Zamiast dumy niełaska rządzących

Zamiast dumy niełaska rządzących

Kościuszkowcy zawiesili biało-czerwony sztandar na Bramie Brandenburskiej i zrobili to w imieniu wszystkich Polaków


Gen. dyw. Piotr Czerwiński – prezes Stowarzyszenia Ogólnopolska Rodzina Kościuszkowców


Panie generale, jakie znaczenie miała 1. Dywizja Piechoty – szerzej, 1. Armia Wojska Polskiego, czyli berlingowcy – w wyzwoleniu kraju spod okupacji hitlerowskiej?
– Najpierw przytoczę znany cytat z marsz. Józefa Piłsudskiego: „Kto nie szanuje i nie ceni swej przeszłości, nie jest godzien szacunku teraźniejszości ani prawa do przyszłości”. Te słowa nic nie straciły na aktualności, wręcz przeciwnie, dziś nabierają znaczenia i są przestrogą. Od zakończenia II wojny światowej minęło 78 lat i tylko niespełna 9% społeczeństwa pamięta tamte tragiczne chwile – godziny, dni, miesiące i lata. Z każdym rokiem przerzedzają się szeregi uczestników najkrwawszych walk w dziejach naszego kraju, które dla Polaków urodzonych po tych wydarzeniach są pojęciami oddalającymi się w świadomości i pamięci.

Kościuszkowcy, berlingowcy, żołnierze 1. Armii Wojska Polskiego byli jedynymi, którzy wkroczyli do zniewolonego przez faszystów kraju pod własnymi sztandarami. Byli jedynymi, którzy, stanowiąc regularne polskie jednostki wojskowe, walczyli o Polskę z Niemcami na polskiej ziemi. W tym czasie żołnierze Polskich Sił Zbrojnych walczący na Zachodzie byli daleko od Polski.

Dlatego wkład berlingowców w zwycięstwo nad III Rzeszą musiał mieć wpływ na przyszłość Polski?
– Polscy żołnierze, berlingowcy, wraz z żołnierzami Armii Czerwonej wyzwolili Polskę spod okupacji hitlerowskiej, brali udział w zwycięskim szturmie na Berlin. Znacząco przyczynili się do tego, że Ziemie Zachodnie i Północne zostały przyłączone do macierzy. Kiedy zwycięscy przywódcy USA, Związku Radzieckiego i Wielkiej Brytanii na konferencjach w Jałcie i Poczdamie debatowali o kształcie powojennej Europy, wiadomo już było, jakie znaczenie przy wyzwalaniu ziem polskich mieli żołnierze 1. i 2. Armii Wojska Polskiego. Wiedziano też, że krwawe walki o Monte Cassino, Falaise, Arnhem i Bolonię, w których polscy żołnierze wykazali się niezwykłym męstwem, bohaterstwem i poświęceniem, nie przyniosły Polsce takich korzyści, o jakie walczyli.

Franklin Delano Roosevelt wraz z Winstonem Churchillem w Jałcie odcięli Polskę od Zachodu, oddali ją pod wpływy Związku Radzieckiego rządzonego przez Józefa Stalina. Na to kościuszkowcy nie mieli wpływu. Mieli za to wpływ na Polskę powojenną. Ich ofiarność w walce z Niemcami, przelana krew, liczne ofiary, jakie ponieśli na szlaku bojowym na froncie wschodnim od października 1943 r. do maja 1945 r., od Lenino po Berlin, stworzyły przesłanki do budowania państwa, które – przez część społeczeństwa określane z dumą, a przez część z sarkazmem jako ludowe – przetrwało 45 lat.

Udział kościuszkowców w walkach o Berlin był efektem docenienia przez Stalina wspólnej walki z faszyzmem?
– Ich obecność w Berlinie miała o wiele większe znaczenie. Kościuszkowcy, berlingowcy, zawiesili biało-czerwony sztandar na Bramie Brandenburskiej i uczynili to w imieniu całego polskiego narodu. Wszystkich Polaków, wszystkich polskich uczestników walk przeciwko faszyzmowi, w okupowanym kraju i poza nim, bijących się z III Rzeszą i jej sojusznikami na różnych frontach, którzy nie dostąpili zaszczytu szturmu na Berlin.

Jak licznymi ofiarami okupiona była droga od Lenino do Berlina?
– Znaczącymi, wręcz ogromnymi. W czasie działań bojowych od Lenino do Berlina kościuszkowcy, berlingowcy, stracili ok. 67 tys. żołnierzy, w tym 17,5 tys. zginęło, a ponad 39 tys. zostało rannych. Drogę do kraju, do wolności, znaczą liczne krzyże poległych żołnierzy idących ze Wschodu. Nigdzie nie ma cmentarzy wojskowych tak wielkich jak te, na których spoczywają żołnierze dwóch armii wyniszczonego wojną i okupacją narodu. Wystarczy wymienić Zgorzelec – 4 tys. mogił, Wałcz – 3,5 tys., Siekierki – 2 tys., Kołobrzeg – 1 tys. mogił. Nie tylko one stale przypominają nam, że mamy moralny obowiązek mówić z dumą o czynie zbrojnym kościuszkowców, berlingowców, „żołnierzy tułaczy”, wyrwanych z oków syberyjskich mrozów.

Dlaczego umniejsza się, wręcz pomija, wysiłek zbrojny kościuszkowców, w ogóle polskiego wojska, które szło ze Wschodu?
– Ówczesna polska racja stanu nakazywała walkę polskich żołnierzy w szeregach koalicji antyhitlerowskiej bez względu na orientację polityczną ośrodków władzy: rządu RP na uchodźstwie czy władz w kraju. Kościuszkowcy, berlingowcy, walcząc z hitlerowcami, wypełnili chlubnie swój żołnierski obowiązek, stanowiąc czwarte pod względem liczebności i potencjału bojowego sojusznicze siły zbrojne. Ci, których szlak bojowy wiódł od Lenino do Berlina, znaleźli się w niełasce obecnie rządzących Polską. Według oficjalnej polityki historycznej, realizowanej przez obecne władze oraz Instytut Pamięci Narodowej, kościuszkowcy, albo szerzej – wszyscy, którzy szli ze Wschodu, realizowali politykę Stalina, a wraz z nimi i Armią Czerwoną przyszło nowe zniewolenie, nowa okupacja. Upowszechnianie takich tez jest niezwykle krzywdzące dla wszystkich, którzy przelewali krew, by wyzwolić Polskę spod niemieckiej okupacji. Więcej, obiektywizm i zwykła, a nie tylko historyczna uczciwość nakazują nam sprawiedliwą ocenę przeszłości.

A jej nie da się rozsądnie i rzetelnie ocenić, stosując IPN-owskie wzorce opisu historii i ludzkich zachowań.
– Wyobraźmy sobie, że po wyprowadzeniu armii Andersa na Wschodzie nie ma polskich jednostek zbrojnych, że w lipcu 1944 r. Bug przekracza tylko Armia Czerwona. Tylko ona wypiera okupanta niemieckiego z Polski i tylko ona pozostaje w Polsce. Polskie Siły Zbrojne utknęły na Zachodzie i tam pozostały. Jaki wówczas byłby na ziemiach polskich ustrój, jaka byłaby władza, jaki porządek polityczny, jakie panowałyby uregulowania publiczne, społeczne? Jaka byłaby wówczas Polska? Całkowicie zsowietyzowana, o wiele bardziej, niż to miało miejsce w jej stalinowskim okresie. Poza tym wkrótce na naszych ziemiach znalazłyby się miliony Rosjan.

Jankesi, a wraz z nimi armia Andersa, nie pojawili się nad Wisłą.
– Oczywiście można mówić: szkoda, że wyzwolenie Polski przyszło ze Wschodu, a nie z Zachodu, bo los naszego kraju i narodu potoczyłby się inaczej, ale historii się nie zmieni. Poza tym pamiętajmy, że główny wysiłek zbrojny dokonany został na froncie wschodnim. A przyszłość Polski zależała w największym stopniu od woli Stalina. Mimo że Związek Radziecki narzucił naszemu krajowi niemal bolszewicki reżim, obecność Wojska Polskiego, któremu na Wschodzie dała początek 1. Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, zapewniała nam niepodległość i umożliwiła powstanie przesłanek pokojowej egzystencji przez dziesiątki lat, a w konsekwencji zmiany ustroju.

Czy 1. DP była zaczynem armii polskiej w latach 1943-1945? Jak duża była jej rola w tworzeniu kadr?
– Przed utworzeniem 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki został wytyczony cel: „Polska jednostka wojskowa jest formacją utworzoną dla dopomożenia narodowi polskiemu w wyzwoleniu Polski spod niemieckiego jarzma, dla umożliwienia Polakom w ZSRR udziału pod własnym sztandarem w sprawiedliwej wojnie światowej”. Główną przeszkodą w organizowaniu 1. DP był brak kadr, zwłaszcza oficerskich. Zamordowanie przez NKWD ok. 20 tys. oficerów, jeńców wojennych z września 1939 r., a następnie ewakuacja z armią gen. Andersa ok. 4 tys. oficerów spowodowały, że w początkach lipca 1943 r. nowo formowana dywizja dysponowała 195 oficerami. Natomiast potrzeby etatowe zakładały 840 osób. Nieco lepsza była sytuacja z korpusem podoficerskim, w tym samym czasie bowiem zdołano zmobilizować 1350 podoficerów, chociaż powinno być ich 3260. Na brakujące stanowiska przyjmowano oficerów radzieckich, nierzadko potomków popowstaniowych zesłańców, lepiej lub gorzej znających język polski. Przystąpiono też do szkolenia własnych kadr oficerskich i podoficerskich.

Czy w organizowaniu, funkcjonowaniu berlingowców obowiązywały radzieckie wzory szkolenia, służby wojskowej?
– Działanie, w ogóle życie szkolonej w przyśpieszonym tempie 1. Dywizji Piechoty – i nie tylko jej – oparte zostało na wzorach obowiązujących w wojsku II Rzeczypospolitej. Nawet jeśli przyjmiemy, że był to zabieg propagandowy, swoista socjotechnika czasu i okoliczności, to polskie umundurowanie, hymn narodowy, ceremoniał wojskowy, obecność kapelanów dawały poczucie więzi z tradycjami narodowymi, w tym legionowymi, co przejawiało się m.in. w śpiewaniu pieśni „My, Pierwsza Brygada”. Dzień rozpoczynano bliską Polakom „Rotą”, rozbrzmiewała ona również podczas apelu wieczornego. W dywizji obowiązywał biało-czerwony sztandar z napisami „Honor i Ojczyzna” oraz „Za wolność Naszą i Waszą”, a także piastowski orzeł.

Nie bez znaczenia było też, że dowódcą formowanego związku został gen. Zygmunt Berling, zasłużony żołnierz Legionów Polskich kierowanych przez Józefa Piłsudskiego, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej 1920 r., kawaler Orderu Virtuti Militari.

Kadrotwórczej roli 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki nie da się przecenić. Była ona początkiem formowania kolejnych dywizji i dwóch armii Wojska Polskiego. A w latach powojennych zasiliła polskie wojsko wieloma oficerami, którzy wypełniali swój żołnierski obowiązek.

1. Dywizję Piechoty w 1955 r. przemianowano na 1. Warszawską Dywizję Zmechanizowaną im. Tadeusza Kościuszki. Tym samym wzrosło jej znaczenie w Polsce Ludowej.
– Kiedy po 1955 r. przemianowano 1. Warszawską Dywizję Piechoty na 1. Warszawską Dywizję Zmechanizowaną im. Tadeusza Kościuszki, liczyła ona ok. 12 tys. żołnierzy. W czasach pokoju była ograniczona kadrowo, lecz posiadała rezerwy, które zgodnie z planami mobilizacyjnymi i planami szkolenia mogły w krótkim czasie uzupełnić stany osobowe jednostek, co sukcesywnie sprawdzano, organizując choćby ćwiczenia na poligonie. Do tego jednostki 1. Warszawskiej Dywizji Zmechanizowanej, działając w różnych garnizonach, zatrudniały kilkutysięczną rzeszę pracowników cywilnych wojska, którzy zapewniali funkcjonowanie jednostek w rozległych kompleksach koszarowych.

W 1. WDZ wypracowano koncepcję wychowania żołnierzy pod nazwą „Wychowanie Kościuszkowskie”. Zawarto w niej pięć głównych zasad. Patriotyzm, pojmowany jako postawa szacunku dla tradycji narodowych, dla dokonań patrona dywizji Tadeusza Kościuszki i szlaku bojowego 1. DP. Ideowość, czyli postawa mająca cechować kadrę i żołnierzy jako wyrazicieli i propagatorów szacunku dla tradycji ruchu robotniczego i państw Układu Warszawskiego. Fachowość – postulat osiągania biegłości w zawodzie i funkcji żołnierza określonej specjalności. Ponadto zaangażowanie, czyli postulat aktywności w służbie i działalności społecznej. I piąta zasada: zdyscyplinowanie – karność żołnierska połączona z koleżeństwem wojskowym.

Jak potoczyły się dalsze kariery kościuszkowców?
– Najlepiej będzie, jeśli posłużę się przykładami dowódców 1. WDZ. Byli to m.in. gen. armii Florian Siwicki (dowódca WDZ w latach 1964-1965) – późniejszy minister obrony narodowej; gen. broni Józef Oliwa (1971-1972) – późniejszy kwatermistrz WP; gen. bryg. Jerzy Jarosz (1976-1984) – późniejszy pierwszy komendant główny Żandarmerii Wojskowej; gen. bryg. Zenon Poznański (1984-1987) – późniejszy szef Obrony Cywilnej Kraju. Kolejnym dowódcą był gen. dyw. Jerzy Słowiński (1987-1989) – późniejszy komendant główny Żandarmerii Wojskowej, a następnie: gen. dyw. Marek Samarcew (1991-1992) – późniejszy zastępca dowódcy Śląskiego Okręgu Wojskowego, gen. bryg. Włodzimierz Zieliński (1997-2003) – późniejszy szef Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego w Warszawie, i gen. broni Tadeusz Buk (2007-2009) – późniejszy dowódca Wojsk Lądowych. Wszyscy dowódcy 1. WDZ po okresie dowodzenia dywizją awansowali na wyższe stanowiska służbowe, co dobitnie pokazuje, jaką zaszczytną rolę odegrała w ich życiu służba wśród kościuszkowców i kogo wypromowała na wyższe stanowiska. To wcale nie zabrzmi górnolotnie, jeżeli powiem, że 1. Warszawska Dywizja Zmechanizowana im. Tadeusza Kościuszki była prawdziwą kuźnią kadr ku chwale armii i Rzeczypospolitej.

Rozformowanie 1. WDZ w 2011 r. miało podłoże polityczne czy wynikało ze zmiany struktury wojsk w Polsce?
– Można powiedzieć, że rozformowanie dywizji miało zarówno podłoże polityczne, jak i strukturalno-organizacyjne. Z dniem 30 września 2011 r., na mocy decyzji rządu PO-PSL, 1. Warszawska Dywizja Zmechanizowana im. Tadeusza Kościuszki została ostatecznie rozformowana. Warto przypomnieć, że za tą decyzją stał Bogdan Klich, ówczesny minister obrony narodowej. Wraz z przystąpieniem do NATO w roku 1999 Polskie Siły Zbrojne zostały poddane modernizacji. Rozpoczęło się systematyczne zmniejszanie stanu kadrowego wojska. W 1999 r. wynosił on 240 tys. żołnierzy, a w 2011 r. – już tylko 94,2 tys. Częściowo była to konsekwencja uzawodowienia armii (lata 2008-2010). Jednak u podstaw zmniejszania liczby żołnierzy i rozformowywania kolejnych jednostek leżało błędne przekonanie o stabilnej sytuacji międzynarodowej. Organa polityczne NATO, a zwłaszcza jego europejscy członkowie, szczególnie Niemcy i Francja, były przekonane, że korzystne umowy gospodarcze z Rosją zahamują imperialne tendencje tego państwa. Konsekwencją takiego myślenia były redukcje liczebności żołnierzy, a także infrastruktury wojskowej i przemysłu zbrojeniowego w krajach Unii Europejskiej.

Rozformowanie 1. Dywizji Zmechanizowanej im. Tadeusza Kościuszki było konsekwencją takiej polityki, a także problemów związanych ze światowym kryzysem finansowym z lat 2007-2009. Stojący na czele Ministerstwa Obrony Narodowej chwalili się, że w wyniku przekazania infrastruktury po 1. Dywizji Zmechanizowanej oraz pozostałych jednostkach wojskowych zlikwidowanych w garnizonie Legionowo i innych miejscach zaoszczędzono ok. 1,3 mln zł rocznie.

A jakie było polityczne podłoże likwidacji 1. WDZ?
– Z perspektywy czasu można powiedzieć, że ówczesnym rządzącym, głównie z PO, ale i politykom dzisiejszej Zjednoczonej Prawicy, nie było obojętne, która dywizja będzie rozformowana. Reprezentowali myślenie, że skoro ma być rozformowana jedna dywizja, najlepiej, jak będzie to 1. WDZ, dziedzicząca tradycje 1. DP, dywizja, która na „bagnetach przyniosła komunizm do Polski ze Wschodu”. Jak błędna była to decyzja, widać dzisiaj wyraźnie.

A jak wobec tej decyzji zachowywali się ówcześni wojskowi? Gdzie w tym czasie byli wszyscy generałowie, doradcy, Sztab Generalny itp.?
– To pytanie pozostawię bez odpowiedzi.

Co już samo w sobie stanowi komentarz.

p.dybicz@tygodnikprzeglad.pl


Gen. dyw. Piotr Czerwiński – był dowódcą 1. Warszawskiej Dywizji Zmechanizowanej im. Tadeusza Kościuszki, wiceministrem obrony narodowej i dowódcą Wielonarodowej Dywizji (16 krajów) w Iraku. Odznaczony m.in. przez prezydenta USA Legią Zasług (Legion of Merit) oraz Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (za prezydentury Lecha Kaczyńskiego)


Fot. Krzysztof Żuczkowski

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy