Zmartwychwstanie Warszawy

Zmartwychwstanie Warszawy

Odbudowa stolicy była nie mniej narodowa niż powstania: kościuszkowskie, listopadowe, styczniowe czy warszawskie.

Marmurowa tablica na fasadzie kamienicy Simonettich przypomina: „Rynek Starego Miasta. Pomnik kultury narodowej i walk rewolucyjnych ludu Warszawy, zwalony w gruzy przez faszystowskich okupantów w 1944 r., rząd Polski Ludowej z ruin podźwignął i narodowi przywrócił w latach 1951-1953”.
Odbudowa Warszawy była możliwa jedynie pod warunkiem, że pozostanie ona stolicą Polski, siedzibą władz państwowych. Tylko stołeczność gwarantowała zgromadzenie gigantycznych środków materialnych i organizacyjnych, pozwalających na podźwignięcie miasta z ruin. Choć 3 stycznia 1945 r. Krajowa Rada Narodowa – na jej czele stał prezydent Bolesław Bierut – podjęła uchwałę o pozostawieniu Warszawy stolicą Polski, a 13 stycznia podobną decyzję przyjął Rząd Tymczasowy Rzeczypospolitej Polskiej kierowany przez Edwarda Osóbkę-Morawskiego, sprawa nie była wcale przesądzona.

Przystanek Łódź

Zrujnowana Warszawa miała konkurentkę – Łódź. To duże miasto, położone centralnie w zaplanowanym kształcie terytorialnym powojennej Polski, kusiło członków rządu lubelskiego – poza robotniczym rodowodem – ważnymi względami praktycznymi. Jeszcze przed wyzwoleniem Łodzi (19 stycznia 1945 r.) było oczywiste, że znajdą się tu setki wolnych gmachów nadających się na siedziby urzędów centralnych i tysiące pustych mieszkań należących do zgładzonych Żydów oraz Niemców, które mogliby zająć urzędnicy.
Powojenna Łódź tętniła stołecznością – przeniesiono tu wiele instytucji państwowych, powstały uniwersytet i politechnika, działały wydawnictwa, muzea, kina. Jak grzyby po deszczu wyrosły teatry. Po Piotrkowskiej przechadzali się sławni pisarze i poeci, największe gwiazdy sceny i kina. Filmowa stolica Polski to pozostałość po tamtych czasach.
Michał Osóbka-Morawski we wspomnieniu o ojcu („Gazeta Wyborcza” z 9 stycznia br.) napisał: „Bierut był zdania, że stopień zniszczenia miasta uzasadniał przeniesienie stolicy, i jako propozycję podawał Łódź. Mniejszość Rady Ministrów, której przewodził mój Ojciec, upierała się za odbudową Warszawy. Przy braku porozumienia sprawa (…) oparła się o Stalina, który stanął po stronie Ojca”. 25 stycznia 1945 r., po powrocie z Moskwy, Bierut zakomunikował rządowi lubelskiemu, że Stalin opowiedział się za szybką odbudową Warszawy i gotów jest udzielić pomocy. Oświadczył, że razem z premierem Osóbką-Morawskim uznali, że powinni niezwłocznie przenieść się do Warszawy, by swoją „obecnością i wpływem zabezpieczyć jak najszybszą odbudowę stolicy”.

Następca Starzyńskiego

Na początku lutego 1945 r. Krajowa Rada Narodowa i Rząd Tymczasowy przeprowadziły się z Lublina do wielkiego gmachu dyrekcji PKP na Targowej – głównej warszawskiej ulicy w pierwszych latach po wyzwoleniu. Marian Spychalski, pierwszy po Stefanie Starzyńskim prezydent Warszawy, uznał przeprowadzkę za osobisty sukces. „Poczułem się szczęśliwy, kiedy udało mi się przyczynić do przekonania kierownictwa politycznego i centralnych władz państwowych o konieczności przeniesienia stolicy rządu do Warszawy”, pisał w wydanych w 1983 r., już po jego śmierci, wspomnieniach.
Spychalski był prezydentem miasta od 18 września 1944 r. do 5 marca 1945 r. Ten przedwojenny komunista, urodzony i wychowany w Łodzi, nie dopuszczał myśli o przeniesieniu stolicy. W 1931 r. ukończył Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej. Jeszcze jako student otrzymał nagrodę w konkursie „Tanie domy robotnicze w Poznaniu”. W Warszawie pozostawił po sobie korty Legii. Spychalski był przede wszystkim urbanistą. W 1935 r. został kierownikiem Pracowni Planu Ogólnego przy Wydziale Planowania Miasta – tej strukturze Stefan Starzyński poświęcał najwięcej uwagi. Projekt rozwoju Warszawy wykonany pod kierunkiem Spychalskiego zdobył złoty medal na wystawie światowej w Paryżu w 1937 r.
Wspominając „praski” okres prezydentury, Spychalski pisał: „Pracowałem wówczas bez wytchnienia nad planami przywrócenia życia stolicy po jej wyzwoleniu”. Nazajutrz po oswobodzeniu Warszawy przyjechał z Lublina Józef Sigalin. Syn żydowskiego warszawskiego fabrykanta, przed wojną student architektury, a w czasie wojny żołnierz Armii Radzieckiej i Dywizji im. T. Kościuszki, był kierownikiem grupy operacyjnej „Warszawa”, dokonującej lustracji zniszczonej stolicy. Gdy 18 stycznia na placu Zamkowym Sigalin dostrzegł przed gazikiem, którym jechał, zasypaną śniegiem postać, krzyknął do kierowcy: „Stój, trup na drodze!”. Nieboszczykiem okazał się zrzucony z kolumny posąg Zygmunta III Wazy.

Papa BOS

W grupie operacyjnej poza Sigalinem znaleźli się prof. Lech Niemojewski, prezes Zarządu Tymczasowego Stowarzyszenia Architektów RP, a w czasie okupacji wykładowca na konspiracyjnych kompletach architektonicznych, oraz Bohdan Lachert, czołowy przedwojenny awangardzista. Odnaleźli oni prof. Jana Zachwatowicza (w okresie okupacji kierował on m.in. – z ramienia Delegatury Rządu na Kraj – przygotowaniem służb konserwatorskich do pracy przy odbudowie). Sigalin, który pozostał w pamięci potomnych jako gorliwy rzecznik socrealizmu, zaproponował Spychalskiemu powołanie Biura Organizacji Odbudowy Warszawy na czele z Zachwatowiczem, głównym „zabytkowiczem” – zwolennikiem wiernej odbudowy jak największej części przedwojennej Warszawy. Miało to miejsce 24 stycznia 1945 r.
Biuro Organizacji Odbudowy Warszawy było zalążkiem utworzonego 14 lutego Biura Odbudowy Stolicy. Kierował nim Roman Piotrowski, nazywany „papą BOS-em”. Piotrowski był architektem o uznanej przed wojną renomie (jego dziełem są m.in. modernistyczny gmach Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Gdyni i awangardowe osiedle domów dla pracowników ZUS na warszawskim Żoliborzu). Na czele Wydziału Architektury Zabytkowej BOS stanął prof. Zachwatowicz, który był także generalnym konserwatorem zabytków. Biuro było potężną instytucją, zatrudniało półtora tysiąca osób.
Gdy w marcu 1945 r. gen. Spychalskiego wezwano ponownie do wojska, na stanowisku prezydenta zastąpił go przedwojenny socjalista Stanisław Tołwiński. Kierował stolicą przez pięć lat – w okresie, który miał decydujące znaczenie dla jej odbudowy. 11 grudnia 1921 r. Tołwiński był uczestnikiem zebrania założycieli Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Jej celem zapisanym w statucie było „dostarczanie członkom do użytkowania tanich, zdrowych i odpowiednio urządzonych mieszkań”. Miały one uwolnić lokatorów – żyjących z własnej pracy, głównie robotników – od „wyzysku kamieniczników”.

Dekret dla miasta

24 maja 1945 r. przyjęto Dekret o odbudowie m.st. Warszawy, powołujący Naczelną Radę Odbudowy pod przewodnictwem prezydenta Bieruta. Odbudowa stolicy stawała się jednym z głównych priorytetów odradzającego się państwa polskiego.
Zasługi prezydenta w odbudowie uznają także krytycy powojennej wizji rozwoju miasta. Tomasz Markiewicz, varsavianista, współautor wystawy „Budujemy nowy dom”, prezentowanej w Warszawie do końca ubiegłego roku, oceniając Bieruta, stwierdził: „To na pewno nie był człowiek głupi czy prymitywny. Czuł też respekt wobec ludzi nauki, architektów”. Markiewicz przypomniał, że prof. Janowi Zachwatowiczowi z BOS „udało się przekonać Bieruta, że wokół odbudowy dzielnicy zabytkowej można zjednoczyć polskie społeczeństwo i warszawiaków”.
26 października 1945 r. Bolesław Bierut podpisał Dekret o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m.st. Warszawy. Art. 1 stanowił: „W celu umożliwienia racjonalnego przeprowadzenia odbudowy stolicy i dalszej jej rozbudowy zgodnie z potrzebami Narodu, w szczególności zaś szybkiego dysponowania terenami i właściwego ich wykorzystania, wszelkie grunty na obszarze m.st. Warszawy przechodzą z dniem wejścia w życie niniejszego dekretu na własność gminy m.st. Warszawy”.
Dokument nazwano niesłusznie dekretem Bieruta – powstał on z inicjatywy ministra odbudowy Michała Kaczorowskiego, specjalisty w dziedzinie planowania przestrzennego i urbanistyki, przed wojną wiceprzewodniczącego Komisji Planowania Regionalnego Warszawy, współorganizatora Towarzystwa Osiedli Robotniczych – organizacji rządowej, mającej na celu rozwój budownictwa mieszkaniowego dla lokatorów o średnich i niższych dochodach.
W drugiej połowie lat 30. władze Warszawy miały ok. 4% gruntów miejskich – dla porównania władze Torunia były właścicielami 24% gruntów, Poznania – 17%, Krakowa – 12%. Komisaryczny prezydent Stefan Starzyński nie mógł zrealizować śmiałych wizji urbanistycznych, przeprowadzić szerokich arterii komunikacyjnych, bo wymagało to wykupienia drogich gruntów od rzeszy prywatnych właścicieli. Choć Żoliborz, przyłączony w 1916 r. do Warszawy, w okresie międzywojennym rozwijał się bardzo szybko, to dopiero pod koniec lat 30. udało się tę dzielnicę sprawnie skomunikować z centrum miasta. Wykupienie terenów pod niespełna kilometrowy odcinek ulicy Bonifraterskiej pochłonęło połowę rocznych wydatków inwestycyjnych miasta.

Talon na buty i marzenia

Dekret Bieruta – jak podkreślał prof. Adolf Ciborowski (naczelny architekt Warszawy w latach 1956-1964, a potem m.in. doradca ds. planowania przestrzennego w Sekretariacie ONZ) – „oznaczał w praktyce natychmiastowe przejęcie przez miasto całego obszaru śródmieścia i większości uzbrojonych terenów w dzielnicach pozaśródmiejskich. W ten sposób zniesiona została jedna z głównych przeszkód ograniczających możliwość planowania odbudowy. (…) Dekret usunął trudności natury prawnej, związane (…) z przebijaniem nowych arterii, z budową jednolicie zaprojektowanych zespołów mieszkaniowych”.
Już na początku marca pracownicy BOS przedstawili prezydentowi Bierutowi koncepcję przywrócenia stolicy do życia. „W ciągu ośmiu tygodni od wyzwolenia, w najtrudniejszych warunkach 1945 r., zdołano opracować szkicowy plan, który określił podstawowe zasady odbudowy i rozwoju miasta. Stało się to możliwe dzięki wykorzystaniu konspiracyjnych prac prowadzonych w Warszawie podczas wojny. Okres okupacji przyniósł bowiem bogaty dorobek studiów urbanistycznych. Wśród łapanek ulicznych, nocnych rewizji i terroru gestapo urbaniści warszawscy opracowywali projekty przyszłego rozwoju miasta”, pisał Stanisław Jankowski, architekt, cichociemny, w powstaniu warszawskim dowódca oddziału, ps. „Agaton”, po jego upadku adiutant w oflagu gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego. „Agaton”, który podjął pracę w BOS po powrocie z Anglii w 1946 r., oddał we wspomnieniach klimat tamtych czasów: „Ludzie BOS – najszczęśliwsi warszawiacy tamtych lat. Zaczęli zgłaszać się na Chocimską 33 już z początkiem lutego 1945. Dostawali bochenek chleba, talerz gorącej zupy, talon na buty i możliwość realizowania najśmielszych marzeń”.
Entuzjazm w tamtych czasach oczywiście nie występował jedynie wsród pracowników BOS. Można rzec, że rozpoczęta tuż po wyzwoleniu odbudowa Warszawy była pewnego rodzaju patriotycznym pospolitym ruszeniem. Do odbudowy przystąpili nie tylko architekci i inni fachowcy zatrudnieni (tylko przy budowie Trasy W-Z było ich 6 tys.) w instytucjach i przedsiębiorstwach budowlanych, ale angażowali się w nią zwykli ludzie, pracując społecznie. Warto też pamiętać, że w czasie, gdy niewiele było odpowiedniego sprzętu, podnoszono z ruin miasto głównie siłą mięśni i przy użyciu dość, z obecnego punktu widzenia, prymitywnych narzędzi. Kilofy, łopaty, taczki i furmanki, szczególnie w pierwszym okresie odbudowy, stanowiły główną pomoc techniczną.
Oczywiste było, że Biuro Odbudowy Stolicy wielką wagę przywiązywało do zniszczonych obiektów zabytkowych. Dlatego w kwietniu 1945 r. umieściło w ruinach zabytków charakterystyczne czerwone tablice z napisem zakazującym niszczenia bądź naruszania istniejącego stanu.

45 miliardów dolarów

„Niedowiarki, czcze umysły / plotą nam rozprawy, / że na lewym brzegu Wisły / nie ma już Warszawy”, śpiewano po wojnie, warszawiacy zaś rozszyfrowywali skrót BOS jako Boże Odbuduj Stolicę. Nie wszyscy wierzyli, że uda się wskrzesić miasto zniszczone w wyniku działań wojennych i starannie zaplanowanych akcji.
W czasie kampanii wrześniowej uległo zniszczeniu 12% budynków, w tym Zamek Królewski i Dworzec Główny, węzły komunikacyjne, a także wiele obiektów przemysłowych. Na polecenie Hitlera, który ustanowił stolicę Generalnego Gubernatorstwa w Krakowie, już od 1939 r. przystąpiono do opracowywania planów przekształcenia Warszawy w prowincjonalne, 130-tysięczne, niemieckie miasto (tzw. plan Pabsta). Zgodnie z nimi utworzono getto, które po likwidacji w 1943 r. zostało całkowicie zgruzowane. Podobny los miał spotkać pozostałą część miasta. Już piątego dnia powstania warszawskiego gubernator Hans Frank zapisał: „Warszawa stoi cała w płomieniach. Palenie domów jest też najpewniejszym środkiem pozbawienia powstańców kryjówek. Po tym powstaniu i jego zgnieceniu Warszawa ulegnie zasłużonemu zupełnemu zniszczeniu”. Zajmowały się tym – jeszcze w styczniu 1945 r. – specjalne oddziały niszczycielskie (Vernichtungs-Kommando).
Paliły one i burzyły budynki oraz obiekty przemysłowe, mosty, niszczyły tory kolejowe i tramwajowe, nawierzchnię ulic, sieć kanalizacyjną, wodociągową, elektryczną, gazową, telekomunikacyjną, wycinały drzewa.
„Naukowcy hitlerowscy nadzorowali niszczenie zabytków kultury polskiej. Z istniejących przed wojną w Warszawie 957 budynków zabytkowych – 782 uległo całkowitemu zniszczeniu, 141 zostało poważnie uszkodzonych, 34 pozostały zachowane, gdyż nie starczyło już czasu, by odpalić założone ładunki materiałów wybuchowych”, pisał Adolf Ciborowski. Zniszczeniu uległo 85% zabudowy w centralnej części miasta – między Dworcem Gdańskim, Towarową i Okopową, Polem Mokotowskim, brzegiem Wisły. Na tym obszarze (11 km kw.) w przedwojennej, przeludnionej Warszawie mieszkało 800 tys. osób. Przed agresją Hitlera na Polskę Warszawa liczyła 1,3 mln mieszkańców, w czasie okupacji zginęło ich 700 tys.
W dniu wyzwolenia lewobrzeżnej części miasta mieszkało w niej 22 tys. osób (głównie na odległych przedmieściach). Najbardziej kojarzone z Warszawą śródmiejskie dzielnice były martwą kupą ruin z 20 mln m sześc. zalegającego gruzu (jego część wykorzystano przy budowie Stadionu Dziesięciolecia, na cegłach z gruzu wzniesiono Muranów).
Architekci Janusz Cierpiński i Bogdan Wyporek w referacie na konferencję o odbudowie miasta, zorganizowaną w 2005 r. przez SARP, podkreślali: „Zniszczenie Warszawy spowodowało unicestwienie tworzonego przez stulecia dorobku materialnego i kulturalnego miasta i jego mieszkańców. Społeczność warszawska została wymordowana, wysiedlona i rozbita. Rozwijana przez wieki tkanka miejska została zdruzgotana. Zniszczone zostały nie tylko konstrukcje budynków, ale także ich wystrój wewnętrzny, wyposażenie i cały mieszczący się w nich dorobek wielu pokoleń. To wszystko, co składa się na obraz, charakter i lokalny koloryt miasta, zostało utracone”.
Miasto, tracąc swój dawny charakter, zyskało w czasie odbudowy jeden z najlepszych układów komunikacyjnych wśród wielkich współczesnych miast europejskich.
Straty Warszawy zostały precyzyjnie zinwentaryzowane tuż po wojnie (m.in. przez BOS). Na tej podstawie w 2004 r. – na polecenie ówczesnego prezydenta Warszawy, Lecha Kaczyńskiego – oszacowano łączne straty materialne stolicy w czasie II wojny światowej na 45,3 mld dol. Prezydent Kaczyński uznał ten rachunek za „zaniżony w stosunku do rzeczywistości”.

Jak Biblia Gutenberga

„Cały naród buduje swoją stolicę”, przypomina napis wyryty na socmodernistycznej kamienicy na rogu Alei Jerozolimskich i Nowego Światu, zaprojektowanej przez pracownika BOS, Zygmunta Stępińskiego, który w czasie studiów architektonicznych był przewodnikiem łodzianina Spychalskiego po przedwojennej Warszawie.
Odbudowa Warszawy była nie mniej narodowa niż powstania: kościuszkowskie, listopadowe, styczniowe, warszawskie. Wyrażała się m.in. w dziesiątkach milionów godzin przepracowanych społecznie przy odgruzowywaniu, porządkowaniu, robotach budowlanych, brukarskich, wpłatach na utworzony w 1945 r. Społeczny Fundusz Odbudowy Stolicy, które umożliwiły m.in. odbudowę Starego i Nowego Miasta, katedry św. Jana, pałacu w Łazienkach. W 1963 r. Adolf Ciborowski oszacował koszty odbudowy Warszawy na 3 mld dol. Większość tych pieniędzy pochodziła z budżetu państwa, bez pomocy którego to dzieło nie mogło się udać.
W 1955 r. ludność Warszawy przekroczyła milion – w stolicy zawarto więcej małżeństw i urodziło się więcej dzieci niż w jakimkolwiek roku w okresie międzywojennym.
Do dziś odbudowa Warszawy wywołuje spory i emocje. Jej skrajni krytycy twierdzą, że BOS zniszczyło to, czego nie zdążyli zburzyć Niemcy. Oskarża się powojenne władze, architektów i urbanistów o zepsucie miasta. Tak jest zawsze, gdy w centralnych dzielnicach dochodzi do większej zmiany – wyburzenia starego obiektu i budowy w jego miejscu nowego. Przed kilkoma laty mieszkańcy Warszawy i stołeczne media bronili (bezskutecznie) przed rozbiórką Supersamu przy Puławskiej. Jego głównym projektantem był Jerzy Hryniewiecki, modernista z Biura Odbudowy Stolicy. Wielu wzniesionych po wojnie obiektów zburzyć się już nie da, bo są otoczone opieką konserwatorską. Za zabytki – już w III RP – zostały uznane m.in. Dom Partii, MDM, Centralny Dom Towarowy („Smyk”), Trasa W-Z, wieżowiec Ministerstwa Komunikacji przy Chałubińskiego (jego autorem jest Bohdan Pniewski, który przed wojną wygrał konkurs na budowę Świątyni Opatrzności Bożej), nawiązujący do architektury Starego Miasta Mariensztat. Wpisany na listę zabytków Pałac Kultury i Nauki (najbardziej udany z radzieckiej serii drapaczy chmur) pozostaje lepiej rozpoznawalnym symbolem Warszawy niż Stare Miasto i Zamek Królewski. W przeprowadzonym w 2006 r. badaniu „Wizerunek Warszawy w świadomości mieszkańców” Pałac Kultury za symbol stolicy wybrała ponad połowa ankietowanych – głównie osoby młode.
W bruk staromiejskiej ulicy Zapiecek wbudowano tablicę z napisem: „Warszawskie Stare Miasto dobrem kultury światowej UNESCO”. W uzasadnieniu tej decyzji stwierdzono: „Ponad 85% zabytkowego centrum Warszawy zostało zniszczone przez nazistowskie oddziały okupacyjne. Po wojnie mieszkańcy Warszawy podjęli dzieło odbudowy, które doprowadziło do odtworzenia kościołów, pałaców i domów będących symbolem polskiej kultury i narodowej tożsamości. Jest to wyjątkowy przykład całkowitej rekonstrukcji zespołu historycznego”.
W ubiegłym roku Archiwum Biura Odbudowy Stolicy, przechowywane w Państwowym Archiwum m.st. Warszawy, zostało wpisane na listę UNESCO „Pamięć Świata” – najbardziej wartościowych dokumentów obrazujących historię świata: „Odbudowa Warszawy, stolicy Polski, była niezwykłym dokonaniem architektów, konserwatorów, artystów i robotników, a także istotnym wydarzeniem społecznym. Sprawiła, że Warszawa – w czasie okupacji hitlerowskiej miasto skazane na zagładę i planowo niszczone z powodów ideologicznych i politycznych – stała się symbolem »miasta nieujarzmionego«”. Na tej samej liście jest m.in. dzieło Kopernika „O obrotach sfer niebieskich”, Biblia Gutenberga i rękopis IX Symfonii Ludwika van Beethovena.
Wcześniej, w 1980 r., UNESCO wpisało odbudowę Starego Miasta na Listę Światowego Dziedzictwa jako jedyny w świecie (w tej skali) przykład planowej odbudowy ze zniszczeń.

Krzysztof Pilawski


Straty Warszawy
Całość strat materialnych poniesionych przez miasto i jego mieszkańców szacujemy na 21,9 mld zł (według wartości złotówki z sierpnia 1939 r.), co daje kwotę
54,6 mld dol. (według wartości z 2004 r.). (…)
Z tego wartość zniszczeń wynosiła:
• zabudowy – 8,4 mld zł,
• majątku przemysłowego – 2,8 mld zł,
• rzemiosła – 0,75 mld zł,
• obiektów zabytkowych (133 obiekty) – 0,5 mld zł,
• infrastruktury miejskiej i mienia komunalnego – 0,1 mld zł,
• wyposażenia mieszkań prywatnych – 6,7 mld zł,
• środków transportu – 0,21 mld zł.
Uważamy, że liczby wynikające z naszych obliczeń szacunkowych można podnieść poprzez dodanie do nich wartości utraconych obiektów unikalnych i jednostkowych z bibliotek i archiwów oraz muzeów i galerii (państwowych, miejskich i prywatnych). Powiększyłoby to zapewne straty o ok. 2-3% (400-600 mln zł).

Źródło: „Straty Warszawy 1939-1945. Raport”,
pod red. Wojciecha Fałkowskiego, Warszawa 2005

 

Wydanie: 03/2012, 2012

Kategorie: Historia

Komentarze

  1. Adacta
    Adacta 16 stycznia, 2012, 15:13

    Miałem chyba 7 lat gdy zginął Stasiek J., mój kuzyn z ulicy Poprzecznej w Bełchatowie. Może miał 18 lat a może nie. Pojechał odbudowywać Stolicę Polski . Było to dla mnie tragiczne zdarzenie, choć stryj mi potem dał jego łyżwy. Takich wypadków było więcej. Nie wierzę jednak aby sugerowany w „Przeglądzie” pomnik tych co odbudowywali Warszawę stanął. W każdym większym mieście natomiast jest w różny sposób upamiętniony ten, którego rozkaz stał się przyczynkiem zagłady Warszawy, co straszniejsze śmierci czy rozstrzelania około 33 tysięcy dzieci w wieku 1-14 lat. On, którego rozkaz również jego koledzy generałowie nazwali zbrodniczym, w odróżnieniu od Korczaka, tylko opiekuna, nie towarzyszył jednak dzieciom Warszawy w ostatnich godzinach życia. Wygodnie, bo z adiutantem, nie głodując, doczekał się w obozie końca wojny. A był on jako dowódca odpowiedzialny za skutki swoich rozkazów. Bo dowódca ma być odpowiedzialny . I mądry. Ale tylko Korczaka można podziwiać. Jemu pozostało tylko ratować honor. Nie ratował. A pomnik budowniczych i mieszkańców Warszawy nie powstanie. Najwyżej, co sugeruje minister obecnego rządu, coś w samym środku Warszawy się zburzy. Pochodzę ze wsi, więc burak. Wstyd, ponadto z butów słoma wygląda. Wiem jednak, że większość chłopów, którym nikt nic nie postawił, żadnych bloków też, powiedziałaby. Patrzcie, niczego tu nie zbudował a już chce burzyć. No może u niego takie upodobania. Bo jak w artykule czytam to czerwoni a odbudowali katedrę św. Jana. Nie tylko. Tymczasem minister (poprzez utożsamianie się) zburzył w okresie V-VII 1938 ponad sto cerkwi na Lubelszczyźnie i Podlasiu( „bez śmiertelnych wypadków ale ze strugami krwi”). Faktycznie tradycja. Bo chociażby idol pana ministra, szef KWP gen. Sojczyński (Warszyc) w ulotkach pisał „Psuj maszyny w fabryce, rabuj spółdzielnie i kasy kolejowe. Nękaj i męcz. Bij i zabijaj: młodych i starych, mężczyzn i kobiety, sługusów żydokomuny.” No i Danielak, jego podwładny, zamorduje w Bełchatowie odbudowującego pożydowskie fabryczki bawełniane – dyrektora Leonarda Glapińskiego. Jak przyszły czasy ministra to wszyscy z KWP dostali wysokie odszkodowania, stawiają im pomniki. Zakłady bawełniane zostały zburzone (komin został) a w ich miejsce buduje się już kolejna (ludzie mówią „po kiego … gdy roboty i pieniędzy brak”) galeria. „Bawełnianka” będzie się nazywać. Powrócę do tytułu artykułu „Zmartwychwstanie Warszawy”. Mógłbym tylko dodać „niesamowite i niespotykane”. Ale ktoś tego dokonał. Patrzę na zdjęcia ciągnących się zgliszcz, ale i ludzi. Mężczyźni i kobiety, niewyobrażalny koszmar minionych dni ale i nadzieja, że Warszawa będzie. I jest. Stolicą Polski. Włodzimierz Kaczmarek, już z miasta.

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Beta
    Beta 17 stycznia, 2012, 14:50

    Artykuł przywołał me wspomnienia o tuż powojennych latach odbudowy Warszawy i o architektach, którzy projektowali jej nowe dzielnice, a wielu z nich poznałem osobiście. Sam mieszkałem we Wrocławiu, potem w Nowej Hucie.
    Pomnik dla Budowniczych Warszawy? – Oczywiście, jestem za!!! Pomysł budujący i patriotyczny, także „rewolucyjny” w czasach uprawiania trumiennej pamięci narodowej i sławienia polskich klęsk i tragedii.
    Oto ułamki wspomnień:
    – … W połowie roku pojechałem w ramach delegacji służbowej do Warszawy. Miałem dostarczyć jakieś materiały do Biura Odbudowy Stolicy. BOS mieściło się wtedy w prowizorycznych, drewnianych barakach, zagęszczonych do granic możliwości przez projektantów i kreślarzy, opracowujących plany i projekty remontów i nowych obiektów dla Warszawy.
    O tym, jak bardzo praca ich była niezbędna, przekonałem się, zwiedzając przez wiele godzin centralne dzielnice miasta. Warszawa była potwornie zrujnowana, jeszcze bardziej niż Wrocław, zaś na pewno inaczej. We Wrocławiu przeważały wypalone szkielety domostw, Warszawa zaś prezentowała się jako morze gruzów. Jedynie prawobrzeżne dzielnice zachowały się prawie w całości, ale Praga była zaniedbana i chaotycznie zabudowana.
    Zadziwiały szpalery sklepów i sklepików funkcjonujących w parterach zrujnowanych domów przy ul. Marszałkowskiej i Alejach Ujazdowskich. …..
    -….. Zatrzymałem się w Warszawie przez całe dwa dni. Akurat miał w stolicy miejsce Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów. W związku z tym odbywało się wiele różnych imprez z tym związanych. Niektóre powiązane były z Pałacem Kultury i Wypoczynku, jaki w przededniu święta 22 Lipca 1955 r. przekazany został do użytkowania.
    Pałac został wybudowany w rekordowym czasie trzech lat przez budowniczych radzieckich. Gdy byłem w Warszawie zimą 1952 r. widziałem w tym miejscu olbrzymią dziurę wykopów i kłębowisko żelbetowych fundamentów w trakcie zbrojenia i betonowania. Największy i najwyższy budynek w Polsce, jaki zbudowano w XX wieku, liczy przeszło 3000 pomieszczeń, ponad 800 tysięcy m3 kubatury i 230 m wysokości. Trudno byłoby wyliczyć mnogie instytucje, obiekty i urzędy, jakie się w nim znalazły.
    Zwiedziłem wówczas wiele głównych pomieszczeń. Byłem też w jednym z kin na seansie filmowym. Specjalne wrażenie zrobiła na mnie klimatyzacja działająca w sali kinowej. Było w tej sali chłodno i rześko, gdy na zewnątrz panowały iście bułgarskie upały. Po seansie wziąłem udział w tłumnych tańcach, chyba spontanicznych, jakie trwały do późnej nocy na placu przed pałacem od strony Al. Jerozolimskich. Tańczyłem kilka razy z Hinduskami, ubranymi w kolorowe sari.
    Na dłuższe zwiedzanie Warszawy nie miałem czasu. Ale też stolica się zabudowała i rozrosła. To już z powrotem było miasto milionowe i na jego zwiedzenie trzeba by poświęcić wiele dni. Ja ograniczyłem się tym razem do rzutu oka na pięknie odbudowane osie Stare Miasto – Krakowskie Przedmieście – Nowy Świat, Stadion X-lecia – Most Poniatowskiego – Al. Jerozolimskie – ówczesny Dworzec Główny PKP i kawałek ulicy Marszałkowskiej……
    Beta

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. Kot Jarka
    Kot Jarka 15 lutego, 2012, 01:05

    dlaczego właściciele gruntów i budynków w W-wie są zwolnieni z opłat za odgruzowanie i odbudowę ?

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy