Żeby wygrać, trzeba grać…

Żeby wygrać, trzeba grać…

GTech, potentat w branży hazardowej, już deklaruje, że będzie „agresywnie zabiegać o sukces w przetargu” Totalizatora wartym miliardy złotych. A to oznacza kłopoty…

30 czerwca 2009 r. u stóp pomnika Powstania w Gettcie Warszawskim trwały uroczystości rozpoczęcia budowy Muzeum Historii Żydów Polskich. Dzień był upalny, plastikowe fotele dla oficjeli ustawiono w cieniu drzew. Obok Ministra Kultury Bogdana Zdrojewskiego i prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz siedział Rafał Grupiński, sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Za jego plecami, zasiadł niepozorny starszy pan w okularach. To Wiktor Markowicz, główny sponsor muzeum i jeden z założycieli spółki GTech obsługującej od 1991 r. sieć lottomatów Totalizatora Sportowego.
Nazwę tej amerykańskiej firmy członkowie sejmowej komisji śledczej ds. hazardu niemal na każdym posiedzeniu odmieniają przez wszystkie przypadki. Przez lata opinia publiczna nie wiedziała o istnieniu Markowicza.

Amerykański sen

Kariera Wiktora Markowicza była spełnieniem amerykańskiego snu. Ten wybitny matematyk, urodzony podczas wojny w Tyndzie, w obwodzie amurskim na Syberii, po wydarzeniach marcowych 1968 r. emigrował do Stanów Zjednoczonych. W 1980 r., wspólnie z Guyem Snowdenem i Robertem Sternem, założył w Providence – stolicy najmniejszego amerykańskiego stanu Rhode Island – spółkę GTech Holding Corporation, która szybko stała się światowym liderem wśród firm obsługujących loterie liczbowe, zakłady bukmacherskie i automaty.
Markowicz, który jeszcze w Polsce interesował się teorią gier i rachunkiem prawdopodobieństwa, wykorzystał swoją wiedzę i stworzył oprogramowanie komputerowe pozwalające na obsługę online tysięcy terminali. Była to przełomowa technologia, która zrewolucjonizowała nie tylko hazard, lecz także sektor transakcji finansowych.
W 1983 r. akcje spółki znalazły się w obrocie giełdowym. W roku 1990 Markowicz i Snowden – za pomocą banku inwestycyjnego Donaldson, Lufkin and Jenrette – wykupili pozostałych akcjonariuszy. A dwa lata później, korzystając z hossy, ponownie wprowadzili GTech na giełdę, zarabiając po kilkadziesiąt milionów dolarów.
W połowie lat 90. GTech działał w kilkudziesięciu krajach i mimo ostrej konkurencji kontrolował niemal 70% światowego rynku. Jego komputery obsługiwały loterie, wyścigi i gry losowe od Teksasu po Brazylię.
Polski Okrągły Stół i upadek muru berlińskiego otworzyły dla spółki obszary Europy Środkowo-Wschodniej, zamknięte za żelazną kurtyną. Kilkaset milionów graczy miało szansę stać się pośrednio klientami spółki.
Markowicz przyjechał do Polski, odnowił zerwane kontakty, poznał ludzi ze świata polityki. Był przy tym ostrożny.
Gdy w latach 1990-1991 Barbara Piasecka-Johnson – spadkobierczyni fortuny Johna Sewarda Johnsona, jednego ze współwłaścicieli koncernu Johnson&Johnson – brylowała na salonach i deklarowała, że kupi Stocznię im. Lenina w Gdańsku, on unikał rozgłosu. Żadnych zdjęć, żadnych konferencji prasowych, żadnych dziennikarzy…
7 marca 1991 r. GTech zawarł z Totalizatorem Sportowym umowę na dostawę sprzętu i oprogramowania obsługującego gry liczbowe. Do końca roku w Warszawie i Katowicach zainstalowano 550 jego terminali połączonych z centralą w stolicy. W imieniu monopolisty umowę podpisał ówczesny dyrektor (a obecny członek zarządu Totalizatora), Grzegorz Sołtysiński. Jej wartość wyniosła ok. 2,4 mln dol. Po kilku latach GTech zarabiał w Polsce rocznie kilkanaście milionów dolarów.
W październiku 2001 r. wygasała podpisana przez Sołtysińskiego umowa. Teoretycznie! Jeśli bowiem wierzyć Zbigniewowi Wujcowi, ówczesnemu członkowi zarządu Totalizatora, nie określono precyzyjnie terminu jej zakończenia.
„Toczyliśmy w tym zakresie bardzo długie spory. W zasadzie należało udać się do sądu w Szwecji, aby ustalić czas wygaśnięcia umowy”, oświadczył Wujec w Sejmie 30 marca 2001 r.

Doniesienie do prokuratora

W zorganizowanym wówczas przetargu liczyły się trzy firmy: dwie amerykańskie – GTech i AWI Powerhouse Company oraz norweska Telenor Satellite. Wartość kontraktu szacowano ostrożnie na 250 mln dol.
Media spekulowały, że za GTechem stała ówczesna Unia Wolności. Stronnikami AWI miał być AWS. W tym kontekście padło nazwisko Aleksandry Mietlickiej, pełnomocnika finansowego sztabu wyborczego Mariana Krzaklewskiego. Telenor Satellite był bez szans. Norwegowie w wyższych nadwiślańskich kręgach politycznych mieli opinię szmalcowych, lecz skąpych w dawaniu bokiem.
Wiele musiało się zdarzyć, by wszystko zostało po staremu. Po zajadłych bojach i dziesiątkach publikacji prasowych, których autorzy dawali do zrozumienia, że wszystko zostało ukartowane; po doniesieniu do prokuratury ministra finansów Jarosława Bauca o próbie przekupstwa i unieważnieniu wyników przetargu ówczesna minister skarbu państwa Aldona Kamela-Sowińska w ostatnich dniach maja 2001 r. zatwierdziła renegocjowany kontrakt z dotychczasowym operatorem – firmą GTech.
W 2006 r. Departament Bezpieczeństwa Publicznego stanu Teksas ujawnił w swym raporcie, że w latach 2000-2001 GTech zatrudnił jako konsultanta prof. Józefa Blassa i zawarł z nim szereg umów o łącznej wartości około 20 mln dol. Chodziło – jak podano w raporcie – o „monitoring rządu polskiego”!
Sprawą „monitoringu” miała się zająć prokuratura w Łodzi w 2007 r. Śledztwo ruszyło w listopadzie 2009 r.
Autorzy raportu tymi słowami scharakteryzowali spółkę: „GTech to bardzo agresywna jednostka biznesowa, która w przeszłości chroniła swoje kontrakty poprzez procesy sądowe lub groźbę procesów sądowych i pozyskiwała nowe czasami w wątpliwy sposób”.
Gdy jesienią 2008 r. rozmawiałem o tym z wiceprezydentem GTechu, Robertem Vincentem, przekonywał mnie, że spółka nie toleruje korupcji i stosuje rygorystyczne zasady postępowania, wymagając od pracowników, by działali zgodnie z przyjętym kodeksem.
Owszem, Józef Blass był zatrudniony przez GTech w czasie przygotowań do przetargu na obsługę Totalizatora Sportowego w 2001 r. Jego wiedza i doświadczenie okazały się przydatne. Poza tym GTech nie zgadza się w wielu miejscach z treścią raportu ze względu na zawarte w nim krzywdzące dla firmy opinie.
Po wybuchu afery hazardowej, gdy światło dzienne ujrzały rewelacje dotyczące lobbingu prowadzonego przez spółkę CEC, a nazwa spółki trafiła znów na pierwsze strony gazet, w grudniu 2009 r. Robert Vincent udzielił wywiadu dziennikowi „Polska The Times”, w którym odniósł się do podnoszonych przez dziennikarza kwestii: „Wspieraliśmy natomiast naszego klienta – Totalizator Sportowy”, mówił. Wyjaśnił, że chodziło m.in. o przygotowywanie argumentacji zmierzającej do obniżenia podatków. Na potrzeby pracowników Ministerstwa Finansów GTech urządził także prezentację wideoloterii w siedzibie firmy, która odbyła się 15 lutego 2007 r.
„Tę prezentację zrobiliśmy zresztą na prośbę Totalizatora”, podkreślił Vincent.
Jednak nie to wywarło wrażenie na politykach. Wiceprezydent Robert Vincent zarzucił polskiemu rządowi, że za pomocą rozwiązań podatkowych faworyzuje firmy zajmujące się niskim hazardem. Szczególnie dobitnie zabrzmiały jego ostatnie zdania: „Będziemy więc agresywnie zabiegać o sukces w tym przetargu. Wystartujemy, by wygrać”.

GTech w sądzie

Jesienią 2011 r. wygasa umowa Totalizatora Sportowego z GTechem. Do 29 marca br. narodowy monopolista ma ogłosić przetarg dotyczący wyboru „operatora online”. Uwaga Vincenta, że GTech „będzie agresywnie zabiegać o sukces”, zaciekawiła kilku znajomych polityków. Pytali mnie, jak należy rozumieć zwrot „agresywnie”.
Nie sądzę, by nad Wisłą stało się to, co w połowie lat 90. w Wielkiej Brytanii. Gdy ówczesny prezes GTechu, Guy Snowden, starł się z miliarderem, właścicielem Virgin Group, Richardem Bransonem.
Pod koniec 1995 r. Branson w programie telewizyjnym BBC „Panorama” oskarżył Snowdena, że ten we wrześniu 1993 r. – podczas prywatnej kolacji w jego domu w eleganckiej londyńskiej dzielnicy Holland Park – próbował go przekupić! Oferował łapówkę za wycofanie się z przetargu na organizację National Lottery. Snowden zaprzeczył i nazwał Bransona „wybitnym kłamcą”.
Sprawa miała związek ze zorganizowanym przez rząd Jej Królewskiej Mości przetargiem na organizację Loterii Narodowej. W 1994 r. wygrało go konsorcjum Camelot Group Plc, którego jednym z udziałowców była spółka GTech. Branson, który zorganizował własne konsorcjum, przegrał. Po trzech latach obrzucania się błotem i ujawnieniu kilku pikantnych skandali, 2 lutego 1998 r. BBC podało, że właściciel linii lotniczych Virgin Atlantic i prezes Virgin Group wygrał proces z Guyem Snowdenem. Ten natychmiast zrezygnował z funkcji prezesa GTechu.
O wiele dramatyczniejszy obrót przybrały wydarzenia w Brazylii z początku 2004 r. 13 lutego świeżo wybrany prezydent tego kraju, Luis Inacio Lula da Silva, wywalił z hukiem rządowego doradcę, Waldomira Diniza, po tym jak stacje telewizyjne pokazały nagrane ukrytą kamerą „taśmy prawdy”, na których Waldomiro układa się z niejakim Carlosem Augustem Ramosem. Ramosa przedstawiono jako bicheiro – drobnego cwaniaczka żyjącego z nielegalnego hazardu. Miał on być pośrednikiem między Dinizem – reprezentującym komitet wyborczy Partii Pracujących (Partido dos Trabalhadores), której liderem był prezydent Lula da Silva – a mafijnym półświatkiem zajmującym się prowadzeniem nielegalnych gier. Waldomiro „oczekiwał” od Ramosa od 100 do 300 tys. dol., które miały być przeznaczone na kampanię wyborczą znanych polityków Partii Pracujących.
Jednak prawdziwą bombę odpaliło dwóch dziennikarzy magazynu „Epoca”, Andrei Meirelles i Diego Escosteguy, którzy ujawnili, iż Diniz odbył trzy spotkania z osobami ze ścisłego kierownictwa brazylijskiego przedstawicielstwa GTechu! W ich trakcie jakoby omawiano temat wartego 130 mln dol. kontraktu na obsługę loterii narodowej prowadzonej przez Caixa Economica Federal!
Przedstawiciele amerykańskiej spółki nie zaprzeczali. Owszem, w 2003 r. doszło do takiego spotkania, lecz GTech nie uczestniczył w zmowie korupcyjnej. Przekonywali, że padli ofiarą prowokacji, chciano od nich wyłudzić pieniądze, ale nie ulegli.
Szeroko zakrojone śledztwo nie wykazało, by GTech dopuścił się czynów zarzucanych mu przez media i polityków. Jednak atmosfera wokół spółki zrobiła się tak gęsta, że zapadła decyzja o wycofaniu się z Brazylii.
Z kronikarskiego obowiązku dodam, że podobne oskarżenia wobec amerykańskiej spółki pojawiły się też w Czechach, na Trynidadzie i Tobago oraz w kilku amerykańskich stanach.

Czas lobbystów

Być może podejrzenia o korupcję stanowią nieodłączny element branży hazardowej. Być może w przeszłości zbyt łatwo i bez dogłębnego zbadania spraw oskarżano GTech o „smarowanie”. Cytowana w 1996 r. przez „Wall Street Journal” prokurator Kimberly Guadagno powiedziała o spółce: „Jeśli płacą 20 mln, by kupić dostęp do urzędników publicznych, to musi być w tym coś nie w porządku”. Problem w tym, że prokurator Guadagno w trakcie prowadzonego postępowania niewiele ustaliła.
Nasi politycy, z którymi rozmawiałem o przetargu na obsługę sieci lottomatów Totalizatora Sportowego, są przekonani, że między marcem a czerwcem 2010 r., gdy rywalizacja o wart co najmniej miliard dolarów kontrakt wkroczy w decydującą fazę, będziemy świadkami oskarżeń o sprzedajność i uleganie lobbystom oraz brutalnych starć prawników reprezentujących zainteresowane strony.
Biorąc pod uwagę, że minister skarbu państwa, Aleksander Grad, OSOBIŚCIE objął ów przetarg szczególnym nadzorem, możemy się spodziewać licznych atrakcji. Nie zapomnieliśmy chyba o kuwejckich przygodach pana ministra? Sprawa stoczni, wobec tego, co nas czeka, to pikuś. Dlatego trzeba postawić retoryczne pytanie: jeśli w 2001 r. „monitoring rządu polskiego” w związku z identycznym przetargiem kosztował ok. 20 mln dol., to ile milionów trzeba wyłożyć dziś? Cóż, żeby wygrać, trzeba grać…

Wydanie: 09/2010, 2010

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Is
    Is 13 marca, 2017, 10:02

    Bzdura o wydarzeniach marcowych. Wiktor wyemigrował z rodziną w 1964r

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy