Żeby Dniepr popłynął na Zachód

Na Polsko–Ukraińskim Forum Gospodarczym mówiono: “Warto zakotwiczyć się w tym kraju”

KORESPONDENCJA Z DNIEPROPIETROWSKA

Czy warto wspierać Ukrainę, która po dymisji prozachodniego premiera Juszczenki jakby odwracała się plecami z Europy? W Dniepropietrowsku, gdzie w pierwszych dniach czerwca zorganizowano Polsko-Ukraińskie Forum Gospodarcze, takie pytanie wywoływało wzruszenie ramion. Trzeba tu robić interesy niezależnie od okoliczności, powtarzano. Do stolicy ukraińskiego przemysłu przyleciało trzema samolotami ponad 200 biznesmenów z Polski. „Każdy płacił po tysiąc dolarów za udział w Forum, a mimo to było o 80 osób więcej, niż zaplanowaliśmy początkowo z Ukraińcami”, powiedział jeden z polskich współorganizatorów spotkania. Nie dotarł tylko… wicepremier Janusz Steinhoff, bo zabronił mu Jerzy Buzek, wyraźnie nie rozumiejący (jak mówili nasi biznesmeni), dlaczego Ukraina jest nam potrzebna.

Chory, ale mocarz
Co takiego jest na Ukrainie, że polski biznes próbuje się tutaj umiejscowić na dobre? Na pewno nie organizacja, nie dojrzałość demokracji. Na pewno też nie struktura gospodarki, bo ta nadal przypomina od strony prawnej ser szwajcarski z tysiącem dziur, które wykorzystują biznesmeni-cwa-niacy i współdziałający z nimi urzędnicy, a od strony praktyki pomieszanie postkomunistycznego bałaganu z technologicznym zapóźnieniem w większości branż.
Dlaczego zatem? „Ukraina jest jak chory człowiek, ale potencjalnie to prawdziwa potęga”, powiedział kiedyś prof. Bohdan Osadczuk, który także był w Dniepropietrowsku. Aleksander Kwaśniewski, razem z Leonidem Kuczmą od czterech lat patronujący spotkaniom Forum Gospodarczego, mówi jeszcze dobitniej: „Ukraina będzie miała w najbliższych 25 latach – ze względu na swoje położenie, potencjał ludzki i ekonomiczny – kluczowe znaczenie dla przyszłości Europy. To nie przesada. Mowa przecież o kraju ponad 50-milionowym, z niezwykle żyznymi ziemiami, węglem i innymi surowcami, położonym pomiędzy Morzem Czarnym a Karpatami, Rosją, Turcją, bogatym w ropę Zakaukaziem i gazową potęgą Turkmenistanu oraz Kazachstanem. O kraju, który ma m.in. właśnie Dniepropietrowsk, przemysłową potęgę już w czasach ZSRR, tak ważną dla radzieckiej Moskwy, że dniepropietrowskie władze układały się z Kremlem bezpośrednio. Czy wiecie, że z tego regionu pochodzili i Nikita Chruszczow, i Leonid Breżniew, a także obecny prezydent Ukrainy, Leonid Kuczma, pytali nas gospodarze. Stal, rakiety kosmiczne, broń wszystkich typów – z czymś takim musi się każdy liczyć”.
Kto zrozumie to szybciej, ten może decydować o rozwoju wydarzeń w skali kontynentalnej.

Między Rosją i światem
Na razie, jak się wydaje, najlepiej rozumieją to Rosjanie. Zachód nie kwapi się do inwestowania na Ukrainie, w ciągu dziesięciu lat wyłożył na przedsięwzięcia nad Dnieprem raptem trzy miliardy dolarów (w Polsce ponad 49 mld). Nie rozumie też Ukraińców. Inaczej postępują Rosjanie. Nie przeszkadza im język, bo po rosyjsku nadal mówi znaczna część Ukraińców. Rrozumieją miejscowe zwyczaje, znają drogi, także te niezbyt legalne, którymi trzeba się na Ukrainie poruszać.
Nie dość, że zakładają tu swoje firmy, to biorą także aktywny udział w prywatyzacji (raczej w wykupywaniu za grosze) ukraińskiego przemysłu. Główny kierunek to stopniowe przejmowanie kontroli nad ważnymi sektorami ekonomiki, sterowane po części polityczną ideą, by utrzymać Ukrainę w strefie tzw. bliskiej zagranicy, czyli pierścieniu państw wokół Rosji – może i niepodległych, ale z suwerennością ograniczoną przez strategiczne interesy Moskwy. Przy braku własnego kapitału i pasywnej postawie Zachodu przychodzi to nawet dość łatwo.

Inwestycje – 1,6%
Polacy na tym tle wyraźnie chcieliby zająć miejsce ważniejsze niż praktyczne efekty ich działań. Rozwinięta przez Aleksandra Kwaśniewskiego idea strategicznego partnerstwa obydwu krajów pozwoliła Polakom pozostać widocznymi na Ukrainie, choć nasze inwestycje w tym kraju to zaledwie 1,6% wszystkich zagranicznych pieniędzy wyłożonych nad Dnieprem. Prezydenci Kwaśniewski i Kuczma spotykają się kilka razy do roku, politycy niższych szczebli też zdążyli dobrze poznać kijowski Kreszczatik. Zabiegamy, np. w Brukseli, o poparcie dla Ukrainy, a nad Dnieprem przekonujemy tutejszą władzę, że nie postradziecka dyktatura i trwanie w starych strukturach, ale reformy są nadzieją dla tego państwa.
Polityczna aktywność bez pieniędzy to nie najlepsza waluta w świecie realiów. Polsko-ukraińskim stosunkom brakuje bazy, mówili uczestnicy Forum. Dlatego tak ważne będzie rozpoczęcie np. budowy ropociągu Odessa-Brody, rozwiązanie sprawy certyfikatów albo utrudnień dla przewożących towary przez naszą granicę.
Nie chodzi tylko o pieniądze, których polskiemu biznesowi też brakuje, ale również o ciągle niedostateczną znajomości Ukrainy. Quiz, kto z polskich uczestników spotkania był dawniej w Dniepropietrowsku, wypadł fatalnie. Prawie nikt nie znał wcześniej dwumilionowej metropolii nad Dnieprem (dotyczy to, poza konsulem, większości pracowników naszej ambasady). I to trzeba zmienić.

 

Wydanie: 2001, 24/2001

Kategorie: Wydarzenia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy