Zardzewiała armia

Zardzewiała armia

Katastrofa Su-27 pod Lwowem po raz kolejny pokazała, jak przestarzałe są ukraińskie siły zbrojne

Ukraina jest w szoku po katastrofie na lotnisku Skniłów pod Lwowem. Eksperci twierdzą, że do tragedii musiało dojść prędzej czy później. Stan sił zbrojnych Kijowa jest bowiem opłakany.
27 lipca samolot typu Su-27 wykonujący podczas pokazów lotniczych manewr zwany „pętlą Czkałowa” wbił się w zgromadzony tłum. Ci, którzy ocaleli, mówili, że oderwane ręce i nogi latały w powietrzu, zaś z ogromnej kuli płonącego paliwa nie było szans na ucieczkę. W ognistym piekle zginęły 83 osoby, zaś 117 zostało rannych. Jak powiedział prokurator generalny Światosław Piskun, prawdopodobnie zawinili wojskowi, dopuszczając się karygodnego zaniedbania. Być może, również obaj piloci, którzy zdołali się katapultować i przeżyli, choć z połamanymi kręgosłupami, winni są przestępstwa. Wiadomo, że dwusilnikowy odrzutowiec nie powinien wykonywać pętli tuż nad głowami widzów. Na krótko przed pokazem piloci musieli wziąć inny samolot niż ten, na którym ćwiczyli. Na domiar złego zatankowano o dwie tony paliwa za dużo. Nic dziwnego, że

po zuchwałym manewrze

lotnicy nie potrafili poderwać przeciążonej maszyny. Ukraina, oprócz Czarnobyla i rekordowej liczby śmiertelnych wypadków w górnictwie, do smutnej statystyki musi wpisać najbardziej tragiczny pokaz lotniczy w dziejach awiacji.
Rozsierdzony prezydent Leonid Kuczma zdymisjonował i nakazał aresztować dowódcę wojsk lotniczych Wiktora Strelnykowa oraz trzech innych wojskowych. Opozycja w Kijowie głosi, że także prezydent jest winien, gdyż jako głównodowodzący sił zbrojnych nie uczynił nic, by zreformować zbyt liczną i dysponującą przestarzałym sprzętem armię.
Stan sił zbrojnych jest taki, jak całej gospodarki kraju. Ukrainę podaje się jako przykład nieudanej transformacji ustrojowej – od czasu odzyskania niepodległości jej gospodarka „zwijała się” przez kolejnych osiem lat. Obecnie jej stan poprawia się, ale i tak przeciętne zarobki stanowią równowartość 50 euro.
Rząd przeznacza na obronę imponujące 8,4% budżetu, lecz w liczbach bezwzględnych to niewiele. Po upadku ZSRR Ukraina przejęła część armii radzieckiej stacjonującej na swym terytorium. Archaiczne struktury zachowały się do dziś. Armia 50-milionowego kraju pochodzi z poboru i liczy ponad 300 tys. żołnierzy, z czego ponad 150 tys. w wojskach lądowych, 96 tys. w lotnictwie i 13 tys. w marynarce wojennej. Według niektórych danych, Ukraina ma aż 4 tys. ciężkich czołgów, jak za czasów, kiedy chciano przy pomocy pancernych zagonów zdobywać Zachodnią Europę. W wojsku nadal panują złe sowieckie obyczaje. Młodzi rekruci i nieliczni szczęśliwcy, którym udało się uzyskać zgodę na służbę zastępczą, muszą pracować np. przy budowie prywatnych domów przełożonych. Wciąż szerzy się „diedowszczyzna”, czyli pastwienie się starszych stopniem żołnierzy nad młodszymi. Między 1991 r. a 1998 r. 450 żołnierzy skazano za znęcanie się nad kolegami.
Według oficjalnych danych, tylko w 1998 r. 10 do 12 żołnierzy zostało pobitych na śmierć, a 20 do 30 zmarło na skutek odniesionych w wyniku „diedowszczyzny” obrażeń. W 1997 r.

107 żołnierzy popełniło samobójstwo.

Organizacje obrony praw człowieka twierdzą, że oficjalne dane to tylko wierzchołek góry lodowej.
Specjaliści ukraińscy wciąż potrafią budować nowoczesne myśliwce czy radary, ale na wszystko brakuje pieniędzy. Po tragedii pod Lwowem ujawniono, że Kijów od lat nie kupuje części zamiennych do swych samolotów w rosyjskich zakładach Suchoja. Wykorzystywane są części jeszcze z magazynów radzieckich. Ich okres używalności dawno upłynął. Nierzadko z dwóch niesprawnych samolotów składano jeden. Jak pisze magazyn „Koriespondent”, z braku paliwa poważnie ograniczono loty. Piloci spędzają w powietrzu tylko 10 godzin rocznie! Uczniowie wojskowej szkoły lotniczej w Charkowie w ogóle nie ćwiczą na paliwożernych SU-27. „Niekiedy musimy dosłownie łatać bojowe maszyny. Gdyby samolot nie spadł na ludzi w tym roku, spadłby w roku następnym”, powiedział pewien ukraiński pilot dziennikarzowi gazety „Moskowskij Kommsomolec”. Nic dziwnego, że do wypadków dochodzi coraz częściej.
Nazajutrz po lwowskiej tragedii w miejscowości Zaporoże na wschodniej Ukrainie rozbił się samolot SU-25. Maszyna odbywała próbny lot po generalnym remoncie. Pilot nie zdołał się uratować. Już wcześniej nie brakowało sygnałów ostrzegawczych. 20 kwietnia 2000 r. rakieta klasy ziemia-ziemia odpalona na poligonie Honczariwskyj zeszła z kursu, przeleciała około 100 km i uderzyła w ośmiopiętrowy blok w mieście Browary pod Kijowem. Trzy osoby zginęły, pięć zostało rannych. Ministerstwo Obrony przyznało się do winy dopiero wtedy, gdy w poważnie uszkodzonym budynku znaleziono szczątki pocisku. 4 października ub.r. rakieta S-200 wystrzelona podczas ćwiczeń na Krymie minęła cel, przemknęła 200 km i zniszczyła rosyjski samolot pasażerski Tu-154 lecący z Izraela na Syberię. Z 78 osób znajdujących się na pokładzie nikt nie ocalał. Kijów przyjął odpowiedzialność za tragedię dopiero gdy rosyjska komisja dochodzeniowa zgromadziła niezbite dowody. Minister obrony Oleksander Kuzmuk podał się do dymisji, ale innych lekcji z dramatu na Morzu Czarnym nie wyciągnięto. Na początku lipca pilot pasażerskiego samolotu izraelskich linii El Al lecącego nad Ukrainą dostrzegł coś, co mogło być lecącym pociskiem. Czyżby jeszcze jedna rakieta zeszła z kursu?
Cierpiące na chroniczne braki siły zbrojne starają się

zdobyć pieniądze różnymi sposobami.

Biuro podróży Alaris umożliwia zamożnym zachodnim turystom takie militarne przygody jak przejażdżka czołgiem lub myśliwcem.
Jak poinformował organ parlamentu, „Hołos Ukrainy”, pewna firma w Odessie udająca przedsiębiorstwo handlu samochodami w rzeczywistości umożliwia bogatym łowcom wrażeń odbycie „wojskowego safari” połączonego z ostrym strzelaniem, przy czym jeden strzał z kałasznikowa kosztuje dolara, a z działa czołgowego – już 500. Ukraińska służba bezpieczeństwa wszczęła śledztwo w sprawie tych nielegalnych praktyk. W maju Kijów zgłosił swe aspiracje do NATO. 9 lipca sekretarz generalny Paktu Północnoatlantyckiego, lord Robertson, stwierdził, że armia ukraińska musi stać się mniejsza, bardziej mobilna i w większym stopniu zawodowa. Urzędnicy w Kijowie potwierdzają, że istnieją plany rezygnacji z poboru, są one jednak bardzo ogólne. Jeśli jednak siły zbrojne Ukrainy nie zostaną gruntownie zreformowane, takie tragedie jak pod Lwowem będą z pewnością się powtarzać.

 

Wydanie: 2002, 31/2002

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy