Zaproszenie do ojcostwa

To dobrze, że dzieci nie chcą powtarzać naszych życiorysów

Miała 35 lat, jej syn 17. Uważał, że najgorzej było w podstawówce. W czasie pierwszej wywiadówki wychowawczyni zwróciła się do kobiety zbyt młodej, by mogła być czyjąkolwiek matką i powiedziała, że wolałaby porozmawiać z rodzicami osobiście, a nie za pośrednictwem starszej siostry chłopca. Szczególnie, że są poważne kłopoty.
I tak już zostało. On był bohaterem szkolnych bójek, nalotów na palarnię, czyli toaletę, ucieczek. Ona nie potrafiła ukryć swojego nieprzyzwoitego wieku, spóźnienia na zebrania tłumaczyła trudnymi początkami w pracy i koniecznością nadrabiania angielskiego. Matki z zeszłomiesięczną trwałą przyglądały się jej z wyrzutem. One troje wychowały, ale wszystko we właściwym czasie. No, ale jak taka pannica rodzi dziecko zamiast robić maturę, to trudno się dziwić, że są same kłopoty. Szczególnie, że natychmiast wydał się brak tatusia. Nikt poza Justyną nie mógł przyjść na zebranie. – Ja tu nie mam nikogo – powiedziała, gdy wychowawczyni tłumaczyła, że rodzina powinna podtrzymywać kontakt ze szkołą.
W liceum było trochę lepiej. Wrażliwi na urodę Justyny nauczyciele byli dla Kuby łaskawsi. I nikt już nie pytał o tatusia. W liceum gwałtownie wzrastała liczba samotnych matek. Jakby po odchowaniu dzieci mężczyźni mówili: – No, zdał do liceum, już sobie poradzi. Ty też sobie poradzisz. A ja chcę jeszcze pożyć.
Tak więc Justyna dołączyła do kółka kobiet zapracowanych, kobiet zdecydowanych. I tylko jedno nie zmieniło się wcale – nigdy nie rozmawiali o ojcu Kuby.

Nie gadaj tyle o ojcu

Zaproszenie na ślub wywoływało zawsze to samo zdziwienie. Teraz też Justyna z ciekawością obejrzała gołąbka, który jakby dławił się obrączką. Słowa kapały pozłotą. I nic jej nie mówiły. Dopiero po chwili pojęła, że Marysia jest młodszą siostrą Anki, a ta była najlepszą przyjaciółką z liceum. A brat Marysi i Anki, Sławek, najstarszy z tej trójki rodzeństwa jest ojcem Kuby.
Marysia właśnie wychodzi za mąż i zaprasza Justynę na ślub. Z beżowego kartonika, ozdobionego jeszcze podkową i jakimiś liśćmi wypadła karteczka. Justyna będzie mile widziana na weselu.
Postawiła pod lustrem. I tak nie pojedzie. Po co w ogóle przysyłali to zaproszenie?
W szkole podstawowej Kuba przygotował wersję o ojcu lotniku, który zginął w katastrofie. Do trzeciej klasy opowieść funkcjonowała znakomicie. Kiedy Justyna przeprowadziła się i Kuba trafił do nowej szkoły, zorientował się, że wersja lotnika nie przejdzie bez dodatkowych opowieści, których nie był w stanie wymyślić. W związku z tym powtarzał, że rodzice rozwiedli się, gdy był malutki. – Spadaj, a kogo to obchodzi – między jednym zaciągnięciem a drugim powiedział pewien ósmoklasista. I wtedy Kuba zorientował się, że brak ojca to tylko jego problem. Nawet nie matki, która zachowywała się tak, jakby rozmnożyła się przez pączkowanie. I jakby na tym kończył się jej entuzjazm do życia rodzinnego. Mężczyźni nie mieli wstępu do jej domu, chyba że w charakterze hydraulika.
Na przełomie sierpnia i września, chyba trzy lata temu, Justyna postanowiła skupić się na awansowaniu w banku. Już parę lat temu złapała oddech. Radziła sobie, Kuba wyrósł z łapczywego palenia w toalecie, innych nałogów nie stwierdzała. Powinna być szczęśliwa. I nie odsuwać wstydliwych chwil, gdy podobieństwo Kuby do Sławka stawało się coraz bardziej bolesne. Sama nie wiedziała, jak to nazwać. Ale nie po to wymazywała Sławka z pamięci, żeby teraz przypominać sobie o nim przy każdym spojrzeniu na syna.
– Pojedziesz? – Kuba oglądał zaproszenie. Tak samo przekrzywiał głowę i tak samo odgarniał włosy. Przymknęła oczy. Dawno, a wszystko wracało triumfalnie. Świeże, nie zużyte wspomnienia. Wcale się ich nie pozbyła. Leżały w kąciku mózgu i czekały.
– Pojedziesz? – Kuba zauważył, że matka jest smutna. Może pozna kogoś na takim weselu? Wtedy przestanie interesować się synem tak zachłannie. A poza tym myśl o posiadaniu mieszkania dla siebie wydawała się cudowna. Wiedział, że dziewczyna czeka na takie zaproszenie. Spotykali się od pół roku. Każdy kawałek mieszkania, który ktoś im udostępnił, zamieniali w łóżko.

Rozbite lusterko

– Po co mnie zaprosiłaś? – Justyna postawiła kieliszek. Czerwone wino przechyliło się niebezpiecznie, więc Anka odsunęła się lekko i podniesionym głosem zaczęła wystukiwać słowa: – Wiesz, po latach człowiek nabiera sentymentu do swojej przeszłości. Tak się przyjaźniłyśmy, a ty zostawiłaś mnie, jakbym była kundlem, który ci się znudził – Anka wstała i ruszyła w stronę toalety. Justyna szła za nią.
Anka wyjęła szminkę. Wykrzywiła usta. – A co, nie wierzysz, że Marysia chciała, żebyś była?
Z toalety wyszła jakaś chuda kobieta. Z zadziwieniem obejrzała swoje różowawe odbicie. Umyła ręce.
– Słuchaj, jesteś mi potrzebna – powiedziała Anka. Justyna się uśmiechnęła. Ten sam ton jak przed laty. Justyna przynosiła streszczenia, kanapki i ściągi. Wszystko na hasło przyjaciółki – “jesteś mi potrzebna”.
– Spójrz w lustro – Justyna popukała w szkło. Trochę wina wypiła, ale tylko na początku imprezy, kiedy zobaczyła przygarbionego Sławka. Zmęczony, zgaszony. Ojciec Kuby. – Spójrz w lustro. Nie da się nagle zaprzyjaźnić po latach. Ja nie mam ci nic do powiedzenia.
– Szukałam cię – Anka schowała szminkę. Teraz poprawiała włosy. Nie nosiła obrączki. Sukienka pochodziła chyba z sylwestra sprzed paru lat. Dlaczego? Przecież Anka miała sklep, w którym sprzedawała swoją kolekcję. I tak się ubrała? – Już? – Anka odwróciła się. – Obejrzałaś mnie sobie. No to teraz ci powiem. Gdyby, gdyby nie to, w życiu bym cię nie zaprosiła. Kapryśna panienka, która ściąga chłopaka do Magdalenki, bo tam podobno jest impreza. Ale jakoś goście nie dopisują. I co? Jakie dziwne, jest w ciąży. Afera na całą szkołę. Myślałam, że ciebie to w lektyce wniosą na ten egzamin, taka postępowa szkoła. A zainteresowałaś się kiedyś, co ze Sławkiem? Spłynęłaś zaraz po maturze. Dzidziusia w becik i w drogę.
Próba zamykania torebki zakończyła się niepowodzeniem. Anka szarpnęła zamek. Kosmetyki rozsypały się po podłodze. Justyna odruchowo schyliła się po puderniczkę, w środku zazgrzytało stłuczone lusterko.
– Przynosi pecha – Justyna zbierała szkiełka. Musi natychmiast stąd wyjść. Co ją podkusiło, żeby tu przyjechać. Chciała zemsty? Chciała olśnić Sławka, zobaczyć go z żoną przypominającą matki z wywiadówek? Nieważne.
– Słuchaj, jesteś mi potrzebna… – Anka powtórzyła zdanie. – Sławek… – zawahała się. Trzasnęły drzwi toalety. Jakaś kobieta próbowała utrzymać równowagę. Wreszcie zrezygnowała i przysiadła na schodach. Obok kobiety zaszeleściła suknia Marysi. Z góry dobiegały jakieś podniesione głosy. – Chodźcie – Marysia zdjęła welon, miała złą minę. – Szybko, szybko.

Nie uspokojone serce

Sławek leżał na dywanie. Mężczyzna w szarym garniturze, kardiolog, uspokajał wszystkich, że zagrożenie minęło, ale Sławek musi pojechać do szpitala. Pan młody z równie jak on osiłkowatymi kolegami uniósł Sławka. Dla kogoś niezorientowanego mogło to wyglądać jak ślubny obyczaj.
– Idziemy – Anka pociągnęła Justynę za sobą. Nawet nie próbowała się opierać. Czas się cofnął, ona znowu była podporządkowaną im wszystkim Justynką.
Nigdy nie była w prywatnym szpitalu. Gdy szła białym korytarzem, pomyślała, że Sławek ma wielkie pieniądze. I one by się jej przydały.
– Zapewniłem lekarza, że rozmowa z tobą uspokoi moje serce – Sławek próbował się uśmiechnąć. – Ten ślub Marysi to była jedyna szansa, żeby cię ściągnąć przed moją śmiercią.
Przemilczała to dramatyczne wyznanie. Od chwili, gdy zobaczyła go w szmaciano-lalczanej pozie na dywanie, wiedziała, że nie ma w nim zapasu życia. – Mogłeś zadzwonić. Przyjechać. Być. Miałeś na to parę dobrych lat. Teraz nie jesteś mi potrzebny. Tym bardziej Kubie – wyrecytowała przygotowany tekst. Starała się nie patrzeć na Sławka. Nie przypominał chłopaka z liceum, gwałtownego uczucia i dumy, że ona już wie, jak to jest z mężczyzną. Nie wyglądał na rówieśnika Justyny, a raczej na zgorzkniałego wujka.
– Ale on jest mi potrzebny – odpowiedział.
Chciała zapytać, czy jest mu potrzebny, bo umiera. Milczała. – Posłuchaj – Sławek zaczął mówić – nie zastanawiajmy się nad przeszłością, nad tym, co bym zrobił, gdyby moje serce było zdrowe. Jest tak, jak jest, nie ma dla mnie pomysłu, a ja przed śmiercią chciałbym go zobaczyć. Czy jest do mnie podobny?
– Bardzo – odpowiedziała. – Aż za bardzo – uśmiechnęła się. – Ciągle mi przypominał, że jest gdzieś facet, który nie chce go znać.
– Przecież uciekłaś.
– I przez 17 lat to ci wystarczało. A poza sercem jest jeszcze jeden powód, pewnie nie masz swoich dzieci. I już wiesz, że mieć nie będziesz, więc zgłosiłeś się po odchowane dziecko. Tylko ono już nie należy do ciebie.
– Najbardziej należy do siebie, więc zapytajmy go o zdanie. Może chce poznać ojca?
– Nie łudź się. Jeśli zechce cokolwiek poznać, to tylko stan twojego konta.
– Zapisałem mu pewną sumę.
– Bez łaski. I tak mu się należy.
– Moja żona też mówi, że będzie się nim opiekować.
– Czy wyście powariowali od tej choroby? Przecież to prawie dorosły facet, który wie jedno – ojciec się nim nigdy nie interesował. Nie wiem, jakie wyciągnął z tego wnioski. Po prostu nigdy o tobie nie rozmawialiśmy. A teraz nagle zapragnąłeś go wykorzystać, żeby mieć bardziej wzruszający pogrzeb. Wykluczone! – do pokoju zajrzała przerażona pielęgniarka, ale Sławek uspokajająco pomachał ręką.
– Ile za to chcesz?
– Wypchaj się – wrzasnęła. To były ostatnie słowa, które do niego powiedziała. Sławek umarł w pół roku później.
Ale o tym nie wiedziała, gdy z najdziwniejszego wesela wróciła do domu. – Posłuchaj – Kuba zaczął przy porannej kawie. – Moja dziewczyna jest w ciąży.
– I co ty na to? – zapytała błyskawicznie, choć czuła, że ma nogi z waty. – Ożenię się z nią – Kuba pocałował matkę. – Przecież dziecko musi mieć ojca.

 

Wydanie: 2000, 36/2000

Kategorie: Przegląd poleca

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy