Złodziejski raj

Złodziejski raj

Złodzieje sklepowi najczęściej kradną na zamówienie. Niektórzy zarabiają po kilka tysięcy złotych miesięcznie

Najwięcej złodziei kradnie w soboty i niedziele. W sklepach tłok, trwają promocje, pracownicy są zmęczeni. Złodzieje wykorzystują to na praktycznie bezkarne buszowanie po centrach handlowych. – Ostatnio złapałem trzydziestu. Wszyscy kradli perfumy – opowiada Piotr, który pracuje jako detektyw sklepowy w warszawskiej Galerii Mokotów, olbrzymim kompleksie sklepów. – Nie działają sami. Jeden zaznacza towar, drugi odwraca uwagę, a trzeci kradnie.
“Galeria” czynna jest od niedawna. Wielu warszawskich złodziei przeniosło się właśnie do tego centrum handlowego. – To już prawidłowość, że jak powstaje nowy sklep, to od razu pojawiają się w nim złodziejskie “wygi”. Nowy sklep, nowi ochroniarze, istny raj dla przestępców – uważa Piotr.
Marek pracował przez rok jako ochroniarz w Domach Towarowych “Centrum”. Kradzieże zdarzały się codziennie, mimo że przy każdych drzwiach stoją ochroniarze. Złodzieje mają swoje sposoby. W toaletach, przymierzalniach po zamknięciu pracownicy znajdują setki pustych opakowań po perfumach, stikery (zabezpieczenia). Najnowszym sposobem na neutralizację piszczących bramek jest włożenie skradzionego towaru do torby wyłożonej od wewnątrz folią aluminiową do pieczenia.
– Dziennie ginie towar na około 10 tys. złotych – mówi Marek. – Dlatego nie oszczędza się na ochronie. Średnio w miesiącu moi koledzy i ja odzyskiwaliśmy produkty za 12 tys. złotych.

Kieszonkowiec
na emeryturze

Najczęściej giną ubrania i kosmetyki. – Kilka miesięcy temu złapaliśmy kolesia, który miał na sobie dwa garnitury firmy Jaguar – po 2 tys. za sztukę. Poszedł do przymierzalni, zaczął rozbezpieczać, część założył na siebie. Ekspedientka zauważyła przez szczelinę pomiędzy zasłoną a ścianką przebieralni, że mężczyzna na garnitury próbuje założyć swoje ubranie – mówi Marek.
W “Galerii” jest ponad 50 kamer.
– Z kamer trudno jest uchwycić moment samej kradzieży – opowiada Piotr. – Można natomiast wytypować podejrzanego i śledzić jego ruchy, robić zbliżenia. Jakiekolwiek podejrzenie, dziwne zachowanie, zerkanie na ekspedientki, stawanie bardzo blisko półek i człowiek jest już dokładnie przeczesywany na bramce.
Złodzieje grasujący w sklepach średnio w miesiącu na kradzieżach zarabiają około 5 tys. złotych. Mają stałych odbiorców, kradną na zamówienie: perfumy, konkretne płaszcze, kurtki, buty. Towar ze sklepów albo trafia na warszawskie targowiska, albo w okolicznych barach jest rozchwytywany przez stałych bywalców. – Kiedyś, już po pracy, siedziałem w pubie. Do baru podszedł mój znajomy złodziej i bez żenady wyłożył na blat kilkanaście flakonów perfum. Barmanki wybierały te, które im się podobały. Chłopak dostał połowę ceny sklepowej – opowiada jeden z ochroniarzy.
Najczęściej kradną młodzi. Bywa jednak, że złodziejami są osoby starsze, nawet matki z dziećmi. Kobieta z małą dziewczynką ukradła kilkanaście bluzek. Cześć z nich owinęła wokół tułowia dziecka. Sama przez bramkę przeszła bez piszczenia. Wyszła na zewnątrz i machała do córki, żeby i ona również przeszła przez bramki. Stikery zadziałały. Dziewczynka zaczęła płakać, gdy w jej kierunku rzucili się ochroniarze. Matki już dawno nie było. Uciekła. Po kilku godzinach wróciła zalana łzami. Bluzki już sprzedała, była naćpana. – I co miałem zrobić z dzieckiem? Oczywiście, że ją puściłem – mówi szef ochrony jednego z bardzo drogich sklepów z ubraniami.
Inny z ochroniarzy wspomina starszego mężczyznę, który miał na sobie dwie pary damskich spodni. A na tym zwykłe spodnie. – Był grubo ubrany i to wzbudziło moje podejrzenia. Poprosiłem, żeby rozpiął kurtkę. Wziąłem go na wartownię. Tłumaczył, że te damskie spodnie to kalesony.

Dorabianie po godzinach

Markowi, ochroniarzowi z DT “Centrum”, podczas szkolenia wciąż powtarzano: najwięcej kradnie pracownik.
W Geancie popularną metodą kradzieży jest wyjazd wózkiem napakowanym towarem bez płacenia.
– Wiem, że moja koleżanka zarabia w ten sposób do 500 złotych miesięcznie – opowiada Elżbieta, kasjerka. – Weszła w spółkę z dwoma znajomymi z podwórka. Ci, kilka razy w miesiącu, przychodzą do supermarketu i ładują do wózka produkty za 1 tys. złotych. Idą potem do kasy, w której pracuje umówiona osoba. Ta kasuje tylko wartość kilku towarów. Pozostałe są rozbrajane z zabezpieczeń i przekładane obok bramki. Drugi ze złodziei odwraca uwagę innych osób stojących w kolejce do kasy. Może się przecież wydać dziwne, że za pełny wózek płaci się tylko 20 złotych. Koleżanka dostaje za to 100 złotych.
Na kradzieżach zarabiają też pracownicy stoisk. Bywa, że sprzeda się poza okiem kamery jakiemuś klientowi pilota od telewizora. – Ale największym wyczynem było wyniesienie zmywarki za ponad 4 tys. złotych. W tym musiał maczać palce pracownik – mówi Darek, były kierownik stoiska z RTV/AGD w ursynowskim Geancie. – Pracownicy kradną najczęściej rano, przed przybyciem klientów. Drobne produkty, takie jak śrubokręty, kasety DVD, płyty CD chowa się za spodnie. Te większe, jak na przykład pralki, zarysowuje się czymś ostrym. Taki towar jest od razu przeceniany i umówiona osoba od razu go kupuje za cenę o 20% niższą.

Skromni wyżeracze

Oprócz złodziei plagą w supermarketach są – jak ich nazywają ochroniarze – “wyżeracze”. Nie przybrało to jeszcze takiego rozmiaru jak w Argentynie (patrz: ramka), ale wiele osób traktuje supermarkety jak bezpłatne jadłodajnie. Pieczony kurczak zakupiony na terenie sklepu niezbyt często ląduje na taśmie przy kasie.
Personel sklepów rzadko reaguje na takie praktyki. Łatwo bowiem o wywołanie zamieszania i wypłoszenie innych klientów. A “wyżeracze” zjadają wszystko: gorące bułeczki, jogurty, owoce, serki. Niektórzy popijają to coca-colą, mlekiem albo wódką. – Ale najbardziej zdziwiłem się, gdy zobaczyłem pana, który nieporadnie, śrubokrętem otwierał puszki z sardynkami w oleju. Cały się przy tym pochlapał – opowiada pracownik Leclerca.
Pracownicy supermarketów zgodnie jednak przyznają, że wyjadacze traktowani są raczej wyrozumiale.

Pała na złodzieja

W większości przypadków jedyną konsekwencją kradzieży jest pouczenie. Przy kradzieży towarów o wartości powyżej 250 złotych wzywa się policję. Nie zawsze tak się jednak dzieje. Nie ma na to czasu. I jest raczej bezcelowe. – Złapałem narkomana z perfumami. Ciułał na działkę heroiny. Był tak zamroczony, że wlazł na mnie z towarem. Pojechałem z nim na komisariat, złożyłem zeznania. Na drugi dzień znów go złapałem. Zacząłem z nim rozmawiać. Okazało się, że wyszedł z komisariatu wcześniej niż ja – mówi Marek.
Żeby znaleźć dobrze ukryty towar, trzeba człowieka rozebrać. – Złodziej jest w szoku, zastraszamy go. Grozimy policją, pałą, powiadomieniem rodziców – opowiada Piotr z “Galerii Mokotów”.
Agencje ochroniarskie próbują walczyć też innymi metodami. W hipermarkecie Hit na warszawskich Kabatach potencjalnych złodziei ostrzega się, że będą musieli zapłacić 100 złotych opłaty manipulacyjnej. To ma być wynagrodzenie dla sklepu za czas, jaki poświęca się na złodzieja. Tak naprawdę jednak tego się nie egzekwuje. Chociaż w Niemczech, jeżeli kradzież nie przekracza sumy 50 marek, złodziej uiszcza taką opłatę. Uzyskane w ten sposób pieniądze sklepy przeznaczają na wzmocnienie ochrony.
Innym sposobem walki jest wywieszanie zdjęć złapanych złodziei. To jest jednak niezgodne z prawem. A najbardziej kontrowersyjną metodę zaproponował właściciel niewielkiego sklepu spożywczego, który przed swoim sklepem ustawił klatkę i zapowiedział, że trafi do niej każdy złodziej przyłapany w jego sklepie. Przed supermarketami, które są istnym eldorado dla złodziei, takie klatki bardzo szybko by się zapełniły.


Przed dwoma laty w Argentynie, która przechodzi kolejny głęboki kryzys gospodarczy, niewinne, ponieważ niezbyt częste, przypadki podjadania czekoladek lub innych smakołyków przez klientów supermarketów zaczęły stawać się prawdziwą plagą. Pojawiały się całe grupy podjadaczy. “Przychodzą setkami, wypełniają całe alejki w działach żywnościowych i jedzą tak długo, aż na półkach pozostaną tylko puste opakowania. Jesteśmy bezsilni wobec tego zgłodniałego tłumu” – skarżył się dziennikarzom w Buenos Aires dyrektor jednego z marketów Wal-Mart.
Wkrótce “wyjadanie” przybrało formę zorganizowanego “ruchu nachodzenia supermarketów”, a grupy wyjadaczy liczyły 300-400 osób. Były działacz związkowy, Raul Castells, uważany za przywódcę ruchu w stolicy Argentyny, powiedział agencji Reutersa: “Nigdy nie wynosimy w kieszeniach, ani w rękach, tylko w naszych żołądkach”. Zostało to przyjęte jako żelazna zasada. Sami uczestnicy ruchu pilnują, aby nikt się nie wyłamał, ponieważ wówczas można by oskarżyć nas o złodziejstwo”.
Ideolog “ruchu nachodzenia supermarketów” uzasadnia: “Argentyna jest jednym z największych na świecie producentów żywności i nikt tu nie powinien cierpieć głodu: dla nakarmienia tych, którzy cierpią w naszym kraju głód, zupełnie wystarczyłyby produkty, które na co dzień są niszczone przez supermarkety jako przeterminowane”.
Ta argumentacja podchwycona została przez… argentyńską policję, która uznała sprawę za beznadziejną. “Jak można ukarać za “wyjadanie” bezrobotnego biedaka? Aresztem z pełnym wyżywieniem?” – zastanawiał się komendant jednego ze stołecznych komisariatów.
Policja, która nie może sobie poradzić z tłumami nachodzących supermarkety, w wielu przypadkach doradza ich menedżerom wydawanie biedakom darmowych produktów. Niektóre sieci w Buenos Aires w akcie wymuszonej dobroczynności wysyłają całe ciężarówki ryżu, makaronu i pieczywa do dzielnic biedoty, gdzie te produkty są prosto z samochodów rozdawane ludności. (ik)


Aldona Figura, prawnik w Stołecznym Klubie Federacji Konsumentów:

Kwestie, co wolno ochroniarzowi, a czego nie, reguluje ustawa z 22.08.1997 roku o ochronie osób i mienia. Ochroniarz ma prawo do ujęcia osób stwarzających w sposób bezpośredni zagrożenie dla życia i zdrowia ludzkiego, a także dla chronionego mienia w celu niezwłocznego oddania tych osób policji.
Ochroniarz może zatem dokonywać zatrzymań, jeżeli ma uzasadnione podejrzenie, że osoba popełniła przestępstwo. Nie może jednak takiej osoby przeszukać bez jej zgody. Musi wezwać policję.

Wydanie: 04/2001, 2001

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy