Zbrodnie bez zbrodniarzy – rozmowa z płk. Janem Niewińskim

Zbrodnie bez zbrodniarzy – rozmowa z płk. Janem Niewińskim

Zrównywanie ofiar z katami jest efektem propagandy ukraińskich nacjonalistów, w którą wpisują się nasi politycy i historycy

Czy spór o nazwanie zbrodni wołyńskich ludobójstwem jest jedynym sporem między Polakami a Ukraińcami, między polskimi świadkami tamtych wydarzeń a naszymi politykami i częścią historyków?
– Problem stosunków polsko-ukraińskich jest bardziej złożony i nie dotyczy jedynie nazewnictwa zbrodni. W tej chwili polityka dominuje i decyduje o wszystkim, a o historii w szczególności. Zbrodnia ludobójstwa jest terminem prawnym Narodów Zjednoczonych, jak również polskiego prawa karnego. To, co się działo na Kresach Wschodnich, co popularnie określamy jako zbrodnie wołyńskie, absolutnie wyczerpuje wszystkie znamiona ludobójstwa zawarte w konwencji ONZ. Nie ma zatem żadnych podstaw, żeby nazywać to inaczej niż ludobójstwem. Tymczasem polityka (i politycy) robi swoje, nagina historię, a niekiedy wręcz zmusza do fałszowania faktów historycznych.

Nazywając zbrodnie bratobójczą walką, wydarzeniami wołyńskimi, akcjami przeciw Polakom…
– Używa się różnych eufemizmów, ale unika słowa ludobójstwo. Tego terminu władze się boją, bo mord zakwalifikowany jako zbrodnia ludobójstwa nie podlega przedawnieniu. Władze, polskie i ukraińskie, obawiają się skutków prawnych, roszczeń itd. wynikających z określenia ludobójstwo. I dlatego w uchwale Senatu znalazły się słowa: „czystki etniczne mające znamiona zbrodni ludobójstwa”.

NIEUZASADNIONE OBAWY

Politycy, chyba słusznie, nie chcą winienia za nie narodu ukraińskiego.
– Chcę wyraźnie podkreślić, że Kresowianie, rodziny pomordowanych, poszkodowani, nigdy nie obciążali narodu ukraińskiego winą za zbrodnie. Słowo ludobójstwo adresujemy wyraźnie do sprawców mordów, tj. OUN-UPA, policji w służbie niemieckiej, SS Galizien, Służby Bezpeky i tego typu organizacji. Nigdy nie rościliśmy i nie rościmy praw do odszkodowań materialnych, tym bardziej że jest to niemożliwe do zrealizowania, bo w tamtym czasie państwa ukraińskiego jako takiego nie było. Zbrodnie te wydarzyły się na dawnych terenach Rzeczypospolitej. I w związku z tym obawy naszych polityków i naszych sąsiadów Ukraińców są nieuzasadnione. Natomiast z całą mocą i konsekwentnie od lat żądamy przekazania społeczeństwu prawdy o tym, co się tam zdarzyło. Jednocześ­nie, znając sprawców, żądamy, by najwyższe władze Polski potępiły zbrodnie ludobójstwa i tych, którzy je popełnili. A formacje, które dokonały rzezi, uznały za zbrodnicze. Żądamy, ponieważ po 70 latach żaden z tych zbrodniarzy nie został ani potępiony, ani ukarany.

Kresowiacy chcą ich ukarania?
– W tej chwili nie ma takich możliwości, bo już nie ma kogo karać. W zasadzie sprawców już nie ma, a jeżeli są, to tacy jak Demianiuk, których stan zdrowia nie pozwala postawić przed sądem. Natomiast przekazanie społeczeństwu wiedzy o tamtych zbrodniach i sprawcach, jako przestrogi, żeby to nigdy nie mogło się powtórzyć, jest naszym obowiązkiem i tego będziemy się domagać od polskich polityków do końca naszych dni, dopóki tego nie spełnią.

Nie za bardzo chcą to zrobić. I żeby była jasność – zarówno ci z prawa, jak i ci z lewa. Wasze żądania pozostaną więc bez echa?
– Wiem, że zbrodnie OUN-UPA są problemem bolesnym i złożonym, ale w tej sytuacji omijanie go przez polityków niczego nie załatwia, tylko gmatwa sprawę. Na stosunek naszych polityków do tych zbrodni trzeba spojrzeć w szerszym kontekście. W globalnych planach Zachodu, głównie USA, Ukraińcy, a szczególnie nacjonaliści, są najprzydatniejsi w podgryzaniu i rozkładaniu Rosji. My też mamy wyznaczone zadania w tej materii, dlatego za wszelką cenę głosi się przyjaźń polsko-ukraińską, pojednanie. I stąd bierze się nacisk, by jak najmniej mówić o zbrodniach OUN-UPA, bo one mogą drażnić Ukraińców. Tymczasem prawda jest taka, że banderowcy mordowali nie tylko Polaków, lecz również Żydów, Czechów, Ormian, Rosjan i Cyganów. Ponadto uśmiercili kilkadziesiąt tysięcy własnych braci, Ukraińców. Jeżeli potępiamy zbrodniarzy banderowców, to czy robimy krzywdę Ukraińcom? Nie, bo stajemy w obronie także tych kilkudziesięciu tysięcy ich rodaków.

Ukraińcy również są podzieleni w ocenach banderowców.
– Nawet tego wielu naszych parlamentarzystów nie chce przyjąć do wiadomości. W komisji przygotowującej stanowisko Sejmu w sprawie zbrodni OUN-UPA (którego notabene do tej pory nie przyjęto, co też jest wielce znaczące) cały czas przewijała się w dyskusji jedna wielka troska: nie drażnić Ukraińców, jak oni to przyjmą, to się im nie spodoba. Powstaje pytanie, których Ukraińców. Tych, którzy też walczą z banderowcami i w dalszym ciągu uznają ich za faszystów i pomocników Hitlera? My, Kresowiacy, mówiąc Ukraińcy, mamy na myśli takich, którzy w stosunku do Polski są albo przyjaźni, albo obojętni. Natomiast nasze władze, mówiąc o Ukraińcach, mają na myśli banderowców nacjonalistów. I z nimi się ściskają. A innych Ukraińców traktują jak prorosyjskich komuchów. Naszym zdaniem, o pojednaniu z banderowcami, którzy nie odstąpili od swoich zamiarów i w dalszym ciągu umacniają antypolską, neofaszystowską ideologię wśród młodzieży, nie może być mowy.

WSPÓLNY SCENARIUSZ

Kościoły w Polsce i na Ukrainie przyjęły wspólne stanowisko w sprawie mordów, mówią o odpuszczaniu win.
– Z dużym rozczarowaniem i oburzeniem przyjąłem deklarację Kościołów z Polski i Ukrainy. Nie ma przebaczenia bez wyznania winy, bo inaczej fałszuje się historię.

Kiedy się czyta tę deklarację, dochodzi się do wniosku, że była zbrodnia, ale nie ma zbrodniarzy.
– Ma pan rację. Dziwię się, że Episkopat Polski nie chce pamiętać o 200 tys. ofiar banderowskiego ludobójstwa, o bestialsko zamordowanych ponad 200 księżach katolickich. Ale gdy jednocześnie patrzę na stanowisko władz – prezydenta Komorowskiego, Sejmu, Senatu, rządu, to rozumiem, że wspólnie z Episkopatem realizują scenariusz zafałszowywania historii.

To przejdźmy do niej. Czy rzeczywiście Polacy i mieszkający obok nich Żydzi, Ukraińcy i inne nacje nie spodziewali się ataku ukraińskich nacjonalistów?
– Gdybyśmy się spodziewali, z pewnością nie byłoby tylu ofiar. Na Kresach II RP była ogromna mozaika narodowościowa i wszyscy żyli we względnej zgodzie i symbiozie. Mam prawo tak mówić, bo do września 1939 r. nie odnotowałem w pamięci żadnego incydentu, który można by zakwalifikować jako konflikt narodowościowy. Dopiero od września 1939 r. zaczęły się problemy.

Przed wojną nie znaliście żądań ani deklaracji ukraińskich nacjonalistów?
– Prawdę powiedziawszy, nie. Nie wiedzieliśmy, że w 1929 r. w Wiedniu na Kongresie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów podjęto decyzję, że w stosownym czasie, kiedy zaistnieją sprzyjające warunki, wybuchnie rewolucja, która zapoczątkuje walki o niepodległą Ukrainę. Przy czym w okresie przedwojennym na terenie Wołynia działały Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy i OUN. Jakkolwiek były to antagonistyczne partie, współdziałały w sprawach antypolskich. We wrześ­niu 1939 r. planowały taką rewolucję, ale została ona przez ich kierownictwa odwołana. Nie do wszystkich członków decyzja dotarła, w związku z tym były przypadki, że grupy ukraińskich nacjonalistów atakowały pojedynczych oficerów, grupki wojskowych, których rozbrajano i mordowano. I to jest udokumentowane. Nie są natomiast udokumentowane inne przypadki. A wtedy na tamtych terenach pojawiła się duża grupa uciekinierów z Polski centralnej i zachodniej, którzy z całym dobytkiem, jaki mogli zabrać, kierowali się w stronę Zaleszczyk. Po drodze nocowali u różnych ukraińskich chłopów. Docierały do nas wiadomości, że w wielu wypadkach uciekinierów rabowano i mordowano. Ci ludzie znikali bez śladu. O skali tych mordów chyba już nigdy się nie dowiemy.

A co się wydarzyło po 17 września?
– Ukraiński nacjonalizm został zupełnie wyciszony. Sowieci bowiem, wyznając internacjonalizm, nie mogli pozwolić na nacjonalistyczną działalność Ukraińców. Od tego czasu na Kresach rozpoczęły się sowieckie prześladowania klasowe, a nie narodowe, liczne aresztowania, wywózki, morderstwa. Tak było do wkroczenia Niemców. I wówczas OUN uznała, że nadeszła owa dogodna chwila, czas na rewolucję, której jednym z celów było oczyszczenie ziemi uznawanej przez nich za ukraińską z elementów obcych: Polaków, Żydów, Czechów, Rosjan. A także Ukraińców, którzy nie akceptowali jej zbrodniczej ideologii.

Co się działo na Wołyniu przed pierwszymi mordami zbiorowymi w 1943 r.?
– W 1942 r. policja ukraińska, będąca w służbie niemieckiej, pod nadzorem i kierownictwem Niemców zlikwidowała wszystkie getta. Żydów, którym udało się uciec, wyłapywano i mordowano. Po likwidacji Żydów zaczęło dochodzić do pojedynczych mordów na Polakach, najpierw dokonywanych wybiórczo, na przedstawicielach głównie polskiej inteligencji, która i tak już była mocno przetrzebiona. W okresie panowania sowieckiego bowiem bardzo skutecznie unicestwiono warstwę polskiej inteligencji, wywieziono nauczycieli, osadników, policjantów, wojskowych, urzędników, zamożniejszych obywateli. Tamtejszy lud został bezbronny i bez warstwy przywódczej.

REAKCJE NA RZEZIE

Jakie były wasze reakcje na pierwsze rzezie, które zaczęły się w lutym 1943 r.?
– Przez pierwsze dni traktowaliśmy je jako jakieś osobiste porachunki albo napady na tle rabunkowym, nie docierało do nas, że to będzie realizowane na masową skalę. Natomiast w lutym 1943 r. zaczęły dochodzić do nas szczegółowe informacje od ludzi, którzy stanowili pierwszą falę uciekinierów. Uciekali do mniejszych bądź większych miasteczek, niektórych majątków, gdzie stały garnizony niemieckie.

Jak pan ocenia zachowanie Niemców w tamtym czasie?
– Niemcom te zbrodnie nie były na rękę, zależało im, by na zapleczu frontu panował spokój, żeby mogli ściągać kontyngenty żywności i wysyłać ludzi do pracy. Zakłócały ich plany i musieli sprowadzać więcej wojska i policji. Jako dowód na to, że były dla nich kłopotliwe, powiem, że w poszczególnych przypadkach udzielali nawet pomocy w formie przekazywania broni i amunicji oddziałom polskiej samoobrony. Sowieci też nie byli zainteresowani niepokojem na Kresach, gdyż na zapleczu frontu mieli liczne oddziały partyzanckie.

I było już po Stalingradzie.
– Tak, szczególnie po nim rozwinęła się rosyjska partyzantka. Ponieważ banderowcy byli bardzo antysowieccy, partyzanci radzieccy bazowali w większości na miejscowej ludności polskiej. Chodziło im o wyżywienie, noclegi. Odkąd zaczęło się mordowanie, wielu młodych Polaków wstępowało do partyzantki sowieckiej (jak i polskiej). W ten sposób przyczyniali się do chronienia i obrony wsi przez sowieckich partyzantów. Jak w Przebrażu, gdzie była największa samoobrona, dwadzieścia parę tysięcy ludzi, bo to był zespół wiosek. Tam samoobrona utrzymywała się dłuższy czas, a w decydującym momencie, kiedy banderowcy zaatakowali gremialnie, a naszym brakowało amunicji, jeden z naszych przebił się przez okrążenie i powiadomił partyzantów sowieckich. Oni natychmiast przyszli naszym z pomocą.

Jakiego typu kontakty były między oddziałami samoobrony i AK a partyzantką radziecką? Musieliście chyba pamiętać, co było pod rządami Stalina?
– Oczywiście, że pamiętaliśmy, ale w obliczu eksterminacji Polaków i innych narodowości przez ukraińskich nacjonalistów musieliśmy z Sowietami współdziałać. Jeżeli chodzi o Armię Krajową, trzeba wiedzieć, że Sowieci całą jej siatkę strasznie przetrzebili. Wiele oddziałów zostało zdziesiątkowanych. Ja byłem komendantem placówki AK w Rybczy, była ona mocna, ale w wielu innych miejscach na Wołyniu AK była słaba.

To dość zaskakująca opinia.
– AK jako taka na Wołyniu niewiele mogła Polakom pomóc, bo na tym terenie miała mało oddziałów. 27. Wołyńska Dywizja powstała w lutym 1944 r. W tym czasie na Wołyniu prawie już nie było Polaków, ogromna większość została wymordowana. Inaczej natomiast sytuacja wyglądała w Małopolsce Wschodniej, tam była inna proporcja Polaków i Ukraińców. Na tym terenie AK była silniejsza, lepiej zorganizowana i w związku z tym zbrodnie miały inne nasilenie niż na Wołyniu. Jest jedna rzecz, która cechuje Małopolskę Wschodnią – tam była ogromna liczba małżeństw mieszanych. I jednym z najbardziej odrażających, ponurych faktów jest to, że OUN, a szczególnie Służba Bezpeky, zmuszała Ukraińców do własnoręcznego mordowania małżonków. Pod groźbą tortur, męczeńskiej śmierci mąż Ukrainiec miał obowiązek zamordować własną żonę i córkę. Syn dziedziczący po ojcu narodowość i religię musiał zabić matkę i siostrę. To są rzeczy niespotykane, niepojęte, ale prawdziwe. Mordy w Małopolsce Wschodniej miały okrutny charakter, chociaż były już mniej masowe, bo tam Polacy byli lepiej zorganizowani.

Nacjonaliści ukraińscy coraz głośniej mówią, że AK mordowała ukraińską ludność cywilną, a Polaków zabijano w odwecie za działania AK.
– To kłamstwo. Polscy partyzanci grupowali się zawsze w lasach. Natomiast UPA bazowała w wioskach. Szczególnie na Rzeszowszczyźnie, w Lubelskiem i Zamojskiem, kiedy tam zaczęły się ukraińskie zbrodnie. Zdarzało się, że były ofiary wśród ukraińskiej ludności cywilnej, np. w Sahryniu, co banderowcy eksponują. Tam we wsi było wielkie zgrupowanie banderowskie, ze sztabem w szkole, i z tej bazy robili wypady na okoliczne polskie wioski, mordując ich mieszkańców. Wywiad AK doniósł, że banderowcy szykowali dużą akcję. Wtedy zorganizowano większe zgrupowanie składające się z partyzantów AK i BCh. Przed ich atakiem okrążono wieś i wezwano banderowców do jej opuszczenia, na co odpowiedzieli ogniem. Rozpoczęła się walka i w jej wyniku były ofiary cywilne, rzecz nieunikniona. Jeżeli nawet ci ludzie zginęli od polskiej kuli, zostało to wymuszone sytuacją. I takich przypadków było więcej.

POSTAWIĆ POMNIK

Nie od dziś mówi się o zrównywaniu ofiar – o tym, że były po stronie polskiej i ukraińskiej, a na to się nałożyła akcja „Wisła”.
– To zrównywanie ofiar z katami, ta relatywizacja jest efektem propagandy ukraińskich nacjonalistów, w którą wpisują się, niestety, również niektórzy nasi historycy, jak dr Grzegorz Motyka, czy politycy, jak były sekretarz generalny Unii Wolności Mirosław Czech. Teraz mocno eksponowane jest hasło odwetów. Owszem, były pojedyncze przypadki. Do mojej samoobrony należał Henryk Kozłowski, któremu siedmioosobową rodzinę wymordowano, on ocalał tylko dlatego, że w tym czasie nie było go w domu. Ten człowiek szukał okazji, żeby się mścić, i gotów był zginąć. Takich przypadków musiało być więcej, to nie ulega wątpliwości. Ale odwety? Zrównywanie ofiar z katami? Eksterminacja Ukraińców? Toż to jest mówienie i działanie na szkodę polskiej racji stanu i wbrew prawdzie historycznej. Poza tym jeżeli napastnik ginie w czasie napadu, nie jest ofiarą.

Co nowego dzieje się w sprawie budowy pomnika upamiętniającego ofiary banderowskich mordów?
– Jeżeli chodzi o sprawy formalne, nic się nie posunęło do przodu, ponieważ władze nie chcą dopuścić do tego, żeby taki pomnik powstał. Owszem, są gotowe postawić pomnik pojednania, taki, który nic by społeczeństwu nie mówił. Nasz pomnik jest w tej chwili w odlewni, częściowo odlany, ale brak pieniędzy powoduje, że nie możemy go skończyć. Mamy jednak nadzieję, że uda nam się go postawić jeszcze w tym roku.
Płk Jan Niewiński, ps. „Sokół” – pułkownik WP, przewodniczący Kresowego Ruchu Patriotycznego i Ogólnopolskiego Komitetu Budowy Pomnika Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA na Ludności Polskiej Kresów Wschodnich. Podczas II wojny światowej żołnierz AK, organizator samoobrony ludności polskiej w powiecie krzemienieckim. Dowodził obroną Rybczy.


Program obchodów 70. rocznicy banderowskiego ludobójstwa na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej w latach 1939-1947
10 lipca 2013 r.
godz. 12.00 – odsłonięcie tablicy poświęconej Zygmuntowi Janowi Rumlowi na fasadzie pałacu Rembielińskiego w Warszawie, przy Al. Ujazdowskich 6A, będącego siedzibą Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych. Po uroczystości odbędzie się konferencja prasowa z udziałem gości zagranicznych.
11 lipca 2013 r.
godz. 12.00 – kościół pw. św. Aleksandra w Warszawie (plac Trzech Krzyży) – msza święta w intencji ofiar ludobójstwa na Kresach II RP.
godz. 13.30 – Marsz Pamięci na trasie: plac Trzech Krzyży-Nowy Świat-Krakowskie Przedmieście-plac Zamkowy (Dom Polonii).
godz. 14.30 – Uroczysty Apel Pamięci, wystąpienia zaproszonych gości, koncert chórów.
Apelujemy do wszystkich o przybycie na obchody w dniu 11 lipca, obecność pocztów sztandarowych, przyniesienie flag narodowych oraz banerów z nazwami organizacji biorących udział w Marszu Pamięci.
Patronami tegorocznych obchodów są:
Zygmunt Jan Rumel – żołnierz i poeta, po torturach rozerwany przez UPA końmi. Symbol męczeństwa Kresowian.
Dora Kacnelson – Żydówka, żarliwa polska patriotka.
Wiktor Poliszczuk – ukraiński przyjaciel Polaków, niestrudzony badacz prawdy historycznej.
Uczcijmy godnie pamięć ofiar ludobójstwa na Kresach Wschodnich. Niech ten dzień zjednoczy nas wszystkich, bez względu na różnice poglądów i orientacje polityczne.
Uroczystości odbywające się w innych miastach są podane pod linkiem: http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=14&nid=7343
Jan Niewiński


Osoby, które chciałyby wesprzeć budowę pomnika Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA na Ludności Polskiej Kresów Wschodnich, mogą wpłacać pieniądze na konto komitetu budowy pomnika: Bank Spółdzielczy, Oddział Raszyn, al. Krakowska 72 Numer rachunku: 92 8004 0002 2001 0014 6926 0001

Wydanie: 2013, 28/2013

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy