosła z dnia na dzień, będzie ich więcej niż ofiar w Iraku.
Dzień Wszystkich Świętych to imieniny wszystkich tych, co leżą w absolutnym spokoju. Nie oglądają telewizji, a nawet nie jedzą już chipsów. A jednak cieszę się, że do nich nie dołączyłam i leżę na kanapie w ciepłym domu, pogryzając orzechy laskowe. Oglądając w telewizji Komisję Śledczą, uśmiałam się jak norka na kołnierzu pelisy.
Atmosfera „na komisji” imieninowa, rodzinna, krewni prawią sobie komplementy, są kanapki. Aż dziwne, że nie wznosi się toastów. Jest jednak klimat do żartów. Kuzyn Adaś, który zrobił największą karierę w całej familii, wydaje swoją gazetę, zna wszystkich i wszyscy go znają, nie wie, jakie skarpetki nosił wuj Rywin, czarna owca w rodzinie; owszem, bikiniarze nosili kolorowe skarpetki, to wiadomo, śmieje się Adaś, na co najładniejsza w całej rodzinie kuzynka Anita, chichocząc, dorzuca: „i pedały”.
Czy to jakaś wskazówka do „lub czasopisma” oraz „inne rośliny”, które to zwroty rozważane były na wielu rodzinnych spotkaniach? To trzeba sprawdzić! Wezwać na świadka? Ale kogo? Liga Rodzin chce, żeby się ujawniły pedały kuzynki Anity. Najbardziej dociekliwy jest wieczny prymusik Janek Maria, co w Krakowie mieszka, ten ma zacięcie prokuratorskie! Gdy tak siedzi sobie przy stole i spojrzenie spod okularków rzuca, drżą wszyscy prócz kuzyna Adasia.
Janek Maria odważny do szaleństwa, bo wie, na co się naraża – naciska, wywiera presję, zastanawia się bowiem, co łączy ich krewnego z tą Olą, co to w telewizji wciąż jej nogi pokazują, bo ma nogi w porzo, ale podobno ktoś słyszał, że ona kogoś za coś trzyma czy jakiegoś pana władzę na sznurku prowadzi… Czy może samego wujka Leszka, którego dziś na uroczystości rodzinnej nie ma?
Janek Maria zazdrości starszemu kuzynowi, co karierę zrobił, że dziewczyny za nim latają, bo taki urok ma. Pyta, czy to wujek Leszek kazał mu się spotkać z Olą, co „ma mężne serce w kształtnej piersi”, jak się wyraził o niej Leszek. Krew Jasia zalewa, że wszystko odbywa się poza jego plecami, co tu w ogóle jest grane? Czyżby potężny wuj Leszek chciał wyswatać Adasia z tą ślicznotką Olą?
Kuzyn Adam każe mu spadać! Wyśmiewa go, nie będzie przed małym ciekawskim się tłumaczył, poucza go już jednak łagodniej, jak to w rodzinie bywa, choleryk wybuchnie, ale się uspokoi i wszystko jest znów w porządku. Starszy kuzyn widzi, że choć Janek krakowskie pochodzenie ma, wychowania właściwego nie odebrał. Prosi go więc, żeby wycofał pytanie, bo „jest rzeczą nieelegancką pytanie mężczyzny, jakiego innego mężczyznę informował o lunchu zjedzonym z kobietą”.
Nawet chwilowo nieobecna przy imieninowym stole kuzynka ze wsi, gospodyni pełną gębą, Renatka, co ma w oczach kurwiki, łakomie patrzyła na poprzednim rodzinnym spotkaniu na kuzyna Adasia, nawiązała nawet gadkę o jego duszy czy czymś w tym rodzaju.
Wszyscy Adasia lubią i wygląda na to, że on lubi wszystkich, ale jak nie chce opowiedzieć o swoich przygodach, to za Chiny Ludowe nie opowie i mogą mu naskoczyć, nawet stryj Tomasz ze zmarszczką pionową na czole, jak rzymski senator wyglądający, nawet jego się nie boi ta duma całej rodziny. Jak mu stryj za dużo nad uchem jak końska mucha natrętnie brzęczy, pytaniami bombarduje – a co w świecie robił? a to z kim i o czym gadał? – wtedy nagle od stołu się zerwie, w stronę drzwi kroki kieruje…
Stryj patrzy dobrotliwie, młodość musi się wyszumieć, krnąbrna jest i wiadomo, że pytań dorosłych nie lubi. Patrzą wszyscy zatroskani, bo bez Adasia impreza się nie uda. Na szczęście wraca! Jest! Wrócił! Radość wielka zapanowała, odprężenie jak na stypie po bogatej ciotce, po której wszyscy dziedziczą.
Czegoś brakuje rodzince na imieninach. Oczywiście! Muzyki! Trzeba zaprosić kapelę Wielanka! Zaśpiewa piosenkę: „I przyszedł Józio, i przyniósł pączki, całuję rączki, całuję rączki!”, a wtedy kuzyn Adam, kształcony na historyka, zawoła: „Józio to nie jest ani Józio Stalin, ani Józio Piłsudski. Wiem! To Józio Oleksy!”. I dłońmi w głowę się uderzy, jak mógł to przeoczyć! Piosenka oczy mu otworzyła na to, co było nagrane, a jakoś nieodcyfrowane przez specjalistów, na tym drugim magnetofonie, A były tam słowa: „Leszek, ale on nie jest sam”. I tu nastąpił przełom w dramacie, nagły zwrot w akcji. Czasami w teatrze siłą sprawczą jest deus ex machina, lecz tu w jej roli wystąpił sam główny pozytywny bohater, kuzyn Adaś; doznał olśnienia i zawołał: „To nie Leszek Biały ani Leszek Czarny, to Leszek Miller!”. Śmiechom i żartom nie było końca.
O czym to mówiliśmy? W jakiej sprawie spotkała się cała familia? – pyta stryj Nałęcz. Aaa, tak! Prawda! W sprawie wuja Lwa, właśnie… Miłorząb przestał działać, żeń-szeń za drogi… Trzeba przejść na lecytynę.

 

Wydanie: 2003, 45/2003

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy