ZIOBROexit

ZIOBROexit

Atak na Unię Europejską przynosi Ziobrze polityczne korzyści. On i jego partyjni towarzysze stają się twarzą polexitu

Zbigniew Ziobro może błyszczeć. Ma 19 posłów i to jest jak polisa najwyższej wartości. Bez tych posłów Jarosław Kaczyński nie miałby większości w Sejmie, co czyni Ziobrę nietykalnym. Ale to dla niego za mało. Chce więcej, chce narzucać prawicy – jak to dziś się mówi – własną narrację, polityczną agendę. I w ten sposób budować swoją pozycję – większego pisowca niż PiS.

Jedna z tych politycznych wojen trwa od sześciu lat – to wojna o sądy. Ale teraz zaczyna ją przebijać inna – wojna z Unią Europejską. Zbigniew Ziobro angażuje się w nią coraz mocniej. Już nawoływał, żeby Polska nie przyjmowała pieniędzy z Funduszu Odbudowy, by ten projekt wetowała. Już nazywał premiera „miękiszonem”. Ziobro widzi, że atak na Unię, jej zohydzanie, przynosi mu polityczne korzyści. Spodziewajmy się zatem ciągu dalszego.

Szeryf Jarka

Na oficjalnej stronie internetowej Solidarnej Polski, bardzo zresztą ubogiej, mamy link „dokumenty do pobrania”. Jak się okazuje, te dokumenty to portrety działaczy SP, w formacie jpg. Inny link nosi nazwę „raporty”. To nazwa myląca, bo został tu zamieszczony tylko jeden raport. Dotyczy on Funduszu Odbudowy Unii Europejskiej. Jego konkluzja jest prosta – Polska nie powinna z tych pieniędzy korzystać. A poza tym Unia tłumi aktywność gospodarczą swoich członków, więc poza nią Polska rozwijałaby się szybciej.

„Polskie władze bezmyślnie i bezrefleksyjnie przyjęły wszystko, co wcześniej wymyślili eurokraci i liderzy decyzyjnych krajów UE – czytamy w raporcie, napisanym językiem skrajnych liberałów od Janusza Korwin-Mikkego. – Fundusz Odbudowy oznacza większą biurokrację, większą rolę państwa (sektora publicznego), ograniczenie mechanizmów rynkowych, większą ingerencję Brukseli w gospodarki państw członkowskich. To z kolei wywoła wzrost zadłużenia publicznego, spowolni odbudowę po koronakryzysie i zwiększy niekorzystne zjawisko korupcji na styku publicznych pieniędzy i prywatnego biznesu”.

Nawiasem mówiąc, to śmieszne czytać taki raport na stronie partii walczącej jak lew o miejsca w spółkach skarbu państwa i frymarczącej milionami publicznych pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości.

Ale cel uświęca środki. Bo ważne jest tu co innego – atak na Unię. A pod jakimi sztandarami, to mniej ważne. Solidarna Polska najgłośniej przecież krzyczy, że Polska na obecności w Unii Europejskiej traci, że jest przez brukselskich urzędników szantażowana, że prowadzą oni przeciwko nam wojnę hybrydową.

Premier Morawiecki może się zaklinać, że polexit to wymyślony przez Platformę fake news, ale i działania jego rządu, i działania Solidarnej Polski prowadzą właśnie w tym kierunku.

Dlaczego tak jest? O co chodzi? Ile w tym gry, a ile autentycznych przekonań? Jak to się dzieje, że mająca 19 posłów partia, która, gdyby wystartowała sama, byłaby bez szans na przekroczenie progu wyborczego, trzęsie wielkim PiS?

Przez całe lata i Zbigniew Ziobro, i jego partia byli kojarzeni z jedną sferą działalności publicznej – z sądami i prokuraturą. Ziobryści domagali się zaostrzenia kar, zwiększenia uprawnień organów ścigania. Na tym Ziobro zbudował na prawicy swoją popularność. Jako szeryf, który nigdy nie ustępuje. A w zasadzie nie szeryf, tylko posłuszny wykonawca woli wodza. Przykładem tej postawy i towarzyszącej jej bezwzględności była sprawa Barbary Blidy. Wiemy z zeznań przed sejmową komisją śledczą, że premier Jarosław Kaczyński organizował nocne zebrania w swojej kancelarii. Tam prokurator generalny Zbigniew Ziobro zapewniał, że ma przeciwko Blidzie mocne dowody, które pozwolą wyjść na innych, jeszcze ważniejszych polityków lewicy.

Skończyło się tragedią. Sprawa śmierci polityczki SLD nigdy nie została do końca wyjaśniona, bo przecież trudno uwierzyć, by Barbara Blida strzeliła do siebie, a potem wytarła broń i schowała ją pod szlafrok. A te rzekomo mocne dowody Ziobry okazały się niczym.

I sprawa Blidy, i kilka innych zbudowały obraz Ziobry jako postaci jednowymiarowej. To zresztą trwało dość długo, bo nawet sześć lat temu, gdy PiS organizowało swój pierwszy rząd, nikt sobie za bardzo nie wyobrażał, jaki inny resort niż Ministerstwo Sprawiedliwości można ziobrystom zaoferować.

Dziś już nie ma z tym kłopotów. Zbigniew Ziobro szybko uczynił ze swojego ministerstwa bazę, która pozwoliła mu wskoczyć na kolejny poziom polityki.

Ministerstwo

Trzeba było ośmiu lat opozycji, by Ziobro ułożył sobie polityczny plan. Najpierw, gdy Beata Szydło kompletowała rząd, Ziobro nie ustąpił nawet o krok i wywalczył Ministerstwo Sprawiedliwości. A potem na jego bazie zbudował swoją pozycję. Już nie szeryfa, ale lidera… No właśnie, jakiego lidera?

Po pierwsze, tego, który chce zrealizować reformę sądów. Było na to społeczne przyzwolenie, Polacy oczekiwali, że wreszcie sądy zaczną szybciej działać, a wyroki będą zrozumiałe dla szerokiej publiczności. Okazało się jednak, że za hasłami usprawnienia pracy sądów, reformy itd. krył się prosty cel – żeby tamtych sędziów wymienić na swoich i zdemontować mechanizmy, które chroniły sędziowską niezawisłość.

Tak wybuchła wojna o sądy, którą prawica prowadzi od sześciu lat. Wojna nieudolna, ale – jak widać – nie jest to specjalnie istotne. Dla Ziobry ważne było, że to on jest twarzą projektu, generałem dowodzącym kampanią, on występuje w mediach i polaryzuje scenę.

Po drugie, Ziobro zrozumiał, że nie może być sam. Samotny szeryf budzi sympatię, ale szeryf z ekipą rewolwerowców budzi sympatię jeszcze większą. W Ministerstwie Sprawiedliwości, i to od razu na stanowiskach wiceministrów, pojawili się młodzi ludzie, pełni zapału i pozbawieni hamulców. Ekipę Ziobry opisywaliśmy już w PRZEGLĄDZIE, więc tylko przypominamy nazwiska. To Jan Kanthak, Sebastian Kaleta, Marcin Warchoł, Michał Wójcik. A także Michał Woś, Patryk Jaki, Jacek Ozdoba, Janusz Kowalski…

W tej grupie tylko Warchoł i Wójcik mają powyżej czterdziestki. Jest ona w ogóle dość jednorodna, wszyscy bowiem prezentowali i prezentują podobną manierę – krytykowali swoich profesorów ze studiów, że wykładali złe prawo, przestarzałe, lewicowe. A gdy parę lat temu Rada Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego odrzuciła kandydaturę Jana Kanthaka na asystenta na tym wydziale, ten wołał w TVN o „dyskryminacji ze względu na to, że pracuje w Ministerstwie Sprawiedliwości”.

Replikował mu wtedy członek rady wydziału prof. Jerzy Zajadło: „Panie Janie Kanthak – w związku z Pana wypowiedzią w programie »Tak jest« uprzejmie informuję, że Rada Wydziału PiA UG odrzuciła Pańską kandydaturę na stanowisko asystenta nie z powodów politycznych, lecz z powodu Pańskich wątpliwych i bardzo niskich kompetencji naukowych. I tyle – Pańskie wypowiedzi w przestrzeni publicznej utwierdzają mnie w przekonaniu, że nasza zbiorowa decyzja była ze wszech miar słuszna. Proszę więc zrezygnować z wszelkich własnych iluzji na ten temat”.

Podobnych zderzeń ludzie z ekipy Ziobry mieli więcej. Ale zupełnie nie zbijało ich to z tropu. Większość z nich to działacze prawicowych młodzieżówek, przyjęli prostą zasadę: wywołujemy wojnę i stajemy na czele armii. Przejmujemy narrację. A w czasie wojny milczą muzy, milczą prawa, liczy się odwaga.

Tak było w wojnie o sądy – gdy Ziobro nie pozwolił, by spór został wyciszony choćby na chwilę. Cały czas wołał, że walczy z „kastą”, z „sędziowskim Bizancjum” i powstrzymuje „sędziowski zamach na demokratyczny ustrój RP”.

Trendsetterzy

Budując Solidarną Polskę, Ziobro postawił na młodych, ambitnych działaczy. Oni zaś postawili na niego, wiedząc, że przez struktury PiS przebijaliby się latami.

Klasyczna jest tu kariera Michała Wosia, urodzonego w roku 1991. W 2014 r. był już radnym Raciborza. A potem wystrzelił w górę jak rakieta – został doradcą ministra sprawiedliwości, szefem jego gabinetu, podsekretarzem stanu, ministrem w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, ministrem środowiska, a teraz jest sekretarzem stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości. Gdyby chciał zaplanować karierę poprzez młodzieżówkę PiS, może byłby w zarządzie województwa śląskiego.

Na to wszystko nałożyła się jeszcze jedna sprzyjająca okoliczność. Ziobryści politycznie dojrzewali w czasach późnego Tuska i Ewy Kopacz, kiedy Platforma nie była już w stanie niczego z siebie wygenerować. Była wyjałowiona programowo.

Na tym tle życie programowe prawicy lśniło. PiS organizowało wielkie konferencje. Działały kluby, think tanki. Ale to wszystko się skończyło, gdy PiS wzięło władzę, a działacze zaczęli się układać na zdobytych posadach, rozgadane towarzystwo przestało wtedy być potrzebne. Skorzystali z tego Ziobro i jego ludzie. Ich zasada działania była prosta: przejmujemy jakąś istotną, budzącą emocje sprawę, stajemy się adwokatem jednej ze stron i jedziemy.

Pierwszą taką sprawą, w którą zaangażowali się liderzy Solidarnej Polski, była warszawska reprywatyzacja. Brylował tu Patryk Jaki, wówczas wiceminister sprawiedliwości, który nawet przedstawił własny projekt stosownej ustawy. Potem Jaki został szefem komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji. Badał, przesłuchiwał, towarzyszyły temu kamery. Efekt tych prac nie poraża. Projekt ustawy reprywatyzacyjnej przepadł, Kaczyński go nie podjął. Dorobek komisji weryfikacyjnej też jest nieduży. Owszem, podokuczano Hannie Gronkiewicz-Waltz, ale poza tym niewiele załatwiono.

Za to Jaki najpierw startował na prezydenta Warszawy, a potem, gdy przegrał w I turze z Rafałem Trzaskowskim, znalazł się na liście do Parlamentu Europejskiego. I od roku 2019 jest europosłem. Lans się udał.

Ekipa Ziobry poszła za ciosem. W wojnie kulturowej, którą prawica wytoczyła Polsce, ziobryści znaleźli się na czołowych miejscach. Pierwsi bronią Rydzyka i Radia Maryja, pierwsi atakują „ideologię gender” oraz „ideologię LGBT”. A teraz pierwsi atakują Brukselę i obecność Polski w Unii Europejskiej.

Nasz główny wróg

Jakiś czas temu można było się łudzić, że atak ziobrystów na Unię to w zasadzie przypadek, odprysk wojny o sądy. Ponieważ unijne instytucje stanęły w obronie niezależności polskich sądów, znalazły się na kursie kolizyjnym z Solidarną Polską. Ten konflikt wzmocniony został jeszcze innym sporem – między Zbigniewem Ziobrą a Mateuszem Morawieckim.

Ale rychło się okazało, że dla Solidarnej Polski Unia Europejska stanowi znakomite pole do politycznej ekspansji. Dzieje się tak, ponieważ duża część polskiej prawicy jest wrogo nastawiona do Unii. Dla jednych to „eurokołchoz”, „eurosocjalizm” itd. Dla drugich – emanacja Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Tak o Unii mówił Lech Kaczyński…

Z jednej strony mamy zatem ideologiczne uprzedzenia, z drugiej – narodowe fobie. Do tego dorzucić można różne kompleksy, ożywiane informacjami typu: Unia nas nie szanuje, Unia na nas zarabia. W ten sposób możemy zebrać kilkadziesiąt procent wyborców, do których przemówi obietnica „twardego” postępowania z Unią.

Ziobro i ziobryści na to stawiają. Jesteśmy więc świadkami ich wielkiej antyunijnej ofensywy. Oni zresztą wierzą, że to im się opłaca. „Jestem przekonany, że ruch eurosceptyczny będzie rósł. Nie wykluczam, że w ciągu najbliższych 10 lat kwestia referendum (w sprawie wyjścia Polski z UE – przyp. aut.) pojawi się na polskiej agendzie”, mówił niedawno poseł Janusz Kowalski. I, jak widać, bardzo pilnuje, by być politycznym beneficjentem tego wzrostu.

Oto zresztą wybór wypowiedzi Kowalskiego z ostatnich tygodni:

  • „Jeśli uznamy, że polskie interesy nie mogą być zrealizowane przez Unię Europejską, bo UE ingeruje w polski porządek konstytucyjny, narzuca nam np. korzystanie z gazu zamiast polskiego węgla (…), to trzeba zadać sobie pytanie, czy UE jest dobrym miejscem dla Polski”.
  • „Jestem eurorealistą i zdecydowanie odrzucam tę propagandę, że UE jest dobrym wujkiem. Unia nas łupi, czekają nas podwyżki cen energii i ciepła, miliardy złotych są wytransferowywane rocznie z polskich firm na jakieś parapodatki unijne”.
  • „Będzie nam narzucona bardzo wroga ideologia gender, LGBT, rzeczy, które są niegodne. Nie ma mojej zgody na to, żeby szantażować polskie samorządy, które chronią polską rodzinę. Ideologia gender jest największym zagrożeniem dla dziecka. Panowie Krzysztof Śmiszek czy Robert Biedroń wspierają postulaty adopcji dzieci przez pary homoseksualne. To jest właśnie ta ideologia”.
  • „W 2003 r. zagłosowałem za wejściem Polski do UE. Gdyby dzisiaj było referendum, zagłosowałbym przeciwko wejściu do Unii, która kojarzy mi się z ubóstwem energetycznym oraz agendą gender i LGBT”.
  • „Polska traci finansowo na członkostwie w UE (vide koszty polityki klimatycznej). Niemcy, których partnerem nr 1 jest Rosja, rządzą w UE (vide Nord Stream). KE łamie unijne traktaty (vide ataki na PL). Czas na rzetelną ocenę, czy ścieżka brytyjska nie jest dla PL lepsza”.

Dość głośnym echem odbił się również niedawny raport, który zaprezentował Patryk Jaki. Według tego raportu Polska straciła na członkostwie w Unii Europejskiej 535 mld zł. Raport Jakiego po stronie korzyści pokazuje bezpośrednie wpłaty do polskiego budżetu (593 mld zł), a po stronie strat – transfer zysków unijnych firm do krajów macierzystych (981 mld zł) oraz negatywny dla Polski bilans handlowy wynoszący 147 mld zł. Łącznie więc jesteśmy 535 mld zł na minusie.

„Ważne jest to, byśmy mieli uczciwą dyskusję i uczciwe liczby”, mówił Patryk Jaki, prezentując raport. Tymczasem już parę godzin później wiarygodność owego dokumentu została zrównana z ziemią. Bo okazało się, że jego twórcy przeoczyli całą masę wskaźników – więc jeśli chodzi o polską obecność w UE, to jesteśmy nie 535 mld zł na minusie, tylko prawie 2 bln zł na plusie.

Ale przecież nie ma to większego znaczenia, mało kto ma głowę, by śledzić raporty i kontrraporty. Dla eurosceptyków konferencja Jakiego jest jak tlen, oni będą to powtarzać i w te liczby wierzyć.

Od tych działań nie dystansuje się Ziobro. „Obecność w Unii, ale nie za wszelką cenę”, mówi. Ubolewa, że unijne instytucje szantażują Polskę i chcą podważyć jej suwerenność.

I to się nie zmienia. Solidarna Polska ma wroga. Konsekwentnie przesuwa się na pozycje antyunijne, Zbigniew Ziobro i jego partyjni towarzysze stają się twarzami polexitu. To ma ich wyróżniać, polexit ma być częścią wojny kulturowej, na której czele chcą stanąć, to ma im zapewnić polityczną nieśmiertelność. Bo „ruch eurosceptyczny będzie rósł”. Z ich punktu widzenia gra jest warta świeczki.

r.walenciak@tygodnikprzeglad.pl

Fot. REPORTER

Wydanie: 2021, 43/2021

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy