Zatrzaśnięte umysły

Zatrzaśnięte umysły

Przeczytałem kilkaset zestawów wierszy na konkurs poetycki, ogłosiła go biblioteka w małym miasteczku. Porusza, jaką potęgą jest duch czasu. Niemal wszystkie utwory pisane są w podobnej poetyce, rozbicie formy, luźne skojarzenia, jakby połączenie futuryzmu, dadaizmu i surrealizmu. Co było kiedyś awangardą, jest już chlebem powszednim. W tych wierszach nie ma żadnych znaków życia społecznego. Podobnie piszą wiersze dzieci, te starsze. Wcześniej czytałem utwory przesłane na doroczny szkolny konkurs w Bielsku-Białej. Co uderza? Natura przestaje być dla dzieci tajemnicą. Nie ma jej. Mali autorzy mało się ruszają, siedzą w domu przy komputerze. Czy te wstępujące pokolenia dadzą sobie zabrać wolność? Na pewno ruszą, by walczyć, jeśli zabiorą im wolny internet i możliwość podróżowania. Zawsze jakaś nadzieja.

*

„Duża lekcja do odrobienia”, to tekst Krzysztofa Łozińskiego o stanie rzeczy. Uderzający celnością fragment o prezesie. „Prezes głosi w telewizji, że nawet nie powinienem mieć prawa używania polskiej flagi i polskiego godła. Mam taki mały proporczyk, który alpiniści zakładają na czekan i pozują z nim do zdjęć na zdobytych szczytach. Wiele razy miałem ten proporczyk nad głową na szczytach Himalajów, Hindukuszu i innych dużych gór, a teraz słyszę, że nie mam prawa do polskiej flagi, od faceta, który nie umie bez pomocy wejść na stołek. Co ciekawe, ten sam prezes nie odmawia prawa do polskiej flagi facetom pozdrawiającym się gestem Heil Hitler, urządzającym marsze z pochodniami i palącym wozy transmisyjne telewizji. Widać oni są »patrioci«, ja nie. A czemu nie? Bo jakoś nie mogę sobie przypomnieć wzniosłych czynów bojowych prezesa. Rzeczywiście, nie wiem, co przez sześć lat robił u mamy za szafą”.

Autor tekstu to niezwykły człowiek, już w 1968 r. zaangażowany politycznie, potem blisko KOR, siedział w więzieniu w stanie wojennym. Wybitny himalaista. Zdobył niemal wszystkie słynne szczyty (takie rzeczy mi imponują). Mistrz kung-fu, przez 20 lat prowadził szkołę walki. Ale ważniejsze niż ten humorystyczny opis prezesa są stawiane przez Łozińskiego diagnozy polskich chorób, które dały PiS władzę. Ma u nas dominować „kultura zawiści”, „antyinteligenckość”, „patriotyzm absurdalny”. A ja się łudzę, że nie jesteśmy aż tak bardzo chorzy, jak wskazuje skala poparcia dla PiS w badaniach sondażowych. Znam wielu ludzi z różnych środowisk, sporo się ruszam, czasami jeżdżę po Polsce i nie spotykam wyznawców sekty smoleńskiej, jakby żyli w podziemiu. To jest zapewne ok. 20% społeczeństwa – dużo i mało. Podobny procent ludzi o zatrzaśniętych umysłach jest w Stanach i we Francji. U nas decydującą rolę odgrywają osobowość Kaczyńskiego i bagaż naszej przeklętej przeszłości. Wielki historyczny pech, że trafił się nam ktoś taki.

*

To, co się dzieje wokół katastrofy smoleńskiej, skupia w sobie i ogniskuje wszystkie upiorne wady PiS. Też łączenie chorej wiary z cynizmem. Gdyby nieufność wobec raportu Millera była szczera, powołano by (co obiecywano) komisję złożoną z zachodnich ekspertów. Już o tym się nie mówi. Macierewicz ma swoich „fachowców”, z których bodaj żaden nie jest ekspertem od badania katastrof samolotowych. Za to każdy ma obłęd w oku. Osobliwe, że grozi się sądem wybitnym specjalistom, którzy wyjaśnili przebieg katastrofy. To wszystko odbywa się poza logiką. Pamiętam krewniaka mojej żony, wyznawcę „smoleńskiej religii”, który pełen grozy pokazywał mi fotografię kadłuba samolotu i rosyjskiego strażaka z tasakiem. Dowód, że mordowano cudem ocalałych i niszczono dowody zbrodni. Ale nawet komisja lotnicza stworzona z amatorów i wyznawców czarnej magii nie potrafi przedstawić dowodów, że to był zamach. Co pośrednio przyznaje Macierewicz. Za to prezes uparcie poleca, by chodzić na film „Smoleńsk”, który zamach sugeruje. Wiem o kościołach, gdzie księża polecają wiernym ten film. Dramat, że nie mogą się z tego wycofać. Wycofując się z takiej bredni, która milionom ludzi namieszała w głowach, musieliby się wycofać z polityki. A nie mogą tego zrobić Polsce. Są więc skazani na kłamstwo. Jak kiedyś we Francji oskarżyciele Dreyfusa. Ale to było w XIX w. Aż tak jesteśmy zapóźnieni?

*

Na stacji benzynowej rzucam okiem na prawicowe pisma, dawno ich nie widziałem. Wszystkie tytuły pachną obłędem. Jeśli da się jeszcze żyć w Polsce, to dlatego, że możemy prywatnie i publicznie kpić ze stanu rzeczy. Obnażać kłamstwa, podłości i nonsensy. Zrobi się strasznie, jak nam to zabiorą. Nie ma sensu pytanie, czy będzie gorzej. Oczywiste, że tak. Pytanie, jak bardzo, ale tego sam prezes nie wie. Jest dynamika zdarzeń i są naturalne procesy w każdej dyktaturze, nawet takiej osobliwej, gdyż spętanej nadal demokracją. Jedno pewne – zasrali nam wolność. Tę wolność, o którą tak długo walczyliśmy, o której marzyliśmy. Tego się nie wybacza.

Wydanie: 2016, 39/2016

Kategorie: Felietony, Tomasz Jastrun

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy