Zamieszanie w kokpicie

Zamieszanie w kokpicie

To była najbardziej świecka Wielkanoc w moim życiu, synek zachorował i nie mogliśmy jechać na świąteczne śniadanie do rodziny. Okazało się, że sami już nie mamy sił ani woli, by zachować, choćby dla dzieci, ornament religijnej tradycji. Ocalał tylko zajączek. I oczywiście śmigus-dyngus. A przecież nasz Antoś chodzi na etykę i na religię, nawet ostatnio oświadczył, że on chce tylko na religię. Jak się zdaje, mało ma to jednak wspólnego z wiarą, wiele z tym, co ciekawe, a co nudne.

Nowe odczyty z kokpitu tupolewa i znowu lawina emocji. Prawica z katastrofy i z „zamachu” czyni przedmiot wiary i dogmatu. A wszystko zacementowane cynizmem polityków. Katastrofa jako „polski bałagan”, ale śledztwo też. Dlaczego nie skupiono się od razu na odczycie czarnej skrzynki? Postulaty powołania komisji międzynarodowej o tyle śmieszne, że jej wnioski zostałyby uznane przez „wierzących” wtedy tylko, gdyby zwolniono polskich pilotów z winy, a obarczono nią Rosjan i Tuska. Tu też staje na baczność niemądra duma narodowa – polscy piloci nie popełniają takich błędów. A jak zginęli wysocy oficerowie wojsk lotniczych 23 stycznia 2008 r.? Obywatele, wyznawcy zdrowego rozsądku, zakleszczeni są między dwiema partiami, z których jedna napawa mnie obrzydzeniem i niepokojem, druga zaś nie budzi sympatii. Jest XXI w., a irracjonalność nadal ma się krzepko. Nowe odczyty potwierdzają to, co fachowcy wiedzieli już nazajutrz po katastrofie. Wracają mityczne postacie, witamy znowu na pokładzie panią Anodinę, zwolennicy teorii zamachu z lubością wymawiają jej nazwisko, raport Anodiny, jak carycy Katarzyny II.

Zostańmy chwilę z carycą. W „Pamiętnikach czasów moich” Juliana Ursyna Niemcewicza czytam, jak Stanisław August po wielu latach spotyka się z dawną kochanką. „Rozrzewnień nad dawnymi miłościami zapewne nie było między starym królem i starą carową, po której sercu galopowało tylu i tylu kochanków. Przytomni to jeszcze dodawali, że gdy król odjechał, Katarzyna rzekła: »Och, jak on się postarzał – przydała potem: – to samo zapewne mówi o mnie«”. (Wysławiała tę myśl, zresztą niegłupią, oczywiście po francusku).

Wstyd, że tych pamiętników nie czytałem wcześniej, znałem tylko poezje tego pisarza. To już nowoczesna proza, dynamiczna i plastyczna. W tym starym wydaniu widzę podkreślenia mego ojca i jakieś zakładki, zaproszenia, rachunki, które także już stały się historyczne. Wzruszają mnie ślady dawnego czytania, też podkreślenia ołówkiem miejsc, które ojca zainteresowały. Jakbym z nim teraz rozmawiał.

Poruszający opis bitwy pod Maciejowicami, Niemcewicz jest adiutantem i sekretarzem Naczelnika. Pisarz zostaje ranny. Niezwykły nie tylko opis bitwy, ale też pobojowiska i grabieży – o tym zwykle opisy bitew milczą. Pisarz już w moskiewskiej niewoli. „Zacny ten oficer przekonawszy się, że broń była już wystrzelona, odebrał mi ją, zapytał potem o zegarek i worek, a widząc pierścień na palcu i dla nabrzmienia ranionej ręki nie mogąc go zdjąć łatwo, już chciał palec włożyć w swe zęby i ugryźć go wraz z pierścieniem… (…). Sądziłem, że się na tym skończy, lecz oficer z rozbójnika stał się kamerdynerem, za pomocą swoich podkomendnych zdarł ze mnie nową kurtkę, kamizelkę, chustę i wrzuciwszy na mnie zdarty z żołnierza naszego zabitego mundur, wyjechał z lasu.
Ziemia zasłana była poległymi ciałami. Ciała ich już wszystkie były obnażone: widowisko to miało coś wielkiego w samej okropności swej. Wszystkie te potężne ciała Polaków (rozeznać je można było po twarzy od Moskalów), wszystkie te, mówię, ciała z otwartymi bagnetem piersiami, krwią już zsiadłą zbroczone, z grozą lub rozpaczą malującą się w twarzach, bladych i zlodowaciałych przez śmierć (…).

Między czwartą i piątą wieczorem postrzegliśmy hufiec żołnierzy zbliżający się do głównej kwatery; nieśli oni na noszach z łozy ciało męża umarłego na poły. Był to naczelnik Kościuszko: krew oblewająca całą postać jego odbijała się okropnie o śmiertelną bladość twarzy jego; miał głęboką ranę na głowie i kilka ran spisą w biodrach (…)”.

(Myślę, że historii powinno się uczyć przez taki żywy dokument, a nie przez suchą relację). Potem Niemcewicz będzie siedział w Twierdzy Pietropawłowskiej i tam zgłębiał mroki duszy rosyjskiej. Im więcej czyta się takich dokumentów, tym lepiej się rozumie Rosję współczesną i bardziej ceni wolność, którą mamy teraz. Niemcewicz nienawidzi Rosjan (lud prosty z tego wyłącza), ale nie oszczędza też rodaków, którzy wiele zrobili, by niepodległość stracić. Jakoś aktualna jest ta książka, niestety.

Spotykam przypadkiem na ulicy znajomą, wykłada w Anglii, w Polsce jest na krótko, mówi: „Jak ty to wytrzymujesz, sytuacja jakaś dzika, tyle tu złych emocji w powietrzu”. Ja na to: „Ale przynajmniej jest ciekawie, a tam zdychacie z nudów”. Mówimy, jak upokarza nas i ogłupia polska wojna domowa, jakich spustoszeń dokonało to w polskich głowach, pustoszonych wcześniej z różnych innych okazji.

Wydanie: 16/2015, 2015

Kategorie: Felietony, Tomasz Jastrun

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy