Zdradzone tajemnice

Zdradzone tajemnice

Amerykanie półgębkiem przyznają, że budowa dziesięciu wyrzutni antyrakietowych w Polsce będzie dopiero pierwszym etapem budowy bazy

Słowa prezydenta RP, że Polska wyraża zgodę na budowę amerykańskiej instalacji antyrakietowej, obiegły świat. Mimo próby dementi następnego dnia establishment polityczny oraz światowa opinia publiczna przyjęły do wiadomości, że Polska, podobnie jak pół roku wcześniej Republika Czeska, potulnie zgadza się na wszystkie amerykańskie propozycje, czytaj żądania. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że kiedy prezydent Vaclav Klaus z wygłosił przemówienie, w którym Republika Czeska zgodziła się na budowę dalekosiężnego radaru dopplerowskiego, dworska propaganda w Warszawie aż się zachłystywała, że bracia Kaczyńscy będą twardzi do końca i nie pójdą w ślady Czechów. Wprost przeciwnie, wytargują bardzo dużo, a potem się zgodzą. Jak widać nauka poszła w las, a prezydent, który dorównuje zdolnościami dyplomatycznymi aktualnej pani minister spraw zagranicznych, może najwyżej się dąsać.
Amerykanie półgębkiem przyznają teraz, że budowa dziesięciu wyrzutni będzie dopiero pierwszym etapem budowy bazy. Z ich strony jest to bardzo pragmatyczne podejście, bo cały globalny system antyrakietowy znajduje się dopiero w środkowej fazie prób. Obie bazy na terenie Stanów Zjednoczonych, tzn. Vanderberg w Kalifornii oraz druga – położona na Alasce, też na razie dysponują pierwsza sześcioma, druga 16 wyrzutniami. Eksperymentów z przechwytywaniem rakiet wykonano dotychczas 14, z tego dziewięć zakończyło się sukcesem, czyli zestrzeleniem rakiety. Zaznaczyć jednak należy, że jako rakiet-celów używano we wszystkich dotychczasowych próbach pocisków typu Delta-Scaut, które są znacznie łatwiejsze do wykrycia i obserwacji radarowej niż np. rosyjskie Topol M czy amerykańskie Minuteman III. Pierwszy etap instalowania globalnego systemu antyrakietowego NMD ma kosztować ok. 400 mld dol. Na razie wydano nieco ponad 50 mld, na rok finansowy 2007-2008 (od lipca do lipca) zaplanowano natomiast kolejne 16 mld. W tych sumach powinny się też mieścić wstępne inwestycje zarówno w Czechach, jak i w Polsce.
Na razie jednak prezydent George Bush ma problemy z własnym Kongresem. Dominujący zarówno w Senacie, jak i w Izbie Reprezentantów Demokraci zarzucają administracji, że system

jest mało skuteczny

i od kilku lat nie nastąpił żaden istotny postęp technologiczny. A przecież jest to dopiero pierwszy etap, bo docelowo USA zamierzają kosztem ok. 3 bln dol. zbudować rzeczywiście globalny system, przy którym żadne państwo posiadające rakiety ofensywne nie miałoby żadnych szans dosięgnąć kontynentu północnoamerykańskiego, również w dalszej kolejności europejskich sojuszników Ameryki.
Ta perspektywiczna rozbudowa to hipotetyczne instalacje antyrakietowe na kanadyjskiej Ziemi Baffina i Labradorze, Grenlandii, Islandii, Wyspach Owczych i brytyjskich Orkadach, a także Okinawie, wyspach Samoa, wyspie Wake oraz w Australii i Nowej Zelandii. Planuje się również przedłużenie rozbudowy systemu na Alasce poprzez zainstalowanie antyrakiet na wyspach Attu i Kiska w archipelagu Aleutów. Tak na marginesie elementy systemu istnieją też w innych miejscach, np. stacje radarowe w Wielkiej Brytanii oraz na Półwyspie Jutlandzkim. Przewiduje się, że w latach 2018-2024, kiedy globalny system ma być dokończony, będzie on dysponował w sumie ok. 360 stanowiskami startowymi…
Już nie ewentualna, ale praktycznie pewna jest budowa bazy w Radzikowie. Na dzień dzisiejszy zarówno rakiety ofensywne nowszych systemów, jak i antyrakiety odpalane są techniką „na zimno”, która umożliwia natychmiastowe doładowanie wyrzutni. Teoretyczna „szybkostrzelność” stanowiska startowego to cztery pociski na minutę z jednej wyrzutni, w praktyce natomiast jest to nieco mniej, bo jest to zależne w znacznej mierze od sprawności lokalizatorów radarowych oraz urządzeń peryferyjnych – komputerów, które mają w kilka sekund po starcie rakiety ofensywnej przeciwnika wyliczyć jej trajektorię i umożliwić jej natychmiastowe zestrzelenie.
Nikt ze światowych strategów ani poważnych polityków nie ma wątpliwości, że globalny system antyrakietowy ma na celu zestrzeliwanie rakiet, dosłownie WSZYSTKICH. Bez różnicy, czy ma to być prymitywna rakieta Taepodang II „ukochanego przywódcy” Kim Dzong Ila, czy też zaawansowana rakieta ofensywna RS-24, czyli wielogłowicowa wersja rosyjskiego Topola. Nie można mieć przecież wątpliwości, że globalny system antyrakietowy ma za zadanie obezwładnić wszystkich potencjalnych przeciwników, nie tylko aktualnych wrogów Ameryki, i tym samym utwierdzić jednobiegunowy model świata. Dlatego też Condoleezza Rice, niewątpliwie najinteligentniejsza przedstawicielka administracji George’a W. Busha, nie szczędzi wysiłków, aby przekonać kongresmanów do perspektywicznego wydania bardzo wielkich pieniędzy, wielkich nawet jak na USA.
Trudno się dziwić, że elementy systemu, które mają powstać w Polsce i Czechach, są cierniem w oku Putinowskiej Rosji, która nie ustaje w wysiłkach, żeby przywrócić

bipolarny światowy system

polityczny. Rosjanie przystąpili około czterech miesięcy temu właśnie do instalacji rakiet RS-24 Topol S (SS-27) na półwyspie Kola. Z punktu widzenia geostrategii to najdogodniejszy rejon rakietowego szachowania Stanów Zjednoczonych i Kanady. Szacuje się, że na tym półwyspie zlokalizowanych jest ok. 700 rosyjskich rakiet balistycznych, z czego połowę stanowią nowoczesne i trudno przechwytywalne topole M (jednogłowicowe). Zainstalowano również już około 15 wspomnianych topoli S, wkładając je do silosów w miejsce rakiet starszych generacji.
Szacuje się, że w skali jednego miesiąca przybywa na półwysep Kola od czterech do sześciu nowych RS 24. To potężny czynnik politycznego i militarnego szachowania Stanów Zjednoczonych. Ten czynnik jednak może zostać zniwelowany, praktycznie w zupełności przez bazę antyrakiet w Polsce i tylko politycy klasy naszej pani minister spraw zagranicznych lub ministra obrony narodowej mogą naiwnie wierzyć, że antyrakiety instalowane w rejonie Słupska mają na celu zestrzeliwanie rakiet północno-koreańskich, które na terytorium Stanów Zjednoczonych musiałyby lecieć trajektorią odległą od Polski ok. 6-7 tys. km, lub Iranu, którego rakiety Szachab II będące mutacją północnokoreańskiej rakiety Scud mają zasięg ok. 1200 km.
Bardzo życzliwy naszemu krajowi prof. Brzeziński w rozmowie z jednym z autorów niniejszego tekstu stwierdził, że Polska byłaby prawie zupełnie bezpieczna tylko wtedy, gdy miałaby ze Stanami Zjednoczonymi układ stosunków politycznych i militarnych porównywalny z układem USA-Izrael. Ale zastrzegł też zaraz, że w dającej się przewidzieć przyszłości realnie nie jest to możliwe, a na dzisiaj i bliższą przyszłość, tj. zanim procesy globalizacyjne nie będą trendem dominującym, nasz kraj musi zdobyć silną pozycję w zjednoczonej Europie. W jaki sposób zdobywa, byliśmy tego nie tak dawno świadkami, kiedy brat prezydent, konsultując się telefonicznie z bratem premierem, walczył o „pierwiastek” i nie wywalczył nic, no, zdobył trochę więcej wrogów, których i tak nam przecież nie brakuje.
Globalny system antyrakietowy nie jest bynajmniej jedynym elementem, za pomocą którego USA chcą utwierdzić swoją światową hegemonię. Nie jest dla wojskowych i niektórych bardziej światłych polityków tajemnicą, że system NMD pozostaje w ścisłej konwergencji ze światowym

systemem nasłuchu elektronicznego

Echelon. Ten z kolei system USA rozbudowują, począwszy od lat 70. z dobrym skutkiem. Przykładowo podczas słynnego incydentu z zestrzeleniem przez radzieckie myśliwce południowokoreańskiego samolotu pasażerskiego w pobliżu Kamczatki, Amerykanie jako dowody przedstawili rozmowy, jakie piloci czterech myśliwców toczyli między sobą, a przecież były one poczwórnie zakodowane, odbywały się w bardzo wąskich zakresach fal itd. A działo się to w latach 80. Rosyjscy wojskowi byli zaszokowani możliwościami technicznymi strony amerykańskiej.
Od tego czasu możliwości techniczne podsłuchiwania i rozkodowywania znacząco wzrosły i amerykańscy specjaliści praktycznie „czytają” wszystko, co chcą. Techniczna prawda jest taka, że światowa łączność bezprzewodowa odbywa się w wąskich zakresach fal ultrakrótkich, natomiast sami Amerykanie posługują się łącznością na mikrofalach. Oczywiście przeciwnicy z Rosją na czele też robią postępy, ale wszystko wskazuje na to, że w tym zakresie luka technologiczna raczej się rozszerza. Jeżeli chodzi o sojuszników Ameryki, to pewne elementy systemu Echelon Amerykanie udostępnili na razie Kanadyjczykom, co jest zrozumiałe, oraz Australijczykom i Anglikom. Nie zanosi się natomiast na to, żeby kolejni sojusznicy USA, zwłaszcza trzeciorzędni, mogli uzyskać dostęp do technologii Echelon.
Parytetu podobnego do stosunków USA-Izrael, Polska nie jest i nie będzie w stanie osiągnąć. Ma jednak duży atut, bez względu na to, kto sprawuje w naszym kraju władzę. Jest to ważne, „flankujące” w stosunku do Rosji położenie. To możemy i powinniśmy wykorzystać. Nie chodzi bynajmniej o to, żeby ustawić dla obrony bazy kilka dywizjonów amerykańskich antyrakiet operacyjno-taktycznych „Patriot II” lub nowocześniejszych systemu Thad. To jest bardziej sprawa Amerykanów niż nas. Czy Amerykanie będą chcieli zaopatrzyć w swoje samochody typu Hummer kolejny polski batalion, też jest problemem trzeciorzędnym. Tu oczywiście narzuca się kwestia, że jeżeli tak, to pożądane byłyby nowoczesne pojazdy V-VI generacji, a nie bardzo przestarzałe II generacji, w jakie wyposażono 18. batalion desantowo-szturmowy z Bielska-Białej.
Problemem jest całokształt stosunków wojskowo-politycznych ze Stanami Zjednoczonymi. Udzielana nam pomoc wojskowa na poziomie 30 mln dol. rocznie to sumy zbliżone do tych, które uzyskują w tym samym celu od Stanów np. Burkina Faso czy Górna Wolta, niczego tym państwom oczywiście nie ujmując. Natomiast polskie potrzeby w zakresie doposażenia i unowocześnienia techniki wojskowej są ogromne. Już nie chodzi o nowe typy samolotów – bo na F-16 wyszliśmy jak Zabłocki na mydle – czy czołgów. Potrzebujemy przede wszystkim nowoczesnych systemów łączności bezprzewodowej, również nowych systemów dowodzenia i kierowania, a także operatywnych systemów logistycznych, które były zawsze piętą achillesową w spadku po Układzie Warszawskim. To jedno, ale nie mniej ważną sprawą jest podjęcie przez amerykańskie grupy przemysłowe koprodukcji z nieźle rozwiniętym, ale zostającym coraz bardziej w tyle polskim przemysłem zbrojeniowym. Ograniczymy się tylko do jednego przykładu. W Świdniku znajduje się potencjalnie największa w Europie fabryka śmigłowców, ale pracuje na ok. 15% swojej wydajności, produkując zresztą nie najnowocześniejsze śmigłowce rodzimych typów, których za granicą już nikt nie kupuje. Potrzeba tu wielkich inwestycji technologicznych i kapitałowych. Może to uczynić tylko strona amerykańska poprzez swoje zaangażowanie. Ale na razie amerykańskie supercobry będą produkowane w znacznie mniej zaawansowanej technicznie fabryce rumuńskiej itd.
Mając bardzo złe doświadczenia z realizacją offsetu za myśliwiec F-16, można było wystąpić w ramach rozmów na temat tarczy antyrakietowej z postulatami natury ekonomiczno-technologicznej. Tak np. zrobili Czesi, którzy uzyskali w swojej fabryce lotniczej na przedmieściach Pragi zastrzyk technologiczno-inwestycyjny dla bardzo głębokiej modernizacji swojego Turboleta. Będą też produkować komponenty do transportowego C-130-Herkules.
Instalacja elementów tarczy antyrakietowej na terenie naszego kraju niewątpliwie jest obiektywnie korzystna również dla strony polskiej. Bo czy to się komuś podoba, czy nie, wiąże nas ona silniej z wielkim sojusznikiem. Dobrze że przy okazji ten kolejny „wielki brat” znajduje się daleko za oceanem, aczkolwiek odległości w dzisiejszym świecie bardzo się skurczyły. Wymachiwania szabelką przez Rosję i groźby nie są bynajmniej czymś nowym. Wypowiedź gen. Bałujewskiego, że Rosja odpowie na budowę elementów tarczy instalacją dodatkowych rakiet krótkiego i blisko-średniego zasięgu w strefie Kaliningradu, nie może nikogo rozsądnego zastraszać. Rosyjskie rakiety klasy Toczka i Łuna już tam od dawna są. Istnieje natomiast prawdopodobieństwo, że w rejon przyszłej bazy zostanie dodatkowo przecelowanych kilka rakiet SS-23 z rejonu Smoleńska, które były dotychczas wycelowane w inne rejony Polski, ale będzie to stan przejściowy na kilkanaście, najwyżej 25 lat. W tym okresie Rosja będzie musiała się zbliżać do NATO, a zapewne około roku 2030 stanie się jego członkiem. Już dzisiaj to wojska NATO, w tym polskie poprzez zaangażowanie w Afganistanie chronią

„miękkie podbrzusze Rosji”

od strony południowej, bo mało prawdopodobne jest, by Rosja mogła sama się obronić od ekspansywnego islamu, który powoli zaczyna dominować w jej byłych republikach azjatyckich.
Tyle o sprawach wielkiej polityki. Natomiast na naszym własnym podwórku, gdzie dominują chaos i nietolerancja, sprawa wygląda w sposób następujący. Bracia Kaczyńscy i ich ludzie boją się wejść w uczciwy dialog ze społeczeństwem i na bieżąco informować o problemach również instalacji antyrakietowej, przedstawić wszystkie za i przeciw i wreszcie przeprowadzić referendum. Ta część społeczeństwa, która głosowała za przystąpieniem do Unii Europejskiej, na pewno opowiedziałaby się za instalacją bazy antyrakietowej, oczywiście przy daleko idących gwarancjach politycznych i militarnych dla strony polskiej. Gorzej natomiast, że obecna władza nie wykazuje się odwagą wobec własnego społeczeństwa i woli grzmieć o szatanie, niż zdobyć się na realistyczne negocjacje z sojusznikiem i uczciwy dialog ze społeczeństwem.
Grupa trzymająca władzę w kraju w dalszym ciągu nie ma najmniejszego zamiaru udzielić społeczeństwu szerszych informacji na temat tarczy antyrakietowej… Ekipę braci Kaczyńskich musiał zatem zastąpić wójt gminy Słupsk. Od kilkunastu dni urzędnicy ambasady USA rozmawiają z nim, informują go o wielu problemach technicznych i innych związanych z instalacją systemu. Natomiast rząd, a w szczególności minister Szczygło o manierach pruskiego kaprala, wścieka się publicznie, że ktoś się ośmielił rozmawiać o tematach podobno zastrzeżonych tylko dla niego… No cóż kompetencje, a raczej brak i cechy ministra z naczelną, czyli serwilizmem wobec braci i arogancją wobec podwładnych znamy… Może wójt okaże się inteligentniejszą i kompetentniejszą osobą.

 

Wydanie: 2007, 33/2007

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy